30.12.2016

Jarecki w akcji


Zaczęło się bardzo niewinnie, Jarecki nie mógł się spodziewać, co go czeka.
Przyjechali Pysiakowie i tak sobie miło gawędziliśmy o tym i owym, że na przykład tu w salonie jeszcze nam bardzo potrzebny jakiś kredens, a najbardziej, ach, pamiętasz Pysiaku (Pysiak to mój kuzyn) taki jak stał u naszej babci w letniej kuchni!
Ten kredens jeszcze tam stoi, mówił Pysiak, ale już się pewnie nie nadaje, ach-jaka-szkoda.
I na tym skończyłaby się rozmowa o wystroju wnętrz, gdyby kuzyn Pysiak nie odpalił internetów.
Już po chwili oznajmił, że w sąsiedniej wiosce podobny kredens jest do wzięcia za 100 złotych polskich.
Jarecki skrycie załamał ręce ale pojechał, przywiózł i...





...zaczął zdejmować warstwy farby olejnej, aż wyłoniła się solidna konstrukcja z drewna i sklejki. Niestety zdjęć z tego etapu prac brak.
Ponieważ kredens w salonie Deszczowego Domu naprawdę był potrzebny, Jarecki postanowił na cito wykończyć dolną część a nastawą zająć się w bliżej nieokreślonej przyszłości; może latem, gdy będzie można pracować przy otwartym garażu a może samo się zrobi, kto to może wiedzieć.




Ta osobliwa ozdoba to źle przykręcony wieszak na różne kuchenne artefakty. Dlaczego źle go przykręcono?  Ot, tajemnica.







Ogołocony ze starych farb mebel (a raczej jego połowa) trafił do salonu.
Tam dostał nowe szaty.
Farbę -






- gałki, uchwyty i nowe zamki.








Tak wygląda teraz, w roli komody.







Jarecki twierdzi, że z nastawą będzie przyciężko i nazbyt kuchennie a wszak to salon! Oraz (bardzo chytrze z jego strony), że ściana nad komodą to wymarzone miejsce do ekspozycji dzieł sztuki, które w kuluarach już tylko czekają na oprawę i Jareckiego z wiertarką.

Co myślicie?

28.12.2016

Prezent poświąteczny


Trafiło mi się jak ślepej kurze ziarnko.
W zaogońskim lumpeksie, upiornej grzebalni, znalazłam dwa próbniki z jakiegoś sklepu z wystrojem wnętrz dla dzieci. Każdy taki próbnik to trzy kupony grubej bawełnianej tkaniny: jeden 145x110 i dwa 55x110. Ten sam wzór w pieski, trzy wersje kolorystyczne.
W sumie ogrom zacnej, nieużywanej materii.
(Właściwie post niniejszy jest z gatunku: patrzcie i zazdrośćcie, bo prawdopodobieństwo takiego łowu nie jest duże a praca włożona w efekt końcowy akurat w zasięgu każdej początkującej szwaczki)

Oto owoc poświątecznej laby i pokój Trójki jako miejsce docelowe.






Na powyższym zdjęciu jeszcze jeden materiał, który wykorzystałam w poniższej robótce - lniana surówka; akurat miałam w pracowni kilka metrów ;)
Z dwóch dużych kuponów powstała narzuta. Nie ma w środku żadnego wypełnienia. Była uszyta z dwóch warstw jak poszwa na kołdrę a następnie, już na prawej stronie przepikowana razem naokoło tych owali (jaj:)) z pieskami. Wszystko dobrze się trzyma kupy i jest odpowiednio ciężkie.
Z dwóch mniejszych kuponów uszyłam poduchy 47x47 cm.
Pozostałe dwa kawałki tkanin zostawiam "na zaś". A nuż trzeba będzie uszyć jakieś siedzisko na krzesło, worek czy coś tam jeszcze :)
















Niech żyją lumpeksy!

Tymczasem zamiast życzeń -



Tak się złożyło, że w wigilijny poranek Dwójka dostała ostrą reprymendę.
Obraziła się spektakularnie, trzasnęła drzwiami swojego pokoju; skąd za chwilę wychynęła, żeby udać się z Jarecką na ostatnie przed Świętami zakupy (foch fochem, ale lepiej nie ryzykować bycia zastawionym do jakiejś roboty).
 - Ho ho - skomentowali chórem Rodzice Jareccy - jak w Wigilię tak cały rok! Teraz - wieszczyli Dwójce - cały rok będziesz dostawała łupu cupu!

O czym Jarecka z Dwójką rozmawiały jadąc do sklepu z grubsza wiadomo.*

- ...i oczywiście wiesz, że to co ci dziadkowie powiedzieli, że jak w Wigilię tak cały rok to tylko takie powiedzenie, i nijak się ma do rzeczywistości? Pan Bóg codziennie daje nam całkiem nowy dzień...
- Wiem - wstrzeliła się Dwójka - tak jak mówiła Ania**: JUTRO JEST ZAWSZE CZYSTE.







*Oto trudność blogera. Coraz częściej wypada nabrać wody w usta.
**z Zielonego Wzgórza :)

17.12.2016

Kartki z kalendarza, adwentowego.



14 grudnia, godz. 15.00
Jasełka u Piątka
O znienawidzona, rokroczna torturo!
W gąszczu tabletów, telefonów i innych nagrywarek, pośród uszminkowanych ust matek i babek, w nerwowej atmosferze. Dzieci pobudzone, rodzice stłoczeni, panie zmęczone.
Morale Piątka-baranka padło na widok Jareckiej, która torując sobie drogę maczetą, dobrnęła do syna z czystą koszulą. Na szczęście rola czarnego barana sprowadzała się do jakiegoś: "zapraszamy na jasełka", które Piątek wyrecytował automatycznie nie wypuszczając z objęć swojej matki, i już można było udać się na tyły sali, gdzie wypadało zaczekać jeszcze na prezenty i uf.
Odfajkowane.

14 grudnia, godz. 16.00
Jasełka u Czwórki.
O znienawidzona, rokroczna torturo!
Ponieważ Jarecka przybyła na ten spektakl wprost z piętra wyżej, ergo - wcześniej niż inni - zajęła sobie miejsce w pierwszym rzędzie, za plecami (i jeszcze niżej) mając tablety, telefony i inne nagrywarki.
Zmęczony baran usnął na kolanach Jareckiej i jej samej niewiele brakowało, żeby pójść w jego ślady.
No ale już, prezenty rozdane, odfajkowane.

14 grudnia (rok ciągle ten sam, 2016), godz. 18.00
Zebranie w gimnazjum.
Lista mailowa do rodziców uzupełniona, składka klasowa ściągnięta.
- Drodzy państwo - rzecze młodziutka wychowawczyni - właśnie zdałam sobie sprawę, że u progu liceum nasze dzieci spotkają się z młodszym rocznikiem, który charakteryzuje liczebność (wyż demograficzny) i niepospolita ambicja. Na dzień dzisiejszy szanse na dostanie się do liceum daję najwyżej jednej trzeciej klasy.
Borze sosnowy, czyli pięciu osobom.
Jarecka znów poczuła ten odpływ energii, co na pierwszym zebraniu, kiedy wyszło na jaw, że na szesnaście osób dziesięcioro ma orzeczenie o różnych poznawczych dysfunkcjach. W torbie zmaterializował się ten sam co wtedy bacik; a masz, ty leniwa matko, nie chciało się dziecka wozić do lepszej szkoły, nie chciało się wchodzić w całkiem nowe środowisko, zaprzepaścisz ty ten talent, a masz! - nie masz tu dla niego rywala, motywacji, pójdzie do branżówki razem z kolegami.

14 grudnia, 18.30
Zebranie u Dwójki.
- Skoro panie nie mogą sobie poradzić z naszą klasą, mamy pomysł! Podzielmy ją! Wszak pierwsze klasy są dwie, choć cały rocznik liczy dokładnie tyle, co nasza klasa. Napiszmy petycję do wójta, kto jest za?
- Ale w pierwszej klasie jest dziecko sołtysa - zauważył ktoś przytomnie.
A potem już było jak zwykle, czyli czemu pani tyle krzyczy i tak narzeka i tyle zadaje, jak dzieci żle się uczą to nie wymagajmy od nich tyle, noooo!


Wieczorem Jareccy musieli napić się tego napoju, który powiększył Alicję z Krainy Czarów, cudem się to udało, bo już ledwo dosięgali blatu.




15 grudnia, godz.18.00
Koncert w Gminnym Ośrodku Kultury.
Wśród artystów - Trójka, która w tym roku pobiera lekcje śpiewu.
Sala zatłoczona, tablety, telefony i inne narzędzia nagrywające plus Jaśnie Panicz w roli fotoreportera; w tym roku pobiera nauki w dziedzinie fotografii, przyszedł na koncert wprost ze swoich zajęć piętro wyżej.
Trójka i jej koleżanki wyglądały olśniewająco (czemu Czwórka, zajęta przy bufecie na tyłach sali, musi uwierzyć na słowo). I znów Jarecka nie mogła się nadziwić, że jej córka ma urodę tak oryginalną, że drugiego takiego dziecka nie ma na świecie. No, chyba, że gdzieś tam na Karaibach.
Sami zobaczcie.



16 grudnia, godz.10.00
Śniadanie.
Piżamy.
Piątek miał w nocy gorączkę.
Jaśnie Panicz, nawet jeśli pójdzie do branżówki, może zrobić karierę kucharza.
Sikorki buszują w karmniku.
Wszystko powraca do właściwych rozmiarów.






Czego i Wam życzę :)