2.04.2013

O innej Wielkanocy, innym Chrzcie i najpiękniejszej szacie

Tegoroczna Wielkanoc była dla Jareckich nietypowa nie tylko dlatego, że za oknem zamiast drzew w pąkach czy choćby wiosennej burzy szalała najprawdziwsza śnieżyca. Ze złośliwym (acz stłumionym!) rechotem Jarecka myślała o kryształowo czystych oknach sąsiadki Danuty, które to okna boleśnie kłuły ją w oczy przez ostatni tydzień. Teraz już nie kłuły, bo w ogóle nie było ich widać zza zasłony nieprzerwanie sypiącego śniegu.

Po raz pierwszy od kilkunastu lat w tym roku w najbliższej rodzinie Jareckich nie odbył się w Wielkanoc żaden Chrzest.
Wszyscy siostrzeńcy i siostrzenice Jareckich (a imię ich Legion) byli ochrzczeni w to Święto Świąt.
Także dzieci Jareckich.
Wszystkie, z wyjątkiem Czwórki.
Z Czwórką było tak:




OSOBY DRAMATU:
(in order of appearance)

Jarecka
Czwórka
Padre Carlos- przyjaciel Jareckich, ksiądz, oryginalny latynos, import zza Atlantyku, lub, jak kto woli, zza stepów Azji i jeszcze zza Pacyfiku.
Jarecki

CZAS:
2 i 3 sierpnia 2010 roku.

MIEJSCE:
Szpital w pewnej Metropolii.

Zaczęło się banalnie, Jareckiej odeszły wody. Mniej banalne było to, że w dwudziestym tygodniu ciąży. Najpierw Jareckiej nie uwierzono! Próbowano jej wmówić, że to upławy, albo że po prostu, jak dziecko, zmoczyła łóżko!
I już, już miała szpital opuścić i odpoczywać, i nabierać rozumu w Deszczowym Domu, gdy zaczęła krwawić. Natychmiast przeniesiono ją do jednoosobowej sali, zaproponowano psychologa i głaskano po łapkach. Zamiast psychologa przybył Padre Carlos.
Padre Carlos przyjeżdżał do szpitala najpierw co kilka dni, potem, gdy się okazało, że Jarecka może przekręcić się w ciągu paru godzin, zaczął bywać codziennie. Podjeżdżał pod szpital od strony rzeki i pakował się na oddział przez izbę przyjęć, czarując pracujące tam panie swoim latynoskim uśmiechem. Wkrótce cały personel szpitala był przekonany, ze ma do czynienia z nowym szpitalnym kapelanem, który zastąpi tragicznie zmarłego tamtego lata księdza. Padre Carlos co prawda nie odprawiał niedzielnych Mszy w kaplicy p.w. Św. Joanny Beretty Molla, jego sława jednak rosła i niebawem Jarecka jako przypadkowy słuchacz (wszak nie mogła sobie wyjść!) poznawała historie rodzinne (i inne) personelu szpitala nie wyłączając lekarzy. Padre z każdym znajdował wspólny język i każdy czuł się dopieszczony jego pasterską uwagą.
Oprócz Komunii Padre Carlos przynosił Jareckiej dobre słowo, ploteczki o wspólnych znajomych a także filmy na DVD.
Tamtego dnia obejrzała "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", film przyniesiony przez Carlosa pod sutanną (Padre wstydził się paradować z filmami, jeśli nie miał torby) a potem poczuła skurcz. 
Jeden, drugi, trzeci.

O tym, że ciąża zakończy się już, za chwilę, przez cesarskie cięcie, Jarecka dowiedziała się, bo usłyszała jak lekarze rozmawiają o tym na korytarzu. Po chwili wkroczyła młoda lekarka z papierami, które Jarecka podpisała drżącą ręką. Zadzwoniła jeszcze do Jareckiego, który bardziej z pory telefonu niż z wypowiedzianych do niego słów wysnuł wniosek, że to już. Był akurat z dziećmi u rodziny w górach. Pocałował śpiące dzieci, wsiadł w samochód i obrał kurs na Metropolię.

Nikt nie pokazał Jareckiej dziecka, które- dałaby głowę- wyrwano jej z okolic płuc. Wykręciła głowę mocno, na godzinę między pierwszą a drugą i zobaczyła na stole czubek maleńkiej, podłużnej główki.

O szóstej  rano, gdy zmieniali się lekarze, przyszła do Jareckiej lekarka, która na nocnym dyżurze zajmowała się Czwórką w pierwszych godzinach jej życia.
-Urodziła pani córkę. Waży... mierzy... (tu padły jakieś nieprawdopodobnie małe liczby i Jarecka odrzuciła je natychmiast, w odruchu wyparcia). Zaintubowaliśmy ją... Wymaga większej podaży...
Jest w ciężkim stanie.

Przybył Jarecki. Dzwonił do Carlosa i Padre zaraz będzie, ochrzci Czwórkę.
I tu się zaczyna rodzinna anegdota Jareckich.
Otóż Jarecka nie mogła podnieść się do pionu by zasiąść w fotelu na kółkach i dać się powieźć tam, gdzie leżała jej jeszcze nie widziana córka.
-Idźcie sami- zadecydowała.
Jarecki i Padre Carlos posłusznie wyszli i w chwili, gdy drzwi za nimi się zamknęły, Jarecka na mgnienie oka poczuła niepokój- że niby nie przypomniała im, jakie imiona wybrała dla swojej córki. Odrzuciła tę myśl jako absurdalną. Nawet jeśli Jareckiego zatka z wrażenia, przecież Padre WIE! Codziennie pytał o imię dziecka (dziwne, że zawsze zaczynał od: "To jak jej będzie? Wiktoria?")
 A Jarecka umyśliła sobie, że córka dostanie na imię Czwórka Rita. Czwórka- bo tak. Rita- bo przez sześć miesięcy ciąży nie opuszczało Jareckiej uczucie beznadziei a Święta Rita jest patronką beznadziejnych spraw, więc miał być taki żart. Gorzkawy. Jarecka bardzo przywiązała się do tych imion i gdy drzwi otwarły się ponownie, i gdy tylko rzuciła okiem na twarz idącego przodem Padre Carlosa od razu wyczuła...
I Padre wyczuł.
-Ochrzciliśmy Czwórka...- zaczął niepewnie- a miało być drugie?... Jarecki powiedział tylko Czwórka... Mnie coś świtało, że miało być drugie imię, ale skoro ojciec tak powiedział...
Jarecki nie miał nic mądrzejszego do powiedzenia. Tłumaczył się, że nigdy nie widział dzieci tak małych jak tam, i że to go przerosło, i stracił głowę, Jarecka zaś gdyby miała wówczas choć odrobinę siły w ręku  śmignęłaby bez te łebki choćby plastikową butelką.

Żeby ochrzcić dziecko w szpitalu nie potrzeba księdza. Najczęściej robią to pielęgniarki- wystarczy kropelka wody, imię, "W imię Ojca..." i już. Ważne. Osoba, która chrzci, nie musi być nawet chrześcijaninem, wystarczy, że robi to w dobrej wierze. Ponieważ jednak Padre Carlos reprezentował siłę fachową, była nawet biała szata...




Sterylna gaza.


JESZCZE NIE KONIEC



P.S. A prawdziwe elegantki noszą się na Chrzest na przykład tak jak mała Karolcia:








Tyz piknie :)

8 komentarzy:

  1. ło matko Jarecka ...to się nazywa story :))

    OdpowiedzUsuń
  2. No niebywała ta historia. Trochę pamiętam z przekazu kiedyś ale nie tyle. Jarecka to się musiała nacierpieć qrde. Wspaniale, że wszystko dobrze się skończyło. I że padre tam był. A Jarecki, no cóż..? Butelka to za lekka na Niego. Mam tylko nadzieję, że imię Rita to nie pripaaprilisowy żart he. Powesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie!
      Rita nawet stoi jako żywo w dokumentach. Niestety w Niebie znają ją bez Rity :)

      Usuń
  3. Historia pełna grozy, ale przy całej powadze sprawy... biała szata mnie powaliła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę sobie wyrzucałam, ze nie zrobiłam jej czegoś ładnego, skoro wiedziałam że urodzi się wcześniej i skoro dużo dziergałam leżąc w szpitalu. Ale cokolwiek bym przygotowała- psu na budę, bo do inkubatora musiałoby być sterylne!

    OdpowiedzUsuń
  5. Najcenniejsza biała szatka jaką w życiu widziałam

    OdpowiedzUsuń
  6. W Niebie znają Ją DZIĘKI Ricie, luz 😊

    OdpowiedzUsuń