24.01.2015
Jak się nie ma co się lubi i inne przydatne przysłowia
Biedna Jarecka!
Nigdy, nigdy (takie przekonanie w sobie hołubi) nie mogła ubrać się tak, jak by chciała.
Najpierw donaszała po siostrach.
TRZECH starszych siostrach. Straszne, nieprawdaż.
Pod koniec podstawówki zbuntowała się i skręciła w inną stronę. Wykopywała z czeluści szaf ciuchy z lat pierwszej młodości Mamy CałkiemInnej, w lumpeksach wynajdowała najbardziej błyszczące, kolorowe i dziwaczne szmatki, coś tam dziergała, mamie (krawcowej!) zlecała jakieś przeróbki i jakoś tam było.
W liceum plastycznym prawie się nie różniła od reszty indywiduuów.
Potem nawet w tych rzadkich chwilach gdy dysponowała pieniędzmi na własne ubraniowe fanaberie (niech żyją stypendia!) okazywało się, że w sklepach nie ma tych wzorów i kolorów, jakie Jarecka nosi w głowie.
Dzieci, ci czarodzieje, zamieniły zakupy ubraniowe w horror.
Dopiero pojawienie się w Deszczowym Domu maszyny do szycia otworzyło nowe perspektywy, upiększone dodatkowo odkryciem w okolicy hurtowni tkanin.
Wkrótce jednak okazało się, że ceny tam owszem, przyjemne, ale wybór - niewielki. Oraz, że pieniędzy na tego typu inwestycje zawsze za mało. "Gdyby nie dupka" - jak mawiają w rodzinnych stronach Rodziców CałkiemInnych - "to by była złota szubka".
Co jest mądrością nader głęboką i gorzko prawdziwą.
Tedy gdy Jarecka popada w nastrój "muszę-mieć-coś-nowego" zazwyczaj pozostaje jej przegląd podręcznej szafy zawierającej stosiki odcioteczkowych darów.
Tkaniny, które gromadziły Cioteczki są porządne. Białe. Czarne. W porywie szaleństwa granatowe, szare lub ecru. Barwnym ptakiem na tym tle była czarno-biała pepitka, z której Jarecka radośnie upitoliła spódnicę zapinaną na pomarańczowy suwak (prawie go nie widać).
W trakcie ostatniego niepohamowanego ataku krawieckiej choroby wpadła w ręce Jareckiej wełna w śmietankowym kolorze i tejże barwy zacna podszewka.
Oto pierwsza rzecz z podszewką, jaka wyjechała spod Jareckiej maszyny!
Miejscami wyszło lepiej (kieszenie w szwach):
Miejscami gorzej...
Ale ogólnie może być.
Jak mawiają w rodzinnych stronach Rodziców CałkiemInnych - "starej babce ujdzie w czapce".
(Wykroje z Burdy to naprawdę samograj. Człowiek sobie odkalkuje wykrój, materię skroi, zszyje, i gotowe)
Znajdź trzydzieści różnic.
Twoja kreacja, Droga Jarecko, jest 30x lepsza :).
OdpowiedzUsuńWygrała pani!! Aplauz!
UsuńTak, Twoja jest "bardziejsza", jak mawia jedna z moich córek :)
OdpowiedzUsuńP.S. To jest kolor, o którym marzę, ale...ruda i blada jestem i nic z tego. Nijak nie pasuje.
To pisałam ja, Czajnik blogowy :)
OdpowiedzUsuńZawsze się marzy o tym czego się nie ma. Jak ja o blond włosach i czarrrnych oczach.
UsuńO ile zakupy dla dziecka to dla mnie raj na ziemi, o tyle dla siebie coś kupić...no powiem tylko, że wolałabym na tym grochu klęczeć całą noc, mniejsza to by była dla mnie tortura, niż te ciuchy przeglądać i przymierzać, a na końcu i tak stwierdzić, że nic na mnie dobrze nie leży, więc do widzenia. Gdyby tak umieć uszyć sobie coś na wymiar, w kolorze i kształcie jaki się zamarzy...no Jarecka to "miszczyni" jest prawdziwa.
OdpowiedzUsuńNa tym się wic zasadza, że ja tak naprawdę na wymiar to nie umiem. Moja mama dla każdego szytego przez siebie ciucha sporządzała OSOBNY wykrój - kreśliłą na podstawie pierdyliona zdjętych miar, zewsząd. Potem było iks przymiarek, upięć, fastryg i na koniec kreacja na tę konkretną osobę - ja np. mam jedno ramię wyżej (oraz niżej, jak kto woli ;)) i moje dorosłe kiecki miały uwzględnioną tę dysproporcję.
UsuńA ja to wiesz, amatorszczyzna. Jak fason luźny, to czy mi będzie wisiało więcej czy mniej - nie ma znaczenia :)
Na Jarecką pasuje jak ulał, znaczy się na wymiar szyte ;)) W dodatku potrafisz Jarecko uwspółcześnić krój tak, że wygląda, jak z najnowszych katalogów, więc już proszę tu sobie amatorszczyzną nie uwłaczać. My tu wszystkie w zachwycie trwamy i zazdraszczamy zdolności, że pomimo nie zdejmowania pierdyliona miar zewsząd, potrafi Jarecka takie coś stworzyć, co by niejedna z nas chętnie w swojej szafie widziała.
Usuńej Jarecka, Ty niedługo szafiarką zostaniesz albo ten, tego modelką:)) Pełen wypas moja Droga, pełen wypas!
OdpowiedzUsuńPrawda, że ku szafiarstwu idzie? Tfu, na psa urok!
UsuńŻycie jest pełne niespodzianek :)))
Komplementować miałam żylaste ręce i piękne obojczyki z ostatniego szafiarskiego wpisu, a tu proszę - nowy już jest! To i Ciebie, i rzecz z podszewką podsumuję: - Fiu, fiu! :))
UsuńMuchas gracias Olgo. Obojczyki takie to rzecz wielce pożyteczna. Szpulkę nici można położyć albo mydełko fa - a i drobne zakupy nie wypadną.
UsuńŚmietankowa kreacja lepsza. Modelka też lepsza! W styczniu taka opalenizna - toż to zgroza! Pewnie jeździ do Tunezji co miesiąc. :)
UsuńSerio, Jareckiej kreacja dużo lepsza: i kolor, i faktura, i układa się lepiej, i bez tych kieszeni naprawdę stylowo jest! Nos na zdrowie i szyj, szyj.
Skąd się na zdjęciu wzięła opalenizna - nie wiem, ale rzeczywiście, wygląda nieźle :)))
UsuńDoskonale czuję o czym piszesz, historia moja podobna ;) A sukienka, cóż rzec...zachwycajca!
OdpowiedzUsuńJa nieustannie zachwycam się Twoim stylem (i wyglądem!), tylko żeby zostawić komentarz na wordpress (blox?) trzeba wypełnić tyle okienek, ze daję sobie spokój... Przy okazji więc wiedz, że zachwycam sie na bieżąco :)
UsuńOj, Jarecka, dzięki za komplementy, czerwienię się po uszy :) A blog mam na blogspocie i serio są takie problemy z komentarzami? Muszę to sprawdzić....
UsuńWow!
OdpowiedzUsuńTia tia :se skroi, wytnie i zszyje. Po prostu;)
Piekna tunika- kiecka i zgrabna jak diabli ,modelka.
Naprawdę! Jakoś tam zawiśnie :)
UsuńNajgorzej zawsze sie namęczę z dekoltem a tu nawet sam wyszedł symetryczny :)
Ale laska! - że powtórzę za Narogową (?)
OdpowiedzUsuńRóżnica pierwsza: brak głowy! Ale przy szyciu to chyba jej nie brakowało bo wyszło do pozazdroszczenia, ooch (gdzie gorzej? gdzie gorzej?!).
Ha! Gorzej jest z prawej (niepokazanej) strony dekoltu, od podszewki. marszczy się trochu i muszę naciągać przez rękaw :)
UsuńNo ale żebym ja sie takimi drobiazgami przejmowała! Torbę se przewieszę przez odpowiednie ramię i co mi kto zrobi? :)))
Jarecko, historia ubraniowa podobna tylko ja sióstr niestety nie mam ;-(
OdpowiedzUsuńUszyj mi taką sukienkę, plissss
NIe umim :)
UsuńOOO jaaaa!! I to z podszewką! Piękna
OdpowiedzUsuńCioteczkowe materie często w zestawach z podszewkami. Full wypas, powiadam Ci :)
UsuńTo nawet i Bebeluch w malignie zauważy, że Twoja kreacja jest o śmietankowe niebo lepsza.
OdpowiedzUsuńNotuję w kajeciku: Do chałwy dorzucać pstrokate tkaniny.
Bebeluch nie jest obiektywny podejrzewam, a w malignie to w ogóle.
UsuńBebe! Ty sie do mnie wybierasz! TYlko daj znać wcześniej, żebyś na zupę dyniową nie trafiła albo na owoce z czekoladą :)
Bebe- i kreacja i karnacja! Elizawietta miała rację, nie dość, że zdolna to jeszcze zgrabna. Zgroza.
UsuńTrocha się fotoszopa zna... :p
UsuńW malignie jasność umysłu przyświeca, jak to światełko w tunelu....choć kazali nie iść w jego stronę.
UsuńWybieram się do Cię, a jakże, z przysiółkiem przyjadę i pójdziem sobie w długą na rajtkowe zakupy. Imaginuję sobie. Po pierwszej lampce wina, bo po kolejnych możemy już nie dojść.
No jakże, po tej lampce będę CIę uczyć szydełkować :))
UsuńKiecka BOSKA! Śmietankowa wełna, brzmi zacnie, solidnie i górnopółkowo :)
OdpowiedzUsuńDonaszanie po starszym rodzeństwie to zmora rodzeństwa młodszego i trauma na resztę życia :/ A swoją drogą zastanawiam się skąd u starszego pokolenia ta miłość do kolorów ziemi - ciepłe beżyki, neutralne popiele i mieszanki tegoż. Ile razy Mamusia wbijała mnie w te eleganckie, bezbarwne tonacje (granaty i czernie moja Mama wykluczała w przedbiegach) czułam się jak zwierzę hodowane pod kamieniem...
Ja sie tam nie znam, ale ta materia widzi mi się naprawdę górnopółkowa. Podejrzewam, że 30 lat trafić na coś takiego to była gratka! Mama mi powiedziała, że jak niebieski szlaczek na brzegu materiału to znaczy: wełna (acz mogło mi się coś pomieszać).
UsuńA właśnie, kolory. Z dzieciństwa mam takie wspomnienie - z mamą w domu handlowym; ogromna sala pełna regłów, na regałach wielkie bele kolorowych kwiaciastych materiałów. I pamiętam żółte, których mama nie kupiła. Wzięła beżyk z kropelkami różu i lila. Miałam z tego kominezon na lato. Bajerancki! Ale pamiętam też, że było mi w nim niewygodnie ;) No i na siusiu musiałam się rozbierać do rosołu :)
Zjadłam w tym komentarzu mnóstwo słów :/
Usuń30 lat TEMU
niebieski szlaczek JEST
i pewnie inne. Wybaczcie.
Ta w granacie nie jest taka ładna :)
OdpowiedzUsuńJest :)
UsuńNo szał,Pani...:) oniemiałam! Piękna suknia,w modnym ostatnio fasonie,a modelka,że ulala! :) Ty masz zdolne te łapki,Jarecka :)
OdpowiedzUsuńTak między nami- ta granatowa z Burdy w prównaniu z Twoją kreacją to jakieś Bleblo ciecio ;)
Ściskam!
anulka
Hłe hłe :D
UsuńJakie różnice? Twoja inna i ładniejsza, czadowa po prostu:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZ podszewką... No szacun, Jarecko. Tylko patrzeć jak Jareckiemu zaczniesz garnitury szyć, z kamizelką rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńCo do wykrojów z Burdy się zgodzić do końca nie mogę, albowiem mając dziewczęta dorastające na stanie, z autopsji wiem, jak trudno spasować właściwy wykrój, co się umęczę to moje. Pomijam te opisy do wykrojów. Panie, głowa mała (no chyba, że ja taka niekumata). Człowiek czyta i głupszy niż przed czytaniem, im bardziej czyta, tym mniej wie jak szyć. Mam cichą nadzieję, że po którymś wykroju załapię te opisy i pójdzie mi jak z płatka. A na razie szyję na tzw. oko, bez opisu, bo bym chyba oszalała...
Co do tkanin niestety wybór wbrew pozorom stosunkowo ograniczony, większość zagramaniczna, gdzie te polskie wełny i bawełny się podziały... Nie dysponuję niestety tak liczną progeniturą jak Jarecka, ale z czasem człowiek zaczyna zauważać, że gdyby nie maszyna, druty czy tzw. butiki nie bardzo miałby w co dzieci ubrać, bo albo za drogo, rozmiar jakiś nie ten teges i/lub jakość tkanin/szycia woła o pomstę do nieba. Chiba, że człowiek na starość coraz wybredniejszy. Pozdrowienia znad studniówkowej sukienki na halce - silvarerum :-)
PS. Się rozpisałam, ale tkaniny i szycie to mój konik, a raczej ze względu na umiejętności - pasikonik.
U mnie też pasikonik!:)
UsuńJak już pisałam wyżej - rozmiar mam standardowy, a jak fason luźny to wszystko spasuje. Pewnie jak bym się wzięła za jakieś dopasowane cuda, zaszeweczki zakładeczki i inne, albo za jakieś precyzyjne stębnówki - poległabym. Rzeczywiście, opisy straszliwe. Ja sporo pamiętam z tego, co podpatrywałam u mamy a resztę na czuja. Czasem dzwonię do mamy i podpytuję - oczywiście przez telefon to tylko takie niby-rady, ale zawsze coś.
No a przede wszystkim! Ja szyję tylko te ciuchy o niewielkim stopniu trudności a tę sukienkę akurat maksymalnie uprościłam - z kilkunastu części wykroju zrobiłam 4 :)
Może do studniówek moich córek nabiorę umiejętności :)
A ja w tym roku postanowiłam uszyć SOBIE jedną sukienkę w miesiącu... pierwsza już jest ale... Jarecka mnie tak przebiła, że nie wiem czy moje postanowienie nie legnie w gruzach... sukienka Jareckiej rewelacyjna!
OdpowiedzUsuńPrzyznam po cichu, że mam podobne założenie... Tzn nie musi to być to sukienka i nie musi raz na miesiąc, tak w ramach relaksu nie zobowiązania :)
UsuńŚwietna sukienka i świetny post. Mam dokładnie tak samo. Nie mam co prawda starszych sióstr, ale mam młodsze- sztuk 3 :) Co wcale nie znaczy, że nosiłam nowe, modne ubranka. Co to to nie. Mam starsze kuzynki..... Trochę babcie szyły, ale z tak potwornych tkanin, że do dziś mnie swędzi skóra na samo wspomnienie (właśnie musiałam się podrapać!).
OdpowiedzUsuńI postanowienie też mam takie, żeby w tym roku uszyć też coś dla siebie, a nie tylko dla dzieci. Myślę, że zacznę dobrze, bo za miesiąc chrzciny najmłodszej pociechy, a ja nie mam żadnej spódnicy. Pomijam temat spodni- wszystkie przetarte w kroku.... Szkoda, że nie wszystkim jest dane mieć figurę jak Jarecka...
SPodnie też szyjesz sama???
UsuńI przypomniałaś mi o straszliwych tkaninach z przeszłości. Te twarde, sztywne, drapiące bistory! No i pocę się na myśl o białych bluzkach z dzieciństwa. mam trwały uraz do białych bluzek. jak już mogłam decydować w czym na szkolną akademię NIGDY NIGDY nie ubrałam białej bluzki. Nawet, uważasz, na maturę.
Jakaś Ty śniada Jarecko! Sukienka leży jak na modelce! Cud, miód i orzeszki (jak mawiało się w moich rodzinnych stronach :)! Pozdrawiam serdecznie! Asia B.
OdpowiedzUsuńŚniada, bo to było zaraz po śniadaniu ;D
UsuńWłaśnie skończyłam czytanie Twojego bloga. Przez ostatnie 2 tygodnie przeczytałam wszystko - od początku aż do tego posta. Jarecka - ujęłaś mnie swoim stylem, dowcipem, spostrzegawczością, ironią i sposobem pisania. A trafiłam tu zupełnie przypadkowo - szukałam inspiracji do african flower. Czytało się te wszystkie historie, jak najlepsza książkę :) Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i całą Twoją gromadkę - Ela
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu trafiłaś, zakąś chlebem i solą :)
UsuńO Jarecko, tyle szczegułów, że hoho! Jeśli to miało tak wyglądać to tak jak jest, jest o niebo lepiej! ;)
OdpowiedzUsuńI tego się trzymajmy :)
UsuńRóżnice? Tylko na korzyść Twojej. Ależ Ty zdolna bestia jesteś, Jarecka. Zazdroszczę szczerze :)
OdpowiedzUsuńOch, och, samoocena mi skacze do sufitu :)))
UsuńFajnie wyszło:) a samodzielne szycie bywa naprawdę przyjemne i satysfakcjonujące.
OdpowiedzUsuń