21.04.2014

Na marginesie

WIELKA ŚRODA


Wizyta u fryzjera to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Kilkadziesiąt minut bezczynnego gapienia się we własne, mało satysfakcjonujące oblicze plus gmeranie we włosach - to dla Jareckiej żadna przyjemność. Jarecka chorobliwie nie znosi, gdy dotyka się jej głowy (wiedzą o tym nawet jej dzieci), choć jak od każdej reguły, jest i tu wyjątek. Pan Adrian, zaogoński fryzjer, mógłby zarobkować samym myciem głowy! Zarobkuje jednak fryzjerstwem i Jarecka od czasu do czasu wybiera panaadrianowy numer ciesząc się na to mycie. Zakład pana Adriana jest blisko i można przebierać w terminach jak w ulęgałkach - ale to wszystko w kategorii "zalety". Światło ma Adrian wyjątkowo mało łaskawe, toteż Jarecka usilnie ogląda w lustrze wnętrze zakładu. Najbardziej intryguje ją przesypujący się kosz na śmieci, sugerujący jakoby dzikie tłumy klientów przewalały się codziennie przez to miejsce. Lekka konwersacja będąca nieodłącznym elementem posiedzenia we fryzjerskim fotelu, zasadniczo się udaje.

- Jak tam, objadła się pani w święta? - zapytał wesoło pan Adrian, gdy Jarecka zjawiła się w jego salonie tuż po świętach Bożego Narodzenia.
- Nie - odparła zgodnie z prawdą, ale bez przekonania, bo od poprzedniej wizyty u Adriana minęło pół roku, a od porodu ledwie miesiąc z hakiem i zmiany wizerunkowe były niezaprzeczalne.
Pompu pompu - na to pan Adrian - depcząc rytmicznie wihajster przy fotelu wywindował nieco do góry Jarecką, która z przerażeniem patrzyła w lustro na podskakujące do rytmu części własnego ciała. No i  wyszła na kłamcę - no jakże się nie obżarła?
Wspomnienie to okazało się na tyle niemiłe, że przy następnej okazji Jarecka udała się na Przedmieście, do salonu fryzjerskiego Małej Mi, który nawiedzała w czasach przedzaogońskich. Mała Mi bardzo się ucieszyła i Jarecka też się ucieszyła, bo usłyszała, że świetnie wygląda, że kto by pomyślał, że urodziła trzy miesiące temu, no i że piąte dziecko!- i w tym świetnym nastroju można było już przejść do kolejnych punktów programu, czyli do: szarpania i drapania głowy przy myciu połączonych z upychaniem w uszy piany, do oglądania zdjęć i filmików z udziałem dzieci Małej Mi, do obijania grzebieniem nieszczęsnej łepetyny a wreszcie do tej krótkiej jak mgnienie chwili, w której Jarecka w slow motion odrzuca nową plerezę i stwierdza, że git.
(Trzeba dodać, że Jarecka pozbawiona sznytu kobiety eleganckiej, zaraz po tym, jak wsiądzie do samochodu sięgnie do kieszeni/torby/na podłogę po wsuwkę i zamocuje na czubku głowy wszystko co jej dynda przy twarzy, czyli połowę tego, co ma na głowie, i co z takim mozołem Mała Mi przed chwilą utrefiła)

W Wielką Środę Jarecka wtacza się do salonu Małej Mi z wszystkimi córkami i Piątkiem. Córki siadają rzędem na sofce pod oknem, Piątek na kolanach Jareckiej i naprzód! - chlast po łbie, pianą w uszy, pac grzebieniem z lewa, pac z prawa.




- Mamo - teatralnym szeptem woła Trójka - ostatnio jak tu byłyśmy, to pani dała nam lizaka!
Pani daje lizaka i wielkim pędzlem wmiata Jareckiej ścinki włosów za kołnierz.
- Przeprostować ci prostownicą? - zapytuje na koniec (dlaczego się nie upudrowałam?- myśli udręczona Jarecka - na co mi ta kreska na powiece, połowa i tak się skruszyła! Szyja mi się starzeje czy to tylko tak w tym świetle?).
- Tak. Jeszcze dzisiaj jadę między ludzi.
Wyprostowane włosy przyklejają się natychmiast do twarzy Jareckiej - elektromagnes ma wielką moc!


...


Ciotka Fela mieszka w pięknej kamienicy z lat dwudziestych, odnowionej niedawno z wielką starannością.
Wieczór jest ciepły, wiosenny i pachnący. Po drugiej stronie ulicy przejeżdża tramwaj odsłaniając odległą lecz zaskakująco otwartą i wyraźną panoramę metropolitalnego city.

Wieczory u Feli Jarecka spędza z zadartą głową - z wysokiego sufitu zwiesza się imponujący w swej prostocie sześcioramienny żyrandol art deco.
Tego wieczoru nic nie powinno było zmącić tej pełnej nabożeństwa kontemplacji, bo ciotka zrobiła na kolację fasolkę, a Jarecka fasolki nie może. Niestety, Piątek wszczyna alarm - może za sprawą zapachu zakazanej strawy a może dlatego, że poprzedniego dnia Jarecka spożyła pewną ilość orzechów włoskich.
To nawet lepiej, że musimy już wracać - myśli Jarecka w drodze powrotnej - jak ta fasolka pachniała!


WIELKI CZWARTEK


Rzadki to widok o poranku. Czesiuniowa rozparta w fotelu na tarasie wygrzewa się w słońcu i pije herbatę.

Dla Czesiuniowej nastał czas laby - w szkole już wolne, w kościele też. Aż do soboty zastąpią ją ministranci; postukać kołatką każdy głupi potrafi, nie trzeba organistki.
Za jej plecami, w tafli szklanych drzwi odbija się Matka Boska stojąca w kącie ogrodu.
Matka Boska ma niebieską suknię, Czesiuniowa - czerwony szlafrok.
Matka Boska ma na głowie welon, Czesiuniowa - czarnego boba.

Jarecka widzi rzecz z okna i zaintrygowana sielską sceną przekłada filiżankę z kawą do lewej ręki żeby otworzyć balkon.
Gołe łydki natychmiast odnotowują przyjemną temperaturę.
- Cześć! - woła Jarecka.
Czesiuniowa nie słyszy, bo akustyka miejsca jest taka, że gdyby to Czesiuniowa szepnęła "cześć" Jarecka usłyszałaby bez problemu. Ale Czesiuniowa Jareckiej nie słyszy, bo też jej nie widzi, oczy ma zamknięte, w oczy świeci słońce.
Zresztą Jarecka i tak gada z ciotką Felą. Fela pyta, czy to prawda, że Piątek się rozchorował?
Tak, mówi Jarecka, w nocy miał gorączkę, jeszcze śpi.
Fela mówi, że ona wiedziała to już wczoraj, prorokini jedna.
Z domu naprzeciwko wychodzi Czesiunio i burzy statyczną scenę jak spod pędzla Hoppera. Wsiada na rower i kręci kółka po trawniku a zaczeska odkleja się od czoła i powiewa za nim majestatycznie.


WIELKI PIĄTEK


(podkład muzyczny: Modest Musorgski, Taniec kurcząt w skorupkach. W rytmie i tempie tej melodii upływają kolejne dni)

Aż do teraz :)





PS. Deszczowy Dom odwiesza zawieszenie działalności, które to zawieszenie nie było jak wiadomo ortodoksyjnie przestrzegane. Cóż począć? - w kobiecej naturze leży spożywanie zakazanych jabłek!
Żadnych wywołujących wypieki treści jednak spodziewać się nie należy - będzie jak i drzewiej o rodzinie, rękodziele - ze sporą dawką maszynodzieła i takie tam inne, wiadomo ;)

22 komentarze:

  1. No skoro Jarecka odwiesiła zawieszenie działalności to wróci normalność ;)
    Ja fryzjerów unikam jak ognia... tak sobie liczę że ze 4 lata nie odwiedzałam tego miejsca... końcówki można podciąć w domowych warunkach, a długie włosy są wygodniejsze w układaniu (związać w kucyk i gotowe :))
    pozdrawiam ze słonecznej Warmii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Gdybym miała długie włosy wołami by mnie do fryzjera nie zaciągnęli!
      U nas też słonecznie :)

      Usuń
  2. O jak pięknie Jarecka o tym wszystkim napisała i odwiesiła przy okazji- super
    Dziś to bym tak chciała jak Czesiuniowa.....

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się z odwieszenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Welcome back Jarecka! ;) Dobrze, że już jesteś!

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja lubie do fryzjera i gmeranie we włosach
    buziole

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, wygląda na to, że powinnam się udać na jakąś integrację sensoryczna czy inszą terapię ;)

      Usuń
  6. Nareszcie, Jarecka, nareszcie odwiesiłaś!!!! :)
    Czekam z niecierpliwością :)
    Pozdrawiam Asia B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to będzie oznaczało w praktyce to ja nie wiem, bo nie było dnia, żebym się nie zastanawiała "kiedy ja miałam czas pisać tego bloga???"
      No i nie znam odpowiedzi na to pytanie, ja po prostu nie mam kiedy pisać. Czary Mary, powiadam Ci ;)

      Usuń
  7. Też nie lubię jak mi kto gmera we włosach. A już ścinków siersci za kołnierzem to już "wogle"!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dały mi podpalić te ścinki, bo skoro Piątek zalegał mi na kolanach to Mi nie mogła mnie opakować jak należy ;P

      Usuń
  8. Jarecka pisac książki dla nas mas:-) Się i człowiek poduczy tego i owego co to Jarecka przemyci w codzienności opisie. Pozdrowienia AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mas powiadasz. Ale to by musiał byc jakiś emocjonujący wątek damsko-męski a ja jestem romantyczna jako ta kapusta. Kwaszona.

      Usuń
  9. O ile lubię mycie włosów u fryzjera ( szczególnie gdy robi to sympatyczny pan :), o tyle reszta też jest dla mnie utrapieniem. I zawsze po całej ceregieli i tak po swojemu spinam włosy.
    Rozumiem więc Jarecką doskonale :)
    Zdrówka dla Piątka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że fryzjerzy lubią zasłonić mi jedno oko ( a przecież ono jest ok, zapewniam!) a do jazdy samochodem onomi się jednak przydaje... ;)
      Dziękuję za zyczenia, Piatek dalej smarka :)

      Usuń
  10. Z tego wszystkiego to najbardziej mnie ten czarny BOB niepokoi. Co to jest?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taka nasza zaogońska zaraza. Tez to mam na głowie ;)

      Usuń
  11. Hej Jarecka,pierwszy raz do Ciebie trafiłam i wiesz co? Ty to jesteś wariat:)))))

    OdpowiedzUsuń
  12. o, fajnie że jesteś :-)
    uwielbiam Twoje posty....,,,,.myślę że mogłam to napisać ;-)
    a ja lubię mizianie po głowie....mój Najmłodszy chyba to wie, bo nie chce zasypiać sam, tylko z mamusią i wtedy bawi sie moimi włosami ;-)
    pozdrawiam, ivonesca
    PS.
    gdyby fryzjer nie był az tak drogi to bym chodziła na mycie tylko :P

    OdpowiedzUsuń