Wyrąbał wiśnię, co mu rosła na zapleczu sklepu (które to zaplecze jest zarazem podwórkiem przed domem Narogów), położył sobie kostkę Bauma - żółty romb na antracytowym tle - postawił stół, bo już mu się nie chybocze i szklanka ustoi, i tak sobie Naróg siedzi, herbatkę popija.
Nad głową ma własny taras, przed sobą tylne drzwi do sklepu i widok na frontowe. Jak tylko klient do sklepu wchodzi, pan Naróg zrywa się rączo; nic się przed nim nie ukryje.
- Ale panu dobrze! - woła Jarecka wyciągając szyję ponad płotem - niby pan w pracy, a przecież w domu...
A Naróg radośnie rechocze, nogi przed siebie wyciąga i przepija do Jareckiej herbatą ze szkalnki z duralexu. Na wczasach był w Turcji, opalił się.
Pan Gołąbek, choć starszy z niego pan, wylazł na rusztowanie i ocieplił sobie dom. Z góry na dół, dwa piętra plus wysoki parter i poddasze. W lipcu zaczął, w sierpniu skończył.
Teraz jeszcze maluje te ściany wałkiem na długaśnym kiju.
Na jakąś taką morelę.
...
Taki sobie wstęp Jarecka poczyniła początkiem sierpnia, spodziewając się, że lada chwila życie dostarczy jej materiału do całego cyklu w tematyce okołoremontowej.
Wszak wymieniono Jareckim okna w pośpiechu, że niby będzie remont elewacji!
W czerwcu Danuta zwiastowała, że majstry przyjdą wraz z lipcem, jak tylko ona już skończy ze szkołą (albowiem jest Danuta wuefistką), zerwą dach, zrobią Sosnom wiszące ogrody i ocieplą całość.
W lipcu Jarecka opróżniła balkon, spodziewając się rychłych rusztowań i ogólnej rozpierduchy.
(Od razu powiedzmy, że nie było to łatwe! Balkon Jareckich mieści bowiem dwie szafy, biurko i krzesło, sofę, fotel, kojec i grill. Że co? Że na pierwszym lepszym polskim balkonie upycha się więcej? Być może, lecz u Jareckich w dalszym ciągu można tam jeszcze jeździć na rowerze)
W sierpniu Jareccy wrócili z wakacji i nie zastali ani rusztowań, ani majstrów, ani - niestety - styropianu na ścianach. Pani Nestorka, matka połowy sąsiadek doniosła, że większość sąsiedztwa poszła na pielgrzymkę i dopiero jak wrócą - wtedy już ekipa musowo zacznie remont. Pątnicy wrócili i - nic.
Końcem sierpnia przy ognisku, subtelnie zagajona, Danuta zeznała, że niestety, wszystko zacznie się wraz z rokiem szkolnym, ale doprawdy, tacy fachowcy rzecz przeprowadzą bez zwłoki, rach ciach, będziem zimą oszczędzać na ogrzewaniu.
Tymczasem Pan Gołąbek, ochędożywszy domostwo, wyłożył sobie podjazd kostką Bauma (hurtownia kostki to na Zaogoniu brylantowy interes), a że mu trochę zostało, ułożył jeszcze chodnik naokoło domu. Zmienił nawet drzwi wejściowe, bo mu stare już nie pasowały - nowe mają eleganckie płyciny i owalny witraż.
...
W poniedziałek - a pamiętamy, że poniedziałki w Deszczowym Domu bywają ciche i spokojne - Jarecka jadła śniadanie wraz z synem swym Piątkiem. Jedli kanapki z serem, Jarecka żując czytała, Piątek dyskretnie kruszył chleb pod stół, gdy nagle coś stuknęło w okno i oczom śniadających ukazała się antena telewizyjna na sznurku; sunęła powoli w dół obijając się o ścianę.
I tak przyszło nowe.
Deszczowy Dom najpierw został oskalpowany, potem opakowany jak Reichstag a następnie przybrał wygląd Frankensteina. Teraz coraz bardziej upodabnia się do arki Noego.
W sam czas, bo akurat spadły deszcze.
Generał Sosna zarósł jak zakole Bugu; całe noce strąca z prowizorycznego dachu hektolitry wody, bo inaczej gotowe lać się Sosnom i Sebom wprost do łóżek.
Plask, plask - roztrzaskują się te fale o podwórko Jareckich.
W radiu zapowiadali śnieg.
...
O tym śniegu (z lękiem) doniosła Maria, która wstąpiła do Jareckich wracając skądśtam.
- Mario Mario! - zawołała Jarecka i pośpieszyła łapać Marię zanim ucieknie do domu - wieki cię nie widziałam a chcę wiedzieć - jak to z tą sukienką Narogowej było? Naprawdę była taka krótka?
- Bez przesady - Maria wzruszyła ramionami - ALE JAKIE ONA MIAŁA LOKI!
Oj Jarecko na wszystko przychodzi czas. U nas płot mieli stawiać wczosno jesienio, i co, i nic, płotu ni ma. Widocznie to jeszcze nie czas , stary od frontu jeszcze stoi, nie ma się co spieszyć. A jak dachu nie ma to jak ten śnieg spadnie , to się przynajmniej ten dach pod tym śniegiem nie zawali. Tak sobie pomyślałam. Późno coś jednak jest więc może te mysli jednak nie najtrafniejsze. Ciepłej zimy życzę. Aga
OdpowiedzUsuńTen remont był zwiastowany od czterech lat (może i wcześniej, ale my tam wczesniej nie mieszkaliśmy). Jak omawiają: co ma wisieć nie utonie. Choć co do tego drugiego nie mamy pewności... ;)
Usuń:)))
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNo i proszę doczekaliśmy się wieści o sukni Narogowej.. już myślałam, że ta nowinka nigdy nie dotrze...ale te loki... :)
OdpowiedzUsuńDoczekaliśmy! :))))
UsuńLoki ponoć trwały dwa dni, niewzruszone. Fascynujące.
To Arka Noego jak znalazł, chociaż na zimę to chyba raczej pług śnieżny...? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPługów Ci u nas dostatek. Wszystko tu mamy na Zaogoniu. Pług, szambiarka, traktor, jednorożec. Nawet basen jest! Pan Koczek chciał zasypać ale Koczkowa powiedziała, że ma zostać, będzie tam trzymać wnuki żeby jej nie poszły w szkodę :)
UsuńA widoku z okna chociaż Jareckiej nie zasłaniają? Bo to byłby skandal!
OdpowiedzUsuńŻe loki całe dwa dni? To chyba tylko na Zaogniu takie fryzjery są ;)
W tych lokach musiał maczać palce nasz lokalny DOn Adriano :)
UsuńJa wiem? Nie ma co zasłaniać... ;)
No nie! Już przebolałam i oswoiłam się z myślą że kiecka Narogowej pozostanie dla mnie tajemnicą, a tu znowu!! Teraz loki... Oszaleję, a już na pewno w nocy nie zasnę.
OdpowiedzUsuńAleż już właśnie możemy odetchnąć z ulgą! Największa zagadka jesieni rozwiązana!
UsuńCo za wieści! Co za wieści! To teraz mróz i macie prywatne lodowisko! Zazdrość! Żeby tylko kostki nie połamać!
OdpowiedzUsuńCo do loków, moje ślubne tez trwały dwa dni i dwie noce i trwałyby wieki, gdyby nie myć głowy. Co poznałam po zwiędłym kwieciu, które miałam wetknięte tu i ówdzie.
Co ja miałam utknięte na głowie w ślubnej fryzurze! Aż dziw, że ptaki się tam nie zalęgły...
Usuńo, jest informacja o sukni ! a właściwie o lokach ;-)
OdpowiedzUsuńno i ten remont :/
ale nieustająco przesyłam pozdrowienia
ivonesca
:)))
UsuńMy, jako ci z parteru mamy lepiej. Co prawda na naszym podwórku jest teraz ogólosąsiedzki parking, ale o tej porze roku to nie ma większego znaczenia :)
CO prawda panowie wcześnie zaczynają pracę, późno kończą. Od szóstej rano już nap...lają. Ale ani nam zimno ani mokro jak tym z góry.
Pamiętam jak u moich rodziców dach zmieniali i przywieźliśmy górali- w 5 dni dach był gotowy pod ondulinę.. Pamiętam 3 ich było a my na dole patrzyliśmy jak się pięknie uwijają bez zabezpieczenia bo tych krokwiach.. Patrzyli tylko w niebo i mówili- "loć nie bydzie panocku" i dalej do roboty a tu chyba 4 dnia nagle " bydzie dysc!!" - krzyknęli i dopiero zaczęli skakać po tych krokwiach z folią jak małpy to był widok! a za 5 min jak lunęło!! ale zdążyli :) pamiętam, że tata to jeszcze dwa tygodnie na wątrobę narzekał po ich wizycie ale cena za usługę była najlepsza- 800zł za całą robotę- 3 chłopa 5 dni:) to są fachowcy.. a mi tu pan od kasy fiskalnej przychodzi raz do roku -dmuchnie w to plastikowe pudełko w 2 min i 200:)
OdpowiedzUsuńWątroby jak sądzę nie doznają uszczerbku, panowie wyglądają przytomnie jak dzień długi, choć nie dziwiłabym im sie, gdyby chcieli się rozgrzać :)))
UsuńDeszczowy dom nabiera wreszcie realnego znaczenia.Lubie to!:)
OdpowiedzUsuńNie dość , że remonty to jeszcze te loki będą czytelnikom chodzić po głowie.
OdpowiedzUsuń