1.01.2015

Kombajnem przez Jeżyce. 2

Ciąg dalszy refleksji po lekturze Jeżycjady.

Niniejszym kombajn rusza ze stacji Kalamburka.
Dziwny to tom, nie dla młodzieży, nie dla dorosłych - mocno ekskluzywna pozycja dla czytelników Jeżycjady; trudno mi wyobrazić sobie wrażenia kogoś, kto nieuprzedzony lekturą wcześniejszych tomów czyta tę historię.
Dla mnie Kalamburka była odpoczynkiem od pewnych, niepokojąco narastających w poprzedzających ją tomach zjawisk.
Po pierwsze - w pewnym momencie fabuła zacząła kręcić się wokół sióstr Pyziakówien, a nie są to moje faworytki, niestety (Róża była - dopóki nie pojawił się prymus Schoppe).
Po drugie i zdecydowanie gorsze - nie wiem dokładnie kiedy pojawił się w Jeżycjadzie nowy ton - zwątpienie w ludzi, w świat. Weszło w użycie określenie "prostackie", co uważam za tak silnie pejoratywne, że aż nie przystoi w książkach dla młodzieży. No właśnie. Podobno nastolatki nie czytają Jeżycjady. Czytają osobniczki nieco starsze, nastolatki po trzydziestce (mniej lub bardziej), wychowane na Kwiecie Kalafiora i Opium w rosole.
I otóż ten ton zwątpienia wypada w Kalmburce bardzo naturalnie. Ostatecznie osoba taka jak Gizela, przybrana matka Mili, która przeżyła w naszym kraju lwią część dwudziestego wieku ma prawo do gorzkich podsumowań. Podobnie Borejkowie, dlatego z łatwością łykałam gorycz wylewającą się z książki, acz! Dwunastolatek (złodziejaszek przyłapany przez Gizelę) mówiący, że w tym kraju nie ma sprawiedliwośći, że wszyscy kradną - to przesada. Nawet komentarz Gizeli, jakoby mały musiał powtarzać to, co usłyszał od dorosłych, nie ratuje tej sceny.
Od Kalamburki z sympatią myślę o Ignacym Borejko. Wcześniej tylko mnie irytował, zwłaszcza jego łacińskie wtręty i to, że Mila natychmiast wyskakiwała z autorem cytowanych słów. To jakiś test na inteligencję?
Sama Mila pozostała dla mnie nieostra. Trudno mi ze wszystkich danych na jej temat ulepić jedną, żywą postać. Ta sama osoba tłumaczy cierpliwie wnuczce, że ojciec ją zostawił, bo był młody, skołowany a czasy były ciężkie, a innym razem, za plecami tejże wnuczki mówi o niej "niedobre dziecko", i że taka podobna do ojca, nie tylko z wyglądu, i że ona, Mila, zawsze wiedziała, że będą z nią kłopoty.
Zresztą, pozwolę sobie na małą dygresję. Sprawa nikczemnego odejścia Janusza Pyziaka wałkowana jest raz po raz, jak Jeżycjada długa. Biedna, biedna Gabriela... Rozumiem, że jako porzucona z dwójką dzieci miała ciężko, ale tak mi się zdaje, że 80% (albo i więcej) samotnych matek w naszym kraju ma gorzej. Gaba w tym trudnym położeniu miała wsparcie licznej rodziny i konkretną pomoc (Mila zajmowała się dziewczynkami), skończyła studia, wreszcie wyszła za mąż, z miłości. Mam wrażenie, że z perspektywy szczęśliwej pani Stryby odejście Janusza powinno jawić się jednak jako przyczynek do tego dobrostanu; skoro był zły, dobrze że odszedł. Im wcześniej tym lepiej. Na jej miejscu zabiegałabym usilnie o kontakt córek z ojcem - jaki jest, taki jest, ale to ojciec. Na szczęście nie musimy, drogie córki, znosić go na co dzień. Mamy spokojny dom, kochającą rodzinę i wiernego Grzesia. U Gaby nie ma tego elementu pogodzenia się z własną historią. Dziwne u osoby uchodzącej za pogodną i - dodam - katoliczki.

Kombajnista daje znać, że przystanek za długi, jedźmy dalej.
Język Trolli. Ręce mi opadły, gdy zorientowałam sie, że główni bohaterowie mają po dziewięć lat. Chyba było zapotrzebowanie na jakąś lekturę szkolną, więc autorka upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Na sam początek - Państwo wybaczą - dostałam po łbie wizją szkoły. Tępa, wulgarna nauczycielka mówiąca "kurde", "sorry" i kierująca do uczniów groźby. Sorry, ja w to nie wierzę. Wiem, że w szkołach nie dzieje się najlepiej ale nauczyciel to tylko trybik w tej machinie złożonej także z rodziców i dzieci, które ci rodzice wychowali (albo i nie), i to, jaki jest, zależy także od rodziców. Bolesne jest dla mnie pogardliwe naigrawanie się z Manuela i Barbie.
W książce dla dzieci.
Największe emocje wzbudziła we mnie scena najścia Oracabessów przez Ignacego. Pokrótce: dziadek powiadomiony przez Ignasia, że Józinek i Laura wymykają się do podejrzanego lokalu, udaje się ich tropem tamże. Miejscem tym okazuje się być studio nagrań sympatycznego Jamajczyka (wychowanego w Niemczech) i jego rodziny (żona Polka, poznali się za granicą i dwoje ich dzieci). Czas akcji to noworoczne popołudnie, gospodarze są w piżamach, coś tam się je, coś się muzykuje - jak to po całonocnej imprezie. Dziadek Borejko próbuje wytłumaczyć powody swojego najścia  - i zostaje niemal zmiażdżony przez kobietę światową i tolerancyjną, pozbawioną uprzedzeń -Teresę Oracabessa. Wykrzykuje ona, że jej mąż jest porządniejszy niż niejeden katolik, że jej dzieci (w przeciwieństwie do pańskich katolickich wnucząt) nie kłamią i nie kręcą.
Popadłam po tej scenie w głęboki namysł.
Zrazu pomyślałam, że to dziwaczny kontrast - wyluzowana babeczka naskakuje na plączącego się w wyjaśnieniach staruszka jak jaka straganiarka.
Potem pomyślałam, że może jest w tym jakiś głębszy sens. I zdaje mi się, że to jest doskonale zaobserwowane i pokazane w osobie Teresy - że wielu wokół nas ludzi postępowych i tolerancyjnych, pełnych braterskich uczuć dla czarnych i białych, Żydów i Muzułman - tylko nie dla tych cholernych bab w moherowych beretach!
Ale wisienką na torcie okazał się moment, gdy Teresa wychodzi, bo nadeszła pora... kąpania dzieci. O święta godzino Matek Polek! Nic to, żeśmy zmęczeni po Sylwestrowych baletach, żeśmy nadal w piżamach - żarty na bok, zero tolernacji dla niekąpania. Dodałabym jeszcze, że obsesja wieczornych ablucji dzieci to polski wynalazek, a Teresa - zdaje się - rodziła w Niemczech, gdzie do tych żelaznych zasad podchodzi się z rezerwą... W sumie śmieszny ten wątek Oracabessów - to raczej wariacja na temat "cudzoziemcy w Polsce".

Kombajn w ruch, Żaba.
Przy pierwszych stronach Żaby dopadło mnie zniechęcenie.
Na początek - opis okoliczności przyrody, majowy poranek. Opisy przyrody u Musierowicz lubię, krótkie, nastrojowe i w punkt. Ale nie, nie można na tym poprzestać (tu powinien być cytat - spisałam go starannie, lecz... zeszyt z notatkami gdzieś wcięło), po opisach nieba i zieleni następuje komentarz, że niby ten świat taki piękny, zupełnie jakby nie było w tym kraju nieuczciwości, bezprawia, korupcji, szkolnictwa be, systemu opieki zdrowotnej be, itp.
Czy to coś dziwnego, że nie myśli się o tym patrząc na świat w majowe dni?
Nie podoba mi się, że autorka własne frustracje zaszczepia młodzieży, dla której przecież pisze te książki.
No i zaraz potem następuje idiotyczna pogoń Piotrka za Żabą (jak w Córce Robrojka, o czym pisałam w poprzednim poście).
I właściwie o Żabie tyle mam do powiedzenia.
Żaden z nowych bohaterów nie zyskał mojej sympatii. Niby nowa bohaterka a jednak znów ten sam gęsty sos - Laura, Róża, Róża, Laura. Na tym etapie - to już w odniesieniu do wszystkich późniejszych tomów Jeżycjady - uważam za niepotrzebne prezentowanie historii wszystkich bohaterów, którzy kiedyś tam mieli w Jeżycjadzie "większe role", a którzy przewijają sie na drugim planie. Bernard mógłby być tylko ojcem bliźniaków, Aniela tylko ich mamą. Można by już dać spokój historiom i wspomnieniom, wycieczkom w czasy Kłamczuchy i grupy ESD. Tamci bohaterowie mieli już swoje pięć minut.

Czarna polewka tylko pogłębiła u mnie klaustrofobię.
Jedynym jasnym promykiem okazał się nieoczekiwanie Ignacy Borejko. To już nie ten "wielki nieobecny", za jakiego miałam go w pierwszych tomach Jeżycjady. W Czarnej polewce bawiło mnie jego zaangażowanie w sprawy wnuczek; zawzięty (pardon my French) stary pierdziel, nie do przegadania, który wszystko chce wiedzieć, nad wszystkim czuwać, lecz w stosownej chwili potrafi ogłuchnąć (świetna scena).
Takiego Ignaca kupuję.

Stacja Sprężyna.
A teraz, Drogie Czytelniczki, proszę przyznać się bez bicia - która mówiła, że Sprężyna dobra?
Znów: jedyne, co pozwoliło mi przebrnąć przez nieprawdopodobny wątek wielkiej miłości Laury to jedna osoba - tym razem Łusia. Podobała mi się jej gramatyczna obsesja, uwielbienie dla pana od polskiego; przy scenie, w której Łusia odczytuje poloniście napisany dla niego sonet wyłam ze śmiechu.
Zupełnie zaś nie wierzę w miłość Laury i Adama. Owszem - miłość od pierwszego wejrzenia zdarza się niewątpliwie: najpierw rażenie gromem a potem ciąg dalszy (spotkania, rozmowy, listy, maile), który to pierwsze wrażenie utwierdza albo i przebija. Ale że ludzie, którzy nawet ze sobą nie rozmawiali (nie liczę tych paru zdań w Daglezji, na temat obojętny) rzucają się sobie w ramiona - litości!
Moją irytację końcową sceną (Adam przyciska dłoń Laury do swojego serca) pogłębił jeszcze fakt, że taka oto nagroda spotyka tę wredną Laurę, która dopiero co wykręciła swojej małej kuzynce niegodny doprawdy dorosłej osoby numer w ostatniej chwili demonstracyjnie rezygnując z występu, który jej OBIECAŁA. I na którym Łusi bardzo zależało, i o który długo prosiła. Ohydny, ohydny egoizm. Który, jak zwykle zresztą, uchodzi Laurze bezkarnie.

I otóż majaczy już na horyzoncie kres naszej wycieczki!
McDusia.
Jedyna w serii książka, której treść znałam zawczasu z internetu, a konkretnie z analizy NIezatapialnej Armady. Ponieważ ton tamtejszych analiz z założenia łagodny nie jest, energicznym ruchem wytrząsnęłam spomiędzy zwojów pozostałości po tamtej lekturze i pełna najlepszych chęci zabrałam się za czytanie.
(wtrącę jeszcze, iż wracając po latach do Jeżycjady miałam świadomość, że istnieje prężne forum poświęcone książkom Małgorzaty Musierowicz - trafiłam tam właśnie po linku z Armady; ponieważ jednak miałam naonczas kolosalne braki w lekturze, a stare tomy czytałam już naprawdę dawno, niewiele moglam wyrozumieć z tamtejszych debat. Niemniej biorąc do ręki Pulpecję (sic!) złożyłam śluby iż nie zajrzę na to forum, dopóki nie skończę całej Jeżycjady, żeby mój odbiór był naprawdę nieuprzedzony)

Straszne rzeczy dzieją sie w McDusi.
Najsampierw pełnym głosem obwieszczon zostaje koniec ideałów grupy ESD. Oto najdzielniejsza z dzielnych, podpora rodziny, Gabriela, przyznaje przed sobą, że już nie wierzy w ludzi, że nie wszyscy mogą być lepsi, że nie warto zmieniać świata. Kiedyś wierzyła w ludzi, ale teraz jest dorosła, i już wie, że świat jest zły, o.
Wraca do domu z pracy, niby do tej ciepłej kuchni, do tego rodzinnego stołu - a tam: chamstwo, bójki, złośliwości. Ironiczna Mila przeobraziła się w złośliwą jędzę. Bezpośrednia Ida w bezczelną, protekcjonalną Ja-Wiem-Najlepiej, tylko Laura pozostaje sobą, czyli pępkiem świata pogardzającym wszystkimi. Kuzyni, którzy rywalizowali od zawsze (rzecz niby najzwyklejsza pod słońcem), w tym tomie ewidentnie się nienawidzą. Leje się krew (rozbity łuk brwiowy Ignacego G, rozbity nos Józefa, Ida rzucająca w syna słoikiem). W tym wszystkim Magda, osoba spoza rodziny, którą każdy poucza i usiłuje nawrócić na jedynie słuszną drogę (czytaj poezję! Odchudzaj się!).
Bardzo było mi tej Magdy żal. W rodzinie Borejków nie znalazła ani jednej życzliwej duszy.
A poza tym wszystkiem parada bohaterów innych tomów (po śmierci Dmuchawca przychodzą po zostawione im przez profesora książki) - a wszyscy gadają jakby słowa w usta kładł im Coelho, czy inszy mędrzec. I oczywiście, jakżeby inaczej, wszyscy oni czują się w obowiązku udzielać Magdzie życiowych rad.
Zgroza i smutek, moi drodzy, oto moje wrażenia po McDusi.

Stacja końcowa, rzutem na taśmę - świeżynka, "Wnuczka do orzechów".
Na bok irytacja, zaskoczenia i oburzenie.
Albowiem, panie tego, nuda. NUDA.
Rozwlekłe dialogi o niczym. Nieprzeliczone zastępy bohaterów. Na koniec (a właściwie quasi koniec) przerażająca scena przemocy.
Ale tu już naprawdę ugryzę się w język, bo książka nowa.
Przeczytajcie sami.



27 komentarzy:

  1. A tych tytułów, w sensie zawartości, nie znam W OGÓLE. No strach sięgać teraz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te tytuły rzeczywiście możesz sobie - moim zdaniem - odpuścić :)

      Usuń
  2. Jarecko droga, zdradz prosze u progu Nowego, swa wiedze tajemna. Jak majac dzieci 5, tworzyc dziel tyle, czytac i jeszcze, co przeczytane opisywac? JAK opisywac!
    Serdecznosci najserdeczniejsze
    marielle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradzę Ci jak. Posty kombajnowe powstawały jakiś miesiąc. W tym czasie wszyscy chorowaliśmy, ergo: dzieci nie chodziły do placówek, ja nie musiałam ich wozić, nie jadły bo rzygały - ergo: nie musiąłam stać przy garach. Po drugie: były święta, podczas których nie występowałam w roli gospodyni, więc - j.w.
      Jeżycjadę zaś czyta sie szybciutko. Dwa dni, jak tom fajny. Można czytać gotując, sprzątając - nic to nie przeszkadza w percepcji.
      Ot i sekret :)

      Usuń
  3. No żesz ten tego, teraz to już na pewno do "Jeżycjady" nie wrócę. Niech sobie będzie w czeluściach mej pamięci jako mile wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ci pisałam wcześniej: za pierwsze sześć tomów ręczę głową :)

      Usuń
  4. Ja się przyznaję: mnie się Sprężyna podoba. Historia Laury i Adama jest baśniowa i nic a nic mi nie przeszkadza, że w życiu tak nie ma. To co mi przeszkadza, to fakt, że taka miłość przydarzyła się Laurze. Bo mimo starań, nigdy jej nie polubiłam - wredna to ona jest nieprawdopodobnie.
    A Wnuczka dopiero przede mną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Toteż ja do CIebie piłam, mówiąc o czytelniczce co zachwalała Sprężynę :)))
      Pociesza mnie myśl,że ten Adam, o którym przecież niewiele wiemy to skryty sadysta i teraz nadrabia braki w tygrysowym wychowaniu ;P

      Zapomnij zatem co pisałam o Wnuczce! Oczyść umysł, zapoznaj sie i podziel wrażeniami.

      Usuń
  5. Pamiętałam początek serii i nawet zastanawiałam się ostatnio czyby mojej czytelniczce nie zaproponować ale jakoś po Twoich dwóch wpisach chyba nie będę jej na razie odrywać od Pana Samochodzika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy ona nie za młoda? ;)
      Nie zniechęcaj się na podstawie moich opinii! A najpierwsze tomy daj jej ko-nie-cznie! Właśnie skończyłam Brulion Bebe B i mam ochotę zacząć od nowa. Rozkoszna lektura panie tego :)

      Usuń
    2. Ciut za młoda pewnie jeszcze jest ale dopiero się nad tym zastanawiałam. No i pamiętałam te pierwsze tomy, które wydawało mi się, że są ok.
      I tak cieszę się, że córa czyta Pana Samochodzika i książki Rafała Kosika a nie jak koleżanki romanse, książki o wampirach (! :/) i inne rzeczy, których ja za książki nie uznaję ;)

      Usuń
  6. Ja też w mailu pisałam, że Sprężyna wypada lepiej na tle ostatnich, nowszych tomów ;-). Zasadniczo dzięki Łusi i jejpanupoloniście... Jarecko, fajnie się czyta Twoje recenzje, wielkie dzięki za poświąteczną lekturę. Pozdrowienia i wszystkiego dobrego w Nowym Roku dla DD - silvarerum :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, dzięki Łusi i poloniście. Laurze już dziękuję - i tak wyrobiła normę za dziesięciu :)
      Najlepszego w Nowym! :)

      Usuń
  7. Ja chyba działalność zakończyłam na Żabie, był rok 2010, i wróciłam na chwilę do pracy i pochłaniałam zimowa porą wszystkie części, nie mam jakoś chęci na kolejne, szczególnie bo jakże barwnie opisanych Twych odczuciach :)
    Zapomniałam wspomnieć pod poprzednim jezycjadowym postem, o Brulionie Bebe, część którą uwielbiam na wakacyjny czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO właśnie wyżej napisałam, że Brulion Bebe B jest miodzio i na lato i na zimę i w ogóle.

      Usuń
  8. Wcale nie mam pewności czy Musierowicz czytają dziś wyłącznie 30 ,40stolatki, z ...KSIEGI GOŚCI na stronie Autorki bije iście nastolencka egzaltacja. Jest spora ilość czytelniczek którym OGROMNIE się te książki podobają, więc nie dziwię się, że Autorka mimo fali krytyki pisze dalej.Na forum o książkach MM, jest jakiś konkurs najbardziej przepoconego podkoszulka, kto Artystce najmocniej i najcelniej dosunie.
    Ja te pierwsze tomy kocham szczerze i zażywam je w stanach ogólnego osłabienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do konkursu przepoconego podkoszulka - dlatego właśnie nie chciałam tam zaglądać dopóki nie skończę. Przejrzałam sobie trochę starszych i nowszych wątków i mam wrażenie, ze na początku była to zabawa wielbicielek w wyszukiwanie nieścisłości (które się niezaprzeczalnie zdarzają - sama miałam wielką radochę odkrywając, ze w pierwszych tomach osoby siedzące w kuchni Borejków mogą patrzeć na drzwi zielonego pokoju - a plan mieszkania na okładce Czarnej polewki nie pozostawia wątpliwości, że chyba tylko przez peryskop :)))) a potem się to jakoś wynaturzyło. Owszem, nowe książki to już nie to ale argumenty w stylu "w mojej rodzinie coś takiego nie miałoby miejsca!" to żadne argumenty.
      Na stronie MM byłam raz, znalazłam tam świetny przepis na kanelbullar ;)
      Oraz dodam nieśmiało, ze mnie też zdarza się przejawiać nastolęcką egzaltację...

      Byłam ciekawa, czy wracając do najpierwszych tomów J - znając serię do końca - będę bardziej krytyczna. No i nie - proszę ja Ciebie, emocje, wypieki i egzaltacja. Klepka, Ida, Opium, Brulion - można czytać w kółko. Kłamczucha trochę mniej, bo nie lubię Anieli. Mamertów uwielbiam :)

      Usuń
  9. A ja mam największy sentyment ... Noelki :) Dostałam ją kiedyś od mamy i to właśnie od Noelki zaczęłam swoją przygodę z Jeżycjadą. Ale nie tak od razu. Chyba minęły ze dwa lub trzy lata zanim dojrzałam do stwierdzenia, że mi się podoba (ta Noelka). Dawno to było :) A od Języka Trolli zaczęło się psuć. Myślałam, że to ja dorosłam i przestałam czuć ten czar Jeżycjady!
    Ale i tak czekam, kupuję i czytam. Wnuczkę mam nawet w trzech egzemplarzach... Dostałam od mamy, brata i Menrza - bo każdy wiedział, że czytam Musierowicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sentyment to mam największy chyba do Opium w rosole... Ta Kreska - rękodzielniczka to wypisz wymaluj Jarecka nastoletnia, co brak fajnych ciuchów nadrabiała inwencją.
      A Geniusię bardzo lubiłam choć w tamtych czasach za dzieciarami nie szalałam mówiąc delikatnie. Wszystko tam mi się podobało, WSZYSTKO. No i czwórkowe imię to chyba od Kreski się wzięło - z czego zdałam sobie sprawę post factum, ale to musi być to :)

      Usuń
  10. Przeczytałam i jestem skombajnowana.
    Nigdy nie starałam się dopasowywać wieku bohaterów, obliczać, rysować schematów mieszkania, drzew genealogicznych i aż tak śledzić każdy wąteki, by wyławiać z nich piankę absurdu.
    Wielbię Jeżycjadę i wielbić będę po ostatni tom. Dlaczego? Za klimat. Za baśniowość. Za to, że wskakuję w książkę jak do wanny z bąbelkami. Traktuję je jako kompletną odskocznię, bajkę. Nie dziwi mnie fantastyczność i niewiarygodność. Ja po prostu chłonę Jeżycjadę zmysłami, nie głową. I bardzo bym chciała, żeby tak już zostało.
    Ale fakt faktem, że z każdym tomem mam mniej wody w wannie. Może ja się postarzałam i utyłam? Zasłaniając MM własną piersią, chyba tak chcę myśleć.
    Bodajże Kwiat Kalafiora jest lekturą u Mata. Z chęcią podpatrzę Jego czytelnictwo!

    Ściskam wszystkich noworocznie!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już Ty nie zasłaniaj MM własną piersią, bo jak ja bym na nią szarżowała to chyba po to, żeby za nogi podjąć albo rączki wycalować. Należy się! - kto powie, że nie, wyzwę na pojedynek. Pączkowy na przyklad; kto zje więcej :)
      JUż ja bym w rozkład mieszkania Borejków nie wnikała, gdyby mi pod oczy nie podetkano planu tegoż! Wpadki z wiekiem traktuję jako ciekawostkę - no naprawdę, nie rajcuje CIę, jak zauważysz, że Kevin (sam w domu) wybiega z kościoła portkach khaki a dwie przecznice dalej biegnie w blue jeans? ;)
      A to, że oczekuję od bohaterów zachowań zgodnych z ich naturą (że Robrojek zachowa sie jak należy w sytuacji z Laurą, w Toruniu) to tylko świadczy o tym, jak bardzo uwierzyłam w świat przedstawiony.

      Oraz: nabrałam ochoty na zwiedzanie Poznania. Wiesz co to znaczy? Trzeba mnie będzie oprowadzić po Jeżycach.

      Usuń
    2. Poczytałam KG i wiesz co? Za nogi to jej raczej podejmować nie będę... w rączkę boćknę, no niech tam ;)

      Usuń
    3. O, to, to! Pod komentarzem pandeMoni podpisuję się wszystkimi kończynami: "zmysłami, nie głową"! Ole! :)

      Usuń
    4. Ja też się zgodzę z pandeMoni. Uwielbiam jej książki (jedne bardziej, inne mniej, ale jak tylko ją dostanę to nie zasnę póki nie przeczytam ;) i aż mi się smutno zrobiło jak je wszystkie tak krytykowałaś - chyba na pocieszenie muszę do nich wrócić - tylko od której tu zacząć ;)

      Usuń
    5. Nie krytykowałam WSZYSTKICH. (Nie było wcale mowy o tomach 1-7 na przykład, z których tylko w Noelce znalazłoby sie dla mnie troche irytacji)
      Niektóre tomy z tych, o których pisałam polecam SZCZEGÓLNIE, np. Córka Robrojka, Kalamburka. Lubię też klimat NiN i nikomu nie odradzam lektury Jeżycjady, wręcz przeciwnie, POLECAM, bo najsłabsze (wg mnie) tomy przewyższają o głowę WIELE książek, na które trafiam.


      Usuń
  11. eee.. no dobra, odechciało mi się.
    Sięgać po nowe, bo do starych może jeszcze wrócę.
    Taki ma u mnie autorytet Jarecka!

    OdpowiedzUsuń
  12. O, widzę, że ty też wolisz te pierwsze tomy :)
    "Czarnej polewki" nie mogłam zdzierżyć. A "Język Trolli" to w ogóle jakieś science fiction... zakochane dziewięciolatki???
    No i nie podoba mi się robienie z Ignasia miągwy. Niech sobie będzie typ naukowca czy poety... ale nie miągwa, no...

    OdpowiedzUsuń