10.12.2012

Jarecka odpowiada

Jarecka została zaproszona do blogowej zabawy przez Sylabę.
Sylaba wykoncypowała 11 pytań i Jarecka na nie odpowie: 

1. Najbardziej irracjonalna decyzja, która zakończyła się happy-endem...

Jarecka nie podejmuje irracjonalnych decyzji. Jest na to zbyt ostrożna, żeby nie powiedzieć asekurancka. ŻADNYCH ważnych decyzji nie podejmuje sama, bo jeśliby decyzja okazała się niefortunna w skutkach, nigdy by sobie nie wybaczyła- ot, taki defekt...
Niemniej przychodzi jej do głowy pewne fortunne w skutkach szaleństwo:
Będąc mamą li i jedynie Jaśnie Panicza i Dwójki, Jarecka się zbuntowała, i to jak! Że jest odcięta od świata, że nawet autobusem nigdzie nie pojedzie, bo dzieci..., że nikt do niej nie przyjeżdża bo daleko, że do pracy zasuwa na rowerze a samochód stoi pod domem i się z niej śmieje... I że ona sobie w takim razie życzy, żąda! Zrobić prawo jazdy!! Koniec kropka! Bo jak nie, to!....Jarecka aż taka wojownicza i uparta nie jest, i co ją tym razem pchnęło w aż taką desperację- sama nie wie.

Jarecka do prowadzenia pojazdów mechanicznych (i nie mechanicznych też) nigdy nijakiej skłonności nie miała a więc i talentu się w tej materii nie spodziewała. Nie spodziewała się także, że sprawy nabiorą takiego tempa...Jareckiej teść, instruktor jazdy, rozpisał jej jazdy na bite trzy tygodnie od zaraz i Jarecka wziąwszy dziatki pod pachę udała się na drugi koniec Polski w rodzinne strony aby stawić czoła przeznaczeniu. Dowiódłszy sobie i otoczeniu braku talentu w prowadzeniu samochodu, Jarecka jako ten bezwolny liść została przez męża odstawiona w trzeci koniec Polski na egzamin (bo tam były wcześniejsze terminy), który koncertowo oblała nie ruszając pod górkę na oczach kamer. Niemniej kilka tygodni później (tygodni obfitych w dramatyczne zwroty akcji, BARDZO dramatyczne...) oficjalnie została uznana za kierowcę i winszuje sobie swojego tupnięcia nogą do dziś. 

Czy późniejsze wypadki należy uznać za happy end- trudno powiedzieć. Ofiarą pierwszej przejażdżki Jareckiej padł samochód Jareckich... Odjechał na lawecie w siną dal, na zawsze...

A jednak Jarecka sobie winszuje tego niezwykłego u niej przejawu uporu, tego działania wbrew swojej tchórzliwej naturze. Mieszkać na Zaogoniu i nie prowadzić samochodu? Niemożliwe.

2. Nie posiadam..., ale nie szkodzi, bo...

Jeśli już Jarecka zauważy, że czegoś nie posiada, to nie może powiedzieć, że nie szkodzi. Właśnie szkodzi. Zaś jeśli nie odczuwa braku czegoś, to znaczy że wpłynęliśmy w abstrakcję jak na suchego przestwór oceanu... I takiej rzeczy nie potrafi Jarecka ani nazwać, ani sobie wyobrazić.
 
3. Publikacja/tekst do którego raczej nie wrócę rozczarował mnie tym, że...

Przy tej odpowiedzi Jarecka nie żałuje, że jej bloga czyta tak mało ludzi, albowiem napyta sobie zaraz wrogów, ani chybi...
Jarecka ma alergię na literaturę a la Coelho i na to, co tworzy Eric Emanuel Schmitt...
Pierwszy rozczarował Jarecką pretensjonalnością, drugi łopatologicznym moralizmem.
 
4. Nie pojmuję, jak można...

...nie lubić kawy!! ;)
 
5. Wskoczyłabym na fotel kosmetyczny, fryzjerski, dentystyczny? (Inny?)

Własny, w domu. Z kawką, robótką, książką... WYmienione w pytaniu fotele nudzą Jarecką niepomiernie i powodują poczucie marnotrawienia czasu. No może z wyjątkiem dentystycznego, ale o wskoczeniu nań akurat nie marzy...
 
6. Upominek wspominany do dzisiaj to...

...album z malarstwem Van Gogha, który Jarecka (wtedy jeszcze nie Jarecka tylko CałkiemInna) dostała na 15 urodziny od przyjaciół. Złożyli się oni, żeby zrobić Jareckiej taką, naprawdę, taką radość! A rzecz nie była tania, a Van Gogh był dla nastoletniej CałkiemInnej jak Justin Bieber dla dzisiejszych nastolatek...

 7. Trzymam się z daleka od...ponieważ...
Od hipermarketów. Ponieważ trzeba po nich łazić kilometrami. Jarecka na Zaogoniu zdziczała i nie ogarnia sklepów większych niż Lidl czy Biedronka.

8. Obowiązująca reguła, z którą bym się chętnie rozprawiła...

No nie, Jarecka się do reguł stosuje. Mogłaby chyba mieszkać w Japonii, tam podobno wszyscy się stosują. 
9. Nie zobaczycie mnie w..., uważam bowiem, że...

...futrze, uważam bowiem, że jakkolwiek jaskiniowcy musieli odziewać się w skóry, żeby nie zginąć, współcześni mają do wyboru mnóstwo praktycznych, pięknych, lekkich, wygodnych, ciepłych, oddychających i kolorowych tkanin do przyodziania się.
 
10. Przeszkadza mi...

...śnieg!!! 

11. Uśmiałam się niedawno, bo...

Bo było tak:
Trójka: -mamusiu, przytulisz mnie? 
Jarecka, zajęta smarowaniem Dwójki jednym z jej setki specyfików: -teraz nie mogę, za chwilę.
Trójka: -przydałoby się więcej rąk?...


Teraz najprawdopodobniej Jarecka powinna posłać ten bakcyl dalej, ale ha ha! Komu?
Większość obserwatorów Deszczowego Domu to Jareckiej krewni i znajomi (a są i tacy krewni i znajomi, którzy czytają a nie obserwują, niech się wstydzą! A przy okazji Jarecka zdradzi, że zżera ją ciekawość, kto się kryje pod pięknym nickiem "Indian Summer'?- ujawnij się Indian Summer :))
Tych, których Jarecka obserwuje, a oni jej nie, Jarecka oczywiście nie ma śmiałości wyrwać do odpowiedzi.
I tak staje się jasne, że osobami, które Jarecka wskaże zostają.....no, kto, Bystry Czytelniku?
Sylaba i Anutek, rzecz jasna :)
Ponieważ padło już tyle pytań lepszych i gorszych, z którymi się dziewczęta mierzyły w ostatnim (i mniej ostatnim) czasie, Jarecka ma dla nich propozycję zgoła inną, bo jakoś- dziwne to, ale- może spać spokojnie nie wiedząc, czy wytypowane blogerki wolą trampki czy szpilki, czy wolą ryż od ziemniaków albo czy wolą brunetów czy blondynów.
Tedy Jarecka zaproponuje im zrobienie pościka, posta lub pościora na zadany temat (a znając literackie talenta tychże, już zaciera ręce na tę lekturę):
"Z jaką postacią fikcyjną- z jakimi postaciami fikcyjnymi (literatura, film)- się utożsamiam, w jakich rozpoznaję siebie?"
( Jarecka jest, na ten przykład, niby Filifionka, a kawę robi identycznie jak Adaś Miałczyński.)
 Może być?
:)


 

5 komentarzy:

  1. Z tej lawety to się pośmiałam, chociaż Tobie pewnie nie było wówczas do śmiechu. A z innej flanki, widzę, że miałaś odwagę powiedzieć głośno to, co i ja pomyślałam po pierwszej i ostatniej lekturze Coelho. To nie jest literatura dla mnie właśnie dlatego, że momentam trąci zbyt banalnymi naukami. (Tu mnie pewnie ktoś może znielubić, ale trudno. Chcę tylko powiedzieć, że spotkałam się z nimi wcześniej, a to u jednego pisarza, a to u innego, więc Coelho oryginalnością nie zaskoczył.)
    Natomiast zadanie końcowe postawiło mnie na nogi. Będę miała materiał na myślenie. Ale coś obmyślę. Na pewno...

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu dodam, że o ile u Coelho niczego fajnego się nie doszukałam, to u Schmitta było tego dobrego dużo, ale to co mnie zirytowało, zirytowało mnie na tyle, że po "Panu Ibrahimie..." powiedziałam pas (a wcześniej czytałam "Oskara..." i-tytułu nie pamiętam- powieść o wojennych losach grupki sierot, i to mi się podobało, choć czasem fantazja autora zgrzytnęła jak piasek w zębach).
    A z lawetą- mnie też to jakoś paradoksalnie ubawiło. Jak się wsadza świeżego kierowcę za kółko samochodu, który odpala tylko raz na dobę, to to się musi tak skończyć...

    OdpowiedzUsuń
  3. To już mamy klub tych, co się je znielubi :). Przebrnęłam z bolem zębow przez jedną książkę Coelho nie mogac się nadziwić, że podobny zbiór banałów może uchodzic już nie za literaturę, ale w dodatku za odkrywcza literaturę. Wszystko co do słowa zerżnięte żywcem z bajek czytanych przeze mnie w dzieciństwie, tyle, że zdobne w barokowe porównania i wodolejstwo. Brrr... nigdy więcej!

    Paczpani, ostatnio zastanawiałam się nad splodzeniem posta "Dziesięć ukochanych postaci literackich ever" :), na kontrze do tych najbardziej znienawidzonych. Ale nie byłam pewna, czy mi się dziesięć uzbiera (wybredna jestem :)). Ale na jednego... albo dwóch... albo i trzech... czemu nie :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się wstrzeliłam!
    Wyglądam więc tego posta- ale zgadzam się, że trudniej o pozytywnego bohatera niż o jakąś kreaturę, jak ten doktor Judym, wrrr...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli wierzyć w ewolucję, to wkrótce pojawi się pierwsza kobieta z dodatkową parą rąk:)

    OdpowiedzUsuń