23.02.2013

Nikto nie je doma i posępne post scriptum jubileuszowe

W czwartek Jaśnie Panicz wyszedł ze szkoły blady i drżący z zimna. Resztę dnia przeleżał w pościeli i choć nie gorączkował, skarżył się na ból zatok i nie prezentował się zbyt dobrze...
Ponieważ zaś w piątki spędza w szkole osiem godzin, Jareccy uradzili, że tego dnia syn zostanie w domu. Sam.
Od rana Jarecka szykowała i instruowała. Przekazała Jaśnie Paniczowi tyle instrukcji, że sam Daniel Temmet by nie spamiętał (a spamiętał ponad dwadzieścia dwa tysiące kolejnych cyfr liczby pi)!
-Tu masz pastę jajeczną, tu pokrojone pieczywo, tu gorącą herbatę. Tu są tabletki do ssania- tylko nie za często, co godzinę mierz temperaturę i dzwoń do mnie. Jak będziesz miał więcej niż 38, tu jest tabletka, zresztą w południe podjadę i cię obejrzę. Leż, czytaj lekturę, możesz pooglądać telewizję, dużo pij i nikomu! Nikomu!! NIKOMU!!!- Nie otwieraj!!! Nawet pani Czesiuniowej, nawet cioci Adze, udawaj, że nie ma cię w domu!!!
(Tę część instrukcji Jarecka przekazywała ze szczególną mocą. Nie dalej jak rok temu uznała była, że może zostawić syna na dziesięć minut samego w domu- w tym czasie miała odebrać Dwójkę z zerówki. Wtłoczywszy dziecku do głowy, że nikomu, broń Boże, otwierać nie wolno, wyszła.
Jakoż wjeżdżając po kwadransie w ślepą uliczkę, przy której stoi Deszczowy Dom, minęła się z samochodem kuriera, na którego zresztą w owym dniu czekała. Nawet zatrzymała się, żeby go zawrócić, bo znacie to- czekasz na listonosza cały dzień, a on przyjdzie gdy wyjdziesz wyrzucić śmieci; niestety pojechał dalej.
Zaraz w progu domu Jarecka potknęła się o paczkę. "O!"-pomyślała z uznaniem- "jakoś się z tym kurierem dogadał przez drzwi! I nawet zdążył wciągnąć do środka tę paczkę...Wielką paczkę..."
-Synu!- krzyknęła tknięta znienacka złym przeczuciem- co to jest?
-Taki pan przyniósł- odparł spokojnie Jaśnie Panicz.
-Zostawił ci pod drzwiami?
-Nie, musiałem jeszcze coś tam podpisać...
Jarecka poczuła, że krew odpływa jej z twarzy...)

Podkreśliwszy po raz setny, że to, że tamto i że nikomu (!) Jarecka zamknęła się w łazience żeby się nieco ucharakteryzować, skoro musi  jechać do pracy.
-Mamo- dobiegł ją zza drzwi głos Jaśnie Panicza- prawda, że po niektórych lekach się wymiotuje?
Masz ci los.
Odpędziwszy od siebie natrętną myśl o wymiotach i tysiącu innych przypadków, jakie mogą się przydarzyć dziecku porzuconemu przez rodziców, tym intensywniej pudrowała pobladłe lico.

-Zamknij za nami drzwi- przykazała wychodząc.- i pamiętaj...
-A ty mnie nie zamkniesz z tamtej strony?- zapytał Jaśnie Panicz nieco zdziwiony.
-Nie, tak się nie robi- Jarecka od razu popadła w belferski ton- chodzi o bezpieczeństwo. Może wybuchnąć pożar, czy coś, musiałbyś wtedy uciekać, nie mogę cię zamknąć...
Po wyrazie twarzy Jaśnie Panicza zorientowała się, że właśnie powinna SIĘ zamknąć...

...

Jaśnie Panicz, jako człowiek prawa, dzwonił co godzinę, ku zdumieniu i utrapieniu Jareckiej, której zdawało się, że dzwoni co dziesięć minut. Beznamiętnym głosem powtarzał, że jadł, że czuje się dobrze, że temperaturę ma w normie, że nie brał żadnych leków, że czytał, że przeczytał już więcej niż pół "Oto jest Kasia" i że rozmawiał z tatą, że tata mu mówił i że on mówił tacie, i w związku z tym Jarecka doprawdy dziwiła się, że był w stanie cokolwiek przeczytać, skoro musiał nieustannie dialogować z rodzicami przez telefon.

Jarecka zaklina Cię, Czytelniku! Jesteś zobowiązany w sumieniu zachować treść tego posta dla siebie!
Albowiem zostawianie dzieci bez opieki zapewne jest karalne. I kto uwierzy Jareckiej, że wszyscy sąsiedzi wiedzieli, że Jaśnie Panicz sam w domu?!




P.S. Dziś Jarecka ma urodziny, trzydzieste czwarte.

Jako pierwszy z prezentów dostała memento mori.
Najpierw był facet przykryty czarną folią, opromieniony na odchodne  glorią policyjnych reflektorów.

I telefon z przychodni, że jeszcze się nie kończy dla Jareckiej korowód lekarzy- macantów, który ruszył latem. Że będą kolejne dawki upokorzeń, niepokoju i myśli, że może więcej urodzin nie będzie.

Jarecka zawsze stara się być gotowa na wszystko i zawsze daje się zaskoczyć...


14 komentarzy:

  1. Jarecko Jaśnie Panicz wykonał instrukcję. Przecież kurier w kręgu intruzów jest nikim... I trzymaj się dobrych myśli- wszystko będzie dobrze. Pacjenta macanego uznaje się za zdrowego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, żebyż to był ten listonosz, co to jeździ po Zaogoniu na rowerze! Albo i jego zastępczyni, szykowna listonoszka- szczebiotka. Ale całkiem obcy kurier z jakiegoś ups, co ma wóz jak pancerny karawan?! Wyobraźni mi nie starcza do sporządzania instrukcji!

      Usuń
    2. Nie ma pewnej instrukcji na takie rzeczy. A pytałaś Panicza? On akurat zna się z tym kurierem i żaden tam obcy jest nnooo. Nie złamał regulaminu - poręczam za Niego.

      Usuń
  2. Oczywiście, że będą inne urodziny! Co najmniej siedemdziesiąt. Tego ci życzy osoba, która następnych urodzin miała nie mieć już... no tak, już prawie dwa lata temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anutku, skoro o tym mowa- wiesz, Twoja historia przekracza możliwości mojej wyobraźni (która, umówmy się, taka znowuż licha nie jest)...
      Już nie mówiąc o tym, że posiadanie bliźniaków to jakiś absolutny kosmos!!!- tego też nie potrafię sobie wyobrazić :) ...
      Dziękuję za życzenia, ale z tą siedemdziesiątką to trochę jednak popłynęłaś ;)

      Usuń
  3. No pierwsze słyszę coby ktoś na macanki narzekał ;) uszy do góry a historia z kurierem mrozi mi krew w żyłach, bo to samo przydarzyło się Starszakowi. A w sumie co za głupi kurier każe dziecku otworzyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypominam, nie licytuj się - ja w kolejce do niemania urodzin pierwsza stoje. To już ustaliliśmy.
    Urodzin obchodzić będziesz jeszcze wiele, wszak Jarecki musi mieć okazję przebić tegoroczny prezent ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego dobrego! Stu lat!!! Wiem, że kobieta- mama to takie stworzenie, co to ciągle się zamartwia- też tak mam, dlatego życzę optymizmu! Kiedy sama wyjeżdżam z domu, a moje dwuletnie dziecko zostaje pod czyjąś opieką, też się zaczynam martwić, ale zawsze powtarzam sobie, że wtedy już tak naprawdę nie mam wpływu na to, co się dzieje w domu. Tak samo z innymi rzeczami. Czasem po prostu nie mamy na nie wpływu, bo fizycznie nie możemy mieć. Dlatego Twoje zdrowie, najlepszego i niech się święci!

    OdpowiedzUsuń
  6. i jeszcze ode mnie: zdrowia, miłości i spełnienia marzeń (przynajmniej trzech;-))
    Sto lat, sto lat... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej trzech, powiadasz... Hm, od czego by tu zacząć... ;)

      Usuń