To niestety znaczy z rana krojenie, smarowanie, mycie, obieranie, znów krojenie, układanie. W Deszczowym Domu drugich śniadań trzeba przygotować kilka. Jednocześnie podając pierwsze śniadanie, zaplatając włosy, przypominając, wydając odzienie i tak dalej, i tak dalej...
Jarecka czasem (często) ułatwia sobie życie i piecze wieczorem drożdżówki. Najlepiej z czymś, co nie wycieknie, co się nie pokruszy, nie pobrudzi zanadto rąk i ubrań.
Przepis z sieci, ale skąd dokładnie, trudno powiedzieć (zdaje się, że miało to związek z Karlssonem z dachu- o, STĄD- dogrzebała się!! ). W Deszczowym Domu jest używany tak często, że Jarecka przepisała go sobie do zeszytu i zawsze ma pod ręką. To receptura z gatunku takich, co nie wymagają wielu składników i dużego nakładu pracy!(!!) Oryginalnie nadzienie jest maślano- cynamonowe i jest to naprawdę doskonałe drugie śniadanie (a dla zostającej w domu mamy- słodycz do kawy :))
Oczywiście Jarecka pakuje do środka wszystko, co jej się zamarzy, czyli to, co akurat w domu ma ;)
Na pierwszym zdjęciu wersja letnia, domowa, ze śliwkami i wiśniami.
I wersje "kanapkowe", w wykonaniu Jareckiego.
Jarecki zapewne korzystał z innego przepisu, bo on wyrabia ciasto ręcznie, na co jego żona nie ma siły.
Kanelbullar:
- 50-100g masła
- 0,5 l mleka o temp. 37stC
- 50g drożdży
- 0,5 łyżeczki soli
- 50g cukru
- ok. 1kg mąki
- cynamon (torebka)
- jajko do posmarowania bułeczek przed wstawieniem do pieca
- Tłuszcz, mleko, drożdże, sól, cukier zmiksować, na koniec dodać mąkę. Odstawić w ciepłe miejsce na ok. 40 min (powinno podwoić objętość). Potem rozwałkować, posmarować roztopionym masłem, posypać cynamonem i cukrem, zwinąć w rulon. Kroić na plastry i układać na blaszce. Gdy "ślimaki" podwoją objętość, posmarować je rozkłóconym jajkiem i piec 5-10 min. w temp. 225stC (naprawdę!)
...
A zgodnie z nową świecką tradycją, przy wypiekach w Deszczowym Domu można- trzeba!- poplotkować.
Pochwalić się wyróżnieniem, od GAŁĄZKI. Dziękuję Agnieszko!
Jednym z obowiązków Jareckiej, w związku z powyższym, jest ujawnienie siedmiu faktów o sobie...
Oto siedem zaskakujących faktów o Deszczowym Domu:
1. W Deszczowym Domu nie ma komputera (serio serio)
2. W Deszczowym Domu zamieszkała mysz. Mieszka w spiżarni i robi kupy w patelnie. Głupia, nie wie, że w Deszczowej Spiżarni nie ma jedzenia! Jarecka boi się, że lada dzień mysz nabierze rozumu i przeniesie się do salonu, w kosze z jej włóczkami i materiałami- tam przynajmniej będzie mogła miło pobuszować.
3. Jarecka nie potrafi sama otworzyć okna w salonie, no ni cholery!
4. Zimą strych Deszczowego domu jest pełen śniegu.
5. Gdy Jareccy zamieszkali w Deszczowym Domu, w ogrodzie mieszkały czesiuniowe króliki. Ponieważ Jarecka nie ma w zwyczaju zamykania za sobą bramy ani czegokolwiek w ogóle, jeden z nich został pożarty. Nie wiadomo przez kogo, ale jednak... Nie przez Jareckich w każdym razie.
6. Niewidzialny koń okazał się być kobyłą! Oźrebił się!- czy potrzeba więcej dowodów?
7. W Deszczowym Domu zawsze są drożdże-
- i ten fakt, niby klamra, zamyka ów post, który zaczął się od drożdżówek.
Nie każcie Jareckiej nominować! To tak, jakby kazać jej wskazać wśród swoich dzieci jedno ulubione...
Pyszności :-)
OdpowiedzUsuńOj tak!!! :)
UsuńBuły muszę zrobić! Fakty o Jareckiej powalają :) myszę trzeba nazwać :p
OdpowiedzUsuńNo nie, imienia to ona raczej nie dostanie. Złość mam na nią- żeby się bać wejść nocą do własnej spizarni??
UsuńZima idzie, spróbuję drożdżóweczki Łobuzom popiec:) a jak tam chleb? Udał się w końcu? U nas ciągle pyszny:) no i zżera mnie ciekawość... jak piszesz posty BEZ komputera?:)
OdpowiedzUsuńChleba jeszcze nie próbowałam piec drugi raz, bo Jarecki podniósł się do pionu i upiekł swój. Mam już podejrzenia, co zrobiłam źle...
UsuńA jak pisać posty bez komputera?- to tak jak jeździć bez samochodu i mieszkać bez domu- Tobie chyba tego nie muszę tłumaczyć? ;D
No, tak... a ja już wyobraziłam sobie jakieś magiczne fluidy podłączone do netu... Jak kroplówka prosto z mózgu...he, he
Usuń7 szokujących faktów!Jarecka czy Wy jesteście czarownicą?Nawet jeśli tak to dożdzowki dobre na oko robisz.Dziękuje zaprzepis.Asia
OdpowiedzUsuńOj tam od razu czarownicą ...drożdżówki są pyszne, wprawdzie trochę przeszkadza mi ten aromat sproszkowanego serca mantykory i od czasu do czasu wejdzie miedzy zęby skrzydełko komara złapanego podczas pełni , ale poza tym smakują wyśmienicie.
UsuńŻeby zaraz czarownicą to nie- jędzą, wiedźmą- to już prędzej...
UsuńJ..u Jarecki! Co on tu robi???
UsuńWiedziałam,że z tymi bułami coś nie tak, dlatego nazwałam je dożdzowki, a nie drożdżówki:)jakby ktoś nie zauważył.
A Jarecką będę od dziś Jędzą nazywać, też na J.:)
Asia
A skąd to zdziwienie ? że niby Jarecki to postać fikcyjna ?
UsuńJarecki jest, istnieje i co najciekawsze również tu zagląda.
Swoją drogą Jareckiemu przykro, że nikt nie docenił jego serowo szynkowej przekąski ;( a jakby tak zrobić wersję z serem, to można by myszkę zwabić, coby ja dla "Ewki" cynamonem posypać. ;)
Czytając Twojego bloga, mam uśmiech na twarzy i cieszę się,że nie tylko ja mam takie problemy ;)
OdpowiedzUsuńŚwiat pełen jest takich Jareckich i Gałązek pewnie też! :):):)
UsuńCynamon...My Love ;-) Ewa
OdpowiedzUsuńJa nawet nie będąc jakimś wyjątkowym cynamonożercą, uwielbiam te buły!
UsuńPolecam przepis, naprawdę!
Ta to jest naprawdę na ten cynamon żarta. Mówię o Ewce:)
UsuńJarecka by tą mysz ze spiżarni cynamonem posypała, to by ją Ewka zjadła :)
Aśka
Tak, tak!!!
UsuńDoskonały pomysł!
Zjadłabym taką drożdżówkę...... chyba też sobie (i dzieciom oczywiście) upiekę
OdpowiedzUsuńTeż miałam myszy ale rozprawił się z nimi kot,(głodem go wzięłam;)
Asia
Uśmiałam się na samą myśl o kocie w naszym domu! Trzeba by podwiesić jakieś liny pod sufitem, albo co- żeby Trójka mogła się przemieszczać! Ona ma kotofobię, postać ostra :)
UsuńPrzepis zabieram, drukuję i spróbuję co mi wyjdzie ;)
OdpowiedzUsuńZrób to koniecznie, zaręczam za efekt! :)
UsuńJestem zawstydzona, że dziś KUPIŁAM jagodzianki w sklepie zamiast upiec ;) postaram się poprawić ;)
OdpowiedzUsuńNo, żeby mi to było ostatni raz! ;)
Usuńczyli jak nic, trzeba rano (no nie przesadzajmy, 11 wystarczy :)) pognać po drożdże,u mnie zawsze drożdży brak, tylko czy wyjdą. Czy je trzeba długo mietosić?
OdpowiedzUsuńGratuluję wyróżnienia. :)
O matko! Jarecka! niebo mi Cię zasłało, dopiero teraz patrzę na odnośnik do bułeczek, a tam moja młodość, moje książki kochane, łezka w oku się kręci i jak tu teraz iśc spać jak trzeba sobie wszystko przypomnieć. Dziękuję.
Nie, nie trzeba długo, ja to robię mikserem- żeby się wszystko dobrze połączyło.
UsuńDziękuję za gratuluję :)
Idź spać, przypomnisz sobie jutro :)
Zrobiłam (jem właśnie) i faktycznie przepyszne są. W zyciu mi takie pulchne, mieciutkie bułeczki nie wyszły :) za mało dałam cynamonu, bo bałam się ze dzieci odstraszy i sa bardziej bułeczkowe. Na szczeście cześć zrobiłam z owocami :) Dzięki za przepis, wpisuję do zeszytu
UsuńJa też dzisiaj piekłam, z cynamonem :)
UsuńJutro śpię o kwadrans dłużej :)
A te drożdże to z kostki czy w proszku? Niby 50g to jak z kostki, ale bez robienia zaczynu... W domu mam tylko w proszku i to pół torebeczki, starczy? Eh, pewnie nie... zajadę do sklepiku po drodze :-) A ze śliwkami beda dobre, bo mam miskę śliwek do zuzycia? Pytaniami zasypałam, sorki, ale bułeczki mi zapachniały...
OdpowiedzUsuńJa używam do tych bułek świeżych drożdży. Ze śliwkami- super, do tego proponuję kruszonkę z cynamonem :)
UsuńNo, Jarecka, pełni wdzięczności jesteśmy! Śpieszę donieść, że bułeczki upiekłam, pochłonięte już są, pycha!
OdpowiedzUsuńSuper! Testowane w USA :) czyli i z suszonych drożdży można?
Usuń