1.07.2014

"Będąc młodą przedszkolanką..." cz.4


CIEKAWE ZAJĘCIA

Oprócz charakterystycznego sposobu dialogowania, równie specyficzny był Derekcji sposób wydawania poleceń.
Polecenia padały w biegu i ciągnęły się jakiś metr za osobą, bo Derektorka osiągała w marszu prędkość ponaddźwiękową. Jeden z ukochanych przez nauczycielki rozkazów brzmiał: "jutro przyjdzie nowe dziecko. PRZYGOTUJCIE JAKIEŚ CIEKAWE ZAJĘCIA."
Ala i Jarecka odymały się na stronie jak egzotyczne ropuchy: jak to! przecież ZAWSZE robimy ciekawe zajęcia! Zresztą, z ich obserwacji wynikało jasno, że nowe dzieci najlepiej czują się, gdy dać im swobodę i prawo wyboru zajęcia. Najlepiej było puścić małego aspiranta w nie znane mu zabawki i baczyć tylko, by stali bywalcy nie zanadto mu dokuczali.

Aklimatyzacji często towarzyszył rodzic, na wybranych przez siebie warunkach. Ten epizod - "w przedszkolu z rodzicem" - nie miał zazwyczaj większego znaczenia dla dziecka; te odważniejsze gładko wchodziły w przedszkolną rutynę, te bardziej zamknięte w sobie i tak wypłakiwały oczy, gdy okres adaptacji musiał dobiec końca - zaś dla rodzica! - rodzicom ten czas był bardzo potrzebny.
Chyba nie trzeba tłumaczyć, dlaczego obecność rodzicieli nie sprawiała przyjemności nauczycielkom?
Wraz z osobą postronną wkradał się do przedszkola element dezorganizacji. Dziecko-kandydat nie uznawało jurysdykcji pań, to jasne. Za jego przykładem instynktownie podążała reszta grupy. Niezręcznie było dyscyplinować dziecko przy mamie, niezręcznie było nie zwracać nań uwagi. Nadto młodzi rodzice często wyobrażają sobie dzień w przedszkolu jako niekończące się pasmo zabawy i twórczej aktywności, taki dzień w sali zabaw! Panie, wedle tej wizji, powinny jak dzień długi tańczyć, śpiewać, grać na instrumentach, skakać, robić salta i tarzać się z dziećmi po podłodze. To wszystko, rzeczywiście, po trochu ma miejsce, ale zasadniczo większość czasu upływa na banalnych, codziennych czynnościach - jedzenie, mycie rąk, sprzątanie, ubieranie się na spacer, rozbieranie po, spanie, siusianie, kupa, samodzielna zabawa.

Samodzielna zabawa szczególnie bywa solą w oku dla rodziców. Nie potrafią oni pojąć, jak ważna to aktywność dla dzieci, jak wiele dziecko się uczy w trakcie tego, co z perspektywy rodzica, który na jeden dzień wdepnął w przedszkolną rzeczywistość, widzi się nudą lub chaosem. Szczególnie zaś drażni rodziców widok pani nie wtrącającej się w potyczki o zabawki. Wygląda taka pani, jakby wszystko miała w nosie! A przecież kwadrans takiego nicnierobienia, biernego gapienia się, powie jej o dziecku więcej niż godzina makareny! Ku zaskoczeniu nauczycielek okazało się zresztą, że rodzice nie zawsze mają ochotę słuchać tego, co ma do powiedzenia osoba, która spędziła z ich dzieckiem pół dnia - "moje dziecko nie chce samo jeść? Chce, by go karmić? Niemożliwe! Przewraca się na prostej drodze? Co też pani mówi! Mój Michałek boi się nocnika? Czy w domu też się boi? Nooo...nie wiem... Ja w soboty też pracuję... nie wiem..."
Referaty na temat "jak nam minął dzień", które Jarecka czuła się winna rodzicom odbierającym dziecko z placówki, często traktowane były jako krytyka dziecka, jakaś złośliwość. Rodzice dziwnie wzbraniali się przed opowiadaniem "jak to jest/jak to robicie w domu". A przecież panie chciały mieć jakiś spójny obraz powierzonej im osoby, nie narzucać niemożliwego ale i wymagać tego, co osiągalne. Jeśli jednak udało się osiągnąć porozumienie z rodzicem, sukcesy wychowawcze stawały się chlebem powszednim. Naprawdę!

Derekcja była szczególnie lubiana przez żądnych sukcesów rodziców, albowiem już od pierwszych godzin w przedszkolu, ich dziecko stawiało same tylko milowe kroki dla ludzkości. Bawiło się bosko, jadło cudownie, nic a nic nie płakało, nauczyło się piosenki (jeszcze nie umie mówić? Ale śpiewać potrafi!) i wykonało tę oto wycinanko-wyrzynanko-wystrzygankę. SAMODZIELNIE!
- Nie mów im, że cały dzień płakał - cedziła Derektor przez zęby zmierzając ku drzwiom, w które pukał rodzic.
- Ależ Derekcjo - protestowała Jarecka - gdyby chodziło o moje dziecko, chciałabym wiedzieć! Wszystko, nawet najgorsze rzeczy. Przecież to normalne, że płacze; mały jest, tęskni...
Derektor nie słuchała, bo już kłaniała się w pas, rozpływała w uśmiechu i donosiła o sukcesach.

Inna sprawa, że na płaczące dzieci, Derektorka miała swój niezawodny sposób - noszenie na rękach.
Rezolutne Chochliki błyskawicznie pojęły reguły gry i kategorycznie żądały noszenia.
- Ależ Derekcjo - prosiła Ala - nie noś tak ciągle! Co innego siedzenie na kolanach, co innego prowadzanie za rękę, ale mój kręgosłup nie wytrzyma tego noszenia! A poza tym - Ala próbowała rzecz rozegrać chytrze - to niesprawiedliwe, że buczące nosisz, a grzecznych nie.

Na "ciekawe zajęcia", o które wnosiła Derektorka oczekując nowego narybku, składały się najwidoczniej także różne usługi towarzyszące.
- Zrób tej mamie herbaty albo kawy, jak jutro przyjdzie... Będzie o ósmej.
- Nie zrobię jej herbaty albo kawy, bo do dziesiątej będę z dziećmi sama. Będę się zajmować dzieckiem, nie mamą.
- Ale niechże jej będzie miło!
- Najmilej jej będzie, jak zajmę się tym nowym dzieckiem... to chłopiec, dziewczynka? Ile ma lat?
- Nie wiem. Nie zapytałam.


Przez okrągły rok trwała w przedszkolu czyjaś aklimatyzacja, a każdy nowy nabytek był młodszy od poprzednika...
Ale w tak zwanym międzyczasie, trafiał się, cenny jak perła, ZWYKŁY DZIEŃ.


C.D.N.

25 komentarzy:

  1. Telenowela, żeby nie powiedzieć thriller jakiś co nas jeszcze mocno zakończeniem zaskoczy :)))) Z odcinka na odcinek mam coraz większe dreszcze!!! Niecierpliwie oczekuję kolejnych zwrotów akcji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrz Jarecka a ja myślałam, że to tylko tu taka samowola:)))
    Jak sięgam pamięcią do zamierzchłych czasów, kiedy to ja sama byłam przedszkolakiem - to więcej się nami zajmowano niż teraz!
    A chwyty pani DEREKTOR co do wazeliny względem rodziców są chyba międzynarodowe:))) Ja tu z "najwyższą" nie mam okazji spotkać, ale reszta daje radę:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, od czasów, gdy Ty byłaś przedszkolakiem minęły lata świetlne - bez urazy, chodzi mi o obyczaje :) Otóż teraz, jak się okazało, dzieci nie musza słuchać dorosłych i wypełniać poleceń. Rzez wychowania. Po prostu, rodzice nie wymagają teraz od dzieci posłuchu - takie miałam wrażenie.
      Szczególnie zdumiewało to Alę, która pracowała w przedszkolu niespełna dwadzieścia lat temu. Ona i dwadzieścia parę trzylatków - twierdzi, że dzieci uważnie słuchały, odpowiadały na pytania, bawiły się i w ogóle - inny gatunek ludzi ;)
      Zresztą, nawet w początkach mojej pracy było jednak inaczej.
      Dziś dzieci chowane na tabletach trudno czymś zainteresować, trudno przykuć ich uwagę. Wymagać od dzieci - okrucieństwo! Ale nie było tylko tak czarno i strasznie! Dzieci w tym wszystkim były najlepsze :)
      Wazelina rzecz konieczna! Tylko moim zdaniem Derektor uderzała nie w tę nutę, co trzeba, stąd nasze tarcia ;)

      Usuń
    2. Tylko, że ja mam wrażenie, że teraz jest przeginka w drugą stronę - np. u nas codziennie jest do dyspozycji wanienka (caaałkiem spora) z wodą, w której można kąpać lale, przelewać i wylewać nikt tego nie kontroluje - efekt tego taki, że Martusia jest prawie że codziennie mokra!!! Tak jest bez względu na pogodę. Albo przychodzę po nią a ona ma całą buzię nie dość, że od kataru, to jeszcze w błocie!!! I pani do mnie - no nie mogłam znaleźć chusteczki. Opadły mi gałązki, ale już się przyzwyczaiłam:)))

      Usuń
    3. No nie, ja nie o takiej swobodzie. Słyszałam, że tam u Was lubią dziatwę po błotku przeczołgać; pod tym względem u nas kiszka. Czasem pogoda jest niezła a i tak siedzą w sali :( A to mnie wkurza chyba naj-bar-dziej. Moja w przedszkolu tylko do 13, więc po południu i tak pohula - ale te dzieci, co są w przedszkolu do 17 - nie sądzę, żeby rodzice po pracy jeszcze im wieczorem urządzali spacery...
      To jest słaby punkt polskich przedszkoli.

      Usuń
  3. Jednych tchem przeczytałam część 3 i 4. Jakaś ta Derektorka dziwna.... w sumie pewnie jak to teraz jest, tylko na kasę nastawiona....
    Czekam niecierpliwie dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasa początkowo ledwie majaczyła w tle w hierarchii Derektorki. Ona miała wizję! Niestety, okazało się, że wizja kosztuje. Wynajęty lokal, uczciwe umowy o pracę. Potem już zaczęło się szarpanie i zmiany, kolejne szczytne idee padały w walce o utrzymanie się na powierzchni...
      Tu był element antycznej tragedii, fatum, rozumiesz ;)

      Usuń
  4. nie nos na rekach podstawa...sama ten blad zaczelam popelniac na poczatku swojego stazu (tylko ja w zlobku przedzial 6m-cy-3lata) kilka miesiecy temu i dorobilam sie kilku przylepek ktore potrafia sie nie zle poszarpac o moje kolana i jak wiadomo dla mnie jest to meczace...czekam na kooejne czesci poniewaz i pouczajace i ciekawa jestem rozwoju sytuacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ale jak takiej półrocznej kluski na ręce nie wziąć?... U nas najmłodsze miały przynajmniej 20 m-cy.

      Usuń
  5. W drodze do wieczności, każdy brnie przez swoje własne przedszkole - moje, jotka w jotkę z tymi samymi akcjami nazywało się firma, klienci and His Majesty: PErezes :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to, to.
      Czego struktura nie zrobi z ludźmi. Nie łudzę się, że w butach Derektor zachowywałabym się podobnie :)

      Usuń
  6. Jestem ciekawa jak ten ZWYKŁY DZIEŃ wyglądał.... jakoś mi się ta opowieść kojarzy z przedszkolem mojej córki.... ale przecież Jarecka na Warmii nie mieszka.....

    OdpowiedzUsuń
  7. o kurczaki pieczone i na czarno smażone! koszmar jakiś Jarecko droga przeżyłaś! mam nadzieję, że skończy sie ta historia dobrze dla Ciebie i dzieci oczywiście!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, dla mnie ta historia skończona... Ale na drugim planie toczy się dalej :0

      Usuń
  8. W przedszkolu, do którego ja jeżdzę ze swoimi zajęciami są dwie panie derektorki i jak łatwo się domyslić kazda z nich ma inne spojrzenie na świat, a jak trudno o przepływ informacji medzy nimi a Paniami Nauczyciellami to wiedzą wszyscy. Np. przyjezdzam na zajęcia (gdzie mam czytelne godziny zgłaszane do 'Derekcji') i N- lle zadziwione, że ja jestem dziś np., lub od marca się mnie dopytują czy aby ćwiczę piosenki na Dni Rodziny w Czerwcu - tak owszem, tydzień przed rzeczonymi dniami dowiadują się Nauczycielle, że ja też mam dodatek do programu (bardzo napiętego, bo wszystkie dodatkowe zajęcia dodają cos od siebie bo trzeba pokazać jak to w przedszkolu dzieciaki się fantastycznie rozwijają).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A biedni rodzice pocą się potem godzinami w dusznej sali (okna nie otworzymy, bo przeciąg!!!) oglądając te korowody umordowanych dzieci, które przez ostatnie tygodnie nie bawiły się w przedszkolu i nie chodziły na plac zabaw - bo miały PRÓBY.
      Będzie osobny post o imprezach. Koniecznie :))

      Usuń
  9. ło, sielanka toto nie była z taką Derektorką ;-)
    pozdrawiam
    ivonesca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako szefowa to ona była ludzka pani.
      Ale metody wychowawcze miała... ja wiem...
      Zmienne. Ot, co.

      Usuń
  10. No dobra, czytam ten thriller od poczatku i jestem coraz bardziej przerazona! My jestesmy jeszcze PRZED przedszkolem, teraz mijajac takie placowki bede łypac podejrzliwe...W dodatku sama od ponad 10 lat pracuje w panstwowej placowce" kulturalnej" i wiem, ze Jarecka nie zartuje... Czekam na final... Mimo wszystko z nadzieja!;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie przerażaj! ;)
      Pomyśl sobie, że tak dobrze, jak przy Tobie to Twojemu dziecięciu i tak w przedszkolu nie będzie. Ale krzywdy to też jej chyba nie zrobią...
      My nie robiłyśmy ;)

      Usuń
    2. No i cale szczescie, ze ta Wasza derektorka trafila na Was! Bo biedne by byly te dzieciaczki slowo daje...

      Usuń