31.10.2016

Kolorowa jesień 11, czyli robótka rekordzistka


Tę robótkę zaczęłam zaraz po tym, jak skończyłam <TEN> pled, który też nie robił się bardzo szybko.

Miał to być drugi koc, koc-negatyw, koc-powidok, w kolorach zupełnie różnych od tych, które zużyłam na ten linkowany pled.
Podochocona efektem raźno zabrałam się do pracy, zrobiłam kilka obiecujących rządków i tylko na tyle starczyło mi zapału.

Kilkaset robótek później wciąż jednak musiałam przyznać, że to dobra koncepcja, dobry początek, że warto skończyć. Nadto nic mnie tak nie mierzi jak nieużywane przedmioty w domu.

Byłam bliska zrobienia z tej zaczętej robótki szalika, lecz "co raz zostało zobaczone, nigdy już nie wróci do chaosu" (V.Nabokov Tamte brzegi), a ja widziałam tam koc, pled narzutę ale nie część garderoby, bynajmniej.

Aliści, jak mawiają, co się komu należy to w rowie doleży.
Po kinderbalu Trójki Mama Zuzi, która przyszła po swoją córkę, była łaskawa zauważyć, że kiepsko dbam o fotel i że u niej nie do pomyślenia jest, żeby chadzał taki goły!

I potem już wystarczyła jedna niedziela, żeby kilka ciepłych rządków przeobraziło się w osłonkę newralgicznych miejsc fotela.

To ekskluzywny widok, ta podściółka. Gdy przychodzą goście, ściągam :)









Pozdrawiam ciepło, cmok.

29.10.2016

Mamo, łał!

To będzie smutny post, choć się tak wcale nie zapowiada.

Oto Jarecka na czystej podłodze w salonie rozkłada swoje zabawki. Pudełko pełne tubek farb, pędzle, stemple ze styroduru i wielki obrus.
Drobnica śpi, starzyzna zajmuje się sobą.

Tu Wszechwiedzący Narrator cofa taśmę i na przyśpieszeniu widzimy Jarecką lat sześć smarującą zapamiętale po marginesach siostrzanych zeszytów, Jarecką lat dziesięć wieszającą swoje rysunki na szkolnej gazetce, Jarecką lat czternaście w plenerze ze szkicownikiem, lat piętnaście przy sztalugach, osiemnaście przy prasie drukarskiej. Na koniec Jarecka wychodzi za mąż, dostaje dyplom, że niby jest już plastykiem że uhu hu -
- a potem już siedzi na podłodze w ciemnawym salonie i w finale bardzo męczącego dnia stempluje sobie obrus.
Wtedy tryk-tryk, strzelają na schodach jaśniepańskie stawy i głowa tegoż wysuwa się spod sufitu.

- Łał, mamo! Nigdy nie widziałem, żebyś malowała!



Kurtyna.

Kurtyna stemplowana w liście sumaka.



Tak sobie wymyśliłam na urodzinowy kinderbal Trójki. Nowy jesienny obrus.

















PS. Jaśnie Panicz oczywiście łże. Widział matkę przy sztalugach gdy miał pięć miesięcy, phi.

20.10.2016

Łapserdak





Co takiego ma w sobie Jarecka, że kochają ją staruszki?
Kochają tak czule, że na widok Jareckiej otwierają szafy i wydobywają z nich skarby sztuki krawieckiej bądź dziewiarskiej sprzed półwiecza?
I skąd się bierze w tych kochanych siwych głowach myśl, że Jarecka będzie w tym chadzać, mozolnie przerabiać, te elastyczne golfy i bistorowe kostiumy?
Wszelka asertywność pada w obliczu rozpromienionej staruszki.
Jarecka wylewnie dziękuje i wiesza w szafie.

I tak to właśnie było. Będzie z rok, jak do drzwi Deszczowego Domu na Zaogoniu zapukała pani Nestorka.
- Jarecka - szepnęła konspiracyjnie aż echo zadudniło na klatce schodowej - zobacz co ja tu mam!
Było to okazałe sztuczne futerko, quasi karakuły, z marszczonymi rękawami i obfitym kołnierzem.
- U Danuty w pracy jest zbiórka ubrań dla Ukrainy. No i zobacz Jarecka, ona takie futerko uprała (zobacz jak pachnie!) i chciała oddać. Ale ja sobie myślę, może na ciebie będzie, może ubierzesz, nie? Jak na ciebie!






I spróbujcie teraz stanąć w poprzek tej radości, tej hojności! A czyż nie jest rozbrajającą sama świadomość, że ktoś myśli o tobie i chce dla ciebie jak najlepiej?
Jarecka z góry przeprasza te Ukrainki, które nie dopadły tamtej zimy karakuła, lecz futerko wzięła, pięknie podziękowała, a że faktycznie pachniało upojnie, powiesiła w szafie.

Skąd wydobywała ostatnimi dniami i sprofanowała.






Wykrój wzięłam (i również sprofanowałam) ze strony Papavero. 
Serdak ma podszewkę i jest tak ciepły, że zdecydowanie jest odzieniem outdoor.
Co za żenada, tak samemu sobie pozować! Pocieszam się, że pozować komuś dopiero bym się nie przemogła.



Tak że sami rozumiecie, jeśli jeszcze jakaś miła starsza pani... biorę!



11.10.2016

Deszcz


Jesień weszła w tę fazę, kiedy człowiek przygląda się podejrzliwie drzewom, czy aby nie wypłyną zza nich ryby.



Trójka skończyła osiem lat i jak zwykle przy takich okazjach, Jarecka dobyła biczyka na swój grzbiet.
(Nie było łatwo namierzyć go po przeprowadzce!)

A że to wszystko mea, mea, mea maxima.
Że to dziecko tak śliczne, bystre, dokładne, solidne, sumienne, rzetelne, ach, dlaczegóż ono ma taki ciasno spleciony warkoczyk, a te bluzeczki, czemuż tak samo białe przez trzy dni z rzędu?
To moje (pac) moje (pac) geny, że przy tym wszystkim ciągle jakaś z siebie nie dumna i ciągle spuszczona ta głowa w splotach, z których kosmyki nie uciekają nawet po całym dniu.
A na koniec jeszcze w schedzie po mamusi dostanie ten biczyk (pac), którym się będzie smagać do znudzenia, a czemu nie jestem lepsza, inna, czemu nie jestem dużą blondynką, do ciężkiej cholery.