18.07.2018

Niezwykła podróż Jareckich

Rano instagram szepnął czule: "jesteś na bieżąco".
Jarecka wciągnęła majty z napisem TUESDAY i w tej części świata rzeczywiście był akurat wtorek.
Co za dzień, w sam raz, żeby nadrobić zaległości! -

- czyli: Jareccy na wakacjach.
Wakacje te miały miejsce tak dawno (w maju), i oddziela je od tej chwili tyle absorbujących wydarzeń, że to chyba ostatni moment, żeby je jeszcze pamiętać i jakoś te wspominki utrwalić.

Odpowiednio wcześniej postanowiliśmy się dobrze przygotować do naszego wyjazdu.
Nabyłam książki, które miały wprowadzić Piątka w to, co go czeka - a tak zupełnie szczerze - zawsze chciałam je mieć i nigdy nie znalazłam lepszej okazji, by spełnić tę zachciankę.




Trudno opisać, jakim hitem stała się Oto jest Wenecja.
Dość powiedzieć, że Piątek zna całość na pamięć.

- Synu, zabieramy tę książkę? - zapytałam znad walizki (oraz siedmiu śpiworów, karimat, koszyka z jedzeniem i innych tobołków).
- Nie, przecież ja już wiem, jak tam jest.
Aha.

Pierwszym przystankiem na wakacyjnej trasie był Zagrzeb. Na spacer po nim zabrał nas nasz przemiły gospodarz, który okazał się być historykiem i pracownikiem stołecznego uniwersytetu. Mówił tyle ciekawych rzeczy, że nie nadążaliśmy tłumaczyć dzieciom, niemniej dla nich sam fakt, że rodzice rozmawiają po angielsku był wystarczająco fascynujący. Plus latarnie gazowe i lody.





Na mnie największe wrażenie zrobił drugi plan; blokowiska Zagrzebia, nad którymi unosi się duch Le Corbusiera. Czym się różnią od naszych polskich blokowisk? Zestarzały się razem z miastem. Nikt ich nie ociepla i nie maluje na pastelowo.





A dalej, przez Słowenię, do Wenecji.
Rodzinnie marzyliśmy o Wenecji już od dawna, choć obawy budziła zła sława tego miasta - że upchane turystami do granic możliwości.
Mieliśmy zatem niepospolite szczęście, że naszym przewodnikiem po Wenecji był Don Pepe, rodowity Wenecjanin.
- Mamo - zapytała Trójka przy kolacji (pasta i włoski stek grubości plastra szynki na kanapce) - dlaczego jak ktoś mieszka w Warszawie, to mówi o sobie, że jest Polakiem, a jak ktoś jest z Wenecji, to nie mówi, że jest Włochem, tylko Wenecjaninem?
Nadzwyczaj rezolutne pytanie jak na dziewięciolatkę.
Don Pepe prowadził nas pewnym krokiem przez zawiłe uliczki tego dziwnego miasta, co chwilę się zatrzymując i witając serdecznie z napotkanymi ludźmi.
- Wszyscy się tu znamy - tłumaczył - wszyscy chodzimy pieszo tymi samymi drogami, dzieci chodzą tędy do szkół, grają w piłkę na placach. Tu jest bardzo bezpiecznie, tu się nie popełnia przestępstw, bo nie ma dokąd uciec, he he.
Lunch zjedliśmy w domu Don Pepe. Dom przylega do kanału i jest zasobny w garaż - oczywiście na łódź - i taras z widokiem na wyspę Murano. Tego nie zobaczy turysta; domu zwykłego Wenecjanina ze szklanymi żyrandolami, ogrodów, jakie kryją niepozorne budynki niczym nie różniące się od setki podobnych w pierzei.
O, tu z prawej, za tymi drzwiami, jest piękny, kwitnący przestronny ogród.
Piątek gra w piłkę, jak wszędzie.



Z tej innej, domowej perspektywy, nawet to, co odruchowo kojarzy się z Wenecją, wygląda inaczej.
Chociaż tak samo.







Ciocia Domka kupiła sobie na pamiątkę szklane kolczyki (słynne szkło z Murano made in China). Jarecka - ścierkę.
Cóż, każdemu wedle zasług.


I dalej - do Rzymu.
Po nocy w mrocznym hotelu w Fiuggi.




- Muszę wam powiedzieć, he! - prawił Don Pepe - że nie znam ludzi, jak Rzymianie, he!
(zapewne tym samym tonem Asterix mówił: ale głupi ci Rzymianie) - co to są za ludzie, he!
Widać było, że są jakieś rzymsko-weneckie sprawki, o których nie możemy mieć pojęcia.

W Rzymie jechaliśmy metrem i było to jedyne, poza warszawskim, metro jakim jechałam. Kręte korytarze, niskie, ciasne, klaustrofobiczne.
- Trzymaj tylko jedno dziecko za rękę - radził Don Pepe - z dwoma będzie ci trudniej się poruszać.
Rozdysponowaliśmy więc nadmiar dzieci pomiędzy towarzyszy podróży.




Trudno wytłumaczyć, dlaczego w Rzymie zdecydowaliśmy się na zawodową przewodniczkę.
To nie był dobry pomysł.

Ledwie opuściliśmy Plac Św. Piotra (Państwo wybaczą, dla mnie nuda, nie znoszę wygłaskanych na cacy zabytków, nie mówiąc o tłumach turystów - a i uniesień natury religijnej trudno się w tych warunkach spodziewać), pani przewodnik porzuciła temat historii i architektury na rzecz szczegółowej opowieści na temat nieuczciwych rzymskich przewodników.
- Mamo - Dwójka wyjęła słuchawkę z ucha - ta pani mówi same bzdury.
Nie można było zaprzeczyć.
Lepiej zdać się na własne oczy.




Z małą pomocą smartfona.





Panteon robi ogromne wrażenie. Akurat zaczął padać deszcz, więc mogliśmy zobaczyć jak krople deszczu wpadają przez otwór w tej niezwykłej kopule.




I schroniliśmy się w pobliskiej ristorante.
A tam znowu bruschetta i pizza (przy sąsiednich stolikach pochłaniano mule, ale aż tak ekscentryczni nie jesteśmy, wystarczy nam piątka dzieci).



Powiadam Wam, nadzwyczaj cenną rzeczą jest poznawać kraj z jego rodowitym synem!
Może się okazać, że to, czego nauczyliśmy się o historii w szkole jest niewiele warte.
Czy wiedzieliście, że Cesarstwo Rzymskie nigdy nie chciało nikogo podbijać? Ale w życiu! Taka zaistniała sytuacja, cóż było robić, tak wyszło.

Późną kolację jedliśmy z Rzymianami.
Było uroczyście (bruschetta, pizza) i nieśpiesznie, a na naszą delikatną sugestię, że chcielibyśmy już wyruszać, bo przed nami naprawdę daleka droga, noc późna a i kierowcy autokaru mają swoje ograniczenia, nasi gospodarze wzięli i się obrazili.

Ale dziwni ci Rzymianie, he!



PS. Z Rzymu przywiozłam sobie sadzonkę agawy, którą z poświęceniem wygrzebałam spod ogromnego kłującego krzaka a z Wenecji, jak już wspomniałam, ścierkę. Dostałam na nią zniżkę, gdy sprzedawca policzył nasze dzieci.


39 komentarzy:

  1. Oprócz pamiątek przywiozłaś masę wspomnień i to się liczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ale żeby tak jeszcze trochę ryżu arborio ;)

      Usuń
    2. Mialas autokar. Moglas przywiezc i ryz, i wino, bardzo duzo wina! (kaczka)

      Usuń
    3. Ale tym autokarem nie podjeżdżaliśmy pod sklepy :/
      A wino lepsze i tańsze jest w Biedrze :)

      Usuń
  2. Rzym, miałam to szczęście zwiedzać ze starutkim redemptorysta( który szykował jeszcze do pierwszej komunii moja babcie) a spędził w Rzymie 30 lat, zachwycili mnie ludzie-Rzymianie;) którzy na każdym rogu witali się czule z ojczulkiem ze słowami"Padre!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Don Pepe mówił mnóstwo miłych rzeczy o Rzymianach, ale chyba trochę podrwiwał z ich poczucia wyjątkowości :)
      A poznane Rzymianki rozbroiły mnie wykrzykując na mój widok "bella mamma!", chociaż daleko mi było do belli, oj daleko. Miło z ich strony ;)

      Usuń
    2. o rany, ale fajne to z ta bella mamma :)

      Usuń
  3. A ile w głowie zostało? I teraz to wszystko na szydełko.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Donoszę pospiesznie, że ryż arborio wczoraj kupiłam w Auchan i ugotowany dosłownie przed chwilą zjadam ze świeżo robionym dżemem z wiśni:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jarecka we Włoskie kanony piękna się wpisała, a co!

    OdpowiedzUsuń
  6. No to teraz trzeba się wybrać do metra w Petersburgu dla odklaustrofobienia:) A ścierka - piękna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzę o Petersburgu i o metrze w Moskwie! (Petersburg przynajmniej bliżej ;))

      Usuń
  7. Oni te nomen omen- mule łowią w weneckich kanałach. Mendelejew delicatezza.

    OdpowiedzUsuń
  8. oooch, zazdroszcze tego zaplecza weneckiego, tych widoków od kuchni i szklanych zyrandoli!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kuchni są zawsze najlepsze widoki.

      Ehe, muszę to sobie powtórzyć sto razy gotując obiad.

      Usuń
    2. No tak, to nie zawsze chodzi o wlasna kuchnie :)

      Usuń
  9. Przeczytałam kiedyś, że kto choć raz w życiu był w Rzymie,ten na zawsze pozostanie szczęśliwy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wszystko jasne - Rzymianie są permanentnie pijani szczęściem.

      Usuń
  10. Pamiątka z Rzymu będzie o nim przypominać jak nic innego, gdy z pierwszymi mrozami gabarytowy kłujący krzak trzeba będzie gdzieś upchnąć na resztę polskiej zimy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam agawę, która stała przed moim internatem - w moich wspomnieniach sama doniczka była mojego wzrostu :)

      Usuń
  11. Panteon wygląda niesamowicie :) Widząc go jest się pełnym zachwytu. Ciekawy wpis. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  12. Mieć gondolę w garażu! Hoho! Pływałabym nią, kiedy by lało. Ponadto rozczulił mnie rabat na ścierkę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rabat na ścierkę? :D Ktoś powie - do pracy rodacy! - muszę nadrobić ilość, może też się załapię na taki rabacik;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można pożyczyć. Ja miałam wtedy jedno pożyczone dziecko.

      Usuń
  14. Gondlo Jerzy znad Wisly, po prostu, zawsze, zawsze mi sie przypomina, na haslo :Wenecja. No i Visconti. Jak to nie maja przestepstw. A Smierc w Wenecji to co?;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Harrah's Resort Casino - JamBase
    Harrah's Resort Casino offers 전라북도 출장마사지 over 700 of the hottest 김천 출장안마 slots and electronic table games. Come out 영주 출장샵 and 동해 출장샵 play at Harrah's Resort Casino!Jan 21, 2022Randy HouserFeb 24, 2022Terrace 순천 출장마사지 Williams

    OdpowiedzUsuń