4.01.2013

Jareccy a patologia zwana wielodzietnością oraz Maszyna Do Utylizacji Kłębuszków, odsłona druga

Jarecka, choć ma czworo dzieci i wedle wszelkich definicji jest matką wielodzietną, wcale się tak- JUŻ!- nie czuje. Odkąd bowiem Jareccy zamieszkali na Zaogoniu, doprawdy- liczbą dzieci nie zaszpanują!
Co innego, gdy mieszkali na Przedmieściu.
Tam, choć przyjezdni, byli rozpoznawalni niby jacy celebryci. Jarecka co rusz prezentowała nowy model brzucha i do dziś w Przedmiejskich Delikatesach panie na widok Jareckiej uśmiechają się szeroko:
-zmieniła pani fryzurę!- to na dzieńdobry, a zaraz potem:
-a jak dzieciaczki? Ile to ich było?...
Jarecka mówi: "czworo"(choć Czwórki panie nijak nie mogą pamiętać), "ha ha", "och" i "ach", potem kupuje kilka plasterków indyka w miodzie i oddala się ku kasie rozsiewając uśmiechy niby jaka aktorka na czerwonym dywanie.

Na Zaogoniu- sąsiedzi z naprzeciwka mają czworo dzieci. Ci z góry, po przekątnej- czworo. Szczęśliwie Ci, co mieszkają nad Jareckimi mają tylko jedno, wszak to oznacza tylko dwie tupiące nogi! Czesiuniowie zza płotu- pięcioro. W kilkunastoosobowej klasie Jaśnie Panicza dwaj chłopcy mogą się pochwalić liczniejszym niż on rodzeństwem. Nawet image Jareckiej jako wielodzietnej ucierpiał odkąd została matką pracującą i nie udaje jej się przeprowadzać swoich do niedawna zwykłych performensów po tytułem "spacer z dziećmi", podczas których prezentowała się z Czwórką na plecach, Trójką w wózku, Dwójką na hulajnodze i Jaśnie Paniczem na rowerze.
A podczas takich spacerów nie obywało się bez wstąpienia do sklepu "NaRogu"...

.....

W pewien piękny słoneczny dzień Jarecka została ciocią. Po raz który, nawet już nie liczyła, za sprawą tej zaś konkretnej siostry- po raz szósty. Słonko świeciło, Jarecka się uśmiechała i tak ją rozpierała ulga i radość, że wszedłszy do "NaRogu" pochwaliła się sąsiadce- sprzedawczyni. Pani Narogowa zawsze wykrzykuje na cześć dzielnej Jareckiej co to mając czwórkę dzieci i nijakiej do nich babci, cioci, pani Swiety czy innej Oksany, jakoś tam stwarza pozory normalności i udatnie maskuje szaleństwo w oczach, ale usłyszawszy nowinę, jaką przyniosła Jarecka, Narogowa zniżyła głos do szeptu:
-ale ten szwagier...to normalny...?

I tu, o Czytający, Jarecka naprawdę nie wiedziała co powiedzieć! 
Skoro bowiem pytanie padło, musiała się Jarecka po raz pierwszy w życiu zastanowić (a serce już drżało z niepokoju, snadź siostra w szponach oszołoma?)- czy aby na pewno...?
No bo pomyślcie sami- czy może być normalny facet, który zabiera piątkę dzieci na spacer z rowerami, hulajnogami a może i wózkiem? Wywozi dzieci na weekend pod namiot porzucając żonę w domu najwyżej z jednym ssakiem? Co zostaje z całą ferajną wieczorami, kiedy ta nieszczęsna żona frunie się spotkać z siostrą albo koleżanką (albo wszystkimi naraz!) w kawiarni, pizzerii czy na zakupach (albo od razu na wszystkim naraz?) Sprząta i robi zakupy?

No, sami powiedzcie- czy on może być normalny??




P.S. Szósta siostrzenica Jareckiej (bo chłopców na razie nie liczymy) została przez nią obdarowana takim oto kocykiem wydzierganym na balkonie w letnie dni z użyciem wszelkich lila róż resztek, jakie Jarecka znalazła w Deszczowym Domu. Niech ma bidulka, nie? ;)



9 komentarzy:

  1. Niech ma, bidulka? Och... Ty talenciaro...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach bożeboże! Właśnie dostałam ze trzy kilo Kłębuszków i już drżę ze wzruszenia! Dziękuję za komplement, ale Kłębuszkom po prostu nie można się oprzeć :) No nie da rady!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super post:) Podoba mi się styl w którym piszesz:) Naprawdę świetnie się to czyta.Pozdrowienia z "zaogonia" pod lasem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach... Gdybym jeszcze mogła okraszać te posty zdjęciami tak pięknymi jak Twoje...
    Dziękuję, dziękuję i zapraszam jak najczęściej! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O, użyłas wool-eatera! Pięknie pożera wełnę, prawda? I efekt powalający :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się to określenie wool-eater :) Wyobrażam sobie kosmatego potwora z wielką uśmiechniętą paszczą, w którą się wrzuca kłebki, a on miamle aż kłaczki lecą :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. I od tego "memlania" takie "fiatuszki" wychodza? Jak to robisz, ze robiac z resztek, osiagasz kwadraciki tej samej wielkosci? Czy te resztki to po prostu rozne kolory tego samego gatunku wloczki?

    OdpowiedzUsuń
  8. Włóczki są mniej więcej tej samej grubości. Jak się uważnie przyjrzysz, zobaczysz, że tylko środek zdradza jakąś koncepcję- brzegi robiłam już z tego, co zostało, więc nijakiej regularności tam nie ma.
    Na resztki różnej grubości też mam patent, o tym wkrótce :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A jako jedyny facet nie w temacie techniczny napiszę tylko, że to jest piękne. Takie proste, w jednym niby kolorze, choć w odcieniach różnych, a takie barwne. Normalnie dla mnie szał. Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Gratuluje. Z coraz większą ochotą czekam na następne... zdjęcia. ;)

    OdpowiedzUsuń