29.04.2013

Girlandy

Na początku był chaos.
Właściwie chaos był też w środku i ku końcowi, i nadal jest.





Z tego chaosu wyłoniła się girlanda, mimo nieustannego sabotażu Czwórki przycupniętej na poręczy fotela. Dziecię świetnie się bawiło grzebiąc w cekinach, przeglądając guziki i siejąc tymże naokoło. Jarecka bawiła się też całkiem dobrze ale chyba nie aż tak, zwłaszcza,  że musiała zbierać z podłogi nie tylko guziki i cekiny ale też igły i szpilki, czasem za pomocą stóp.
Ale wreszcie wyłoniła się girlanda, która trafi TAM.









W zamyśle Jareckiej girlanda zawiśnie na wielkich szybach dzielących sale, więc jest dwustronna, awersy i rewersy różnią się nieco.

















Jest i druga girlanda, skromniejsza, łatwiejsza i nie budząca nadmiernych emocji w Czwórce.





To jeszcze nie koniec.
Chwilowo jednak Jarecka pozwoli sobie sprzątnąć okołogirlandowy majdan.

25.04.2013

O tym, jak Jareccy pili z Metropolią herbatę

Deszczowy salon, późny wieczór.
Stół, na stole obrus, biała zastawa. Przy stole Jareccy i ich goście- wujek Henryk z żoną Andzią i ciocia Helenka.
Henryk jest bardzo schorowany i o swoich chorobach opowiada chętnie i ze swadą. Jarecka już nie może słuchać o wlewach i bajpasach z żyły wyciętej z nogi (opowieść połączona prezentacją blizn) i desperacko zarzuca wędkę, jak na Alcybiadesa. Doskonale wie, że Henryk złapie ten haczyk.
-Czy to prawda?- wtrąca szybko, gdy Henryk nabiera tchu- to, o czym czytałam, że po upadku Powstania Niemcy wypędzili z Warszawy WSZYSTKICH? Czy to możliwe, że w całej Warszawie nie został NIKT??
-Prawda!- wykrzykuje Henryk. Andzia i Hela kiwają energicznie głowami.
-Ci, co zostali, to jakieś jednostki- Henryk macha ręką- na pewną śmierć. Niemcy wypędzili wszystkich. Chodzili od domu do domu, plądrowali to, co jeszcze zostało a potem palili budynek po budynku.

Helenka demonstruje jak  palili- trzyma w rękach wyimaginowany miotacz ognia i obraca nim na prawo i lewo.

-Warszawa nie była taka zniszczona przed Powstaniem. Dopiero po Powstaniu Niemcy wszystko spalili.
-To było coś strasznego- szepcze ze zgrozą Andzia- góry gruzu, chodziło się tylko takimi ścieżkami.
-Wiecie dlaczego Muranów leży na takim wzniesieniu?- pyta Henryk. Jarecka wie. Ruin getta już nie porządkowano. Wyrównano, zaplanowano nowe osiedle, wytyczono nową, inną siatkę ulic. 

-Jak nas Niemcy wypędzili- opowiada Henryk, który miał wówczas dziesięć lat- pojechaliśmy na Wschód, do rodziny. Potem wróciliśmy ale pociąg dojeżdżał tylko do Wyszkowa. Do Warszawy szliśmy pieszo. Zamieszkaliśmy na rogu Puławskiej i Woronicza, ten dom jeszcze stoi. Wtedy nie miał ściany. W ten budynek, od wschodu, uderzył pocisk i tam leżały trzy trupy. Ojciec z bratem je wynieśli i pochowali na podwórku. Potem ojciec postawił tę brakującą ścianę, wprawił jakieś okno.
-Tam były w ścianach takie dziury po kulach- Henryk rozpromienia się jak mały chłopiec- i tam układałem swoje samoloty z papieru.
 -Wodę nosiliśmy aż z Królikarni, tam na dole było źródełko. Miałem takie nosidło z dwoma wiadrami i pod tą górę z tą wodą się wspinałem. Latem jeszcze jako tako, ale zimą- wszyscy chodzili tam po wodę i było oblodzone. Czasem już się wdrapałem na samą górę i łubudu- wszystko się wylało!- opowiada Henryk ze śmiechem.

Starszy pan radośnie dryfuje na fali wspomnień i wraca do czasów okupacji.
-Miałem takiego kolegę, imienia już nie pamiętam, no i z tym kolegą robiliśmy taki kawał- Henryk chichocze na to wspomnienie.
-Wiecie, kiedyś do aparatów były takie klisze, z celuloidu...
(Jareccy wiedzą)
-...i z nich się robiło kopeć. Zawijało się w papier, podpalało i to się kopciło. A jak się tych klisz napchało w butelkę i podpaliło, to z tej butelki wystrzelała raca (Henryk wyrzuca ręce w górę). I my raz patrzymy, spod Mostu Poniatowskiego wyjeżdża dorożka. Polacy mogli tylko dorożkami albo rikszami. Tylko Niemcy mieli samochody. No i myślimy: zrobimy kawał- raca wystrzeli, koń się spłoszy, może dorożkarza zrzuci- Henryk znów chichocze na to wspomnienie. Rzekłbyś; dziesięciolatek siedzi przy stole i planuje figle.
-Ale nie spodziewaliśmy się, że z Ludnej wyjedzie samochód z Niemcami. I ta raca wystrzeliła im przed nosem. Wyskoczyli z auta i do nas mierzą z automatów. Dzień, ludzie chodzą, a my staliśmy pod tym domem i myśleliśmy, że już będzie po nas. A wtedy- widzę go dokładnie- wstał taki Niemiec, co siedział z przodu, taki gruuby!- Henryk jest chudy i nijak nie kojarzy się z jowialnym Niemcem, którego przedstawia. Łapie się za rzekomy brzuch i wybucha gromkim śmiechem- HA HA HA!!! Mieliśmy szczęście!
Tego kolegę potem Niemcy zastrzelili. Biegł do nas a Niemcy strzelali z Mostu Poniatowskiego i go trafili.

...


Gdy ze ślepej uliczki, przy której leży Deszczowy Dom skręci się w prawo, jeśli jest dobra widoczność, można zobaczyć ostatnie piętro Metropolii.
Jarecka nie zna tego miasta, w którego cieniu mieszka od dziesięciu lat.
Szuka go u Wańkowicza i Tyrmanda a przecież, oto, to miasto siedzi przy jej stole, pije herbatę z jej filiżanek.
-Złości mnie, jak się teraz dopominają o przedwojenne budynki- burczy Henryk. -Że to niby ich. Co jest ich? Ta ziemia pod budynkiem! Przecież dom został zniszczony w czasie wojny! To, co jest- zaperza się- to MY zbudowaliśmy!

Helena w zamyśleniu kiwa głową.



P.S. Opowieść została przytoczona bez wiedzy a co za tym idzie, także zgody opowiadającego.
Jarecka bierze to na siebie :)

Serial drogi, odcinek drugi, czyli Trójka o sobie

Samochód podskakuje na zaogońskich wybojach, w samochodzie Jarecka, Trójka i Czwórka.
-Mamo- zaczyna Trójka- czy to prawda, że jak się urodziłam miałam czarne włosy?
-Prawda- potwierdza Jarecka.
-Takie jak ty?
Tu Jarecka musi się zastanowić ale niedługo, bo nowo narodzona Trójka wyglądała jak mały eskimos i nie była podobna do swoich rodziców ("to moje???"-wykrzyknęła Jarecka na widok swojej córki. Zdumiony personel potwierdził. Nigdy nie spotkał się z przypadkiem wyjęcia z matki cudzego dziecka).
-Czarniejsze- decyduje w końcu.
-I wełniane...- zamyśla się Trójka. Słychać trzask impulsów elektrycznych szalejących po aksonach gdy zastanawia się, czy odpowiednie dała rzeczy słowo. Zębatki zaskakują i Trójka się poprawia:
-...wełniejsze.

I tu Jarecka musi się zgodzić. Włosy Trójki są zdecydowanie wełniejsze niż jej własne. 


20.04.2013

Tajemniczy ogród

"Tajemniczy ogród" Frances Hodgson Burnett to aktualnie wieczorna lektura w domu Jareckich.
Historia dziewczynki, która w posiadłości swojego zgorzkniałego krewnego natrafia na ślad zamkniętego od lat ogrodu. Zdaje się, że szczegółowy opis treści nie jest potrzebny bo większość populacji zna tę książkę. Tak czy owak bohaterce udaje się dostać się do ogrodu i zastaje w nim taki mniej więcej stan rzeczy:


Dokładnie tak się sprawy mają na spłachetku ziemi przy Deszczowym Domu, na terytorium szumnie zwanym ogródkiem- to przesada doprawdy!- lub trawnikiem, co już bliższe prawdzie. Jarecka, kochani, jest absolutnym ogrodowym beztalenciem.
To smutne, lecz niestety prawdziwe.
Nie ma żadnej wiedzy na temat ogrodnictwa, co większości znanych jej kobiet nie przeszkadza jednak zorganizować czegoś na kształt rabat, zielnika, a nawet zatroszczyć o jakieś owoc jadalny rodzące krzaczki.
Jarecka z niedowierzaniem wspomina swój balkon w Dużym Domu, gdzie miała piękny winobluszcz i pelargonie, na oknie zaś w pokoju pokaźną kolekcję sukulentów i innych kaktusów :)
W Deszczowym Domu jest ciemno i już tylko na oknie u Jaśnie Panicza dogorywają na parapecie resztki jej sukulentowej kolekcji.
W Deszczowym Ogrodzie zaś królują całkiem całkiem wyględne chwasty, jak kwitnący wielkim żółtym kwieciem topinambur i bylinopodobna roślina o ślicznych biało obramowanych listkach, która udatnie stwarza pozory nie bycia chwastem.

Ale wróćmy do "Tajemniczego ogrodu."
Czy znacie stan, w którym zawaleni robotą po czubek głowy szukacie sobie kolejnego zajęcia, które służy jedynie rozrywce i oderwaniu się od Strasznie Ważnych Spraw? W nawale obowiązków owo zajęcie jawi się jako strata cennego czasu, powoduje nawet wyrzuty sumienia, ale i tak jesteście skłonni oddać się mu w poczuciu, że ratuje Was to przed szaleństwem.
Otóż z Jarecką było podobnie.
Jarecki w ostatnich dniach wraca z pracy, gdy dzieci już śpią, w związku z czym nabierają wątpliwości czy tata w ogóle nocuje w domu? Jarecka ma swoją pracę, obsługę domu, gotowanie, rękodzieło na zamówienie, rysowanie czarodziejek do kolorowanek, więc dla higieny psychicznej oddała się beztroskiej zabawie podpuszczona przez lasche.
Co prawda tajemniczy ogród powinien zdaniem Jareckiej eksplodować zielenią, ale w książce, w miejscu, w którym Jarecka akurat włożyła wczoraj wieczorem zakładkę znaleziony przez Mary ogród wygląda właśnie tak, jak na zdjęciach z Deszczowego Ogrodu.

Taki oto pomysł na okładkę (nie mylić z projektem! Na takie poważne przedsięwzięcia dla własnej rozrywki Jarecka NAPRAWDĘ nie ma czasu)  do "Tajemniczego ogrodu" zmajstrowała Jarecka pewnego słonecznego ranka, który powinna była wykorzystać na grabienie prawdziwego ogródka na przykład, że nie wspomni o prasowaniu, segregowaniu zimowego obuwia tudzież sprzątaniu spiżarni.






Teraz zaś Jarecka zyskawszy chwilowo równowagę psychiczną dzięki zabawie w blogowanie udaje się w rejony Naprawdę Ważnych Zajęć i pozdrawia stamtąd wszystkich miłych gości Deszczowego Domu!

P.S. I proszę się nie śmiać z topornego rudzika! :)))))

14.04.2013

Cała prawda o "Ojcu Mateuszu" :)

Jarecka musiała wyjść.
Na dziesięć minut, odebrać ze szkoły Jaśnie Panicza. W takich sytuacjach, jeśli nie zabiera dziewczynek ze sobą, sadza je przed telewizorem, włącza DVD i tym sposobem przygważdża córki na te kilka minut do jednego miejsca.
Tym razem na żadnym kanale nie było bajki, było też za późno, by czekać, aż łaskawe panny zdecydują się wreszcie (zgodnie!!!- buhaha!) na jedną z wielu płyt z kreskówkami.
W pierwszym programie akurat zaczynał się "Ojciec Mateusz".
Jarecka zna jedną bardzo młodocianą fankę tego serialu, pomyślała więc "a co tam!"
- Może być trochę strasznie- uprzedziła lojalnie trzy wytrzeszczone pary oczu- nic się nie bójcie, to tylko film, to się nie dzieje naprawdę. Będzie też trochę śmiesznie!- dodała obiecująco.
Zanim wyszła zdążyła jeszcze rzucić okiem na tytuł odcinka- zaczynał się od: "Zbrodnia..."
A, co tam!- powtórzyła w myśli.
I wyszła.

Po powrocie zastała swoje córki tam, gdzie je zostawiła.
-No jak tam?- zagaja.
Dwójka: - nie było jeszcze nic strasznego.
Trójka: - ani nic śmiesznego.

11.04.2013

Z wizytą u Jaśnie Panicza

Jest takie miejsce w Deszczowym Domu.
(właściwie pracownie "rendgenowskie" są dwie, ale ta była pierwsza)





Najjaśniejszy, najcieplejszy i najmniejszy pokój.
Królestwo Jaśnie Panicza.

















-Mamo, przypilnujesz mojego eksperymentu?-pytał Jaśnie Panicz wyjeżdżając na ferie.
Jarecka przyjrzała się sceptycznie słoikowi z brudną wodą i zanurzonym w niej sznurkiem.
-Ale na czym on ma polegać?- zapytała- znaczy się, czego się po nim spodziewasz?
Jaśnie Panicz wzruszył ramionami:
-nie wiem.

Za to teraz Jareccy już wiedzą. Ten słój od kilku miesięcy zdobi jaśniepański parapet. Wespół z pudełkami, butelkami po actimelu, kubkami po jogurtach i innymi niezbędnymi przydasiami, z których podobno ma w przyszłości powstać wielki dinozaur.

Jarecka przymyka oko na ten twórczy nieład.
Nawet go lubi.
Nawet zdarza jej się odpoczywać w sąsiedztwie tego śmietniska :)

A oto sprzęt Jaśnie Panicza.
Zdarzyło się, że pomagał Jareckiemu wiercić dziury w ścianie, a ściślej- trzymał odkurzacz tuż pod wiertłem, żeby się nie kurzyło na podłogę. Po pracy udał się do swojego przybytku a po dwóch godzinach zaprezentował urbi et orbi oraz rodzicom własną wiertarkę:




Ów sprzęt zawiera baterię i gdy naciśnie się "spust", wiertło obraca się z szumem. 

A teraz Jaśnie Panicz znów leży chory. 
Pewnie to promieniowanie mu nie służy.


8.04.2013

Poniedziałek

"I cóż przyjemnego będę dziś robić?"- zastanawiała się w poniedziałkowy poranek Jarecka.
Za oknem świeciło słońce, które, i owszem, cieszyło Jarecką, zupełnie zaś jej nie cieszyła wizja błota zalewającego Zaogonie, podstępnych kałuż i dziurawych nielicznych na Zaogoniu asfaltówek.
W poniedziałki Jarecka nie jeździ do pracy, w zamian za to Szwagierka podrzuca jej swoją córkę Lalę.
Pomyślałby kto: "z deszczu pod rynnę"!
Otóż nie, bo Szwagierka przywożąc Lalę przejmuje Jaśnie Panicza i Dwójkę, i odstawia ich do szkoły. Wymiana dzieci ma miejsce w drzwiach i Jarecka może sobie pozwolić na to, żeby stanąć w tych drzwiach w piżamie, z potarganym włosem i pełnym kubkiem kawy w dłoni. Reszta dnia upłynie spokojnie, bo Lala, Trójka i Czwórka lubią się i razem spokojnie się bawią, choćby cały dzień. Rola Jareckiej jako opiekunki sprowadza się do wydawania posiłków i racjonowania przywiezionej wraz z Lalą Mamby.

A zatem w ten poniedziałkowy, słoneczny ranek Jarecka leżała pod kołdrą i zastanawiała się, czym przyjemnym mogłaby się w tym dniu zająć.

Najpierw pomyślała, że uszyje pokrowce na siedziska balkonowe.
Potem, że  uszyje (tym razem ręcznie) domek i papugę do tej girlandy, co to ją szykuje od jakiegoś czasu w TO miejsce.
Skończy jesienną poduszkę.
Zrobi Dwójce wiosenną czapkę.
Popróbuje wykoncypować jakieś letnie bolerko dla której bądź córki (o tak, o wszystkie pory roku Jarecka zahaczyła!)
Zrobi sobie nowy szal, błękit z cytryną.
I tak dalej.

Ostatecznie wzięła się za zasłonę w Jaśnie Paniczowym pokoju. Materiał kupiła już jakiś czas temu i leżał nie wadząc nikomu, ale pokój Jaśnie Panicza jest bardzo słoneczny, a skoro idzie ku wiośnie, zasłona musi być, inaczej słońce będzie budziło chłopię jeszcze wcześniej niż o szóstej rano :)
Jarecka ochoczo zabrała się do pracy, lecz w trakcie coś jej zaczęło przeszkadzać. Ogarnęło ją niejasne uczucie dyskomfortu, jakby ziarenko piasku w bucie albo wrażenie, że zapomniało się o czym ważnym. Dopiero, gdy wstała na chwilę by rzucić okiem na jaśniepańskie okno i zastanowić się nad sposobem zamocowania zasłony (bo karnisz jest pojedynczy i wisi na nim już firanka) nagle obejrzała się, i pojęła, co jest grane.
Dokądkolwiek się udała, podążała za nią świta złożona z trzech dziewczynek.
Gdy Jarecka siedziała przy maszynie do szycia, trzy małe pupki gnieździły się na stojącym koło stołu fotelu i sześcioro ocząt wpatrywało się w dłonie Jareckiej przesuwające pasiastą materię pod terkoczącą stopką.
Gdy Jarecka wstała, żeby zmierzyć długość zasłony, sześć nóg- cztery tłuściutkie i dwie cienkie, lecz umięśnione- ruszyło za nią, by nie uronić nic z jej arcyciekawych działań.
Gdy Jarecka stanęła przy desce do prasowania, świta zacieśniła kordon.
Gdy wieszała gotową zasłonę, troje doradców przypatrywało się krytycznie z dołu.



Każdy krok Jareckiej był śledzony a każda czynność na bieżąco komentowana. Zakończenie operacji "zasłona" nie osłabiło zainteresowania Jarecką. Potem przyszło wyjść żeby odebrać Dwójkę z zerówki i obstawa wzmogła czujność.

-Mamo, widać ci plecy!
-Ciociu, mas salik na głowie? 
-Mamo, wyglądasz jak w Teletubisiach!

Po obiedzie (odgrzanym, z wczoraj) Jarecka próbowała odzyskać radość z dnia, zmajstrowała nawet Jaśnie Paniczowi poduszkę z torby reklamowej sponsora Euro 2012.
Ręczne przyszywanie  rzepów wzbudziło sensację, tym bardziej, że przybył nowy obserwator w osobie Dwójki.








Jak to mówią, ciężka jest dola idola.

A w chwili, gdy czytasz te słowa, Cny Czytelniku, Jarecka przewraca się niespokojnie na łóżku.
O co, do jasnej cholery, chodziło z tym Teletubisiem?...






Ofiara przemocy domowej

Jarecka szydełkuje z nieodłączną Czwórką na poręczy fotela. Pozostały przychówek zajmuje sofę w oczekiwaniu na program o zwierzętach.
Moszczenie się ma jak zwykle burzliwy przebieg, tym razem głównie za sprawą Trójki, która umyśliła sobie, że będzie oglądać telewizję na leżąco; nogami zahacza o Dwójkę, niezbyt tym zachwyconą i poziom decybeli się wzmaga.
-Cisza!- grzmi Jarecka- bo was wyproszę! I nie będziecie nic oglądać!
Jaśnie Panicz, któremu również niewygodnie, lecz bardzo mu zależy na obejrzeniu programu, wchodzi w rolę mediatora:
- Usiądź z drugiej strony- półgłosem perswaduje Dwójce- Tu mi zasłaniasz... I stajesz się OFIARĄ Trójki!

4.04.2013

Pani Koczek

Koleżanka-Z-Pracy pochorowała się.
Po dzisiejszym dniu w pracy Jarecka wcale się jej nie dziwi, podejrzewa nawet, że wkrótce pójdzie w jej ślady. Nie byłoby to zbyt pożądane zważywszy, że marzec spędziła przy własnych chorych dzieciach, ale przekrzyczeć kilkunastu dwulatków, zdążyć z pomocą wszystkim uderzonym, pchniętym, siłą pozbawionym zabawek, obetrzeć cieknące nosy, sprostać nakarmieniu tej ferajny w stosownym czasie a także wprowadzeniu ich w stan spoczynku- to niełatwe, to nie na zdrowie Jareckiej! A co dopiero bez Koleżanki-Z-Pracy!

I otóż z odsieczą Jareckiej pośpieszyła Pani Koczek.
Pani Koczek jest jedną z sąsiadek Jareckich. To istny wulkan energii- mała, czarna, fryzura na Mimblę. Zawsze elegancka, ubrana na czarno i przy ciele, butki drobne w obcas i na tym obcasie nieustannie biega.
Latem z miotłą. Jak już zamiecie sobie taras z płatków pelargonii, biegnie na dół i zamiata podjazd. Niestety na podwórku nie ma wiele do grabienia więc wychodzi na drogę i grabi na drodze a fryzura podskakuje w rytm zgrabnych ruchów. Krzewy w ogrodzie Koczków stoją na baczność przycięte w stożki i kule, firanki w czystych oknach sterczą od linijki.
Zimą Pani Koczek jest w swoim żywiole, bo może odśnieżać. Choćby śnieg padał całą noc, u Koczków wjeżdża się do garażu po gołym chodniku.
A przecież Pani Koczek jeszcze pracuje zawodowo i księdzu proboszczowi gotuje, jak mu się ekipa budowlańców zwali na głowę. Ma w domu porządek na błysk! I męża biznesmena!

- Zaraz tu pomyję podłogi- obwieściła dziś Pani Koczek wychodzącej z pracy Jareckiej, gdy ostatni waleczny dwulatek padł w objęcia Morfeusza (dochodziła czternasta).- W Wielki Czwartek pomyłam tu wszystkie okna jak spali. I jeszcze zdążyłam wyjść na papierosa.

Niejasne uczucie przygnębienia towarzyszyło Jareckiej w drodze do domu.
Wjechała na podwórko, na te pozamarzane grudy śniegu i pomogła swoim dziewczynkom przebrnąć do drzwi Deszczowego Domu.
I nareszcie mogła iść się wysikać.



3.04.2013

O czytaniu dzieciom, sobie, i o okładce idealnej

Cała Polska czyta dzieciom.
Jarecka, rzecz jasna, bardzo tej idei przyklaskuje. Czy jej się dwadzieścia minut dziennie zbierze, trudno ocenić- raz to będzie więcej, raz mniej. Przed chwilą, na przykład, Jarecka wyszła z pokoju dziewczynek; przeczytała im dwa rozdziały Grzegorza Kasdepke ("Bodzio i Pulpet"- dla niej mocno takie sobie, dla Jaśnie Panicza- boki zrywać) a teraz pozwala się wyręczać Krzysztofowi Kowalewskiemu, który może nieco zbyt głębokim głosem czyta "Małe trolle i wielka powódź". 

Ale czytać dzieciom to jedno- kładą do głowy inicjatorki akcji "Cała Polska...". Trzeba jeszcze dawać przykład własnym czytelnictwem.

I tu Jarecka bije się w pierś aż niesie się głuche echo.
Dzieci Jareckie rzadko mają okazję widzieć czytających rodziców. Jarecka czyta tuż przed snem i po kilku minutach wpada nosem pomiędzy kartki.
Regularnie co dwa miesiące uiszcza w gminnej bibliotece symboliczną karę za przekroczenie terminu zwrotu książek. Bardzo ją te "kary" wysokości dwóch złotych polskich upokarzają; czuje się skarcona, choć grzebiąc w portfelu nie przerywa przyjacielskiej pogawędki z paniami bibliotekarkami. Nijak jednak nie może zmieścić się z lekturą w przewidzianym regulaminem miesiącu (plus dwa tygodnie prolongaty za pośrednictwem internetu). Być może ma znaczenie fakt, że Jarecka lubi książki grube, gęsto zadrukowane, lubi zaprzyjaźnić się z bohaterami na dłużej i chwilę pożyć ich życiem. A to przecież wymaga czasu!
Na wakacjach, gdzie dzieci mogą zobaczyć własną matkę z książką, mogą zobaczyć również rewolwery i inne tego typu gadżety (wynurzające się z mroku, z lekka skropione krwią)  na okładkach. Do najambitniejszych lektur minionych wakacji należały kryminały Marininy. Chcąc bowiem uniknąć piętna bibliotecznych kar Jarecka zaopatrywała się w książki na zaimprowizowanych nadmorskich kiermaszach. A potem jeszcze pożyczała od koleżanki, której zawsze udawało się zawędrować o  jeden kiermasz dalej, gdzie tę Marininę można było kupić.


Wczoraj był Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. I przy tej okazji Jarecka na chwilę odsunie na bok zadręczanie się demoralizacją własnych dzieci, żeby wspomnieć ilustratora uwielbianego w dzieciństwie. Wiele książek ściągała z bibliotecznych półek własnie dlatego, ze zilustrował je ON.
Bohdan Butenko.
Na pewno wszyscy pamiętacie te przezabawne rysunki.
Karygodne, w Deszczowym Domu nie ma książek dla dzieci ilustrowanych przez Butenkę.

Ale jest taki klejnot:















Znalezione na półce u Mamy Jareckiej i przeflancowane na Zaogonie.
Zdaniem Jareckiej, okładka idealna.
Butenko pinxit :)








2.04.2013

O innej Wielkanocy, innym Chrzcie i najpiękniejszej szacie

Tegoroczna Wielkanoc była dla Jareckich nietypowa nie tylko dlatego, że za oknem zamiast drzew w pąkach czy choćby wiosennej burzy szalała najprawdziwsza śnieżyca. Ze złośliwym (acz stłumionym!) rechotem Jarecka myślała o kryształowo czystych oknach sąsiadki Danuty, które to okna boleśnie kłuły ją w oczy przez ostatni tydzień. Teraz już nie kłuły, bo w ogóle nie było ich widać zza zasłony nieprzerwanie sypiącego śniegu.

Po raz pierwszy od kilkunastu lat w tym roku w najbliższej rodzinie Jareckich nie odbył się w Wielkanoc żaden Chrzest.
Wszyscy siostrzeńcy i siostrzenice Jareckich (a imię ich Legion) byli ochrzczeni w to Święto Świąt.
Także dzieci Jareckich.
Wszystkie, z wyjątkiem Czwórki.
Z Czwórką było tak:




OSOBY DRAMATU:
(in order of appearance)

Jarecka
Czwórka
Padre Carlos- przyjaciel Jareckich, ksiądz, oryginalny latynos, import zza Atlantyku, lub, jak kto woli, zza stepów Azji i jeszcze zza Pacyfiku.
Jarecki

CZAS:
2 i 3 sierpnia 2010 roku.

MIEJSCE:
Szpital w pewnej Metropolii.

Zaczęło się banalnie, Jareckiej odeszły wody. Mniej banalne było to, że w dwudziestym tygodniu ciąży. Najpierw Jareckiej nie uwierzono! Próbowano jej wmówić, że to upławy, albo że po prostu, jak dziecko, zmoczyła łóżko!
I już, już miała szpital opuścić i odpoczywać, i nabierać rozumu w Deszczowym Domu, gdy zaczęła krwawić. Natychmiast przeniesiono ją do jednoosobowej sali, zaproponowano psychologa i głaskano po łapkach. Zamiast psychologa przybył Padre Carlos.
Padre Carlos przyjeżdżał do szpitala najpierw co kilka dni, potem, gdy się okazało, że Jarecka może przekręcić się w ciągu paru godzin, zaczął bywać codziennie. Podjeżdżał pod szpital od strony rzeki i pakował się na oddział przez izbę przyjęć, czarując pracujące tam panie swoim latynoskim uśmiechem. Wkrótce cały personel szpitala był przekonany, ze ma do czynienia z nowym szpitalnym kapelanem, który zastąpi tragicznie zmarłego tamtego lata księdza. Padre Carlos co prawda nie odprawiał niedzielnych Mszy w kaplicy p.w. Św. Joanny Beretty Molla, jego sława jednak rosła i niebawem Jarecka jako przypadkowy słuchacz (wszak nie mogła sobie wyjść!) poznawała historie rodzinne (i inne) personelu szpitala nie wyłączając lekarzy. Padre z każdym znajdował wspólny język i każdy czuł się dopieszczony jego pasterską uwagą.
Oprócz Komunii Padre Carlos przynosił Jareckiej dobre słowo, ploteczki o wspólnych znajomych a także filmy na DVD.
Tamtego dnia obejrzała "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", film przyniesiony przez Carlosa pod sutanną (Padre wstydził się paradować z filmami, jeśli nie miał torby) a potem poczuła skurcz. 
Jeden, drugi, trzeci.

O tym, że ciąża zakończy się już, za chwilę, przez cesarskie cięcie, Jarecka dowiedziała się, bo usłyszała jak lekarze rozmawiają o tym na korytarzu. Po chwili wkroczyła młoda lekarka z papierami, które Jarecka podpisała drżącą ręką. Zadzwoniła jeszcze do Jareckiego, który bardziej z pory telefonu niż z wypowiedzianych do niego słów wysnuł wniosek, że to już. Był akurat z dziećmi u rodziny w górach. Pocałował śpiące dzieci, wsiadł w samochód i obrał kurs na Metropolię.

Nikt nie pokazał Jareckiej dziecka, które- dałaby głowę- wyrwano jej z okolic płuc. Wykręciła głowę mocno, na godzinę między pierwszą a drugą i zobaczyła na stole czubek maleńkiej, podłużnej główki.

O szóstej  rano, gdy zmieniali się lekarze, przyszła do Jareckiej lekarka, która na nocnym dyżurze zajmowała się Czwórką w pierwszych godzinach jej życia.
-Urodziła pani córkę. Waży... mierzy... (tu padły jakieś nieprawdopodobnie małe liczby i Jarecka odrzuciła je natychmiast, w odruchu wyparcia). Zaintubowaliśmy ją... Wymaga większej podaży...
Jest w ciężkim stanie.

Przybył Jarecki. Dzwonił do Carlosa i Padre zaraz będzie, ochrzci Czwórkę.
I tu się zaczyna rodzinna anegdota Jareckich.
Otóż Jarecka nie mogła podnieść się do pionu by zasiąść w fotelu na kółkach i dać się powieźć tam, gdzie leżała jej jeszcze nie widziana córka.
-Idźcie sami- zadecydowała.
Jarecki i Padre Carlos posłusznie wyszli i w chwili, gdy drzwi za nimi się zamknęły, Jarecka na mgnienie oka poczuła niepokój- że niby nie przypomniała im, jakie imiona wybrała dla swojej córki. Odrzuciła tę myśl jako absurdalną. Nawet jeśli Jareckiego zatka z wrażenia, przecież Padre WIE! Codziennie pytał o imię dziecka (dziwne, że zawsze zaczynał od: "To jak jej będzie? Wiktoria?")
 A Jarecka umyśliła sobie, że córka dostanie na imię Czwórka Rita. Czwórka- bo tak. Rita- bo przez sześć miesięcy ciąży nie opuszczało Jareckiej uczucie beznadziei a Święta Rita jest patronką beznadziejnych spraw, więc miał być taki żart. Gorzkawy. Jarecka bardzo przywiązała się do tych imion i gdy drzwi otwarły się ponownie, i gdy tylko rzuciła okiem na twarz idącego przodem Padre Carlosa od razu wyczuła...
I Padre wyczuł.
-Ochrzciliśmy Czwórka...- zaczął niepewnie- a miało być drugie?... Jarecki powiedział tylko Czwórka... Mnie coś świtało, że miało być drugie imię, ale skoro ojciec tak powiedział...
Jarecki nie miał nic mądrzejszego do powiedzenia. Tłumaczył się, że nigdy nie widział dzieci tak małych jak tam, i że to go przerosło, i stracił głowę, Jarecka zaś gdyby miała wówczas choć odrobinę siły w ręku  śmignęłaby bez te łebki choćby plastikową butelką.

Żeby ochrzcić dziecko w szpitalu nie potrzeba księdza. Najczęściej robią to pielęgniarki- wystarczy kropelka wody, imię, "W imię Ojca..." i już. Ważne. Osoba, która chrzci, nie musi być nawet chrześcijaninem, wystarczy, że robi to w dobrej wierze. Ponieważ jednak Padre Carlos reprezentował siłę fachową, była nawet biała szata...




Sterylna gaza.


JESZCZE NIE KONIEC



P.S. A prawdziwe elegantki noszą się na Chrzest na przykład tak jak mała Karolcia:








Tyz piknie :)

1.04.2013

Ab ovo II

Na warsztatach w jaśniepańskiej szkole Jareccy nauczyli się pisać jaja woskiem.
Te czerwone zrobili Jaśnie Panicz i Dwójka, to zabarwione w łupinach cebuli- Trójka.




Dwójka zrobiła w zerówce (Jarecka ma nadzieję, że sama ;))  żółte kurczątko z czerwonym ogonem i zabarwiła to obłędnie błękitne jajo.
Jaja zdobione haftem, muliną i pasmanterią to dzieło Mamy Całkieminnej, podobnie jak te szydełkowe.





I zrobiło się tak banalnie, jak na świątecznej pocztówce z kiosku Ruchu.
Dla równowagi można więc zerknąć za okno, gdzie zaspy śniegu i odśnieżający sąsiedzi.
:)