Chciała przed wyjazdem strzelić sobie kielicha dla kurażu, niestety szybko porzuciła tę myśl- przecież miała wsiąść za kierownicę. Potem posępnie pomyślała o piersiówce, którą gdzieś tam kiedyś widziano w Deszczowym Domu, a która mogłaby tym samym odbyć swój dziewiczy rejs.
"Gdybym tak"-myślała Jarecka- "napiła się zaraz po przyjeździe, mogłabym załatwić co trzeba a potem pójść na spacer, zjeść...hot doga i zanim znów wróciłabym za kółko, po alkoholu we krwi nie byłoby śladu..."
Tak sobie myślała naiwnie Jarecka i oczywiście tylko myślała, a dziś rano poczuła niewytłumaczalną radość wjeżdżając w kałuże, potem słyszała w lesie krzyk gęsi, i nabrała przekonania, że to jest ten dzień w roku gdy czuje się na rauszu bez znieczulaczy i że da radę!
Jakoż udając się w TO miejsce samochód prowadziła jak ostatnia, za przeproszeniem, pierdoła, i doprawdy, gdyby się była napiła, na pewno nie robiłaby tego gorzej. Szczęściem (bo to był dzień, w którym poczuła wiosnę!) dotarła na miejsce bez szkody dla nikogo.
W świecie Jareckiej najgorsze, co zdarza się dzieciom, to zakaz oglądania Galileo, zupa z natką pietruszki i to, że mama ciągnie za włosy zaplatając warkocze. Ani się Jarecka domyśla, ani chce domyślać, że na tej samej planecie sprawy mają się zgoła inaczej.
Jarecka zawiozła te zabawki w miejsce, gdzie dzieci porzucone przez rodziców albo im odebrane CZEKAJĄ.
Może na lepsze a może na gorsze.
Czuwają nad nimi PRAWDZIWE twardzielki, co to im porucznik Borewicz może najwyżej przynosić kapcie i parzyć melisę. Jak to możliwe, że wiedząc, to co wiedzą, o całym okrucieństwie i bezbrzeżnej głupocie, które dotyka te małe osoby uśmiechają się, prowadzą normalne życie rodzinne a nawet śpią! (choć z tym podobno bywa różnie...)
A ponieważ Jarecka taka twarda nie jest, chciała się napić na znieczulenie, a ponieważ tego nie zrobiła, musiała w drodze powrotnej zrobić przez chwilę stosowny użytek z Niezawodnej Kapsuły do Niepohamowanego Płaczu zwanej powszechnie samochodem.
Och, jak bardzo Jarecką rozumiem...podobnie czułam sie ileś tam lat temu wracając co piątek z dziecięcego oddziału onkologicznego. Z braku piersiówki i kapsuły włóczyłam się godzinami po chodnikach, zanim dotarłam do akademika.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze zostawilas im Twoje anioly stróże. Kontrasty są piękne, i przywołuja tak bardzo te życiowe...
Nie napisałam, że bardzo lubię sobie tu do Ciebie zaglądać, i tak już od dawna zabieram się do napisania o moim podglądactwie, a dzieci mnie w końcu zaprosiły...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę!
UsuńMiałam nadzieję, że zaglądasz, skoro Cię widzę wśród obserwatorów :)
Jarecka jest dzielna.
OdpowiedzUsuńTak. Są takie dzielne istoty (jak PRAWDZIWE twardzielki, o których piszesz), które mnie zawstydzają. Sama bym im tę melisę parzyła. Wiedziałam, że te dziergadełka Twoje trafią do maluszka/maluszków, ale nie sądziłam, że do dzieci "po przejściach". Głodny sytego nie zrozumie, ale matka kochająca swoje dzieci - inne dzieci - tak...
OdpowiedzUsuńO mamo... Też byłam kiedyś w takim miejscu, do dziś pamiętam Maluszki, które tam widziałam ;-(
OdpowiedzUsuńAle nie było tam takich pięknych, dzierganych zawieszek...
Sylabo, Magdo!
UsuńPomysł z zabawkami na karuzelki "by Jarecka" jest autorstwa Twardzielek. Tak jak pisałam, mają tam piękne zabawki, ale chodziło o to żeby było trochę bardziej domowo. Tak więc ja zrobiłam zabawki a Czwórka natchnęła je dobrą energią- są wycałowane od stóp do głów :):)
Oj Jarecka ...Ty też jesteś twardzielka. Ja tam bym się chyba napiła. Pamiętam wizytę w takim miejscu, kiedy byłam przedszkolakiem. Ktoś wpadł na pomysł byśmy tam zrobili występy. A potem ja w oceanie łez opłakiwałam moją niedoszłą siostrę ...oj do dziś pamiętam twarz tej małej dziewczynki ...i w ogóle nie mogłam zrozumieć dlaczego nie może z nami iść do domu ...
OdpowiedzUsuńTo nie było moje pierwsze spotkanie z tym- że tak powiem- zjawiskiem, więc się spięłam ;)
UsuńAle jak dorosłemu tak trudno, to co dopiero dziecku?
Bardzo mi się u Ciebie podoba! Twój styl piśmienniczy bardzo mi przypadł do gustu, fajnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję, zapraszam :)
Usuńo jeju... ryczę, nie dałabym rady...
OdpowiedzUsuńKiedy w to Miejsce zabrałam onegdaj Dziewięciolatka i Siedmiolatkę (bezmyślnie) po powrocie zastanawiali się jak poprzestawiać w domu meble żeby oprócz naszego Czekającego wziąć jeszcze do domu jego sąsiadów z pokoiku...
OdpowiedzUsuńWtedy takich pięknych wiszących dzierganych cudeniek tam nie było, ale i TWARDZIELE inni byli... 😉