Zaczęło się niewinnie.
Późnym wieczorem Jareccy oddawali się nieosiągalnym za dnia rekreacjom- Jarecka buszowała w internecie, Jarecki oglądał telewizję przechadzając się po salonie. W ręku dzierżył łapkę na muchy i bez specjalnego zaangażowania polował na dwa senne egzemplarze.
Nagle zatrzymał się w pół drogi od ściany do ściany i jego imponujące brwi podskoczyły gwałtownie.
-Mamy gościa- oznajmił żonie.
Jarecka podniosła na męża oczęta opromienione światłem monitora a skóra w okolicach uszu momentalnie jej zdrętwiała, bo było dla niej (dla Jareckiej, i dla skóry też) jasne, że w pokoju jest wielki pająk.
-Mysz- powiedział Jarecki.
Nigdy, przenigdy wcześniej taki gość nie zawitał w Deszczowe Progi.
Odbył się krótki pościg, który Jarecka monitorowała stojąc na krześle na środku pokoju, zakończony przegnaniem intruza z salonu nie wiadomo dokąd. Nieznośne poczucie bezradności ogarnęło Jarecką. Natychmiast udała się po radę do
TUPAJI, a dowiedziawszy się, że potrzebny sprzęt- czyli żywołapkę- będzie musiała zakupić za pośrednictwem internetu, zasmuciła się głęboko. Ile to będzie trwało zanim przesyłka dotrze na Zaogonie? Wędrując nocą do toalety (taka tam niewinna rozrywka ciężarnych) Jarecka czuła irracjonalny lęk przed tym tajemniczym stworzeniem, które nieproszone wdarło się do Deszczowego Domu i czyha na nią w każdym ciemnym zakamarku.
Rankiem jednak poczuła się raźniej, sądziła bowiem, że myszka nie odważy się ukazać się za dnia. Co prawda grzebanie w koszu pełnym włóczek czy materiałów stało się od tej pory mocno stresujące, ale Jarecka wierzyła, że ma z myszą deal. Jarecki jeszcze tego samego dnia przejrzał spiżarnię, nie stwierdziwszy zaś mysich kup, tych oznak zadomowienia, dla własnego poczucia dobrze spełnionego obowiązku (bo racjonalnych powodów trudno dociec) spryskał kąty "Mosquito killer" i otrąbił zwycięstwo.Kolejne tygodnie utwierdziły mieszkańców Deszczowego Domu w przekonaniu, że ta nocna wizyta była jednorazowym incydentem.
Tak więc Jarecka znów czuła się panią w swoim domu.
Aż do dnia, w którym wkroczyła z rana do spiżarni po pudełko na drugie śniadanie dla Dwójki. Wyciągnęła rękę w kierunku stery plastikowych pojemników i zastygła na widok myszy nieśpiesznie wędrującej po półce.
Nieładnie! Niedobra mysz! Tyle znaczy dla niej umowa?
Stosunki na linii Jarecka- mysz ochłodziły się, ale o ostatecznych rozstrzygnięciach wciąż nie było mowy.
Człowiek nie stracił jednak wiary w odrobinę rozsądku gryzonia.
W połowie września zjechała Mama CałkiemInna i z przejęciem wysłuchała opowieści o intruzie.
-Trzeba kupić trutkę!- zawyrokowała- Jak ty ją wyniesiesz, ona wróci tu jeszcze tego samego dnia (to a propos nieśmiałych napomknień Jareckiej o żywołapce). Są teraz takie trutki, co mysz mumifikują. Nawet ci śmierdzieć nie będzie.
Dodała jeszcze, że to normalne, że o tej porze roku myszy pchają się do domów, i że w pierwszej kolejności ona, Mama CałkiemInna, posprząta Jareckim spiżarnię.
Jeszcze się nie zdarzyło żeby Jarecka zabroniła sprzątać u siebie komuś, kto wyraził taką chęć, więc słowo stało się ciałem i wkrótce Mama CałkiemInna obwieściła, że znalazła mysie kupy! Odbyła się nawet prezentacja tego, co Jarecka miała za jakieś bliżej nieokreślone paproszki i stało się jasne, że ustalenia Jareckiej co do zasad zgodnego współżycia, mysz ma głęboko w aksamitnym nosie.
A potem nastąpiła
scena przy mieszaniu keczupu.
W efekcie dociekań i poszukiwań ustalono, że mysz jest wspólnym sąsiedzkim dobrem oraz że wchodzi przez kratkę wentylacyjną nad kuchennym okapem.
A więc-
WOJNA!!!
W dniu, w którym Mama CałkiemInna miała opuścić Deszczowy Dom, Jarecka o poranku siedziała samotnie w kuchni z kubkiem kawy i jak wiele matek na świecie rozkoszowała się tą chwilą spokoju, gdy wszyscy domownicy jeszcze śpią.
Z pokoju Jaśnie Panicza cicho wyjrzała Mama CałkiemInna.
-ONA dzisiaj była w łóżku- oznajmiła- ta mysz. W inne noce nie, ale dziś na pewno ją słyszałam.
Żeby udowodnić rzecz Jareckiej, Mama CałkiemInna przejrzała schowek na pościel i odkryła tam dwie mini kupki. Po czym udała się beztrosko do łazienki zostawiając Jarecką sam na sam z okrutnymi planami.
Wówczas zza szafki wybiegł ów obiekt zbrodniczych zamysłów, przegalopował przed drzwiami spiżarni i schował się za stertą opakowań na jajka czekających w grzecznym stosie na wyniesienie do sklepu Narogów.
-Mamo!!!- krzyknęła Jarecka (zdumiewające, że ten okrzyk przynosi ulgę w każdym wieku!)- ona tu jest!!!- i wybiegła po jakiś pojemnik, którym można by intruza nakryć, w drzwiach mijając się już z Mamą CałkiemInną zbrojną w jaśniepańskie buty (w nosie mającą wiaderko podsuwane jej przez córkę).
Mysz uciekła przed karzącym butem, lecz tego dnia jej obecność wyszła na jaw przed dziećmi. Jarecka zaś zdenerwowała się nie na żarty, bo jak to tak? Ganiać po domu w biały dzień? Przy ludziach? Srać im w łóżka i rondle???
Jaśnie Panicz powziął pewne kroki.
Jareccy też.
EPILOG
Późnym wieczorem Jareccy oddawali się nieosiągalnym za dnia rekreacjom-
Jarecka buszowała w internecie, Jarecki oglądał telewizję przechadzając
się po salonie. W ręku dzierżył łapkę na muchy i bez specjalnego
zaangażowania polował na dwa senne egzemplarze.
-Szkoda mi jej- powiedział ze smutkiem- miała takie... oczka...
Jarecka nie słyszała tych słów, bo widząc zafrasowanego męża prewencyjnie zatkała sobie uszy.