30.06.2014
"Będąc młodą przedszkolanką..." cz.3
SIĘ ORGANIZUJEMY
Co takiego Derekcja obiecywała rodzicom, z początku pozostawało zakryte przed nauczycielkami.
Kolejne punkty cud-umowy miały się dopiero objawiać, zawsze z wdziękiem diabła z pudełka.
Tymczasem z naprędce zaimprowizowanego gabinetu rodzice potencjalnych przedszkolaków wyfruwali olśnieni niczym baloniki ciągnięte na sznurku przez roześmianą Derektor.
Alicja i Jarecka ze zdziwieniem konstatowały, że z tym i owym Derektorka jest już per "ty".
- Znasz go/ją? - podpytywały.
- Tak! - wykrzykiwała radośnie Derektorka - widujemy się w kościele!
(Że co? Jesteś zdziwiony Czytelniku-katoliku? Ty nie jesteś na "ty" z tą babką, co zawsze na Mszy stoi przy drzwiach z lewej?)
W tej familiarnej atmosferze ruszyły zajęcia w klubie Chochlik.
Jakie takie ramy dla tego, co w ogóle będzie się w klubie działo, skleciły pospołu Ala z Jarecką. Nigdy nie zyskały dla tego aprobaty Derekcji, jak również nigdy nie udało im się doprosić, by Derektor wyznaczyła jakieś stałe pory dla prowadzonych przez siebie zajęć.
Efekty łatwo przewidzieć.
I tak, przykładowo, gdy po śniadaniu Jarecka zrobiła zajęcia ruchowe - jakieś tam piosenki z pokazywaniem, naśladowanie zwierząt, pociąg, pingwin, zabawy z gatunku "biegamy dopóki gra tamburyn" - i gdy już dziatwa leżała pokotem na dywanie łapiąc oddech, z głośnym stukotem obcasów wkraczała Derektor wykrzykując: przyniosłam gitarę!!! I dalejże dziatwę w obroty. A czemuż nie chcą tańczyć, śpiewać i pokazywać? To może muzyczkę? I bach, płytę w odtwarzacz - makarenę dziatki, a żywo! Nie? No to taki duży taki mały!
Dzieci rozpaczliwie rzucały się na ziemię i pełzły ku wózkom, klockom i układankom, ale Derektor odklejała je od parkietu, odrywała od parapetów i zbierała do kółeczka. A wszystko w rytmie makareny, którą, zdaniem Derektor każdy dwulatek znać powinien.
Zdarzało się, że Alicja opracowała jakąś historyjkę obrazkową do przyklejenia w porządku chronologicznym na kartce (tudzież inną kartę pracy), i gdy po skończonej pracy chochliki umyły ręce z kleju i już, już dopadały wózków, klocków i układanek, Derektorka zastępowała im drogę i nawracała ku stolikom, bo właśnie naszło ją na zajęcia z religii. Na powrót więc wrażała znudzonym dzieciom kredki w dłonie i nakazywała kolorować Maryję.
Przy pracach ręcznych zgrzytało jeszcze głośniej niż zwykle.
Niespełna dwuletnia Marylka uwielbiała smarować czarną kredką: smarowała zaiste równo i nie wychodziła za linię, lecz była wyjątkowo odporna na dyrektywy Derekcji w kwestiach szczegółów.
- Marylko, na litość boską! Maryja ma niebieską szatę! A włosy... Zofijo, ty też??? Nie różowe! Żółte!!
I natychmiast nieprawomyślne kredki były rekwirowane, wciskane zaś w rękę jedynie słuszne.
- Schowaj to - rzucała w kierunku Jareckiej Derektor i wręczała jej garść czarnych kredek.
Jarecka początkowo próbowała protestować, tłumaczyć, że w wieku dwóch lat nieważne jakim kolorem smaruje, niech smaruje jakim chce; nadto, jeśli idzie o ścisłość, bardziej prawdopodobnym jest, że Maryja włosy miała raczej czarne, nie blond, to zaś, że do koloryzacji Maryi dziewczynki wybierają róż, świadczy o ich atencji dla tej postaci, to chyba, Derekcjo, dobrze, o to ci chyba chodziło? Nie?
- A teraz dziatki, przykleimy dookoła Maryi kwiatki z papieru.
Dziatki dwulatki fiksowały się natychmiast na fascynujących wycinarkach do kwiatków i zeszytach pełnych lśniących, barwnych papierów i dalejże dziurawić nieskazitelne arkusze. O przyklejaniu wedle Maryi zapominały.
- Weź, przyklejaj im to, ja będę wycinać - nakazywała szeptem Derektorka i rach-ciach, oblepiała Maryjkę Marylki wycinankami.
Jarecka swoje:
- Nie rób tego za nich. Będzie wszystko wysmarowane klejem? Trudno. Że Maryja ma twarz zamazaną na różowo? Nie poprawiaj, im się to podoba.
- Ale jak my rodzicom pokażemy takie paskudztwa?
- Przecież rodzice wiedzą, że one tak nie potrafią - przekonywała Jarecka wskazując Maryję idealną, podgumowaną i ozdobioną zręcznymi rączkami Derektorki. "Marylka" - głosił podpis.
Z czasem odechciało się Jareckiej podobnych korekt.
Zresztą, dla pełni obrazu musisz przyswoić sobie, Czytelniku, następującą wiedzę:
Derektorka miała specyficzny sposób dialogowania.
Nie tylko to, że na każde pytanie miała gotową odpowiedź. Odpowiedź ta padała tak prędko, tak bez namysłu, że osoba pytająca doznawała niezwykłego wrażenia, iż odpowiedź padła, zanim pytanie dobiegło końca... Albo więc Derektor czytała w myślach albo każdorazowo dokonywało się jakieś przesunięcie w czasie, nieuchwytne dla śmiertelników, acz wyczuwalne li i jedynie w momencie zapytania.
Ten sposób rozmowy dawał się we znaki szczególnie Alicji, która rozsiewała wokół siebie aurę spokoju i wyciszenia, mówiła cicho i wolno, ważąc słowa i sądy. Derektor nie ważyła nic, sypała z rękawa gotowcami i nie mieściło jej się w głowie, że ktoś może myśleć inaczej niż ona. A jeśli już się ten ktoś odważył mieć inne zdanie, musiał je natychmiast zmienić i uznać jej, Derektorki, słuszność.
Wszelako, naonczas jeszcze się Jarecka łudziła, że w sprawach natury, powiedzmy, estetycznej, jej zdanie będzie coś tam ważyło. Przymknęła oczy na tapety, którymi Derekcja rękoma swego męża zasłoniła poremontowe placki na ścianach. Koniec końców, przedszkole było marzeniem Derektorki, nie Jareckiej, niechże więc się ziszcza! Inne decyzje bolały bardziej.
- Tu - Derektor wskazała jedną ze ścian - chciałabym, żebyś zrobiła takiego wielkiego anioła - szerokim gestem dała pojęcie o rozmiarach dekoracji.
Jarecka wykonała polecenie, lecz uduchowiona twarz anioła nie przypadła szefowej do gustu.
- Chciałam, żeby był taki bardziej dziecinny, wiesz. Tak, jak z książeczki dla dzieci.
Z jakiej, na ten przykład, Derektorko, zapytywała Jarecka.
Mniejsza o to.
I tak Jarecka (niepojętym trafem) nigdy nie znalazła czasu na wykonanie metrowej długości twarzy smerfa.
C.D.N.
Robi się coraz ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńp.s. No właśnie czemu nie jestem z innymi "kościółkowymi" mamami rozrabiaków na "ty"?.... a tyle nas łączy ;)
Może dlatego, że nader często, wbrew pozorom, właśnie niewiele Was łączy? ;)
UsuńZłośliwość przeze mnie przemawia. Ja z tych, co mają problem z tyknięciem. Poza tym, byłam zdania, że dystans w relacji rodzic-nauczycielka będzie wskazany. Derektor była innego, jedynie oczywiście słusznego, zdania.
Im dalej w las, tym postać Pani Derektor staje mi się dziwnie coraz to bardziej znajoma ... Podobny gatunek ludzi prezentuje moja osobista "dyrektor ", choć branża zgoła inna : /
OdpowiedzUsuńWspółczuję Jareckiej. Możemy uścisnąć sobie wirtualnie dłoń!
Na ciąg dalszy w niemym osłupieniu i cała w nerwach czekam . Co też jeszcze wymyśli nasza pani Derektor ... ? Aż się boję!
Ściskam dłoń :))
UsuńJest chyba jakiś pakiet cech, które się nabywa wraz z derektorskim tytułem? ;)
U mnie w domu tacy sami wizjonerzy jak Derekcja! Nie dalej niz dzis o poranku. Budze Dynie. Dynia zada sukienki. Pytam, pochylona nad dziecina: ktora sukienke? Dziecina z pelna determinacja: THE OTHER ONE! Poniewaz nie mialam w reku zadnego punktu odniesienia oddalilam sie uderzac glowa w sciane.
OdpowiedzUsuńDlugo nie pouderzalam, bo z offu glos Norweskiego: kaaaaaaaaaaaczka! widzialas moja podkoszulke?
Niby ktora? pytam.
THE BETTER ONE!
Sa chwile, gdy namalowany przeze mnie smerf mialby w dloniach teksanska pile mechaniczna :)
O właśnie!
UsuńDerekcja była bardzo wymagająca, ale czego wymagająca, tego trudniej było dociec. Na sto procent tylko miało być the other, the better! A w ogóle to the best.
Ha! Czytanie Przygód Przedszkolanki ma wszelkie znamiona nałogu- w połowie nowego odcinka, chciałabym żebyś opublikowała już następny!
OdpowiedzUsuńA w smerfowym niebie masz przekichane- rzecz pewna!
Taa, u smerfów jestem spalona.
UsuńDla mnie spisywanie wspomnień przedszkolanki jest jak terapia, też czekam na następną sesję :))
Akcja z zabieraniem "niepoprawnych politycznie" kredek powaliła mnie na kolana:)))) Toż to najlepsze rozwiązanie w gabinecie dziecięcego psychologa!!!! " Narysuj rodzinę" - zapodaj do dzieci i pozostaw tylko te kolory, które będą przemawiały za radosnymi relacjami:))) Iście czarci plan!!!!
OdpowiedzUsuńA "Twoja" DEREKTORKA - no egzemplarz sam w sobie:))) Normalnie wizjonerka!!! Szklane domy i te klimaty:)))
To, wiedz Małgosiu, dość powszechna praktyka w przedszkolach. Ja uprawiałam cichy sabotaż. Ruch Oporu Czarnych Kredek :)))
Usuńsię zastanawiam ile Jarecka dała radę tam popracować? ;-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ivonesca
Kilkanaście miesięcy...
UsuńMedal jej za to!!!!!! :)))))
Usuńdokładnie ;-)
Usuńmedal dla Jareckiej!
ivonesca
A.... to taka ta pani Derektor....oj.oj...chyba bym zatiutiała...ale wylazłoby ze mnie wtedy wszelakie szyderstwo, ironia i jad...
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała! Nie podejrzewałam siebie o takie pokłady jadu. W owych czasach płynął mi nosem, uszami i tryskał przez pory w skórze. A co najdziwniejsze i przed i po tym przedszkolnym epizodzie ja tę Derektor naprawdę lubiłam i lubię!
UsuńCzego to nie dokona różnica zdań!
Wiesz... chyba po prostu z niektórymi trzeba się lubić, ale za żadne skarby nie pracować... Może każdy jest fajny do czegoś innego... ;-)
Usuń