27.06.2014

"Będąc młodą przedszkolanką" cz.2

SNY, MARZENIA I ZAŁOŻENIA

Tym, co stanowi o jakości placówki, jest człowiek.
Tego Jarecka nauczyła się w pracy obserwując swoje koleżanki po fachu w akcji.
Drogi Rodzicu! Nieważne, czy przedszkole jest wielkie, czy małe, państwowe czy prywatne, w mieście, czy na wsi zabitej deskami, montessoriańskie czy waldorfskie, wyznaniowe czy nie - jeśli pracują w nim odpowiednie osoby, korzyści, jakie czerpać będzie Twoje dziecko i Ty sam, są nie do przecenienia. Jeśli ludzie nie będą odpowiedni, na nic szumne deklaracje, super-hiper-stymulujące zajęcia, sprzęty, zabawki, małpie gaje i inne cuda wianki. Będą straty.
Czy osoba, która będzie zajmować się naszym dzieckiem jest odpowiednia czy nie, podpowie Ci, Rodzicu, bezbłędnie Twoja intuicja, tylko nie zapomnij jej włączyć! 
Niestety, są jeszcze czynniki, które mogą uczynić wspaniały potencjał bezużytecznym. Najlepszy wychowawca, który musiałby pracować osiem godzin, bez wsparcia i bez przerwy nada się tylko do wyżęcia i rozwieszenia. 

Ale nie uprzedzajmy faktów, bo oto, w pustym pomieszczeniu przyszłej sali przedszkolnej, odbywa się dopiero pierwsze spotkanie bohaterek niniejszego pamiętnika. Jest Derektorka, jest Jarecka i ta trzecia, znana najstarszym Czytelnikom DD jako Koleżanka-Z-Pracy, ale ponieważ miano to długie i nieporęczne, dla potrzeb fabuły nazwijmy ją Alą.
Alę obejrzała sobie Jarecka dokładnie i podejrzliwie, bo Ala oznajmiła, że praca w przedszkolu była jej marzeniem! Po studiach nawet popracowała nieco w zawodzie, ale potem zaczęła produkcję własną i po czterech córkach okazało się, że wykształcenie Ali trzeba by uzupełnić, gdyby tak zechciała pracować w państwowej placówce. Tymczasem jak raz trafiła się sympatyczna Derektor i od słowa do słowa namówiły się, siedzi więc Ala na stołeczku i układa używane książki na używanym regale, i popatruje niepewnie na tę drugą, Jarecką; co z niej za jedna?
Derektor zaś, niby Piaskowy Dziadek, prószy zebranym po oczach swoimi snami na miarę Martina Luthera Kinga.
- Nasze przedszkole będzie artystyczne! Katolickie! Teraz wszędzie są montessoriańskie, nasze będzie INNE!
Tu Jarecka nie wytrzymała i powiedziała, co myśli; że większość okolicznych placówek mieniących się montessoriańskimi to zwykła lipa, i że na upartego w każdym przedszkolu można by doszukać się jakichś elementów tego pomyślunku, by je następnie przekuć w szyld i umieścić nad drzwiami jako lep na snobów. Sto lat minęło od czasów, w których przyszło żyć mądrej Marii i kogo dziś dziwią wielkie okna w przedszkolach i zabawki w zasięgu ręki? Przecież to, co u Montessori najlepsze, to stosunek do dziecka, uważne się jemu przyglądanie i podążanie za nim! I u nas tak będzie! - wiatr rozwiewał włosy, fale omywały dziób Titanica a Rosynant stawał dęba, gdy Jarecka wykrzyknęła te słowa.
Wszelako nie zrobiły one na nikim wrażenia.
- Mam taki pomysł, czym będziemy się wyróżniać - perorowała Derektorka - jak dzieci będą chorowały, będziemy wysyłać opiekunki do domu!
Jarecka zrazu myślała, że to żart. Znając przedszkolne realia, wiedziała, że chorujące trzylatki to rzecz powszechna, i że nie będzie rzadkością grupa zredukowana do połowy, bo ospa, bo szkarlatyna, bo biegunka.
- A co to będą za opiekunki? - zapytały zaintrygowane nauczycielki.
- A mam takie panie. Samotne. Bezrobotne. Chętnie sobie dorobią.
(Tak, Czytelniku. Ta utopia została wprowadzona w życie, ale to temat na osobny wpis)
Jarecka postanowiła skierować zapał Derektorki na inny tor.
Tak się złożyło, że nim ostatnia używana książka wylądowała na półce, Ala i Jarecka już wiedziały, że się dogadają, że wysłuchają się nawzajem i spotkają w pół drogi, a więc zgodnie wyraziły radość; jak to, nie sądzisz, Derektorko, wspaniale, że mamy tu taki artystyczny potencjał - plastyczkę, muzyczkę, zrobimy zajęcia plastyczne, grę na instrumentach, rytmikę, religię (Derektor katechetka), jakiś angielski dla takich skrzatów też poprowadzimy, raz w tygodniu przyjedzie logopeda - szybko więc ułóżmy tygodniowy plan zajęć, będziemy podtykać go pod oczy tym rodzicom, co tu zaraz walić będą drzwiami i oknami.
- Ależ - przemówiła Derektorka - jaki plan zajęć, co za plan zajęć, po co? Po co się katować grafikami, tu będzie wolność i swoboda, będziemy działać wedle doraźnych potrzeb!

I tak upłynęło pierwsze spotkanie.
Jest więc lokal - parter pewnej willi.
Jest charyzmatyczna Derektor, są nauczycielki.

Pora otworzyć okna i wpuścić rodziców z dziećmi.

C.D.N.

39 komentarzy:

  1. "wolność i swoboda" przytacza Jarecka??? To ja mówię: "będzie się działo, będzie zabawa" :)))))))))

    Mam nadzieję, że c d nastąpi??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Będzie, będzie radośnie"! :D

      Usuń
    2. Haha ulubiony utwor Gabrysi ostatnich wakacji ;-) mam nadzieję że zwiastuje ulubiony watek matki tych wakavji :-D

      Usuń
    3. Też mam nadzieję :)

      Usuń
  2. I w takim momencie przerwać? :) Teraz SIĘ ZACZNIE! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja musiałabym Jareckiej opisać co widziałam i przeżyłam przez pierwsze dwa tygodnie, gdy me dziecię zaczęło chodzić do przedszkola w UK:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. My jesteśmy na etapie poszukiwania prywatnego żłobka dla Najmłodszego.... tym razem nie wylosowaliśmy miejsca w państwowym żłobku... czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomysł z przedszkolem świetny, świetna również DYREKTORKA (nie derektorka!). Bez obrazy za zwrócenie uwagi na błąd, ale przedszkolanka musi trzymać poziom.
    Pozdrawiam serdecznie
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało mi się, że dla wszystkich jest jasne, że to celowa literówka. Dyrektorek na świecie jest moc, ale taka DEREKTOR tylko jedna :)))
      Ale dzięki za czujność ;)

      Usuń
    2. My-czytelnicy/czki trzymamy poziom i zauważyliśmy/łyśmy CELOWOŚĆ literówki ;-)

      Usuń
    3. Też chciałam dodać, że kto jak kto, ale Jarecka takie rzeczy, to pisze celowo i całkiem świadomy to zamysł
      ps. nie chciałam się jednak wtrącać (choć korciło jak smok), bo dla mnie było jasne, że tam pracowała DEREKTORKA a nie jakaś tam pani dyrektor
      Buziaki:)))

      Usuń
    4. Uprzedzam jednakowoż, że błędy robię. Wielkie litery, pisownia łączna i rozłączna, a w kategorii ortografia h i ch ulegają u mnie wyparciu. Sprawdzałam w życiu milion razy i bij zabij, robię błędy w hecy, hojności, horyzoncie i chaosie. Chaosie.

      Usuń
    5. Mnie też korciło, żeby się wtrącić, ale pomyślałam, że może ten komentarz to żart albo prowokacja. Czujnym jednak trzeba być:)

      Usuń
    6. Tak trzym Jarecko! :-). Zazdraszczam takiej Derekcji.

      Usuń
    7. Moja Dyrekcja to również D'Erekcja (jej zapał do pracy nie OPADA nigdy....Nigdy!) ;)

      Usuń
    8. Moja miała to samo!

      Usuń
  6. Jarecka, aż mi się gęba cieszy, jak widzę, że u Ciebie nowy wpis:) Opowiedz jeszcze, jak to Przedszkolanki z Derektorką:))) sobie poradziły:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat w tym temacie nie ma o czym mówić ;D

      Nie poradziły...

      Usuń
  7. Jarecka, ale to, o czym piszesz to real life czy sf? bo jak żyję - nie widziałam takiej równej rozmowy między dyrekcjom (i to nie literówka) i podwładnymi... i ze w placówce chodzi o dzieci, a nie o wytyczne podstawy programowej... ale być może gorycz przeze mnie przemawia, bo ja z tych wyżętych i rozwieszonych - mimo roku urlopu - drżących na sama myśl, ze wrzesień tak blisko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano. To są "fakty autentyczne". Rozmowa równa, bośmy się wcześniej znały z Derektor na stopie koleżeńskiej. Zresztą, w poprzednim poście masz obraz "rozmowy kwalifikacyjnej" :)
      A mogłyśmy mieć podstawy programowe w... poważaniu, bo to była placówka typu klub, nie podlegała kuratorium.

      Usuń
  8. No właśnie, a o tym to już wielkie dzienniki nie piszą, pani Dominika Wielowieyska się nie nie zająknie. jak takie "kluby" działają. Hulaj dusza, piekła nie ma. Jarecka, aj low ju normalnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tośmy pohulały :))
      Dobrze Cię widzieć! Myślałam, że już Cię real pochłonął dokumentnie ;)

      Usuń
    2. Nie no zaglądam, zaglądam, jeno takiego mam lenia, że pisać mi się nie strasznie. :-)

      Usuń
  9. Zamiast kropki przed "jak" powinien być przecinek, bo mnie jeszcze obskoczą. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na ciąg dalszy bo ciekawość zżera mnie dalej.

    Ze wstępem zgadzam się całkowicie - nieważne gdzie, jakie zabawki itp. - ważne kto i z jakim nastawieniem do dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że ta historia z bezpiecznego dystansu ma swój urok :)
      Wyglądam wolnej chwili na ciąg dalszy :)

      Usuń
  11. Czuje sie MatkOM krzestnOM tego cyklu. Moge?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywizda.
      Wasze przypadki rozdrapały moje rany! Niniejszym poddaję się terapii :)))

      Usuń
  12. No to i się we łbie rozjaśniło! Nie podlegała kuratorium. Ot, co.
    Bo kuratoria i ministerstwo najlepszym nauczycielom potrafi skrzydełka uciąć. A ze szkoły uczynić zbiurokratyzowaną kuźnię przyszłych asertywnych konsumentów. Dlatego odeszłam na wcześniejszą emeryturę z naszego zreformowanego he he he szkolnictwa... Oby Wam się udało!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były plany, że kiedyś, w przyszłości, może... (że niby ten status placówki oświatowej)
      Ale Derektor uznała, że tysiąc pięćset sto dziewięćset kontroli w stylu: czy dywan ma stosowny atest (co podnosi jego koszt o kilkaset procent)- że na razie nie czuje się gotowa z tym zmierzyć.

      Usuń
  13. A ja 27 lat temu,tylko po czterech(lub aż)latach pracy w przedszkolu w obawie przed wyżęciem,a z myślą taką samą,że za chwilę znów wrzesień,pożegnałam się radośnie z naszą oświatą.I nie żałuję do dziś!
    Jarecka!że pozwolę sobie na spoufalenie-uwielbiam Twoje teksty,kobieto pisz książki,będą schodzić,jak świeże bułeczki.Też czekam każdego wpisu jak kania dżdżu,ściskam Małgosia

    OdpowiedzUsuń
  14. w kolejce na cd pozdrawiam serdecznie
    ivonesca

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja to wpisy Jareckiej zostawiam sobie na dłuższą, wolną chwilę by delektować się jak wisienką na torcie :)

    OdpowiedzUsuń