31.10.2015

Konkurs - WYNIKI!




Deszczowy Dom ma niebywałą przyjemność ogłosić listę zwycięzców w konkursie syrenkowym!

Cięcie karteczek sprawia, że przestaję się dziwić blogerkom, które losowania załatwiają za pomocą komputerowej maszyny losującej.
Ale czyż taki bezduszny bęben może równać się z dłonią Jareckiego wyciągającą karteczki z misy (losowanie książek) lub papierowego koszyczka produkcji Mamy CałkiemInnej (syrena)?

Sami powiedzcie.






Niebyt wyraźnie widać na zdjęciach, więc służę pomocą - na wylosowanych karteczkach stoi:


Alcydło Kr
Silvarerum
Aeljot
Gosia (chodzi o tę, która zostawiła pierwszy komentarz; druga Gosia, z Mazur, była sygnowana jako ma.tobiasz)
W Gniazdku na Akacji


Gratulacje!!!


A teraz uwaga, uwaga. Losowanie czerwonowłosej syrenki.





Gratulacje!!!



Szczęściarzy poproszę o adresy do korespondencji naziemnej, żebym mogła wysłać nagrody jak najrychlej :)))




Bardzo Wam dziękuję za udział w konkursie i za wszystkie miłe słowa, którymi się pasę jak szczęśliwa owca! Baaardzo tłusta owca!

22.10.2015

Kolorowa jesień 10. Kolor kapusty




Najpiękniejszą sukienkę świata można by uszyć z kapusty włoskiej!







Nosiłabym.

A rysunki, jakie kryje w sobie modra kapusta (każda jedna główka!) są jak gotowe wzory haftów.






No więc gdyby ktoś uszył takie kapuściane sukienki, to ja już mam do nich torebki :)







20.10.2015

Jak to było, czyli relacja zza kulis


Gdzieś na początku było marzenie wypowiedziane na głos, a potem już poszło (zaprawdę, zaprawdę, warto mówić na głos bo nigdy nie wiadomo kto słyszy! - hm. Co równie dobrze może brzmieć jak groźba...)
Tak to było z ilustracjami do Świerszczyka:

Syreny - modelki zasadniczo powstawały wg prezentowanego na blogu schematu, z jedną innowacją - aktorki pracują gestem, prawda? Ręce tych syrenek są dłuższe niż u wcześniejszych egzemplarzy i wypełnione drucikami kreatywnymi.
Ponieważ na Zaogoniu i w okolicy nie było drucików w kolorze białym, urozmaicałam sobie żywot obszywając każdą czerwoną syrenią rękę białym minky, zanim zapakowałam ją w szydełkowy rękaw.
Co widać na zdjęciu, jak dobrze się przyjrzeć.




Dzierganie samochodu - "skarpety" - to dopiero była frajda!
I ogromne wyzwanie, bo o ile w przypadku syren - fantazyjnych stworzeń można było działać według własnego widzimisię, to samochód musiał być rozpoznawalny. Syrenka musiała wyglądać jak syrenka!
Sporządziłam sobie szkielet z pudełka oklejonego miejscami owatą. Szkielet ciągle ulegał modyfikacjom, skracałam, doklejałam, wybrzuszałam. Żeby było jak na zdjęciach, jak w prawdziwej skarpecie.





Przymiarka charakterystycznych elementów.




Początkowo syrena 105 była stworzeniem ożywionym -




- a także kabrioletem. Odbyły się pierwsze zdjęcia celem ustalenia kompozycji okładkowej ilustracji.





Jednakże najbardziej rozpoznawalna bryła to syrenka zadaszona. Dorobiłam więc dach.




Moja syrenka jest jak księżyc. Jednostronna :)





Poniżej pierwsza sesja zdjęciowa. Tylko ja, kuchnia w słoneczne popołudnie, dwa brystole w charakterze tła i ekranu - i zgraja dziewczyn!
To był chyba najmilszy moment pracy nad ilustracjami do Świerszczyka. Bawiłam sie jak mała dziewczynka. Bez konkretnego planu, licząc na to, że najfajniejsze pomysły wynikną z najfajniejszej zabawy. Zdjęć powstało krocie, dziś wybrałam te najbardziej "robocze".







Próby pogrupowania dziewczyn z myślą o wierszyku wewnątrz numeru.






Te dylematy; kto wystąpi, kto najwyżej machnie w Świerszczyku ogonem!

Z lewej, przez okno, zaczęło włazić mi na plan słońce.




Wreszcie wlazło całkiem i musiał nastąpić koniec zabawy, dosłownie i w przenośni.

Ze zrobionych tego popołudnia zdjęć skomponowałam projekty ilustracji.
Resztą zajął się fachowiec - szczęśliwie się złożyło, że nasz przyjaciel, Michał.
Poważna sesja odbyła się na balkonie, jak na zamówienie pozbawionym dachu.
- No i jak? - zapytaliśmy na koniec o opinię żonę Michała, profesor astrofizyki.
- Źle, tak nie może być! - zaprotestowała - te bąble powietrza muszą być ku górze coraz większe! Tak jak teraz nie może być, to jest wbrew prawom fizyki!

Znacie już sekret.
Postarajcie się, by Wasze dzieci nie dostrzegły tego karygodnego błędu!



To na okładce.
A wewnątrz numeru rzeczy mają się tak:




I jeszcze rzut oka na rekwizyty - szabelkę trzeba było specjanlnie usztywnić :)
Wszystko mocowane do modelek szpilkami usuniętymi skrzętnie w fotoszopie.







Tym, którzy dotrwali do końca tego wpisu przypominam o konkursie! <KLIK>

17.10.2015

Królik w kąpieli

W Piątek Czwórka pamiętała, żeby zabrać ze sobą do przedszkola zabawkę.
Nie pamiętała, żeby przynieść ją z powrotem, więc wieczorem do wanny zamiast gumowej mulatki zabrała pluszowego królika.
(miejskie, czy też wiejskie legendy o tym, że w dużych rodzinach ludzie kąpią się w tej samej wodzie od najmłodszego do najstarszego nic a nic nie są przesadzone, toteż widzimy Jarecką siedzącą na plastkiowym podeście przy wannie, w której tura pierwsza - Piątek i Czwórka)
- Wiesz, że jak on zmoknie, trzeba będzie go długo suszyć? - ostrzegła Jarecka.
Czwórka przez chwilę dywagowała ze zmrużonymi oczami, po czym odłożyła pluszaka na kosz z brudną bielizną.
- Ale nie martw się - uspokajała Jarecka - jak będzie mokry to na noc wrzucę go do pralki, wypierze się, odwiruje i jutro szybko będzie suchy.
Ten pomysł nie spodobał się Czwórce, wizja wirującego w pralce królika zasnuła marsem czoło.
- Zabawki lubią być prane, naprawdę - brnęła Jarecka.
Czwórka targana sprzecznymi uczuciami wzięła królika i przytuliła go ostrożnie ponad powierzchnią wody, bacząc pilnie, by dyndające nogi się nie zmoczyły.

Tymczasem Jarecka zamknęła zawór wody i to nie spodobało się Piątkowi. Z głośnym protestem zaczął majstrować przy kranie. Kran, najwyraźniej przekonany ponaglającymi okrzykami i chaotycznym szarpaniem ustąpił - struga zimnej wody z hukiem spadła do wanny.
Jarecka skoczyła, zamknęła zawór ponownie (wśród protestów i ciskanych z furią plastkiowych stateczków, a jakże) i wróciła na swój zydel.
Skąd zobaczyła, że przerażona Czwórka trzyma zabawkę za plecami.
- Och - wyjaśniła Czwórka zakłopotana - królik... ZE STRACHU SIĘ ZMOCZYŁ.




Hm, każdemu może się zdarzyć, no nie?





PS. Przypominam o konkursie! - Szczegóły w poprzednim poście :)

14.10.2015

FIESTA, FIESTA, FIESTA!!!


Od czego by tu zacząć?

Pamiętacie jubileuszowy konkurs świerszczykowy u <BEBE>? Ten, co go wygrałam projektem okładki?
Hm, nie wiedzieć czemu, Świerszczyk tamtej okładki nie chciał ;)

Ale tę, Proszę Państwa, owszem!



To nie fotomontaż! Naprawdę, tak wygląda najnowszy numer Świerszczyka, od jutra dostępny w kioskach!

(Dobrze, że Państwo nie widzą, jak Jarecka chlipie tu sobie w kąciku ze wzruszenia, jak raz po raz musi zwiększać sobie podaż tlenu wystawiając głowę za okno!)


O tym, jak się pracuje z modelkami i dzierga  samochody jeszcze Wam opowiem, ale teraz - FIESTA, FIESTA, FIESTA! - trzeba to uczcić!
A jak uczcić, to najlepiej razem, hucznie i z fantami.
Deszczowy Dom ma dla Was z tej okazji pięć nagród książkowych od Świerszczyka - rozlosuję je spośród WSZYSTKICH, którzy w komentarzu wyrażą wolę przygarnięcia takowej :) - łatwizna, prawda?




To nie koniec!
W tym syrenkowym numerze Świerszczyka będzie można wygrać wydziergane przeze mnie syrenki, aż trzy sztuki czekają na chętnych.
A skoro tak, Deszczowy Dom także sypnie syrenką.
Oto ona, Czerwonogłowa, czeka na właściciela.







Rączki ma zginane, włos długachny, tutaj tylko utrefiony do zdjęcia. Ok. 20 cm wysokości, szyk i klasa. Z zawodu fotomodelka, aktualnie dość sfrustrowana, bowiem nie weszła na żadną z dwóch ilustracji, jakie przygotowałam do tego numeru Świerszczyka. Samoocena spadła, podnieście ją tak, jak od prawie trzech lat podnosicie moją :)

Aby wziąć udział w losowaniu syrenki, trzeba spełnić jeden warunek. Otóż w tym numerze Świerszczyka  - w kioskach od 15.10 - można znaleźć wiersz o syrenach, ich naturze i życiu codziennym. Czerwonogłowa życzy sobie, żeby jej nowy właściciel znał się trochę na tych sprawach - a zatem w losowaniu syrenki wezmą udział ci, którzy zacytują w komentarzu choćby jeden wers tego wiersza, choćby i pół ;)
Anonimowi komentatorzy niech jakkolwiek się podpiszą, żebym mogła odróżnić jednego anonima od innego :) Losowani - i książkowe i syrenkowe - w ostatni dzień pażdziernika, 31.10.







A teraz ustawiam się w bloki startowe - nowy Świerszczyk w kioskach już od jutra! W tych blokach obdzwonię rodzinę i przyjaciół, że to juuuż!
Jak ja się cieszę, możecie to sobie wyobrazić? :)

Będzie mi bardzo miło, jeśli podlinkujecie u siebie ten wyjatkowy dla mnie konkurs, oto banerek, częstujcie się!





Dziękuję!

9.10.2015

Gawęda spod pachy

Mówią, że każde dziecko przynosi ze sobą bochen chleba pod pachą.

Gdy Trójka pojawiła się na świecie, jej matka miała już obie pachy zajęte; Trójka musiała wymyślić coś ekstra. Jarecka wyobrażała że to "ekstra" będzie plasterkiem na jej zbolałą duszę, pojawienie się Trójki poprzedziła bowiem sekwencja mniej lub bardziej  dramatycznych, lecz zasadniczo trudnych wydarzeń.
Ale zacznijmy od początku.


Pewnej soboty Jarecka wróciła z pracy.
Rowerem, bo Jarecki akurat pojechał w rodzinne strony po nowy samochód.
Po nowy, bo stary Jarecka rozbiła w czasie swojej premierowej przejażdżki.
Rozbiła, bo przez trzy miesiące od egzaminu na prawo jazdy nie wsiadła za kółko.
Nie wsiadła, bo uznała, że dość strachu najadła się zabiegając o ten niepozorny, zalaminowany kartonik.
A strachu najadła się tak dużo, że Dwa i Pół, które ledwie się wtedy zagnieździło w jej brzuchu, wymówiło najmu.

Dlatego Jarecka przebyła na rowerze te kilka kilometrów dzielące dom jej i jej ucznia, podziękowała Jacusiowi, który zajmował się Jaśnie Paniczątkiem i Dwójeczką i zabrała się za to, co zwykle, czyli za wszystko. Aha, trzeba dodać, że Trójka miała już podówczas postać fasolki (o czym doniosły skwapliwie dwie kreski, czerwone niby mikro usteczka). I jakżeby powiedzieć, żeby nie epatować Czytelnika szczegółami... Wkrótce po powrocie z pracy zaczęła podejrzewać, że albo usiadła na soku porzeczkowym albo...
Jacuś wyszedł i wedle wszelkich rachub był już w autobusie do Metropolii. Zresztą - cóż po Jacusiu, zostałby z dziećmi, ale trzeba jeszcze dostać się do szpitala!
Niezawodny Jarecki zdalnie pokierował sprawą (Jarecka w tym czasie spakowała szlafrok i szczoteczkę do zębów) i dzięki jego interwencji bezzwłocznie przybyli znajomi Lekarzostwo. Lekarzowa zakrzątnęła się przy dzieciach, Lekarz (pisany wielką literą dla odróżnienia od innych lekarzy, jacy być może jeszcze w tym wpisie wystąpią) powiózł Jarecką ku Leśnej Górze.

W czasie tej krótkiej jazdy Jarecka żegnała się w duchu z Trójką, biadoliła nad swoim losem i w ogóle nie dawała wiary pocieszaniu Lekarza, że może to nic takiego. Czy można wierzyć komuś, kto na ból ucha zaleca gumę do żucia a na migrenę Apap?
Na Izbie Przyjęć, na nieśpieszne zapytanie dyżurnego: o co właściwie się rozchodzi, Jarecka odpowiedziała: PORONIŁAM! - i owszem, była zdziwona, że słowa te nie zrobiły spodziewanego wrażenia.
- Powiedz że cię boli, że krwawisz - suflerował zza pleców Jareckiej zażenowany Lekarz.
Jarecka sprostowała posłusznie, że boli i krwawi - BO poroniła.

Bardzo była potem zdziwiona, że jednak nie.
Kolejny tydzień spędziła w szpitalu z jakichś tajemniczych powodów. Oddział świecił pustkami, strajkowali lekarze i położne, i doprawdy, chyba specyficznej koniunkcji gwiazd należy przypisać te niespodziwane wczasy, jakie stały się Jareckiej udziałem. Jedyną współosadzoną była przemiła Sandra, w podobnym, niezagrażającym niczemu stanie, toteż obie matki nagle wyciągnięte za uszy z domowych kociołków radowały się pączkami w szpitalnym bufecie, oglądaniem filmów do późnej nocy oraz spaniem, spaniem, spaniem i gadaniem, gadaniem, gadaniem. Personel nie naprzykrzał się za bardzo, poza porannym pomiarem temperatury i uprzejmym zapytaniem o samopoczucie nikt niczego nie chciał badać ani sprawdzać.
Po tygodniu panie salowe zasugerowały, że zamiast zmieniać pościel weźmy i wypiszmy te panie, niech darmo margaryny nie jedzą.

Na odchodnym kazano Jareckiej na siebie uważać.

Jarecki przyjechał do szpitala nowym samochodem - niegasnącym! - i w ramach uważania na siebie Jarecka zaczęła go używać. Najpierw nieśmiało, rezygnując z robienia zakupów po drodze z przedszkola do domu (bo parkowanie!) i nie wypuszczając się poza znajomą kwaterę. Szukając w popłochu kluczyków, które położyła na dachu samochodu i ocierając się o pylony bram. Codziennie, w stresie coraz bardziej oswojonym, polując na puste parkingi, unikając godzin szczytu i przejazdów kolejowych.
Jako tako, ale po dziś dzień.


Z grubsza można powiedzieć, że Trójka przyniosła Jareckiej pod pachą buty zdarte zawsze w ten sam sposób :)







PS. Teraz śmiało możecie podsumować słowami pewnego profesora, recenzenta Jareckiej pracy magisterskiej: "ta praca jest doskonale napisana, naprawdę. Życzyłbym sobie, żeby wszystkie prace były tak pisane - niemniej na przyszłość radzę wybierać tematy warte tej umiejętności" :)




8.10.2015

Mini tutek - szydełkowa zamotka z resztek








Dlaczego mini?
Bo to naprawdę prosta rzecz.
Także dlatego, że w celu prezentacji udziergałam maleńką zamotkę dla lalki, miniaturkę; ale bądźcie czujni, bo dzięki poniższym instrukcjom udziergacie sobie zamotasy tak wielkie, o jakich marzycie.

Potrzebne będzie szydełko - proponuję nr 5, da luźny splot i zamotka będzie się dobrze układała.
Oraz resztki włóczkek, najlepiej różne gatunki, grubości i kolory. Zróbcie przegląd szaf mam, cioć i sąsiadek - im większa różnorodność, tym ciekawiej.









Potrzebna jest też umiejętność robienia oczka, łańcuszka i półsłupka; także oczek ścisłych zakańczających poszczególne rzędy. TYLKO tyle!
(Jeśli znacie jakieś klarowne instrukcje dla początkujących, którzy tych umiejętności jeszcze nie nabyli, linkujcie, proszę, w komentarzach, może komuś się przyda)

Do dzieła:





  1. Robimy łańcuszek pożądanej długości - najlepiej zmierzcie sami, jaki obwód zamotki życzycie sobie udziergać. Ja dla dorosłej osoby robię łańcuszek długi na 140 cm, dla dziecka w wieku szkolnym wystarczy 110-120 cm.
  2. Zawracamy, i drugi rząd robimy wg schematu: półsłupek, oczko, półsłupek (wbijane w co drugie oczko poprzedniego rzędu. Pierwsze kilka rzędów robimy jak szalik - nie zamykając okręgu. To zapobiegnie skręceniu się robótki, bo na początek trudno zapanować nad skręcającym się sznurkiem. Od trzeciego rzędu każdy kojejny rząd robimy innym kolorem.
  3. Zamykamy okrąg. 
  4. W każdym kolejnym rzędzie nitkę dowiązujemy w innym miejscu.
Poniżej instrukcja wzbogacona o schematy - dla tych, którzy tak jak ja wolą schematy od opisów:



Jak zauważyliście - przez to, że komin został zamknięty dopiero po czwartym rzędzie, ma teraz dziwaczne nacięcie.
Wystarczy dowiązać nitkę do pierwszego rzędu robótki i nacięcie zamieni się w nie narzucającą się oczom dziurkę (zaznaczona białą przerywaną linią):






(Robótka może rozrastać się teraz w obie strony)

Jeśli owa nienachalna dziurka i tak Wam przeszkadza, można udziergać i przyszyć sobie w tym miejscu kółko, kwiatek, albo -

- albo przypiąć <BROSZKĘ> :)





Samych miłych kłębków!

6.10.2015

Pośrodku


- Wygrałam dziś z Natalką z pierwszej A - oznajmiła z dumą Trójka po powrocie z treningu.
- A cóż to była za konkurencja?
- Trzeba było kopnąć drugę osobę w kolano i mnie się udało.


Trudno pożenić dezaprobatę z zachwytem, ale przecież się ma wprawę, nie?


5.10.2015

Gościnne występy w Deszczowym Domu - EDIT!



Poszłam do sąsiadki z aparatem, bo uwielbiam podglądać ludzi z pasją.














Nocą, gdy dzieci śpią, sąsiadka miesza te składniki w wielkim kotle nad paleniskiem i spójrzcie, co jej z tego wychodzi:















Gumki, spinki i opaski, do wyboru, do koloru.

Mamy już swoje własne, a jakże. Tu moja ulubiona gumka na głowie Dwójki:





A tę opaskę zamówiłam jako jeden z prezentów urodzinowych dla Trójki:








A wlaśnie. Trójka ma dziś urodziny. Upiekłam dla niej tort a Was, Drodzy Czytelnicy, zapraszam (może już wieczorem?) na okolicznościową gawędę.


Ale, ale! Wszelkie dzieła rąk mojej sąsiadki można nabyć drogą kupna! Do wyboru do koloru, za jakość ręczę głową zdobną w kwiaty :) Święta idą, Mikołajki i karnawały.
I jakby tu rzec, by oszwabić translatory, z których rzeczona nie omieszka skorzystać... Wicie rozumicie, puszczam oko Wam perskie. Trzaby nabywać, trza.


Z OSTATNIEJ CHWILI!
Ceny: opaski - 25zł
gumki (para) - od 10-15 zł
spinki - podobnie
Od siebie dodam, że stopień trudności wykonania jest różny, więc niektóre modele są droższe (na przykład taka błękitna gumka a'la Elza i Anna kosztuje 10zł/szt, kwiaty o średnicy ok.10cm - 15zł
Oczywiście można zamówić coś wg indywidualnych pomysłów (jak ja tę ostatnią opaskę - wtedy cena do negocjacji)

Kontakt przez fb i więcej zdjęć <TUTAJ>