6.03.2013

O tym, dlaczego należy wystrzegać się szpitali

Pobyt z dzieckiem w szpitalu niesie ze sobą wiele zagrożeń i przykrości.
Najpierw, widok własnego dziecka powalonego chorobą (oczywiście zdarza się, że hospitalizacja jest planowana, spodziewana i dziecię, poza torturą badań nie podlega specjalnym przemianom). Zwłaszcza, jeśli jest to szpitalny debiut, matka łka na widok wenflonu a ojciec cyka swojej pociesze zdjęcia w masce tlenowej- dla rodziny.
Problemem bywa odległość od łazienki/ sklepu/ pokoju socjalnego/ automatu z kawą. Często nie ma możliwości zamówienia obiadu dla dorosłego. Trzeba wyczekiwać, nieraz długimi godzinami, stosownej chwili żeby się umyć lub napić czegoś ciepłego.
Potem, brak intymności. Jarecka zna szpitale, gdzie w sali o powierzchni połowy salonu w Deszczowym Domu stłoczone są trzy łóżeczka a nocą także trzy prowizoryczne matczyne posłania- i nie każda matka może spać rozciągnięta na podłodze! Jedna więc śpi na karimacie w parterze, pozostałe dwie na rozkładanych fotelach ogrodowych, wisząc nad tą z karimaty jak ogrody Semiramidy.
Różne matki, różne rodziny, różne zwyczaje-
- i to są dla Jareckiej najtrudniejsze sprawy.

Zdarzały się Jareckiej miłe szpitalne znajomości, tyleż serdeczne, co krótkotrwałe; znamienne, że zawarte zostały, gdy to sama Jarecka była pacjentką. Gdy w grę wchodzą rodzicielskie emocje- biada!

Dzieci Jareckie szczęśliwie nie należą do szpitalnych bywalców. Jaśnie Panicz bywał raz (z Jareckim w charakterze opiekuna), Dwójka tylko na zabiegu wycięcia migdałków (także z Jareckim), Trójka raz, Czwórka- dwa razy (nie licząc czteromiesięcznej bytności po swoich przedwczesnych narodzinach- to była zupełnie inna bajka!). Jarecka nie pokusi się zatem o jakąś wyczerpującą typologię spotkanych w szpitalach mam, niemniej życzy sobie zawsze nie spotkać tam przedstawicielek następujących typów:

1. Matka Głośnomówiąca,
2. Matka Zawodząca.
3. Matka Cmokająca

O zgrozo! Typy te nierzadko łączą się owocując niezliczoną ilością przykrych kombinacji.

Matka Głośnomówiąca- jak sama nazwa mówi- mówi głośno. I dużo. Prowadzi ze swoim chorym dzieckiem nieustanne rozbudowane rozmowy- bo nie są to monologi, choć wszystkie słowa padają z jednych ust! Matka mówi za siebie i za dziecko, wykłada mu otaczającą rzeczywistość, obgaduje lekarzy, pielęgniarki i salowe, komentuje pracę szpitala- jednym słowem nieustannie wylewa przez usta potok swoich myśli który nijak nie może być dla dziecka zrozumiały a już najmniej- kojący. Gdy oszołomione dziecko zasypia, Matka Głośnomówiąca wyciąga telefon i bez względu na porę dnia i nocy wlewa swój słowotok dla odmiany w telefon, oczywiście nie trudząc się ściszaniem głosu.
Jest też gatunek Matek Głośnomówiących które roboczo można określić przyjazno- infantylnymi. Ich głośna mowa ma na celu (pozornie!)zabawienie dziecka; to ciągłe recytowanie wierszyków, opowiadanie historyjek czy śpiewanie piosneczek. Seplenienie, reranie, mazurzenie i inne deformacje wymowy mile widziane.
Matkom Głośnomówiącym często towarzyszą też Głośnomówiący Ojcowie a także Głośnomówiące Babcie, Koleżanki i Sąsiadki, wszyscy jednako Głośnomówiący.

Matka Zawodząca, jak sama nazwa mówi- zawodzi:
"Moje biedactwo!"-wykrzykuje dramatycznie- "co oni ci zrobili!" (a zrobili- na przykład- założyli wenflon)
"Znęcają się tylko nad tobą! Moje biedactwo!!!"- i dla ulżenia nieszczęsnej ofierze pielęgniarskiej przemocy Matka Zawodząca telepie swoim dzieckiem niczym autkiem shake'n'go. Zdaje się, że owe histeryczne wstrząsy mają na celu uspokojenie dziecka, niestety, zazwyczaj efekt jest odwrotny, co dla Matki Zawodzącej jest wodą na młyn: "O Jezuu!!!"- Matka zawodzi i płacze-"wynosimy się stąd! Nie będą tu się nad nami pastwić! Nie potrafią igły wbić! Specjalnie to robią!!! Jutro pójdę na skargę! I niech tatuś nas stąd zabiera!!!" I tak w kółko, i tak długo... Oczywiście dotrzymaniem obietnic Matka Zawodząca się nie kłopocze. Działa zresztą w amoku i w ogóle nie pamięta, żeby się komukolwiek odgrażała. Zachowanie personelu medycznego nie ma tu żadnego znaczenia, pielęgniarki mogą być sobie nawet aniołami- "Co???"- zawodzi Matka-"dziecko od trzeciej w nocy głodne (przed badaniem) a te mi każą coś zjeść?? Kawę pić?? Dziecko mi płacze, mnie ręce od noszenia odpadają, a ona mi każe iść coś zjeść!!"(doprawdy, trudno sobie wyobrazić podobne okrucieństwo!) Pozbawiona słuchaczy Matka Zawodząca nie ustaje i- naturalnie!- wyciąga telefon i zawodzi dalej.

Dla obu zaś wymienionych typów, po równo, niepożądanym towarzystwem jest Jarecka. Totalna beznadzieja. Nie podchwyci tematu, nie potowarzyszy! W ogóle prawie nic nie gada! Okrutna, nawet jej powieka nie drgnie na te wszystkie maseczki i kroplówki, co jej dziecku aplikują (o jakaż mylna i niesprawiedliwa to ocena!). Żadnego zdania nie ma na temat lekarzy i pielęgniarek- co z tego, ze ich nie zna, mądremu starczy rzut oka!

Matka Cmokająca- jak sama nazwa mówi- cmoka.
Cmokanie stanowi komentarz do wszelkich poczynań innych matek na sali. Cmoka gdy dziecko sąsiadki płacze, cmoka, gdy sąsiadka rozmawia przez telefon oraz przy każdej innej okazji. Nie sposób się ruszyć, by nie zostać obcmokanym. Czasem ów niewerbalny acz jawnie nieprzychylny komentarz przybiera formę sapnięć, westchnień lub prychnięć. Zdarzają się nawet krótkie lecz dobitne wypowiedzi mamrotane pod nosem. Matki Cmokające może nie są tak uciążliwe jak Głośnomówiące i Zawodzące ale z pewnością daleko bardziej irytujące. Także dlatego, że swój jad sączą nie w kierunku wciąż zmieniającego się personelu, tej niedookreślonej masy kolorowych fartuchów, lecz konkretnie, ku Bogu ducha winnej towarzyszce niedoli.I nie sposób niezadowoleniu Matki Cmokającej zapobiec, nie sposób cmokania uniknąć!




A poza matkami, jeszcze inne przykrości czyhać mogą w szpitalach...
Wirusy, bakterie, pasożyty- też.
Jarecka należy do kobiet, które zapytane o wiek, odpowiedzą natychmiast- prawdę (zapewne dlatego, że nie jest to jeszcze wiek przesadnie matronalny). Myli się jednak ten, kto sądzi, że upływ czasu nie robi na niej wrażenia. Otóż ogromną przykrość sprawiła Jareckiej konstatacja, że dziewięćdziesiąt procent lekarek z którymi się tym razem w szpitalu zetknęła to najwyżej jej rówieśnice. A większość z nich, Jarecka daje głowę, jest młodsza od niej wręcz o dekadę!





P.S. Post niniejszy dedykowany jest Czwórce, która zasypia pomimo głośnego mówienia i zawodzenia. I narysowała dziś mamę na kształt ogromnego kartofla, co jasno dowodzi, że jej się ta mama, choć stara, podoba :)

15 komentarzy:

  1. Jak tam przyjdę to wyciągnę baterie z tego "pierdziautka" bo rozumem że mamie zawodzacej trudno pomyśleć i przewidzieć że taka zabawka może wkurzać jareckich ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nie, to Mama Głośnomówiąca ma takie autko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniale piszesz mamo czworga :) W najbliższym czasie chyba całego bloga przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I Ty masz "zaledwie" dwukrotne doświadczenie szpitalne?? Hm ... to pisałam ja matka zawodząca :))) Dużo zdrowia dla Czwórki i mimo, że rewelacyjny skandynawski dizajn szpitalny może rozpuścić to wracajcie szybko do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skandynawski dizajn :)- już myślałam że znalazłam krzesła idealne i że sobie takie kupię w Ikei- prosta, och, prosta Jarecka! ale to jest proszę ja Ciebie, to, o: http://www.tonpolska.pl/projektanci_studio-olgoj-chorchoj
      Znaczy czeska robota.
      I teraz podobają mi się jeszcze bardziej..

      A dwukrotne doświadczenie szpitalne to znaczy dużo czy mało?

      Usuń
    2. baaaaardzo mało :)

      Usuń
  5. Ja na "porodówce" spotkałam jeszcze jeden typ matki... Matka mająca gdzieś swoje chore, ledwo narodzone dziecko i czekająca na rodzinę, która z rana przyszła na oddział z flaszką w reklamówce... Szok, ale tak było... A może napisz o gościach szpitalnych? Jeśli masz takie obserwacje?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie prowokuj mnie! :)
    Musiałabym sięgnąć pamięcią do czasów gdy rodziłam trójkę starszych dzieci w pewnym podmiejskim szpitalu... Brrr
    Obserwacje mam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdrowia dla Czwórki! Ja okres szpitalny wyparłam z pamięci ale poza różnymi innymi sprawami smutne tam było to, że nie miałam za bardzo jak poznać matek bo te do swoich dzieci zwyczajnie nie przychodziły :(

    OdpowiedzUsuń
  8. I ja byłam kiedyś matką-wpadającą-jak-po-ogień.
    Patrzono na mnie wilkiem, dopóki nie wyszło na jaw, że mam w domu trójkę małych dzieci, które nie widziały mnie przez dwa miesiące, że dojazd do szpitala zajmuje mi 40 minut w jedną stronę, i tak dalej...
    Domyślam się, że masz na myśli inne przypadki, z którymi też się spotkałam.
    Ja zawsze chcę myśleć, że te matki chcą- a nie mogą :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja to jestem ciekaw, jak to Jarecka wytrzymuje? Do tego pewnie bez delikatnie zwróconej uwagi czy dygresji choć he. Ogólnie - zuch matka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba być naprawdę uciążliwym żeby sprowokować tchórza Jarecką do interwencji. Poza tym Jarecka ma dużą wyrozumiałość dla matek niezrównoważonych psychicznie- solidarność, rozumiesz :)
      Ale w piątek już prawie zostałam Matką Zawodzącą!

      Usuń
  10. Ogromnego kartofla... Ha,ha,ha... Ciębie ciociu nie można nawet pietruszką nazwać pod względem sylwetki, a co dopiero kartoflem..., i to w dodatku ogromnym, he, he, he;D

    OdpowiedzUsuń