Tak się zaczęła inwazja czarnych ludów na Deszczowy Dom:
dziewczynki Jareckie oblegały swoją macierz, gdy ta szyła koniorenifera. Żeby więc zapewnić sobie spokój a nie uronić nic z zapału dzieci, Jarecka powiedziała:
-ok, uszyję wam po lali. Same je sobie wypchacie i naszyjecie twarze z guzików.
Radość była wielka! Zszycie dwóch takich androidów zajęło chwilę (wyrodna matka zapomniała, ze córki ma trzy! Szybko się zrehabilitowała, a na pociechę Czwórce dodała nawet barwne włosie). Na powyższym zdjęciu, ludziska są ponumerowane jak ich właścicielki. Oczywiście wkład Czwórki w zrobienie twarzy ograniczył się do wybrania guzików, Trójka i Dwójka zaś, jako mające pojęcie o trzymaniu igły, same zabrały się za szycie.
Trójka, radosny partacz (po mamusi), skończyła raz dwa. Jej lala jest dwustronna jak Swarożyc, Janus, czy jak mu tam. Oczywiście, do dziś Jarecka doszywa porządnie to, co było odpadło, czyli po kolei wszystko.
Dwójka się dąsała, bo szło jej wolniej. Za to bardziej się przyłożyła, prosiła o rady, instrukcje- serduszkowa buzia odpadła tylko raz.
Z lalami śpią.
Odbywają wycieczki.
Karmią.
Całują.
A Jarecka już szyjąc ostatnią murzynkę miała nieprzepartą chęć uszycia własnej!
No to lu!
Oto projekt:
Wykrój:
Wykrój przeniesiony na odprasowany, złożony we dwoje materiał (oczywiście kończyny trzeba przerysować dwa razy;))
Następnie Jarecka przycięła wstążeczki na włosy i kolczyki i opaliła końcówki żywym ogniem, coby się nie siepały!
Wyrysowane kształty wycięła i zszyła część A z częścią B. Oraz drugą część A z drugą częścią B, czyli- głowy z sukienkami.
Złożyła razem prawymi stronami do siebie i spięła szpilkami.
I teraz następuje moment dla całej roboty kluczowy- trzeba wszelkie kończyny i wypustki upiąć do środka tak, by po zszyciu i odwróceniu na prawą stronę ukazała się lala niemal gotowa- tylko wypchać i obdarzyć facjatą!
Zatem najpierw włosy- wstążeczki trzeba złożyć lśniącą stroną na wierzch i upchnąć do środka głowy tak, by wystawały końcówki. Upiąć szpilką.
Nogi (na zdjęciu już zszyte i odwrócone na prawą stronę) Jarecka napełniła do połowy długości drobnymi kamyczkami; do kupienia w sklepach typu "one dollar".
I, podobnie jak włosy- wstążeczki, wepchnęła wgłąb sukni i unieruchomiła szpilką. Ręce zostawiła nie wypełnione. Żeby były inne w dotyku i elastyczne- można będzie nimi przywiązać lalkę do łóżeczka, torby- wszędzie.
Z rentgenem w oczach rzecz przedstawia się tak:
Potem pozostaje już tylko zszyć po obrysie i odwrócić robótkę na prawą stronę- co jest bardzo łatwe zważywszy na ilość wypustek za które można złapać i ciągnąć! Dobrze by było jednakowoż pamiętać, zanim rzecz odwróci się na prawą stronę, o nacięciu krzywizn (było o tym w poście o literkach)... Niecierpliwa Jarecka nie pamiętała. Ale co tam!- wykrzykuje Jarecka i naprzód!
W ten cudnie wystrzępiony otwór poniżej i powyżej pchamy wypełnienie. Silikonowa kulka kupiona na allegro- dwukilogramowy zapas nie ma końca.
Projekt zakładał jeszcze dziecko. Proszę bardzo, uszy ma jeszcze gorsze niż jego matka...
Ale co tam! Naprzód! Korpus dziecka wypchany jest dla odmiany zgniecionym celofanem. Hm, nie hałasuje tak, jak się Jareckiej zdawało, że będzie- ale wrażenia dotykowe ciekawe, owszem.
No i można już przymierzać się do zrobienia twarzy. Trochę nici i filcu.
Zaś na sam koniec Jarecka doszyła każdemu po kawałku rzepa. Dla dziecka ta miękka część, żeby nie zaciągnęło mamie sukni. (Tu dało znać o sobie gorzkie doświadczenie Jareckiej. Ileż rajstop straciła przez dziecięce buty na rzepy!)
I teraz mama może nosić swoje dziecko na plecach, jak na wzorcową murzyńską mamę przystało!
Mogą sobie razem fikać brykać po suszarce do prania.
I przytulać się!!!
Dobra jest moda na zabawki hand made. Ale najlepsze z najlepszych są te zrobione przez WŁASNĄ mamę, WŁASNĄ ciocię, WŁASNĄ babcię... I jeszcze żeby dziecko mogło podglądać powstawanie tej zabawki, zdecydować o szczegółach, doradzić. I niech sobie będą te lalki krzywe i nieudolne, jako ta murzynica z murzyniątkiem.
Matki, ciotki, do igieł, póki czas!
Lada moment i tak przegramy z Barbie ;)