28.11.2014

Wielka robótka, sowy i oczka rakowe

Pierwsza rzecz: robótka dla wszystkich!
Kliknijcie koniecznie w czerwony znaczek w prawym górnym rogu (mobilni mogą kliknąć TU) przeczytajcie i do dzieła!
W Deszczowym Domu robótka ta jest wpisana w kalendarz adwentowy, zaraz w pierwszych dniach. Weźcie pod uwagę, że poczta przed Świętami rządzi się swoimi prawami. Zresztą, lepiej nawet późno niż wcale. Czyż dostawanie listów i prezentów nie jest ekscytujące ZAWSZE?


...


A poniżej najnowsza robótka z sygnaturą DD.
Gdyby jeszcze kiedyś Jarecka miała przyjąć zamówienie z terminem realizacji na "za dwa tygodnie" każdy, kto czyta niniejszy wpis zobowiązany jest w sumieniu wybić to Jareckiej z głowy.
Pierwszy tydzień zajęło wybieranie wzoru, opracowywanie go (wszak wydać 6 dolarów na gotowy wzór to hańba dla takiej Jareckiej, czyż nie?), czekanie na zamówione nici i nabywanie minky.

Potem było już przyjemniej lecz niestety, dzieci zgodnie odmawiały ugotowania zupy, Piątek oznajmił, że cztery drzemki dziennie to przesada, pani świetliczanka nie zgodziła się objąć nocnych dyżurów w szkole a zdrajca Jarecki po powrocie z pracy późną porą szedł spać zamiast łapać za odkurzacz.
Koniec końców nie wystarczyło czasu na uczciwą dokumentację foto i niezmiernie to przykre, że prezentowane zdjęcia (jedyne zresztą przedstawiające ten kocyk) są tak marnie oświetlone.



Oprócz frajdy wynikającej z mierzenia się z nowym wzorem Jarecka doznała też satysfakcji z gatunku "nauczyłam się czegoś nowego".
Ta nowa umiejętność to oczko rakowe.

Oczka rakowe to nic innego jak półsłupki robione w innym kierunku.

Klasyczne wykończenie półsłupkami przebiega od prawej do lewej, o tak:


A w przypadku oczek rakowych - odwrotnie.
Na początku trudno się przyzwyczaić i zapanować nad plączącą się nitką, ale efekt wart zachodu.



Miłego weekendu!

25.11.2014

Co się odwlecze to nie uciecze. O.

Pan Naróg jest bardzo dumny ze swojego chodnika.
Wyrąbał wiśnię, co mu rosła na zapleczu sklepu (które to zaplecze jest zarazem podwórkiem przed domem Narogów), położył sobie kostkę Bauma - żółty romb na antracytowym tle - postawił stół, bo już mu się nie chybocze i szklanka ustoi, i tak sobie Naróg siedzi, herbatkę popija.
Nad głową ma własny taras, przed sobą tylne drzwi do sklepu i widok na frontowe. Jak tylko klient do sklepu wchodzi, pan Naróg zrywa się rączo; nic się przed nim nie ukryje.
- Ale panu dobrze! - woła Jarecka wyciągając szyję ponad płotem - niby pan w pracy, a przecież w domu...
A Naróg radośnie rechocze, nogi przed siebie wyciąga i przepija do Jareckiej herbatą ze szkalnki z duralexu. Na wczasach był w Turcji, opalił się.


Pan Gołąbek, choć starszy z niego pan, wylazł na rusztowanie i ocieplił sobie dom. Z góry na dół, dwa piętra plus wysoki parter i poddasze. W lipcu zaczął, w sierpniu skończył.
Teraz jeszcze maluje te ściany wałkiem na długaśnym kiju.
Na jakąś taką morelę.

...

Taki sobie wstęp Jarecka poczyniła początkiem sierpnia, spodziewając się, że lada chwila życie dostarczy jej materiału do całego cyklu w tematyce okołoremontowej.
Wszak wymieniono Jareckim okna w pośpiechu, że niby będzie remont elewacji!

W czerwcu Danuta zwiastowała, że majstry przyjdą wraz z lipcem, jak tylko ona już skończy ze szkołą (albowiem jest Danuta wuefistką), zerwą dach, zrobią Sosnom wiszące ogrody i ocieplą całość.
W lipcu Jarecka opróżniła balkon, spodziewając się rychłych rusztowań i ogólnej rozpierduchy.
(Od razu powiedzmy, że nie było to łatwe! Balkon Jareckich mieści bowiem dwie szafy, biurko i krzesło, sofę, fotel, kojec i grill. Że co? Że na pierwszym lepszym polskim balkonie upycha się więcej? Być może, lecz u Jareckich w dalszym ciągu można tam jeszcze jeździć na rowerze)
W sierpniu Jareccy wrócili z wakacji i nie zastali ani rusztowań, ani majstrów, ani - niestety - styropianu na ścianach. Pani Nestorka, matka połowy sąsiadek doniosła, że większość sąsiedztwa poszła na pielgrzymkę i dopiero jak wrócą - wtedy już ekipa musowo zacznie remont. Pątnicy wrócili i - nic.
Końcem sierpnia przy ognisku, subtelnie zagajona, Danuta zeznała, że niestety, wszystko zacznie się wraz z rokiem szkolnym, ale doprawdy, tacy fachowcy rzecz przeprowadzą bez zwłoki, rach ciach, będziem zimą oszczędzać na ogrzewaniu.

Tymczasem Pan Gołąbek, ochędożywszy domostwo, wyłożył sobie podjazd kostką Bauma (hurtownia kostki to na Zaogoniu brylantowy interes), a że mu trochę zostało, ułożył jeszcze chodnik naokoło domu. Zmienił nawet drzwi wejściowe, bo mu stare już nie pasowały - nowe mają eleganckie płyciny i owalny witraż.

...


W poniedziałek - a pamiętamy, że poniedziałki w Deszczowym Domu bywają ciche i spokojne - Jarecka jadła śniadanie wraz z synem swym Piątkiem. Jedli kanapki z serem, Jarecka żując czytała, Piątek dyskretnie kruszył chleb pod stół, gdy nagle coś stuknęło w okno i oczom śniadających ukazała się  antena telewizyjna na sznurku; sunęła powoli w dół obijając się o ścianę.

I tak przyszło nowe.
Deszczowy Dom najpierw został oskalpowany, potem opakowany jak Reichstag a następnie przybrał wygląd Frankensteina. Teraz coraz bardziej upodabnia się do arki Noego.
W sam czas, bo akurat spadły deszcze.
Generał Sosna zarósł jak zakole Bugu; całe noce strąca z prowizorycznego dachu hektolitry wody, bo inaczej gotowe lać się Sosnom i Sebom wprost do łóżek.
Plask, plask - roztrzaskują się te fale o podwórko Jareckich.

W radiu zapowiadali śnieg.

...


O tym śniegu (z lękiem) doniosła Maria, która wstąpiła do Jareckich wracając skądśtam.
- Mario Mario! - zawołała Jarecka i pośpieszyła łapać Marię zanim ucieknie do domu - wieki cię nie widziałam a chcę wiedzieć - jak to z tą sukienką Narogowej było? Naprawdę była taka krótka?
- Bez przesady - Maria wzruszyła ramionami - ALE JAKIE ONA MIAŁA LOKI!







19.11.2014

Z archiwum "Kobry"

Noc w Leśnej Górze była mglista i zimna.
Pomarańczowe światło nielicznych latarni wisiało nad pustymi ulicami na kształt pomponów czirliderek.
Pod pomponami - ciemność.
Starszy aspirant Zegadło nie zdecydował się wyjechać na patrol.
Zimno, mokro, ciemno - kto wie, co się w tej mgle kłębi?
Aspirant zadumał się wpatrzony we własne odbicie w oknie.
Jego młodszy kolega, Śródleśny, drzemał podparłszy twarz pięścią. Śniło mu się, że goni go ten wariat Wardęga - w stroju ciasteczkowego potwora, a on, Śródleśny, jak to we śnie - nie może ruszyć się z miejsca. Śródleśny próbuje uciekać, Wardęga biegnie siejąc okruszkami; nic a nic się nie przybliża ale strach Śródleśnego rośnie i rośnie, tym bardziej, że w sen policjanta przekrada się ta jakże logiczna myśl, że to on raczej powienien gonić Wardęgę, że to wszystko będzie na jutubie i zobaczy to sam komendant i będzie wstyd.
Łaskawy dzwonek telefonu, na którego dźwięk obaj mężczyźni zgodnie podskoczyli, wyrwał Zegadłę z ponurych rozważań, Śródleśnego zaś z męczącego snu.

Był kwadrans po pierwszej.

Dzwonił staruszek z ulicy Feralnej (to koło szpitala) że słyszy jakby krzyki kobiety.
Policjanci spojrzeli po sobie trwożnie -  trzeba by wsiąść w radiowóz i zrobić rundkę, ech.
- Staruszek, spać nie może - podsumowywał niepewnie Zegadło zerkając w okno, wgłąb wilgotnej nocy - pewnie mu się przesłyszało. Sąsiad może zasnął przy telewizorze...
Śródleśny potakiwał skwapliwie i ze służbową powagą podjeżdżał w fotelu na kółkach ku monitorowi komputera. Trzeba się zająć czymś ważnym, ważniejszym, niż wrzeszczące kobiety na zewnątrz.

Do godziny drugiej trzydzieści policjanci odebrali jeszcze trzy telefony od przerażonych mieszkańców Leśnej Góry - że kobieta jakaś wrzeszczy.
Chcąc nie chcąc, funkcjonariusze odbyli patrol, postali nawet - nie wysiadając z radiowozu! -  chwilę na chodniku przy Feralnej, po czym wrócili na komisariat, w sam czas, by odebrać telefon od tego samego staruszka co wcześniej, który chlipiąc doniósł, że już ją pewnie dorżnęli, bo darła się, darła, ale od dziesięciu minut - cisza.
Cóż było robić, ech.
Kawa i czesanie lasu do rana - daremnie.


O zdarzeniu rok temu Jarecka przeczytała w lokalnej gazecie (Śródleśny publikował tam w rubryce "Kobra", a w Leśnej Górze takie historie nie zdarzają się co dzień!).

To doprawdy niezwykłe, że nic nie słyszała, bo akurat tamtej nocy rodziła Piątka, akurat w szpitalu przy Feralnej!




...





14.11.2014

AAA...KOMUNIKAT! A nawet dwa



Pierwszy jest taki:



Będę tam z kramem!



Drugi:
Jeszcze do niedzieli (do północy) można zapisywać się na losowanie zwierzaka-przedszkolaka.
Spieszcie TU i zapisujcie się w komentarzach pod postem! I nie przejmujcie się, że treść posta przekreślona; zapisy trwają - jako się rzekło - do niedzieli.

11.11.2014

Zabawa

Zaproszono Jarecką do blogowej zabawy.


Ponieważ zaś pytania nie dotyczyły rozmiaru buta, preferencji kulinarnych i innych, lecz blogowania, i ponieważ Mamelkowa bardzo ładnie zaprosiła TU, a co tam! - zakrzyknęła Jarecka - czemu by nie?

Mamelkowa, znana Czytenikom DD jako pogromca konkursów, detektyw na rowerze, prawdopodobnie podwójna agentka polsko-brytyjska, być może wygląda tak (okulary z lup, by śledztwa prowadzić nieustannie i zawsze w ruchu, i zawsze z uśmiechem!):



Czasem podobno dokleja wąsy (kto mówi, że sobie?) a czasem ubiera sweter tył na przód.


A oto pytania. I odpowiedzi.
Przy mikrofonie Jarecka.

Nad czym obecnie pracuję?
Większość aktualnych wytworów skrywać musi tajemnica, bo jak wiadomo wszystkim rękodzielnikom, Gwiazdka za pasem, pora na prezenty ;) Niemniej - co się odwlecze, to nie uciecze, zdjęcia i relacje z placu boju Czytelników nie ominą. Oto mała zajawka:




W wolnych chwilach mozolnie i z bólem rodzi się amarantowy kardigan.
A w mniej wolnych zabawki i girlandy na pewien kiermasz...
W chwilach euforii zaś szyję sobie ubrania :)

Czym moja praca różni się od innych w tej branży?
Prawdopodobnie niczym. Może poziomem chaosu wokół? Ale i nad tym pracuję - mój kącik (namiastka pracowni) jest coraz wygodniej urządzony.

Dlaczego piszę bloga o tym, co tworzę?
Bo każdy, kto coś tworzy tak naprawdę chce się tym dzielić, chce to pokazać światu - tak mi się wydaje ;) Potrzebuję akceptacji dla moich wytworów; czasem także tej wyrażonej zapłatą za wykonaną pracę! Doceniam też potęgę inspiracji - sama czerpię ją z Waszych blogów i miło mi, jeśli uda i mnie się dostarczyć jej Wam :)

Jak odbywa sie mój proces tworzenia (pisania)?
Chaotycznie. Jedną ręką, na jednej nodze, tu kilka oczek, tam szew. Zawsze mam na podorędziu kilka koszyczków i skrzyneczek - tu pluszaczki, tam ptaszki, tu szydełko, tam druty. Zawsze  mam kilka zaczętych robótek - robię je symultanicznie, w zależności od tego, na co akurat mam ochotę, lub od tego, za co akurat MOGĘ się wziąć, np: jeśli Piątek śpi, nie mogę szyć na maszynie, jeśli nie śpi - nie mogę robić na drutach/szydełkować, bo szarpie mnie za nitki, rozrzuca kłębki. 
Jedyne stałe punkty w moim dziennym harmonogramie, to pory rozpoczęcia/ zakończenia lekcji dzieci - wtedy muszę jechać do szkoły. Reszta - w tym także prace domowe i praca zawodowa - jak się uda. Bez planu.


I tyle.
Na koniec trzeba zaś przekazać zabawową pałeczkę dalej - w dwa miejsa.

Drodzy Państwo!
Zapraszam Was do pracowni Ireny, do Gniazdka na Akacji KLIK - to dopiero będzie zwiedzanie!



Irena robi ceramikę (świeczniki i ceramiczny żołądź na zdjęciu autorstwa Ireny właśnie - Jarecka wygrała!) A trzeba Wam wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że Jarecka zaliczyła w życiu dwa upojne semestry zajęć z ceramiki i mało brakowało, a robiłaby w pracowni ceramiki aneks do dyplomu. Pani doktor już była zgodzona do objęcia pieczy nad tym przedsięwzięciem, jednak Jarecka stchórzyła a raczej wykazała się roztropnością (kilka razy w życiu się jej udało) - i z bólem musiała zrezygnować z tej przygody.
Tym chętniej zaprosiła do zabawy właśnie Irenę i zaciera ręce na to wirtulne spotkanie :)
A poza pracą z gliną Irka szyje jeszcze kołderki i aż żal, że się takich Irek nie ma bliżej.

Oraz.



Addicted to crafts KLIK, znane już Czytelnikom DD trio. I co z tego, że znane? I tak zawsze nas czymś zaskoczą, czyż nie?
Albowiem - UWAGA! - już 15 listopada, w Warszawie, Jarecka w blond peruce i na obcasach (względnie na podeście, dla dodania sobie centymetrów), będzie udawać Edytki na świątecznym kiermaszu, dosłownie w roli żeny za pultem (szczegóły wkrótce).
Przybywajcie tłumnie!
Zapraszajcie znajomych!

Do zobaczenia w sobotę!

5.11.2014

Jarecka-Dobra-Rada, czyli...

...jak zrobić dziecku frajdę i zaoszczędzić kupę kasy!


Zacznijmy tak:
Razu pewnego, gdy Jarecka huśtała Piątka na podwórku, przyszła Czesiuniowa:
- Zobacz, dostałam od koleżanki takie szmacianki. Uprałam je i trochę im się fryzury ten...tego. Może twoje dziewczynki chcą?
I wepchnąwszy Jareckiej w dłoń siateczkę ulotniła się swoim słynnym krokiem.
A trzeba Ci wiedzieć, Czytelniku, że wśród wielu zajęć Czesiuniowej jest także pośredniczenie pomiędzy tymi co potrzebują i tymi, co nie potrzebują.
Zdaje się, że gdzieś na końcu owego łańcucha znajduje się Jarecka, pod której drzwiami nader często lądują produkty tej przemiany materii.

Zerka więc Jarecka w siatkę, a tam naprawdę ładne lale!
Jedna większa, dwie małe, chyba breloczki, bo z głowy im wstążeczki sterczą (no to chlast! - nożyczkami). Dziewczynki rozdzieliły łup między siebie, jęły okręcać szalikami i przyduszać kołderkami.




Bystry Czytelnik już zauważył, że charakterystyczne twarze lal miały wpływ na stylizację syrenich facjat, o- KLIK

I na tym można by historię skończyć a nawet w ogóle jej nie zaczynać, gdyby któregoś dnia największej lali nie odpadła fryzura, odsłaniając wymazaną klejem na gorąco potylicę.
Jarecka postanowiła sporządzić nową peruczkę i przytwierdzić ją do głowy w sposób bardziej godny lalki szmacianki, udała się więc w odmęt internetu w poszukiwaniu dobrych rad. Wklepała sobie w gugla hasło "lalki szmacianki" sądząc, że tą drogą trafi do Magdaleny (TU) i może to i owo podpatrzy. I nagle - czary mary! - oczom jej ukazała się mnogość zdjęć, z których patrzyły - wprost na Jarecką - gwiaździste oczy a koralikowe usta robiły cmok!

I tak Jarecka dowiedziała się, że taka lala, co to jej włosy doklejone odpadły, kosztuje 180 złotych, a te mniejsze, co im wycięła wstążeczki po karabińczykach, po 110 sztuka.
Fiu, fiu - pomyślała Jarecka i jeszcze łaskawszym okiem spojrzała na zabawki. Poprawiła im spódniczki, małym wycięła kołtuny, dużej przyszyła warkocze.
Ubranka nowe poszyła zaoszczędzając tym sposobem trzy razy po osiemdziesiąt złotych (bo tyle właśnie kosztują nowe markowe przyodziewki).



Teraz gładzi skarbonkę po brzuchu kontenta.

A Was, kochane mamy, ciocie i babcie niestrudzenie zachęca: SZYJCIE LALKI SWOIM DZIECIOM!
To naprawdę nic trudnego.
A zaoszczędzone dzięki temu setki złotych można wydać...na co innego :)


W archiwach DD jest nawet tutorial - jak uszyć lalkę (KLIK)
A bohaterkami posta są lalki Laloushka (KLIK)




Pamiętacie o koziołku do wzięcia? TU