29.01.2013

Zimopocieszacze czyli doładuj się na przednówku!

Kiedy kończy Wam się moc w akumulatorach? 
Jarecka swoje ładowała całe lato- przez skórę, jesień- przez oczy, lato i jesień przez żołądek i jeszcze trochę w Święta- przez serce. Ale całe zasoby już zużyte i zdaje się nadeszła pora na extra doładowanie. 
Niewiele trzeba żeby zaaplikować sobie mały zastrzyk energii.
Czasem dobrze robi Jareckiej popatrzeć na letnie talerze. Każdy inny, żeby się dzieciom nie myliło na pikniku albo przy grillowanym obiedzie...






Z tymi talerzami było tak:
Miała Jarecka białe, proste talerze. Bardzo ładne- i lubiła takie białe...
Ale podstępna zmywarka (choć złośliwi powiedzą, że nieuważna gospodyni) bezczelnie je poszczerbiła! I poszczerbione już się Jareckim nie podobały. Ponieważ jednak Jarecka jest i praktyczna i skąpiradło, lecz nazwijmy to modnie- jest fanką recyklingu; przegrzebała czeluście internetu w poszukiwaniu inspiracji. 
I znalazła! Tu, u Kavki.
(Ten blog szalenie Jarecką inspiruje; zresztą okazuje się, że zna tę Kavkę- zachwycała się jej ilustracjami w "Zwierciadle" już dawno. Tylko ilustracjami, resztą "Zwierciadła" nie- uściślijmy :))

Talerzy w zestawie jest siedem- gdyby ta zmywarka jednak nie dała za wygraną...
A ulubiony Jareckiej jest ten:







Bo czuje lato jak na niego patrzy. 
Jarecki mówi, że to trup! Że nogi wystają spod prześcieradła! A przecież to dziecko, w przebieralni na plaży. 
I piłeczka, którą bawi się w wodzie...

28.01.2013

Zabawni panowie z telewizji :)

Na Zaogoniu zaczęły się ferie zimowe.
Ponieważ więc nikogo nie trzeba było siłą z rana wywozić z domu i ponieważ Jarecka w poniedziałki nie pracuje (stając się tym samym jednym z niewielu Polaków lubiących poniedziałki), włączono telewizor.

W studio "dzień dobry tvn" siedzieli akurat dwaj młodzieńcy i opowiadali o swojej podróży na maleńką wyspę w okolicach Galapagos, gdzie kręcili film. Z wielkim zapałem mówili o tym, jak szukali sponsorów swojej wyprawy i jak zmagali się z biurokracją najmniejszej demokracji świata, liczącej około pięćdziesięciu obywateli. Samym miejscem zdawali się być zachwyceni nieco mniej ("żeby poleżeć na plaży są ciekawsze miejsca", "nie da się aktywnie spędzać czasu, bo wyspa mała a ścieżki górzyste"), więc Jolanta Pieńkowska- prowadząca-próbowała jednak wyegzekwować od nich jakieś wyrazy zachwytu (to zdaje się, zakładał scenariusz).
- A kobiety?- zapytała desperacko.
I tu panowie zgodnie parsknęli radosnym śmiechem, ubawieni w najwyższym stopniu.
-czterdzieści plus!- rechotali!- tam nie ma dziewczyn! Średnia wieku to czterdzieści lat!!!

Twarzy Jolanty Pieńkowskiej już nie pokazano.

Książki z obrazkami. Albin Brunovsky

Odkąd powstał blog Deszczowy Dom Jarecka nosiła się z zamiarem zrobienia posta o swoich ukochanych ilustratorach. Jako dziecko, i potem ZAWSZE też, jedną z pierwszych czynności po wzięciu książki do ręki było sprawdzenie, jak nazywa się ilustrator.
Lutczyn, Butenko, Stanny (pejzaże!!!), Pokora. Tove Jansson.
Ale jak ich wszystkich wrzucić w jeden post?

Więc Jarecka wykombinowała tak:
Od czasu zdejmie z półki książkę (z własnej, albo bibliotecznej) i pozachwyca się ilustracjami, i popieje nad ilustratorem.
Do dzieła:

Tę książkę Jarecka znalazła u Mamy Jareckiej. Mama Jarecka uznała, ze nie potrzebuje już wszystkich książek, jakie zalegały jej liczne szafki i żeby sobie synowa, co tam chce, wybrała. A Jarecka zaraz, jak przystało na zodiakalną srokę, sięgnęła po najkolorowszą z książek i jak zwykle od razu sprawdziła, kto te kolory popełnił. I, proszę Państwa, popełnił je Albin Brunovsky i na ten widok serce Jareckiej zabiło szybciej!
Lata temu, w mieście, w którym Jarecka uczęszczała do liceum, w galerii BWA miała miejsce wystawa grafik tego pana. Cała klasa Jareckiej wybrała się więc zobaczyć tę wystawę. Wszyscy byli świeżo zapoznani (praktycznie!) z akwafortą i akwatintą, także w wersji kolorowej- i nie mogli się nadziwić kunsztowi i precyzji Brunovskiego... Zrobienie barwnej odbitki tymi technikami wymaga wykonania kilku matryc i odbitki z tych matryc muszą (nie muszą, u niego tak było) idealnie nakładać się w jedną całość (wiemy już, że słowne instrukcje Jareckiej nie są wiele warte, prawda? ;)) To bardzo trudne.

I oto znalazła się w rękach Jareckiej ta książka.
Niebanalnym ilustracjom (które, umówmy się, mogą nie zachwycić dzieci; Jareckie nawet się ich boją) towarzyszą równie niebanalne bajki Lubomira Feldka (które, umówmy się, mogą nie zachwycić dzieci; Jarecką zachwycają!).





















Pozdrowienia z Deszczowego Domu!

27.01.2013

Jareccy w Krainie Czarów II

Być może bywalcy Deszczowego Domu jeszcze nie wiedzą, a jeśli wiedzą, nie dowierzają albo z politowaniem pukają się w czółko- Jarecki zgłosił blog do konkursu na Blog Roku! Jareckiej pomysł się spodobał, bo liczyła na gości, a gości lubi. Jakoż rzeczywiście, w dniu, w którym głosowanie ruszyło liczba wejść potroiła się i przybył Deszczowej Chałupce jeden obserwator (więc było warto!) a potem wszystko wróciło do normy.
Ale dziś!
Dziś Jarecka poczuła smak sławy!
Albowiem właśnie dziś, w Centrum Nauki Kopernik przekonała się na własne oczy, że po wpisie z 6.01.2013 zniknęły z tamtejszego sklepiku ABSOLUTNIE WSZYSTKIE  magnesy z podobizną Jareckiej!!!
Ot, co!


P.S.
Do końca stycznia można jeszcze słać sms-y na numer 7122 o treści A00816 (a zero zero osiem jeden sześć), co będzie głosem oddanym na "Deszczowy Dom" w konkursie.
Wiedz jednak, Czytelniku, że stokroć bardziej ucieszy Jarecką jakikolwiek komentarz umieszczony pod tym, lub pod jakimkolwiek innym postem, choćby uśmiech albo kropka. Bo o tej porze roku akumulator Jareckiej jest już na wyczerpaniu. Byle do wiosny!

24.01.2013

O tym, że leniwi rodzice wcale nie są leniwi ;)

Za sprawą nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności (kosmos zna takie przypadki!) Jarecka odebrała również wykształcenie pedagogiczne. Nigdy, przenigdy nie marzyła o pracy z dziećmi. Tak jakoś wyszło, że kierunek, na którym mogła się spełnić zawierał ten smaczek, tenże pedagogiczny aneks.
Dasz wiarę, Czytelniku, że jest Jarecka pedagogiem?
I że montessoriańskim, w dodatku!


Jaśnie Panicz przychodzi do Jareckiej, która- niespodzianka!-siedzi i szydełkuje.
-Co mogę zjeść?
-Nic, jadłeś obiad.
-Ale dawno! (Nie martw się, Czytelniku, godzinę temu)
-Zaczekasz do kolacji.?
-Ale ja jestem GŁODNY!!!
Nic Jarecką nie wzruszył ten rozdzierający okrzyk, okrutna! Jaśnie Panicz jest w rozpaczy.
-Mogę zrobić tosty?
-Dobrze- ulega Jarecka- to zrób więcej, od razu dla dziewczynek. I dla mnie.
(Na tym przykładzie widać, o Czytelniku, że Jarecka podąża za potrzebami dziecka, pozwala mu samodzielnie dążyć do rozwiązywania problemów i zaradzać piętrzącym się na jego drodze przeszkodom- czyli głodowi i opornej matce)

-Na którą jutro zawieziesz mnie do szkoły?- pyta Jaśnie Panicz.
-Na dziewiątą trzydzieści- odpowiada Jarecka po chwili zastanowienia (ech, ten podstępny piątek!)
-Ale Dwójkę na ósmą?-upewnia się.
-Tak.
-Ja też chce na ósmą! (Będzie w tej szkole siedział do osiemnastej!- przyp. Wszechwiedzącego Narratora)-mamy z chłopakami kończyć naszą pracę...
Jarecka chwilę się namyśla i mówi:
-Dobrze. Pod warunkiem, że pozbierasz się całkiem sam. Sam sobie przygotujesz ubrania, zapakujesz jedzenie (zrobione przez rodziców, zaś się tak nie sumuj, Czytelniku!), strój na w-f. Ja tylko raz powiem "wstawaj" i jeśli nie wstaniesz, zawiozę cię dopiero jak będę jechała do pracy.
(Kolejny przykład na montessoriańską orientację Jareckiej- dziecko sobie zaplanowało dzień a Jarecka na to pozwoliła! Nie stanęła w poprzek jego potrzebom! A jak będzie gotów na czas to go weźmie i zawiezie, słowo się rzekło)


Jarecki celuje w montessoriańskich, praktycznych zabawach.
Leży sobie tedy na podłodze w pokoju córek (bo lekko mu grzeje w schorowane plecy i twardość podłoża odpowiednia).
-Ty zbierasz kredki, a ty książki- dyryguje- a Czwórka...lalki.
A gdy dziatwie znudzi się wedle tego klucza, albo uznają, że to niesprawiedliwe, zarządza inaczej. Wszystkie rozrzucone po całym pokoju zabawki każe zgromadzić na środku i dalej zabawa przebiega tak:
-Wybierz sobie trzy zabawki i odłóż na miejsce (na "ichniejsze" miejsce; Jarecka kładzie dzieciom do głów, że każda zabawka ma swoje ulubione miejsce, jak na ten przykład Jarecka- fotel w kącie), wybierz dziesięć zabawek...
W zależności od wieku i tempa pracy.
Sam zaś Jarecki występuje tu w roli owego pedagoga, co to się nie wtrąca w indywidualny rozwój, tylko łagodnie nakierowuje na cel, leżąc na podłodze, czemu by nie?

Tak więc gdyby się komuś zdało, ze Jareccy wykorzystują dzieci do pracy fizycznej, każąc na przykład odśnieżać- nic bardziej mylnego- oni je edukują w duchu Montessori!



Na zdjęciu - nieszczęsne dzieci nocą (na dowód-piżamy)
zapędzone do pracy fizycznej.


Szkoda tylko, że ciszy, która pomaga dzieciom skupić się na powziętych zadaniach, nie da się w Deszczowym Domu wygenerować...


P.S. Jak zapewne goście Deszczowego Domu zauważyli, z prawej strony pojawił się banerek, jakoby ten blog brał udział w konkursie na blog roku. To zdaje się prawda!
Gdyby zatem ktoś odczuł przemożną potrzebę wysłania sms-a i absolutnie nie mógł się tej pokusie oprzeć, powinien natychmiast wysłać tego sms-a do swojego współmałżonka, rodzica, ukochanego czy dziecka o treści "kocham Cię".
Jeśliby zaś objawy uzależnienia od wysłania sms-ów nadal nie ustępowały, można wysłać tego sms-a

na numer 7122 o treści   A00816 (słownie A zero zero osiemset szesnaście)
oddając tym samym głos na "Deszczowy Dom"
Po prostu A00816 (bez żadnych spacji) na numer 7122
Kosztuje taki SMS 1,23 pln

Potem już objawy uzależnienia od wysyłania smsów powinny bankowo ustąpić.

23.01.2013

Spod choinki. Refleksje po lekturze

Pamiętacie, jak Jarecka zrobiła sobie (znaczy się Dwójce) prezent?
O, ten:


Otóż ma już za sobą lwią część lektury.
Jaśnie Panicz, który przeczytał  całą książkę w dwa dni, był zachwycony!
Jarecka jest mniej.
Od razu też musi się wytłumaczyć z deklarowanego uznania dla Talki. Całe lata temu, Leszek Talko wraz ze swoją żoną pisali felietony dla jakiegoś weekendowego magazynu jakiegoś dziennika, z programem tv...(Jarecka nieśmiało obstawia Super Express, ale głowy nie da). Z tych felietonów zamieszczanych na ostatniej stronie chichrała się i kwiczała jak kto głupi! Bohaterami byli- opowiadający, czyli w domniemaniu sam Talko, Najlepsza z Żon, Kazik, Narzeczona Kazika, i kto jeszcze Jarecka nie pamięta, pamięta za to celne puenty, inteligenty dowcip i to, jak się przy tej lekturze dobrze bawiła.
Podobnie bawiły ją felietony Talki w "Dziecku", ale te miała okazje czytać rzadziej, bo nie znosi tych "Dziecek" i dzieckopodobnych (i już, już ma ochotę Jarecka popłynąć w kierunku dzieckopodobnych na fali niechęci, ale się powstrzyma. Tym razem.).

Pitu i Kudłata... Dla Jareckiej wygląda to tak: wydawnictwo chcąc zarobić na talencie Leszka Talki zleciło mu napisanie czegoś takiego a takiego, rozdziały takie a takie (jeśli idzie o rozmiary) i biedny Talko wydłuża te swoje historie na siłę, bijąc dialogową pianę i wychodzi z tego całość może i zabawna ale wodnista. Tak się właśnie Jareckiej kojarzy- jak litr herbaty z jednej saszetki. Gdybyż zajmujący dziesięć stron rozdział skondensować do czterech- byłoby po talkowskiemu genialnie.
Gdyby nie to, że...
Bohaterami są siedmiolatek i sześciolatka. To, że na każdej stronie pada słowo "wariatka", to już Jarecka przeżyje. Dzieci Jareckiej pewnie wcześniej to słowo znały, ale nie używały (przynajmniej w domu); teraz na pewno zaczną, po tylu powtórzeniach inaczej niepodobna. Ale "suka"? I nie chodziło bynajmniej o panią pies! "Burdel"?
Jareckiej co i rusz jakieś słowo stawało w gardle jak ość, "sukę" jeszcze udało się przełknąć niezauważenie, ale milczenie w miejsce "burdelu" już wydało się potomstwu podejrzane i trzeba było przeczytać i wytłumaczyć.

Trzeba przyznać jednak, że od początku do końca czuje się, że autor ma własne dzieci, i że spędza z nimi czas, bo opisywane sytuacje z pewnością mają miejsce w każdym polskim domu, gdzie jest przynajmniej dwójka dziatek. Jarecka raz po raz przerywała opisy poczynań rodzeństwa, żeby zakrzyknąć: "to zupełnie tak jak wy!"
I to jest cenna rzecz, i nieczęsta, a taką Jarecką niełatwo oszukać i jak ktoś pisze o dzieciach znając je tylko z literatury (albo z dzieckopodobnych!), to ona to wyczuje jak pies, albo i nawet ta... hm, mniejsza o to.

A na koniec Jarecka przyznaje, że słusznie opatrzono książkę etykietą "dla fanów Mikołajka".
Fani Mikołajka pozostaną fanami Mikołajka TYM BARDZIEJ.


22.01.2013

Urodziny Jareckiego

W dzień urodzin Jareckiego Jarecka wtoczyła się do Deszczowego Domu około 16- stej, na czele swojej trzódki, oczywista. Ani się nie zająknęła o obiedzie, trzódka- o dziwo!- również. Wszak- tort!!
Jarecka miała mglisty zamysł co do tego, jaki ów tort ma być, oraz miała też trzy białka w lodówce na bezową część tortu, bo za sprawą programu Master Chef Junior cała rodzina zakochała się w deserze o wdzięcznej nazwie Pavlova, czyli po naszemu Pawłowa (czyli już całkiem po naszemu beza z dodatkami- owocami, bitą śmietaną itp.). Upewniwszy się, że żadnych gości nie będzie i że do ewentualnego gniota zasiądą tylko domownicy, dla których gnioty nie istnieją, popuściła wodze fantazji i tak powstał tort-fuzja. Fuzja ulubionych przepisów, inspiracji rodem z... Master Chef Junior i najbardziej pożądanych w Deszczowym Domu tortowych smaków.
Pierwsze piętro stanowić miał kakaowy biszkopt z  TEGO przepisu. Jarecka zrobiła tylko pół porcji, w sam raz na cienki blacik. Przepis był wypróbowany, biszkopt z tego przepisu wychodzi puszysty i idealnie płaski, żadne tam wybrzuszenia czy doliny... W smaku lekko gorzkawy, mocno czekoladowy. Drugie piętro- kremówka (200g) ubita z mascarpone (250g). Na trzecie piętro poszły brzoskwinie z puszki skrojone przez team Dwójka+Trójka i pomarańcze skrojone przez Jaśnie Panicza i Jarecką. W zamyśle miało być bez błon, wyszło jak wyszło, oj tam. Krojąc te pomarańcze myślała Jarecka o tym, że są na świecie miejsca, gdzie mają świeże truskawki. I nie tylko mają ale jeszcze się nimi okrutnie chwalą... W duchu obiecała sobie podobny tort truskawkową porą i narządziła, a właściwie zarządziła narządzenie masy na bezy. Oprócz białek i cukru dodała do niej odrobinę octu i skrobii ziemniaczanej (zamiast kukurydzianej). 
Jaśnie Panicz zaś zarządził, że nie będzie to zwykły bezowy blat, ale "grzybki". I Jarecka się zgodziła... Patrzyła jak syn wyciska tę kleistą masę przez szprycę jak na horror- przez szparę pomiędzy palcami...


A jak już te bezy siedziały w piekarniku, przyszedł z pracy Jarecki.
-Nie możesz wejść do kuchni!- zastrzegł Jaśnie Panicz.
Jarecki był trochę zmartwiony, bo był głodny, ale posłusznie udał się do salonu, skąd też został przegnany, bo Dwójka i Trójka zamierzały posprzątać i udekorować pokój (a tego już nikt z Jarecką nie konsultował! Jarecka sobie wyobrażała, że to Jarecki posprząta w salonie!). Koniec końców biedny Jarecki- musiał się położyć w pokoju Jaśnie Panicza i na pewno było mu strasznie smutno, że tak go od wszystkiego odsunięto, że musiał leżeć sam i mógł co najwyżej pograć sobie w coś na telefonie.
Tymczasem tort otrzymał czwarte piętro w postaci wyżej wspomnianej masy śmietankowo- maskarponowej (połowa masy) zmieszanej tym razem ze startą czekoladą, oraz piąte piętro z bezików. 
Wierzch, niczym koroną, uwieńczono fikuśnymi ozdobami z czekolady, które Jaśnie Panicz i Jarecka wyprodukowali sami. Polewę czekoladową w kostkach (3 kostki) stopili w kubeczku wstawionym do wrzątku, roztarli toto po pergaminie i do zamrażalnika. A potem połamali i wrazili w tort bez nijakiego pomyślunku, ot, z ułańskiej fantazji.




A jak już wreszcie zasiedli to tego tortu, jak już wręczyli Jareckiemu te spodnie, co to je sobie kupił specjalnie tę okazję w zeszłym miesiącu i dał Jareckiej, żeby w stosownym czasie zapakowała i wręczyła, jak już odśpiewali i zjedli (całość!), Jareckiej akurat wyczerpały się baterie i już tylko padła w fotel bez życia i nawet jej te kalorie nie pomogły.
Ale nie na tyle jej padły, żeby nie zdążyła pomyśleć, że za miesiąc to ona ma urodziny i zapamięta, że ma wtedy leżeć u Jaśnie Panicza i nic absolutnie nie wolno jej robić...

20.01.2013

O Dziewczynce, która szukała mamy. Smutna bajka z wesołym epilogiem

Zaczęło się tak:
Gdy Jarecka leżała w szpitalu w oczekiwaniu na Czwórkę, odwiedził ją kolega.
- Na pewno ci się nudzi - powiedział - przyniosłem ci szkicownik, może porysujesz...
Jarecka leżała w tym szpitalu już kilka tygodni, ale odpowiedziała - nie. Co miałaby rysować? Ze swojego łóżka nie widziała nawet tego, co za oknem.
Ale szkicownik miał miłe szare kartki... A już jak Jarecka zobaczyła te ołówki, węgle i inne sprzęty rysujące, co to miał je kolega Jareckiej na okoliczność rysowania pożyczyć - wzięła czym prędzej.

Potem pomyślała, że może spróbuje narysować tę obcą dziewczynkę w swoim brzuchu.
Może pokaże to dzieciom, żeby i one ją poznały?
Tak powstał rysunek jeden, drugi, kolejny... Zaczęły się te rysunki układać w historię, którą Jarecka opowiedziała dzieciom, gdy po siedmiu tygodniach rozłąki wróciła do domu - sama.
Niektóre rysunki prawie się już zatarły od ciągłego oglądania. Niektóre uzupełnił Jaśnie Panicz, bardzo przejęty historią dziewczynki szukającej mamy.
Chyba tak to szło:
...

Dziewczynka obudziła się w pewien słoneczny dzień.
Była sama.
Płynęła po wielkim jeziorze na papierowej łódce i patrzyła w niebo. Nad nią latały ptaki a jeden z nich usiadł na brzegu łódki i powiedział:
- mam dla ciebie wiadomość od twojej mamy. Szuka cię i czeka na ciebie. Musisz ją znaleźć, ale przed tobą długa droga. Idź przed siebie, będę ci pomagał.
Zaraz potem z wody wynurzyła się wielka ryba i połknęła Dziewczynkę. Przeniosła ją na brzeg. Tak Dziewczynka ruszyła w swoją drogę.




Mały, czarny ptaszek przynosił jej wiadomości od mamy. Zawsze takie same: "Przyjdź do mnie. Odwagi córeczko. Wytrzymaj" (W tym momencie zasłuchana Dwójka wtulała się w ramię Jareckiej i zaczynała szybciej i płycej oddychać).
Czasem listy od mamy przypływały w butelce. 


Dziewczynka szła i szła. Krajobraz się zmieniał i było coraz cieplej. Któregoś dnia stanęła na skraju pustyni. Wiadomość od mamy spłynęła do niej tego dnia wprost z balonu, który nadleciał jakby od słońca...
Znowu: "odwagi, idź.."
I dziewczynka poszła przed siebie.




Szła w pełnym słońcu i była coraz bardziej zmęczona (Dwójka w tym miejscu już niewątpliwie łkała).
A gdy już była tak zmęczona, że nie mogła dalej iść, zobaczyła drzewo, a na drzewie jabłka.







Usiadła, żeby odpocząć. Nie miała siły iść dalej.




Jak długo tak siedziała, nie wiadomo.
Aż nagle pojawił się drewniany koń.
- Wstawaj - powiedział - musimy jechać. Ja zaniosę cię dalej.




Dziewczynka weszła do wnętrza dziwnego konia i natychmiast zasnęła.

Obudził ją niezwykły blask, który przebił się nawet przez zamknięte powieki. Jakaś wielka ręka uniosła ją wysoko... (I tu Dwójka wybuchała już niepohamowanym płaczem, więc Jarecka robiła przerwę w opowieści, także po to, by przełknąć własne łzy.)




Gdy Dziewczynka otworzyła oczy, leżała na dnie szklanego pudła. Spowijały ją kabelki i plastry a wokół szumiały maszyny.




Było tam źle i niewygodnie, i trudno było oddychać.
Ale wtedy zasłonka tuż na wprost uchyliła się i Dziewczynka zobaczyła wielkie oko.
Poznała od razu, choć nigdy jej nie widziała.
Udało się. Dotarła do mamy.






EPILOG

Ciąg dalszy tej historii dopisało życie a na kolejnych kartkach szarego szkicownika narysowali to Jaśnie Panicz i Dwójka.

Jareccy jadą na wakacje:




Jareccy przed domkiem, który zajmowali na wakacjach :)




Jareccy kąpią się w morzu.





NIE KONIEC :)

18.01.2013

Pierniczkowo imbirowo

Pamiętacie mizerno- mętny tutorial kilka postów temu?
Ukończywszy post, Jarecka stwierdziła definitywnie, że do instruowania innych absolutnie się nie nadaje, oraz że odkładanie szydełka co minutę, by zrobić temu "oczku" albo temu "słupku" zdjęcie nie jest w zgodzie z jej temperamentem, a także, że skoro inni robią to dobrze, niech robią to nadal, ona po prostu musi już! Szybko! Natychmiast!
Z tym okrzykiem odłożyła aparat i zasiadła w swoim ciepłym fotelu z szydłem i stosem absolutnie nowych (w Deszczowym Domu) kłębuszków w apetycznych kolorach.
I oto co się wydziergało:


Przy okazji- chwilowo pomaga Jareckiej taka oto pani, ta, co pozuje. Jarecka wiele sobie po niej obiecywała, że niby jak obrotowa, to i obrotna się okaże,znaczy-pomocna, ale nie ma ona głowy do niczego...

Zupełnie nie są to Jareckiej kolory, ale ta woń korzennych przypraw, miodu i karmelu, jaką emanowały, tak Jarecką znęciła i usidliła, że w pewnym momencie musiała rzucić tę robotę, udać się do kuchni i upiec ciasteczka imbirowo- cytrynowe.
Od razu zrobiło się cieplej, smaczniej i dubeltowo imbirowo!




Zestaw antymrozowy- ciepły szal i imbirowe ciasteczko.
Smacznego!


P.S. nie daj się zwieść, Czytelniku, tym ciasteczkowym klimatom w Deszczowym Domu. Po tygodniu bali karnawałowych, jasełek (a co za tym idzie szykowania kostiumów, dzwonienia, pożyczania, prasowania, wożenia wieszaków, itd.) i chorób współpracowników Jarecka pada w ten piątkowy wieczór na twarz i wyje "chce mi się spać!", jako TU.
Jutro obiecuje sobie post jeszcze w piernikowym kolorze, ale adekwatny do nastroju.

Obiecanki cacanki! Przecież jutro sobota!

15.01.2013

Naprzód z nadzieją! ;)

Jareccy wstają o szóstej rano.
To znaczy budziki dzwonią o szóstej, ruch w Deszczowym Domu zaczyna się mniej więcej kwadrans później.
O siódmej wychodzi Jarecki zrobiwszy uprzednio stosy kanapek. Po jego wyjściu Jarecka zaczyna budzić dzieci, pakuje prowiant do szkoły i przedszkoli, robi herbatę, wydaje ubrania i niestrudzenie pogania. Obowiązkowo każde z dzieci ma z rana jakieś pretensje; jeśli nie przy ubieraniu się, jedzeniu czy myciu zębów, to chociaż przy drzwiach, na schodach, ale koniecznie, przynajmniej raz. Prym wiodą numery parzyste.
Potem Jarecka pakuje ferajnę w samochód, zawozi starsze do szkoły i zerówki, a sama z młodszymi udaje się do pracy.

Ci, którzy twierdzą, że Jarecka robi w pracy to samo co w domu, nie do końca mają rację...
W domu, na przykład, nigdy nie ma pod opieką więcej niż jednego dwulatka, nie zmienia pampersów zdrowym trzylatkom, nie karmi dzieci, które potrafią jeść same i nie lula ich do drzemki w wózkach.
Dzieciom Jareckiej nie zdarza się też płakać przez kilka godzin bez przerwy, poza tym, rzeczywiście jest podobnie jak w domu.

...

Po dniu pracy Jarecka słucha radia w samochodzie. Dziś tematem audycji jest mobbing.
Dzwoni słuchaczka i opowiada o tym, jak źle traktuje się pracowników w firmie, w której pracuje, że ludzie się zwalniają, że mają nerwicę i tym podobne straszne historie.
- Ale ja to jakoś wytrzymuję- zwierza się- bo ja jestem SILNIE PSYCHICZNA.

I z tym hasłem na sztandarze Jarecka ufnie podąża w przyszłość! Naprzód!

13.01.2013

Zemsta nie jest słodka

Żyrafka Małgosia była bardzo smutna.
Czuła się zapomniana. Trójka coraz częściej bawiła się innymi zabawkami, nawet do spania zabierała tę idiotyczną poduszkę z foczką! Na Święta do Dziadków Jareccy zabrali ją co prawda ze sobą, ale już pierwszej nocy zapomnieli o niej i musiała spać w zimnym samochodzie...
Żyrafka cierpiała okropnie.
Całymi dniami leżała na szezlongu pogrążona w smutnych myślach.



Aż przyszedł jej do głowy straszliwy plan...
Gdy w sobotni poranek Trójka zapytała, czy może wyjść na podwórko, bo właśnie spadł śnieg i można się fajnie pobawić, Jarecka oczywiście pozwoliła. Trójka ubrała się błyskawicznie i wyszła.
Po chwili rozległ się nieludzki wrzask, od którego całe Zaogonie podniosło się pięć centymetrów nad ziemię i opadło, zanim ktokolwiek zauważył. Jarecka, gdy już opadła na  podłogę, wyskoczyła za drzwi przekonana, że Trójka spadła ze schodów, ale zobaczyła córkę całą, stojącą i sparaliżowaną strachem na widok tego, siedzącego na progu stworzenia.



Czego tu się bać?-zapytacie. Otóż Trójka boi się psów jak niczego na świecie.
W ogóle Jareccy nie znają wielu psów i stąd są do nich trochę nieufni. Zwłaszcza Jarecki.
Pewnego razu, na przykład, jechali sobie Jareccy do Dębowego Domu na herbatkę. Dębowy Dom leży pod samym lasem i tuż obok jest wielka polana. I po tej polanie biegały sobie dwa psy. Ogromne, piękne, z długą sierścią- Jarecka patrzyła na nie przez szybę oczarowana, taka w nich była radość życia. Nieopodal stała psia pani i przyglądała się pupilom z takim samym zachwytem. Samochód zatrzymał się przed bramą Dębowego Domu, Jarecka wysiadła, a za nią starsze dzieci; Jaśnie Panicz, Dwójka i Trójka.
Nagle Jarecka zobaczyła, że w ich stronę pędzi (ale jak!) jeden z psów! Sierść mu powiewała, wargi łopotały i choć na pysku miał szeroki uśmiech, Jarecka wiedziała, że nie zdoła wyhamować i lada moment cała gromadka wyląduje w rowie, na wierzchu Jarecka, a na Jareckiej wielgachny pies!
Imaginuj sobie, Czytelniku- ta kobieta, która sama wszczęłaby wrzask na cały las, w towarzystwie dzieci przeobraziła się w prawdziwą heroinę.
-Spokojnie- mówiła, usiłując schować za sobą trójkę dzieci- on biegnie się z nami przywitać, powącha nas, powie "cześć" i pójdzie. Tylko nie krzyczcie, bo go wystraszycie.
Dzieci, o dziwo, stały cicho w osłupieniu, Jarecka wyciągnęła w kierunku psa rękę na powitanie i już, już psisko miało tej ręki dopaść, gdy nadbiegła psia pani, przerażona bardziej niż Jarecka, chwyciła psa i przepraszając, że napędził strachu, wycofała się.
Wtedy dopiero Jarecki mógł wysiąść z samochodu...

Ale, ale- wróćmy do tego poranka, gdy na progu domu zasiadł obcy pies.
Żyrafka Małgosia, usłyszawszy krzyk Trójki, tak się przestraszyła, i uderzyła w tak żałosny płacz, że wszystko stało się jasne. To ona zaprosiła Fafika (jak można bać się psa o takim imieniu?) specjalnie po to, by Trójce napędzić strachu- ot, tak, z zemsty za swoje złamane serce. Usłyszawszy jednak ów krzyk zrozumiała, że zrobiła coś bardzo niemądrego, przyznała się i błagała Trójkę o wybaczenie.
Trójka wybaczyła, wyprzytulała Żyrafkę, wyściskała i zamknęła się w pokoju dosłownie na chwilkę, bo Jarecka zapowiedziała, że woła Fafika na ciepłe mleko, bo się wymarzł, biedaczek.






A potem Fafik odjechał i Trójka mogła już opuścić bezpieczny pokój.
Przez resztę dnia nie rozstawała się z Małgosią, a wieczorem, jak zwykle, poszły spać razem i długo słychać było jak rozmawiają i chichoczą.


P.S.
Czy pamiętacie, że Przytulas co nieco zarobił i nie chciał powiedzieć, na co przeznaczył pieniądze?
Jareccy byli przekonani, że je przehulał. Zniknął ostatnio na dwa dni, co nikogo nie zdziwiło, okazało się jednak, że pojechał do Metropolii i kupił sobie...Rower!
Maładiec!
Doprawdy, Jarecka nabrała nadziei, że wyrośnie z Przytulasa porządny kot!
Powiedział, że czekał do zimy, bo teraz taki sprzęt jest tańszy. Jak tylko na Zaogoniu stopnieje śnieg będzie mógł zamienić swoje poranne przebieżki do sklepu NaRogu na rowerowe przejażdżki!



I myśli sobie Jarecka, że skoro Przytulas tak dobrze rokuje, to może i dzieci jej się uda dobrze wychować?

10.01.2013

Mama pracująca

-Ty nie pracujesz- nie pytają, a stwierdzają dawno nie widziani znajomi albo nowo poznani. No bo jakże- małe dzieci...
-Ja zawsze najpierw pukam do pani!- szczebioce nowa Listonoszka (rany, jaka szykowna!)- bo pani na pewno jest w domu! No bo pani przecież nie pracuje!- radośnie wodzi wzrokiem po zgromadzonym w przedpokoju Komitecie Powitalnym.
-Pracuję...- prostuje Jarecka.
-No tak, tak, pracuje pani- w domu!- sumituje się Listonoszka nie spuszczając wzroku z dzieci.
No i Jarecka się poddaje, i bierze przesyłki dla całej ulicy, żeby sobie urozmaicić siedzenie w domu roznoszeniem poczty sąsiadom.

Minął rok odkąd Jarecka podjęła tę ważną decyzję- jest kobietą pracującą.
A właściwie nie podjęła żadnej decyzji, jak zawsze. Dała się ponieść fali dziejowej- "a, co tam!", "a nuż!" Że niby kto inny weźmie do pracy matkę czwórki drobiazgu? A kto pozwoli jej przychodzić do pracy z dwójką maluchów (Czwórka miała ledwie półtora roku...)? Kto pozwoli jej wychodzić na wizyty do lekarzy specjalistów umówione kilka miesięcy wcześniej i nie powie jej złego słowa? No i gdzie jeszcze na świecie są takie koleżanki z pracy?
A jednak-
-nie było dnia w ciągu tego roku, żeby Jarecka nie rozważała zupełnie na serio rzucenia tego wszystkiego w diabły. Nie rzuciła, bo od roku nie może sobie odpowiedzieć na pytanie: czy taką pokusę podsuwa jej troska o dobro rodziny czy lenistwo?

Ponieważ jednak okazja niewątpliwie się nadarza, Jarecka skorzysta z niej, uklęknie na cztery łapki i grzecznie odszczeka te drwiny, na jakie sobie kiedykolwiek pozwalała względem pracujących matek- a to, że dają dzieciom na obiad mrożone pierogi, a to, że na święta mają ciasto ze sklepu, a to, że biorą urlop na mycie okien (że niby sobie nie potrafią zorganizować czasu w tygodniu)... Jarecka bije się w pierś aż dudni!
Mama CałkiemInna, czyli mama Jareckiej nie pracowała zawodowo. Zajmowała się córkami i domem. W każdy piątek były na obiad domowe pierogi ruskie a w weekendy ciasto. O tym, że koty z kurzu tworzą się po trzech dniach niesprzątania, a nie po roku, Jarecka dowiedziała się dopiero w liceum, kiedy zamieszkała w internacie. W domu CałkiemInnych kurzu po prostu nie było!
Jarecka nie miała pojęcia, zresztą nadal nie ma, co jako pracująca może sobie odpuścić a o co warto zawalczyć. Nie ma w tej kwestii żadnych wzorców. Być może, na ten przykład, pierogi z zamrażalnika nie są przestępstwem, może bez ciasta weekend też się uda- ale kto?-kto Jareckiej może to powiedzieć???

8.01.2013

Kto nie pracuje...

Kto nie pracuje, niech też nie je- mówi Święty Paweł. I dalej:-Słyszałem, że niektórzy z was w ogóle nie pracują, tylko zajmują się rzeczami niepotrzebnymi (jakoś tak to szło).

I tym właśnie od niedzieli, a nawet ciut wcześniej zajmuje się Jarecka.
Czwórka choruje, więc Jarecka nie poszła do pracy. Mając przed sobą spokojny dzień wypełniony li i jedynie ubieraniem, ścieleniem, zbieraniem z podłogi kulek z papieru toaletowego (czyli zużytych chusteczek do nosa),wycieraniem nosa Czwórki, podawaniem jedzenia, obsługą zmywarki, sprzątaniem, wożeniem dzieci w kierunku do- i ze szkoły oraz otwieraniem wyjątkowo licznym tego dnia listonoszom i innym kurierom, postanowiła wyszorować co nieco, założyła rękawice i udała się na poszukiwanie jakiegoś środka do czyszczenia. Nie znalazłszy, zajęła się szydełkowaniem.
Też na "sz".

...
Ale żeby lenić mógł się ktoś, ktoś musi pracować, no nie ma zmiłuj, więc Jarecka wykorzystuje swoją za wikt i opierunek nabytą siłę roboczą (robią kopytka szpinakowe):


Jaśnie Panicz, który podejrzanie dawno już nie molestował rodziców słowami "mogę coś upiec?" nie porzucił jednak, jak się okazało, swoich kulinarnych pasji i przegrzebawszy mamine przepisy wręczył jej kartkę z przepisem na ciasto o wielce chodliwej nazwie "snikers". Okrutna Jarecka powiedziała -nie, możesz najwyżej zrobić naleśniki.
I jeszcze okrutniej: -ale musisz je zrobić zupełnie sam, ja...jestem zajęta (szydełkowaniem, przyp. Wszechwiedzącego Narratora).
Miała ściskoszczęk Jarecka na dźwięk miksera dochodzący z kuchni, ale była twarda! Raz nawet udzieliła konsultacji i doradziła dolanie więcej wody i mleka, zaakceptowała także post factum wbicie do ciasta trzech jajek. A naleśniki nie były takimi zwykłymi naleśnikami, o nie!

-Mamo!- przybiega Dwójka cała w emocjach- wiesz, jakie on robi naleśniki? W niezwykłych kształtach!
Teraz robi okrągłe!!!

I, jak mówi Święty Paweł, Jarecka nie powinna była ich jeść...
A zjadła.
Jeden, w kształcie płuc.


Pozdrowienia z Deszczowego Domu!