26.12.2013

Chwile do słoika. Wersja zimowa, przedświąteczna




Jarecka wespół z córkami lepi uszka z mięsem. Dziewczynki w przeciwieństwie do swojej matki są w doskonałych humorach, trajkoczą, śmieją się i, o dziwo, w szybkim tempie produkują naprawdę zacne uszka. W kuchni skutecznie zagłuszane rajcowaniem dziewczynek gra radio, niemniej w chwili, gdy obie gaduły nabierają tchu, by kontynuować wyplatanie andronów, dobiega zeń głos Tomasza Gorazdowskiego:
- Najważniejszym dziś wydarzeniem jest mecz naszych piłkarek ręcznych...
- Raczej lepienie uszek - prostuje Dwójka; Trójka radośnie rechocze.
W radiu głos zabrały same piłkarki, Trójka wchodzi im w słowo:
- Weźcie się lepiej za robienie uszek, bo w Wigilię nie będziecie miały co jeść!

...


Dziewczynki Jareckie produkują świąteczne zapachy - nabijają pomarańcze goździkami.
Goździkowe sznury wiją się meandrami po owocach Dwójki i Trójki, Czwórka pracowicie dekoruje mandarynkę.
- Dziewczynka - informuje mamę wyciągając w jej kierunku swoje dzieło.
Jarecka patrzy - rzeczywiście, dziewczynka w Czwórkowym stylu; głowa i tułów z wyraźnie zaznaczonym pępkiem.
- Tylko nie ma nogów - dodaje.
- Nie ma nóg - odruchowo poprawia Jarecka.
Czwórka wywija mandarynką w górze.
- Ona fruwa - mówi. I dalej, celem wyjaśnienia: - fruwa, bo nie ma nóg.


...


Jaśnie Panicz robi w swoim pokoju generalne porządki.
- Co mam z tym zrobić? - pyta pokazując pistolet NERF.
- strzałki już pogubione? - upewnia się Jarecka.
Pogubione.
Jarecki, który parę lat kupił tę zabawkę raczej dla siebie, śpieszy na ratunek.
- Te strzałki można dokupić. Daj, schowam, będzie kiedyś dla Piątka.

Jarecka popada w chwilową zadumę. Taki pistolet dostali wtedy też jaśniepańscy kuzyni i zdaje się, że Jaśnie Panicz bawił się nim tylko tyle, co w Święta. I jeszcze kiedyś latem, jak Jarecka kazała synowi narysować kredą na drzwiach garażu tarczę i ćwiczyć celność. Jaśnie Panicz to poważny gość. Zawsze tylko klocki, łamigłówki, gry logiczne. Nigdy nie widziała swojego syna z autkiem w ręce robiącego "brum brum".
- Ciekawe, czy Piątek będzie taki jak Jaśnie Panicz - zastanawia się na głos - czy taki jak...
Tu ocknęła się niczym lunatyk na skraju przepaści! Upewnia się, że chłopaki zajęci porządkami i tak jej nie słuchali i odetchnęła z ulgą.

Uff..."normalni chłopcy" - to chciała powiedzieć.



 
Ozdoba nr1 tegorocznej choinki - bombki wygrane u Magin!
Tu -  KLIK

21.12.2013

Grudzień

W piątkowy wieczór sąsiadki zgodnie zdjęły firanki.
Można było zajrzeć co Danuta trzyma na półkach pod sufitem i zobaczyć, co młode Czesiuniaki robią wieczorem (nic ciekawego. Grają na komputerze albo tłuką w perkusję). Jarecka nie lubi firanek, ale jeszcze bardziej nie lubi swojego odbicia w ciemnym oknie. Przygnębiający jest widok człowieka wtopionego w noc.

Grudzień w Deszczowym Domu kręcił się wokół szkolnych spraw. Podobno istnieją miłośnicy grudnia - Jarecka podejrzewa, że nie ma wśród nich zbyt wielu rodziców wielodzietnych a już z dużym prawdopodobieństwem żadnych nauczycieli....
Konkurs na kartkę świąteczną.
Na bombkę.
Na szopkę.
Wigilijka u Jaśnie Panicza; Jarecka upiekła piernikowe babeczki.
Wigilijka u Dwójki; Jarecka upiekła piernik w podłużnej blaszce, bo już jej się nie chciało ciapciać z babeczkami.
Jasełka u Jaśnie Panicza; Jarecka uszyła muchę oraz brodę i wąsy, przygotowała też fantom brzucha, którym syn wzgardził - uznał, że nawet w roli dziadka trzeba trzymać formę. Chętnie natomiast przygarnął pożyczoną od sąsiadów laskę - faceci...
Jasełka u Trójki; Jarecka uszyła strój Maryi. Przy okazji złamała w maszynie igłę przeszywając własny palec u prawej ręki.
Wracając po jasełkach z przedszkola Jarecka myślała z ulgą o tym, że to już koniec tym okołoświątecznym szopkom i z lękiem o tym, czy aby nie zapomniała o którymś dziecku. Przeliczyła zawartość samochodu, dodała Dwójkę, która została w szkole na tańcach, Piątka, który czekał w domu z ciocią Trąbką i wyszło jej pięć. Właśnie wtedy, niczym gigantyczne akwarium, wyłoniło się zza żywopłotu oświetlone mieszkanie Danuty a chwilę potem przejrzysty jak kryształ dom Czesiuniów.

W domu Jarecka wytargała ze spiżarni malakser i zrobiła ciasto na uszka (bo jak się ma dwie kontuzjowane dłonie, to rękoma nie da rady - lewą dłoń rozorała o kosz z zabawkami) i przekonała się, że jej córki lepią uszka nie tylko dobrze ale i szybko!
I zadumała się nad upływem czasu, że te rączki tak niedawno były jako te piątkowe łapki, ledwie ściskały matczyny palec...
Albo łańcuch na choinkę. Jarecka dała dziewczynkom kolorowe paski papieru, klej, zapytała: wiecie jak? Powiedziały, że wiedzą, a po chwili oczom Jareckiej ukazał się pięciometrowy łańcuch tymi łapkami małymi sklejony...


Już, już, Deszczowy Dom znalazł się po tej lepszej stronie grudnia.






Czego i Tobie, Drogi Czytelniku, życzy Wszechwiedzący Narrator i jego bohaterowie.

13.12.2013

Święta atakują

Święta atakują, czy się tego chce, czy nie.
Nawet na Zaogoniu, gdzie są trzy sklepy, prawosławni, muzułmanie, a w kościele nie odbywają się roraty. Ba, nawet we własnym domu bez telewizora!

Jaśnie Panicz robi krzyżówkę w języku rosyjskim.
Siedzi przed laptopem i wklepuje w translator potrzebne mu wyrazy.
Po wykonanej pracy czuje niedosyt, tłumaczy więc na rosyjski wszystko, co przyjdzie mu do głowy,
także imiona sióstr i rodziców, i głośno informuje (nie)zainteresowanych o tym, jak brzmi ich imię w tym fascynującym języku.
Wpisuje też własne.
- Co?! - wykrzykuje w najwyższym stopniu zdumiony.
- DJED... MO...ROZ???

11.12.2013

O trudzie daremnym

Czy to za sprawą hormonów, pierwszej niespokojnej nocy czy kryzysu mlecznego - najpewniej zaś przez ten nieszczęsny kalendarz adwentowy, co go robiła od wakacji niemal - Jarecka nabrała wstrętu do świątecznej otoczki.

Ten mizerny przedmiot na poniższych zdjęciach składa się z dwudziestu czterech specjalnie w tym celu uszytych woreczków, z których każdy jest oznaczony numerem - zważ, Czytelniku, że większość liczb jest dwucyfrowa! Cyferki z filcu naszyte są ręcznie... Podobnie jak wstążeczki mocujące woreczki do obręczy (nie należy dopytywać z czego popełniono tę obręcz, niegrzecznie być nazbyt ciekawskim).
Każdy woreczek zawiera ambitne zadanie dla dzieci, którego przygotowanie i nadzór nad realizacją zajmuje Jareckiej w obecnej sytuacji pół dnia.
Czy kogoś dziwi, że raz po raz karteczki zastępowane są cukierkami?





Wczoraj, gdy Jarecka odczepiła wszystkie puste już woreczki i odpruła bezczynnie dyndające wstążeczki, okazało się, że już tak niewiele zostało - woreczków, zadań, czasu...

...

W Deszczowym Domu nie istnieje coś takiego, jak przedświąteczne porządki.
Dlaczego, stali bywalcy pewnie się domyślają, ale korzenie tego zjawiska tkwią jeszcze głębiej. W domu CałkiemInnych, czyli rodzinnym domu Jareckiej przedświąteczne porządki zaczynały się jeszcze końcem listopada i w praktyce oznaczało to totalny bajzel aż do dnia Wigilii. Oczywiście, z punktu widzenia Mamy CałkiemInnej rzecz przedstawiała się inaczej - wszak w tym szaleństwie była metoda! Pomału, pomału, permanentne porządki postępowały naprzód i z chaosu wynurzał się ład przypieczętowany rozwinięciem chodnika w przedpokoju w wigilijne popołudnie. Mama CałkiemInna padała już wtedy na twarz lecz nie opuszczało jej poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Rzeczywiście, Małgorzata Rozenek w białych rękawiczkach - a, co tam! - w białym ubraniu mogłaby zajadać wprost z podłogi przygotowane od A do Z przez Mamę CałkiemInną specjały bez żadnej ujmy dla jej, Małgorzaty, wyglądu oraz smaku potraw. Gdyby zaś Perfekcyjna Pani Domu zechciała jeszcze dla rozrywki, w oczekiwaniu, powiedzmy, na Pasterkę, pogrzebać w szafkach, to proszę bardzo, do woli, z góry na dół, tam i nazad; nawet od wieków nieużywane naczynia były wypucowane a Jarecka da głowę, że nawet dziurki od kluczy były wyczyszczone za pomocą zapałek i kłaczków waty...
Idealny ten stan poprzedzał miesiąc w mieszkaniu bez dywanów, firan i zasłon, najgorsze zaś było to, że w tym przedświątecznym czasie Mama CałkiemInna była ciągle zmęczona i zdenerwowana.

Dlatego właśnie w Deszczowym Domu na święta sprząta się tak, jak na każdą niedzielę, jak na gości, czyli, jak powiedzą złośliwi: rynek i główne ulice. Zasłony pierze się, gdy są brudne a gdy Jarecką albo Jareckiego dopadnie przemożna potrzeba wybebeszenia jakiejś szafki i poukładania w niej od nowa, robią to, choćby do świąt zostało jeszcze pięć miesięcy. Bolą Jarecką nieumyte okna, bolą - a jednak całą energię, którą mogłaby włożyć w umycie okien wkłada w walkę z tym przyziemnym i drobnomieszczańskim przesądem, że do świąt trzeba się przygotować tracąc zdrowie i nerwy na sprzątanie. Nie mówiąc już o traceniu czasu (w tym miejscu rodzice małych dzieci kiwają głową ze zrozumieniem), bo czy czysta podłoga przetrwa choć jeden posiłek?

A jednak pod tą buńczuczną maską, Jarecka trochę żałuje a przede wszystkim niezmiennie się dziwi: jak to możliwe, że nie tylko nie trafił jej się gen pedanterii po mamie, ale że nawet nie nabyła owej cechy przez osmozę, wychowując się tam, gdzie w każdym ogródku na idealnie wystrzyżonym trawniku nie uświadczysz ni chwasta, ni śmiecia, jeno dekoracyjne muchomorki wykonane z misek, krasnale wykonane z gipsu i Bóg wie z czego wykonane jelenie.

Ostatecznie, co za różnica, czy się trwoni nerwy i zdrowie na sprzątanie, czy na robienie kalendarza adwentowego.









5.12.2013

W oczekiwaniu

Trójka pomyślała o wszystkim.
Poprosiła Świętego Mikołaja o nici i szydełka dla mamy i o zabawki dla Piątka (a może pieluszki? - zastanawiała się praktyczna Dwójka i ten pomysł spodobał się Jareckiej dużo bardziej). Zrobiła nawet bombkę dla Mikołaja sprawiając swojej matce dylemat - czy rozstać się z tą uroczą ozdobą wykonaną przez Trójkę, czy uczynić Świętego Mikołaja grubianinem, który wypnie się na ten dar i pozostawi go na przygotowanej dla niego tacy? "To dla Ciebie Mikołaju" - podpisała Trójka.
Jak wiemy, Jarecka już ma na sumieniu podszywanie się pod Mikołaja, więc czuje ciężar tej decyzji.

Dwójka zrobiła Mikołajowi kanapkę.





W liście Trójki zaniepokoił tylko Jarecką jeden punkt: piesek, który robi jak prawdziwy...
CO robi jak prawdziwy?? - zastanawia się teraz Jarecka i ma złe przeczucia.


P.S. Już jutro losowanie - miejcie nadzieję, Drodzy Amatorzy Cukierków, że kot Cukieras nie robi jak prawdziwy i że ptaki też nie robią...

4.12.2013

Co ma zazdrość do Marszałka

Spośród siedmiu grzechów głównych tym, który najbardziej nęka Jarecką jest zazdrość. Myślała Jarecka, że opuszczając Przedmieście pełne bajkowych domów i beztroskich ludzi - a przynajmniej na beztroskich wyglądających - już jej ta zżerająca wątrobę zazdrość odpuści. Ale jak kogoś raz ten jad zaleje, nie tak łatwo się wyleczyć.
Zaogonie to niby "wieś spokojna, wieś wesoła" - a wokół wciąż tyle powodów do zazdrości!


Puka na przykład Jarecka do sąsiadki Danuty, piętro wyżej, bo jej pilnie potrzebna cebula a jak czegoś Jareckiej braknie to wali do Danuty jak w dym.
Puk puk, proszę, Jarecka wchodzi i zaraz w progu ostry szpikulec zazdrości przeszywa ją na wylot.
Czysto, panie tego. Ani farfocla na podłodze, ani buta w przedpokoju, ni kurteczki. A jak już Jarecka skręci do kuchni to aż jej gul rośnie, bo i tam czysto i na blatach przestronnie. A Danuta ma czworo dzieci, co z tego, że większość dorosła, ale to głównie chłopaczory!
Od uśmiechniętej Danuty Jarecka dostaje dwie cebule i drepcze do siebie na dół. Odsuwa nogą kilka sztuk małych kaloszy tłoczących się przy wycieraczce, przeciska się przez szparę w drzwiach (szerzej otworzyć się nie da, bo za drzwiami czekają reklamówki z ubraniami do wyrzucenia lub wydania), potyka się o buty Jareckiego, który nie ma w zwyczaju korzystania z półki na buty i skręca do własnej kuchni. I nic, tylko wziąć i kroić te cebule, i płakać - ale najpierw trzeba zrobić na to miejsce!
(Jarecka jeszcze tej cebuli nie oddała, a fe!)


Albo taka Czesiuniowa.
Dzieci ma Czesiuniowa pięcioro, zasuwa na kilku etatach, biega z pracy do pracy na niebotycznych obcasach i zastać ją w domu niepodobna. A dzieci Czesiuniowe grzeczne nad podziw! W pas się kłaniają, donoszą z uśmiechem i pocztę, i gruszki, i co tam Czesiuniowa zechce Jareckiej podać. A przecież są wychowywane raz w tygodniu, przy niedzielnym obiedzie!
Latem wylegują się Jareccy na balkonie, piją frappe, i widzą, jak rodzina Czesiuniów spożywa posiłek na tarasie (tak się dziwnie składa, że co się szeptem powie na Czesiuniowym tarasie to u Jareckich słychać wyraźnie - bez nadstawiania uszu, słowo honoru!). Zresztą dźwięczny głos Czesiuniowej niesie się daleko.
- Tylko żebyś mi się nie zadała z Niemcem albo z ruskim - ostrzega swoją nastolatkę - historia uczy, że nic dobrego z tego nie wyniknie!


A i sąsiadce Znaprzeciwnej - drzwi w drzwi z Jareckimi - zazdrość Jareckiej nie przepuści. Wystarczy w porze obiadu wyjść na schody (a zawsze o tej porze Jarecka wyjść musi) i już atakuje ją kuszący zapach obiadu a w ślad za nim zazdrość sama.
Wraca sobie niedawno Jarecka ze szkoły z dziewczynkami i oczywiście już na schodach dopada ją apetyczna woń obiadu. Mięso! Drobiowe! Wkładając klucz w dziurkę Jarecka zaciąga się ostatni raz z lubością - ale co to? - na samym końcu przebogatego bukietu czuć jakby... swąd... Ejże? Już, już, chce Jarecka z tryumfem zarechotać, gdy uświadamia sobie, że to jej własny obiad, gulasz z indyka. Raz, jedyny raz, nie zawróciła ze schodów sprawdzić, czy wyłączyła gaz (a zawraca codziennie, jak ten Adaś Miauczyński z "Dnia świra") bo pamiętała dokładnie, że przed wyjściem podnosiła przykrywkę i poważnie ZAMIERZAŁA wyłączyć!
Na szczęście większość mięsa udało się uratować. Węgielek z rondla też ładnie zszedł.

Doprawdy, na Zaogoniu cuda się dzieją! Dzieci się same wychowują a czyjeś tajemnicze płuca na ogień dmuchają...
Musi to ten Marszałek!


A co ma zazdrość do Marszałka?
Nic.
Ale tak wyszło w trakcie pisania, i co zrobić?

1.12.2013

Jareccy na świąteczny stół, czyli DIY na cztery ręce







Oto, Drodzy Czytelnicy, dwa świąteczne przepisy, za pomocą których Deszczowy Dom przyłącza się do akcji ratowania Rudolfa KLIK
Jeden Jareckiej - jak uszyć koszyk na pieczywo.
Drugi, Jareckiego - jak zrobić pieczywo do koszyka.

Do uszycia koszyka potrzebne będą:

  • forma z papieru 34x34cm z zaznaczonymi tak jak na zdjęciu liniami, zwanymi dalej pomocniczymi.




  • wycięte za pomocą powyższego szablonu kwadraty z adamaszku (mogą być w różnych kolorach i wzorach) - 2szt., fliseliny - 1szt. i ociepliny 1szt.

  • 8 kawałków koronki lub tasiemki długości ok.18cm.
  • Przydadzą się oczywiście nożyczki, linijka, centymetr krawiecki, szpilki, żelazko i maszyna do szycia :)


Jeden z adamaszkowych kwadratów podprasowujemy fliseliną - to będzie spodnia część koszyka.




Następnie składamy adamaszkowe kwadraty prawą stroną do siebie i spinamy szpilkami.
Przykładamy szablon i w miejscach, gdzie kończą się linie pomocnicze wpinamy koronki - wiązadła. Kawałki koronki wpychamy pomiędzy kwadraty zostawiając na zewnątrz końcówki. Spinamy szpilkami.




Zszywamy kwadraty naokoło zostawiając miejsce na wywrócenie koszyka na prawą stronę.
Potem do środka wkładamy kwadrat z ociepliny.




Otwór zszywamy ręcznie i pikujemy całość "po liniach pomocniczych". Zawiązujemy koronki na kokardki i gotowe.





Koszyk wypełniamy domowym pieczywem, małymi bułeczkami do przegryzania karpia, sałatki jarzynowej i kapusty z grochem.
Jarecki szykuje się do tego zajęcia jakby był Robertem Makłowiczem. A przepis buchnięty Jamiemu i regularnie stosowany w Deszczowym Domu.
Ale do rzeczy - mamy porządek, wyszorowany blat i składniki w gotowości:
  • mąka (dobra!) 1kg
  • woda (letnia) ok.600- 700 ml
  • drożdże 30g
  • sól - 2 płaskie łyżki stołowe
  • miód 1 łyżka
  • oliwa



Sporządzamy rozczyn z dodatkiem miodu - ciepła woda, drożdże, miód.




Do dużej miski przesiewamy mąkę, dodajemy sól. Wlewamy rozczyn (Jarecki nie czeka aż urośnie) i zagniatamy ciasto - porządnie!
Wyrobione ciasto zostawiamy do wyrośnięcia, o tak:




Z podanej ilości Jarecki piecze albo dwa bochenki albo jak na zdjęciu poniżej: jeden chlebek i blachę bułeczek wielkości mandarynki.



Chlebek można posypać sezamem albo czarnuszką.
Smacznego!






Na zdjęciach występuje także "wieniec" adwentowy. 100% recykling - świece zrobione przez Jareckich ze świec z zeszłorocznego wieńca adwentowego, słoików po nutelli, musztardówki i słoiczka po przyprawach. Knotki z kawałków bawełnianych nici. Literki wydrukowane, wycięte i naklejone. Dla lepszego efektu trochę pachnących olejków, ziaren kawy i anyżowych gwiazdek.
Jak zrobić świeczkę - radzi Sylwia TU
O cukrowych laseczkach, które także wzięły udział w sesji zdjęciowej - AniaN TU

P.S. Korzystając zaś z okazji, że być może w związku z akcją ratowania Rudolfa trafi tu więcej osób, Wszechwiedzący Narrator oznajmia, że Deszczowy Dom pisze w tym roku kartkę do Niegowa, do czego i Was, kochani, zachęca!
Szczegóły tu: KLIK, można też kliknąć w baner z prawej strony, na samej górze.

I tak świąteczne przygotowania w Deszczowym Domu przenoszą się w kuluary, sama zaś Jarecka ląduje boleśnie na .... w codzienności.
Do następnego!

30.11.2013

Święty Gapa

Jaśnie Panicz nie jest kłopotliwym "klientem" Świętego Mikołaja. Można obdarowywać w ciemno, wszystkim. Albo się trafi w jego zainteresowania, albo się zapoczątkuje nowe.
Dwójka zażyczyła sobie - o zgrozo! - budzika!
Czwórka odmówiła oddania do biblioteki książeczek Beatrix Potter; zgodziła się na to dopiero, gdy Jarecka poradziła jej poprosić Świętego Mikołaja o takie same.
Tylko życzenie Trójki nastręcza pewnych trudności. Trójka bowiem zażyczyła sobie... złota.
- Po co ci złoto? - zdziwiła się Jarecka, która w kategorii "złota biżuteria" dysponuje obrączką i pierścionkiem zaręczynowym. Z białego złota zresztą, więc się nie liczy.
- Będę je macała - wyznała Trójka marzycielskim tonem - i pokazywała innym.

Święty Mikołaj już raz bardzo naraził się Trójce i Jarecka jest bardzo ciekawa, jak wybrnie z sytuacji w obliczu takiego zamówienia!
Dwa lata temu Jareccy jak zwykle zamówili prezenty przez internet w pewnym sklepie, z którego Jarecki odbiera fanty osobiście. Dla trzyletniej wówczas Trójki rodzice wybrali memo - ładne, drewniane, z obrazkami z filmu "Auta" - wszak chłopcom trzeba lalki, dziewczyny na traktory - po nowemu!
Szóstego grudnia Jareccy nasłuchiwali odgłosów z pokoju dzieci. Wszystko już było rozpakowane i wypróbowane, gdy Jarecka weszła do pokoju i zobaczyła drżącą Trójkową brodę.
- To nie mój prezent - wyłkała odsuwając od siebie memo.
- O jakie piękne! - wykrzyknęła Jarecka na widok zabawki - przecież ty lubisz memo!
- Ale to jest chłopakowe!
Jarecka była szczerze ubawiona tą sytuacją i nawet okrutnie chichotała, Trójka jednak była niepocieszona i do Jareckiej dotarło w końcu, że córka jest srodze zawiedziona i że nie ma szans na przychylność dla nieszczęsnego prezentu.
- Może się pomylił - skapitulowała - wiesz, co zrobimy? Napiszemy do niego, że się pomylił i że poprosimy coś dziewczynowego.
List został napisany i porzucony na oknie. Jarecka zaś w popłochu zastanawiała się, co, do jasnej ciasnej, zrobić?
Pod szkołą zdała relację z porannych zdarzeń mamom jaśniepańskich kolegów (chichrając się nadal bezwstydnie, a jakże!).
- Idź do nas, może znajdziesz tam coś dla dziewczynki - poradziła Nowakowa, ta od sklepu.
- Ale ja nie mam gotówki - powiedziała Jarecka (jak zwykle).
- To zapłacisz, jak będziesz miała. Jak w ogóle coś tam znajdziesz, bo może już przebrane...
Skrzyp, skrzyp - już po chwili Jarecka dreptała po śniegu do samochodu. Pod płaszczem wyniosła ze sklepu Nowaków domino z księżniczkami Disneya. Pod płaszczem nie dlatego, że nie zapłaciła, ale żeby czekająca w aucie Trójka nie zobaczyła swojego prezentu.
Domino zostało podrzucone na wycieraczkę z przeprosinami od Świętego Mikołaja, nastała radość i wieczorem Trójka z przejęciem referowała poranne przygody Jareckiemu.
Jarecka, niedobra, skręcała się ze śmiechu na stronie.
A Trójka do dziś ma ograniczone zaufanie do Świętego Mikołaja i słusznie, bo znów nie spełni on jej marzeń o złocie...


- Wiesz - Trójka nachyliła się ku Jareckiej szepcząc konspiracyjnie - ja poproszę Świętego Mikołaja też o prezent dla ciebie. On mi go włoży pod poduszkę a ja przyniosę tobie.
- A o co poprosisz? - zapytała wzruszona Jarecka.
- O nici.


Tak. Jedne Mikołaje są nierozgarnięte, a inne owszem. Wiedzą, czym komu sprawić przyjemność.
:)


...


Poniżej cukrowe laseczki zrobione przez  team Jarecka & Dzieci wg TEGO, świetnego kursu AniN.










26.11.2013

Bredzenie położnicy, czyli Państwo wybaczą, groch z kapustą


Z arcymądrych gazet dla młodych matek można się dowiedzieć niemal wszystkiego na temat ciąży i porodu.
Na przykład tego, że do szpitala koniecznie trzeba zabrać pomadkę do ust, bo usta w czasie porodu mogą wysychać. Że ojciec powinien mieć przy sobie aparat, żeby utrwalić wiekopomną chwilę narodzin.
Kładzie się przyszłym mamom do głowy, że zawczasu powinny obejrzeć kilka szpitali położniczych i wybrać sobie ten najlepszy. Jarecka kiedyś pojechała obejrzeć sobie taki upatrzony szpital i wyszła stamtąd z płaczem; tak ją przeraziło wnętrze, które, choć upiększone, nadal wyglądało jak sala wyrafinowanych tortur.
Gdy zaś zaczął się poród, upatrzona placówka oznajmiła, że miejsca dla Jareckiej niet.
- Czy ja mogłabym wstać, spróbować na stojąco albo w kucki? - zdarzało się pytać Jareckiej w czasie porodu (w gazetach czytała, że tak lepiej).
- No jak na stojąco? - wykrzyknęła położna - jak ja będę to dziecko łapać?



Przed wakacjami Jarecka spotkała się z dwiema swoimi Najlepszymi Przyjaciółkami z licealnych czasów,
akurat też ciężarnymi.
- Czy ty przygotowałaś coś takiego, jak lista oczekiwań co do porodu? - zapytała Najlepsza Przyjaciółka przy obiedzie.
- Co??? - Jarecka omal się nie zachłysnęła zupą tajską.
- No, koleżanka mi mówiła, że spisuje się coś takiego, że na przykład nie chcesz oksytocyny - tłumaczyła nieco zbita z tropu Przyjaciółka - albo, że nie chcesz, żeby ci dziecko umyli zaraz po porodzie...
Jarecka zarechotała szpetnie na samą myśl nie tyle o sporządzaniu listy przez kobiety, który jeszcze nigdy nie rodziły, ale próbując wyobrazić sobie reakcję załogi JEJ szpitala na takową. Oznajmiła Przyjaciółce, że jak żyje, o czymś podobnym nie słyszała albowiem od lat nie czyta już gazet dla młodych matek, że wątpi, by udało się personelowi zastosować do wszystkich postulatów, że przebiegu porodu nie da się przewidzieć oraz że w bólach porodowych kobieta machnie ręką na swoje gazetowe mądrości i będzie błagać, byle tylko szybko mieć to już za sobą, chrzanić zakaz oksytocyny i wszystko chrzanić, byle mieć!- TO!- JUUŻ!- ZA SOBĄ!!!
Druga Najlepsza Przyjaciółka zagadnięta o listę życzeń powiedziała:
- Wiesz, ona swoje pierwsze dziecko urodziła w Japonii... Osiem lat temu...
A Jarecka ze zrozumieniem pokiwała głową - to tłumaczy, dlaczego Najlepsza Przyjaciółka - ta od tajskiej zupy - w ogóle potraktowała temat listy poważnie...


Temat połogu tymczasem zdaje się niespecjalnie interesować gazety dla młodych rodziców.
Ot, że przez sześć tygodni potrzebne będą podpaski i że jakiś baby blues - tajemnicze hasło, które nie wiadomo co znaczy.
Nic o tym, że macica boleśnie się kurczy w czasie pierwszych karmień, że boli kręgosłup, który nagle pozbawiono sporego ciężaru, żebra, które wracają na swoje miejsce. Nietrzymanie moczu, hemoroidy.
Z gazet można się natomiast dowiedzieć, że przyda się specjalna bransoletka, która pomoże zapamiętać, z której piersi się ostatnio karmiło (specjalna! nie taka zwykła!) albo chusta do karmienia poza domem - rodzaj śliniaka, który zasłoni obnażoną pierś przed wzrokiem ciekawskich. Jak Jarecka wykarmiła czworo dzieci nie mając takiego wynalazku, trudno sobie wyobrazić! To, że korzystała w takich sytuacjach z własnych chust i szali oraz tetrowych pieluch to jakaś staromodna, uboga improwizacja!

...


Tym razem zdarzył się Jareckiej poród DOBRY.
Nie mylić z lekkim, łatwym i przyjemnym.
Piątek, nie licząc Czwórki - wcześniaka - okazał się najmniejszym z dzieci Jareckich.
Po raz pierwszy po porodzie Jarecka poszła na oddział położniczy na własnych nogach. Cztery godziny po porodzie chlapała się pod prysznicem jak dziecko w fontannie. Wysypia się w nocy, bo Piątek sypia po pięć godzin bez przerwy, a świadomość tego, że to pewnie wkrótce się zmieni nie przeraża jej; wręcz przeciwnie, tym bardziej cieszy się dniem dzisiejszym. Gdy wieczorem Piątek trochę skwierczy, nosi go tatuś - z uśmiechem na ustach; bo Jarecki, podobnie jak jego żona najwyraźniej się starzeje.
- O!- wykrzykuje niestrudzony chór nad kołyską Piątka - ruszył rączką! Otworzył oko! Zrobił tak! - i cała czwórka chórzystów demonstruje minę lub układ rąk niczego nie świadomego pierwowzoru.
Starszawi zaś (stażem!) rodzice nie mogą się powstrzymać od ochów i achów.
- Popatrz - powtarza Jarecka - jaka ona śliczna...eee...śliczny.






P.S. A poza tym Deszczowy Dom szykuje się do Świąt.
Jest już ciasto na pierniczki, pierwsze ozdoby.
Nawet tutek jakiś się robi... ;)





21.11.2013

5

Druga w nocy.
Czwarta nad ranem.
Pomiędzy nimi najczarniejsza nocna godzina.

Punkt trzecia, gdy wszystkie mechaniczne kukułki pod naszą długością geograficzną zatrzasnęły za sobą drzwiczki po ostatnim, trzecim "ku-ku", w pewnym szpitalu na pewnym Przedmieściu nastała wielka radość.

Piękne imię wybrała Jarecka dla swojej córki - DĄBRÓWKA.
Szkoda, że nie pasuje do chłopca...



Proszę Państwa, oto Piątek Jarecki :)






20.11.2013

Środowe drożdżowe

We all live in a yellow submarine...

Takie słowa dobiegły Jarecką w środowy poranek, zaraz po tym, jak budzik wydzwonił ostatnią pobudkę.
Śpiewał Jaśnie Panicz siedząc na tronie.

Środa to dobry dzień.
Rano wystarczy obudzić Dwójką i Trójkę, zawieźć do szkoły i przedszkola. Gdy po kwadransie Jarecka wraca do domu, Jaśnie Panicz kończy jeść śniadanie, Czwórka się budzi.
Coffee time.

Jaśnie Panicz i Czwórka to wyjątkowo bezkonfliktowy zestaw, toteż Jarecka, gdy już wypije kawę i zje śniadanie postanawia upiec drożdżowe. Ciasto drożdżowe to rzecz prosta, niestety wymaga czasu. Jarecka w środowe przedpołudnia go ma, ale i tak szybko okazuje się, że nie aż tyle, żeby ciasto rosło tyle, ile zakłada przepis albo piekło się tyle, ile trzeba. Kwadrans po jedenastej w popłochu pakuje gorące drożdżówki; herbatę, którą miała spokojnie wypić w domu przelewa do kubka termicznego, zgarnia dzieci i gna pod szkołę.






Jaśnie Panicz wysiada, Dwójka wsiada i już start- do Domu Kultury na lekcję pianina.

Podczas gdy Dwójka wije się nad klawiaturą, Jarecka piknikuje z Czwórką na placu zabaw.




Przepis na powyższą drożdżówkę to coś dla leniwych i łakomych - czyli dla Jareckiej.
Oto on:
  • 5 jaj (Jarecka zazwyczaj daje 4, bo jest chytra)
  • pół kostki (50g) rozkruszonych drożdży (w oryginalnym przepisie od Mamy Jareckiej było 100! Jarecka ręczy, że połowa tej ilości wystarczy w zupełności!)
  • szklanka cukru (Jarecka sypie do szklanki najpierw torebkę waniliowego i uzupełnia białym; no uwielbia waniliową nutę w drożdżówkach)
  • szklanka oleju
  • szklanka zimnego mleka
  • 5 szklanek przesianej mąki
A teraz najlepsze! Włożywszy  wszystkie powyższe składniki w podanej kolejności do wielkiej michy, przykrywamy naczynie ściereczką i czekamy 3 godziny. Na koniec wystarczy toto przemieszać drewnianą łyżką, zapakować do prostokątnej blachy wyścielonej pergaminem, na to owoce lub dżem, kruszonkę (z cynamonem na przykład) i do piekarnika nagrzanego do 180 st C. Pieczemy około 45- 60 minut. Gotowe.



A poniższe cudo z tego przepisu KLIK
Proszę wypróbować, od razu z podwójnej porcji - koniecznie!
Jarecka musiała wydzielać jak na stołówce, żeby dla wszystkich wystarczyło...






A na deserek taka notka z zaogońskiego GOK-u... :)

!


17.11.2013

Weekend gdy przyjdzie, co z nim czynić, czyli o recyklingu z sercem

Nie wiedzieć czemu Jarecka trwa w przekonaniu, że poród nastąpi w weekend.
To prawda, że dwoje jej dzieci przyszło na świat w niedzielę, ale to ledwie połowa jej potomstwa!

Z początkiem listopada dopadła Jarecką zwykła jesienna infekcja, w efekcie której zaległa na kanapie w przekonaniu, że to już.
Rodzić w weekend niekoniecznie jest dobrze. Niby mąż w domu, podobnie jak sąsiedzi i rodzina, byłoby z kim zostawić dzieci. Nie trzeba nikogo nigdzie wozić, nikogo znikąd odbierać.
Niestety w domu są także lekarze, na świątecznych dyżurach zaś ktokolwiek.

Szczęśliwie nastał poniedziałek, na kolejne kilka dni Jarecka porzuciła więc zamiar rodzenia i rzuciła się w wir codziennych zajęć. Każdego wieczora myślała tylko: żeby to jeszcze nie dziś, jestem taka zmęczona, żeby tak jeszcze się wyspać... I nastawał poranek, dzień następny - Jarecka witała go na nogach, z kubkiem kawy w ręku, gotowa wziąć na klatę szoferowanie, zarządzanie zasobami ludzkimi i wszystko, co się zdarzy - byle nie poród.

Tymczasem nadszedł kolejny weekend, znów - o zgrozo! - długi!
W sobotni poranek, wijąc się w bólach, Jarecka dokończyła pakowanie torby. Jarecki został pouczony, że od tej pory ma zakaz wypowiadania pytania "co się dzieje?", bo jeśli coś się będzie działo, to tylko to, że jego żona RODZI! I że dalszych instrukcji będzie udzielała na bieżąco. I że nie życzy sobie, by w szpitalu używał telefonu. I w ogóle, ma obstawiać plecy, li i jedynie, w przenośni i dosłownie.
Minęła sobota, i noc, i poranek - dzień następny.
W niedzielę Jarecka pozwoliła się nawet zawieźć (wraz z torbą!) do Centrum Nauki Kopernik. Wołami nie dałaby się tam zawlec, zwłaszcza w przedłużony weekend - co niebagatelnie wpłynęło na frekwencję tamże - gdyby nie to, że w bliskim sąsiedztwie CNK są dwa szpitale położnicze, zaś jeden z nich to rodzima placówka Czwórki, do której Jarecka ma wiele ciepłych uczuć.

No i nic.
Kolejny tydzień upłynął spokojnie.

I znów przyszedł weekend, zawierający już w sobie datę, która padła była z okrytych białym wąsem ust doktora Ahmeda. Niestety, w piątkowy wieczór Jarecka przypomniała sobie, że nie odebrała z przychodni wyników ostatnich badań, które mogą mieć duże znaczenie przy porodzie; a zatem: not yet.
Poród musowo było przesunąć o kolejny tydzień.
A skoro jest weekend i nie można rodzić - co robić?

Jarecka siadła więc do maszyny i radośnie przystąpiła do recyklingu.
Uszyła Czwórce poszewkę na poduszkę z jaśniepańskiej flanelowej koszuli.Tył poszewki wycięła z przodu koszuli załatwiając w ten sposób kwestię zapięcia. Awers poduszki z lnu w kolorze ecru przyozdobiła aplikacją wykonaną tym sposobem  KLIK






Ale w Deszczowym Domu ubrania nie tylko się psuje szyjąc z nich poduszki. Jeszcze się je ratuje!
Rzadko, bo rzadko. Częściej okazuje się, że bardziej opłaca się wycieczka do pobliskiej hurtowni odzieży używanej niż łatanie. Czasem jednak żal rozstać się z ulubionymi spodniami lub bawełnianą bluzką doskonałej jakości.
Ta bluzka Dwójki miała zniszczoną naprasowankę, więc Jarecka naszyła na jej resztki serce z kwiecistej tkaniny.
To niezły sposób, żeby nie tylko ukryć plamy czy dziury, ale też niepożądane facjaty czy napisy - kotki, czaszki, i co tam kto nie lubi :)



Albo bardzo wygodne portki Trójki - przetarły się tu i ówdzie. Łaty są naprasowane, przeszyte czerwoną nitką dla ozdoby. Drobne czerwone elementy pełnią już tylko funkcje dekoracyjne.



- Dlaczego cały dzień musi być noc?- pyta rozpaczliwie Czwórka, gdy zaraz po obiedzie Jarecka zapala lampę.
Jeśli, Cny Czytelniku, znasz odpowiedź na to pytanie, bez trudu wytłumaczysz sobie kiepską jakość zdjęć, które teraz w Deszczowym Domu nastaną.
Aby do wiosny! :)

16.11.2013

Z wizytą u Jaśnie Panicza 2


Gdyby chcieć pokazać wszystkie wytwory i zainteresowania Jaśnie Panicza, trzeba by utworzyć nowy blog i codziennie wrzucać nowe posty.
Wystarczy wejść do jego pokoju, nawet nie trzeba się rozglądać.

Origami, Powstanie Warszawskie.
Jaśnie Panicz wreszcie doczekał się wycieczki z Jareckim do Muzeum Powstania. Dzieląc się z Jarecką wrażeniami pokazał jej zdjęcie w "kanale".
- Phi - powiedziała Jarecka - taki czysty ten kanał. I jasny. Wiesz, że to tak nie wyglądało?
- Hę? - mruknął zdumiony Jaśnie Panicz.
- Kanał to takie miejskie szambo. Ci ludzie szli przez pół miasta po pas w szambie i ciemności. Z dziećmi, ze swoimi rzeczami. Szczury pływały koło nich, smród - wyobrażasz to sobie?
Jaśnie Panicz sobie nie wyobraża, Jarecka zresztą też.
Niemniej symbol walczącej Warszawy zawładnął jaśniepańską wyobraźnią.



To niepozorne pudełko to camera obscura.



Najnowszy (trzeci bodajże) tom przygód Angry Birds. Oraz same ptaszki wykonane z Pyssla (IKEA).




Studnia zainspirowana bajką Mamy CalkiemInnej o dwóch Dorotkach. Konsultowana z babcią w zakresie mechanizmu czerpania wody.


Radio - proszę się przyjrzeć szczegółom:

Do tej zadziwiająco (dla pamiętających kasety) cienkiej kieszeni Jaśnie Panicz wkłada swój telefon grający ulubione hity- i RADIO GRA!!!

I jeszcze parę artefaktów:
  1. Szybowiec,
  2. kamera przemysłowa,
  3. pilot do tv,
  4. Liberator, wciąż w budowie,
  5. telefon dotykowy.


Statek z pudła po soku, wodowany w trakcie kąpieli.



Plakaty własnej produkcji:


Pamiątki z wakacji i zielonej szkoły:
(Do wahadła Newtona, jak widać, dobrały się młodsze siostry).



Wszystko nieustannie pod ręką, w gotowości, nic tylko siąść i podjąć pracę.




I najnowszy konik Jaśnie Panicza! :)



Dosłownie dwa kroki od tej twierdzy znajduje się pokój pełen włóczek, materiałów, farbek, teczek, kartek, w gotowości maszyna do szycia, deska do prasowania i żelazko.

Zdjęć jednak nie należy się spodziewać.
Jeszcze by ktoś Jarecką zgłosił do "Perfekcyjnej Pani Domu"...