3.05.2014

Wielowątkowa gawęda z królewskim akcentem

Jarecka uznała, że się starzeje.

Zauważyła to całkiem niedawno.
I nie dlatego, że sił brak, że skóra wiotczeje - tzn. nie tylko dlatego. Najsamprzód dlatego, że Piątek tak się Jareckiej podoba! Zaprawdę, ani przez minutę w ciągu ostatnich pięciu miesięcy Jarecka nie odczuła z jego powodu irytacji czy znużenia. To nowość względem poprzednich egzemplarzy i Jarecka przypisuje to zjawisko właśnie temu, że się starzeje. Potwierdzają tę tezę także obserwacje rówieśnic. Jeszcze kilka lat temu, gdy Jarecka prezentowała swoje dziecię równolatce, reakcja była pozytywna ale bez szału. Teraz, u kobiet dobrze po trzydziestce, widok Piątka wywołuje skrajny entuzjazm, a w niektórych przypadkach nawet ślinotok. A w jeszcze bardziej niektórych - nawet ciążę! To znaczy - nie, że widok Piątka wywołuje ciążę - on tylko wzbudza pragnienie, by mieć taki osobisty prozac na własność, tym silniejsze, im głośniej tyka ów osławiony biologiczny zegar.

(A trzeba powiedzieć, że w otoczeniu Jareckiej działa prężne i skuteczne starcze lobby.
- Jak nam teraz dobrze!- wykrzykuje z entuzjazmem Pułkownikowa, lat osiemdziesiąt pięć - codziennie po obiedzie sobie leżakujemy!
- Starość jest wspaniała - pieje ciotka Fela, lat osiemdziesiąt trzy, ta, co mieszka w pięknej kamienicy i ma żyrandol art deco - mogę sobie robić co chcę, czytam książkę za książką!
No i jak tu nie czekać na starość?)

Inną cechą zwiastującą niechybnie bliską starość, jest skłonność Jareckiej do gawędy.
Na co Jarecka nie spojrzy, co nie zasłyszy - wszystko może wywołać niepowstrzymaną falę wspomnień. Każde niewinne skojarzenie natychmiast pączkuje nieskończoną ilością kolejnych skojarzeń i dygresji. Na szczęście dzieci są już w tym wieku, że dzielnie znoszą dykteryjki z lamusa swojej matki, a nawet je lubią! (a nawet czasem wykorzystują je przeciwko niej!)

Wszelako nie każda historia nadaje się dla dzieci.

Szyjąc insygnia królewskie dla Jaśnie Panicza, który na szkolnej akademii miał się wcielić w rolę Stanisława Augusta Poniatowskiego, Jarecka snuła wspominki wielce niemoralne, właśnie z królem Stasiem w tle.
Ponieważ zaś nie uznała za słuszne dzielić się nimi z potomstwem, zrobi to niniejszym żywiąc nadzieję, iż Czytelnicy są pełnoletni i niepodatni na demoralizację.

Lat temuuuu... piętnaście, Jarecka zdawała maturę.

W owych szczęsnych czasach można było sobie wybrać przedmiot, z jakiego będzie się ów egzamin pisało, wyjąwszy język ojczysty, rzecz jasna. Jarecka wybrała historię.
Nauczyć się całej historii świata to jest, co tu dużo mówić, kupa roboty. Zwłaszcza, że się człek musiał nauczyć jeszcze polskiego, a miesiąc wcześniej - w przypadku uczniów Liceów Plastycznych - jeszcze historii sztuki od Lascaux do Joanny Rajkowskiej niemalże.
I tu następuje pierwszy niemoralny akcent - otóż Jarecka postanowiła, że nie będzie się tej historii uczyć aż tak od deski do deski. Wedle mądrości poprzednich roczników pytania maturalne dzielić się miały na te dotyczące zdarzeń do - powiedzmy - Rewolucji Francuskiej i na te dotyczące nieco nowszej historii. Jak to jest w szkołach - wiadomo, zwykle rok szkolny kończy się gwałtownie gdy przychodzi omówić najbliższe dzieje, toteż Jarecka obkuła się w temacie wszelkich królów Ćwieczków, skończyła gdzieś w siedemnastym wieku, i ani jej w głowie nie powstało, że mogłaby nie trafić ze swoją wiedzą w choć jedno z AŻ trzech pytań na egzaminie.
W dniu egzaminu (a dzień był piękny, słoneczny, nad szkolnym podwórcem wisiały tylko ciężkie chmury kwitnących kasztanowców) Jarecka stawiła się na sali gimnastycznej swojej szkoły na obcasie i w białym żakiecie.
Sala z początków dwudziestego stulecia, odmalowana koszmarnie na olejno, okna nowe.
Obcas ówczesny nie przypominał szpilki, raczej kartofel.
A żakiecik miał tajemniczą właściwość; kieszonkę wszytą w podszewkę.

Jarecka zasiadła sobie, rozesłała płachty papieru kancelaryjnego i -
- pierwsze pytanie - druga wojna światowa.
Drugie - też wiek dwudziesty.
Jarecka przełknęła ślinę.
Trzecie - czasy stanisławowskie.

Gdybyż człowiek mógł zmienić stan skupienia, Jarecka rozlałaby się w kałużę, z głośnym pluskiem!
Niestety, siedziała wciąż w stanie stałym, tudzież osłupienia. Aż do Stanisława w swoich przygotowaniach nie doszła, jakoś tak czas stanął w miejscu w okolicach Jana Kazimierza...

Jeśli aż do tej pory został przed monitorem jakiś nieletni czytelnik, proszony jest o zamknięcie oczu! Albowiem nadciąga zgorszenie.


Żakiecik, który Jarecka miała na sobie, zasobny był, jako się rzekło, w tajną kieszonkę. W kieszonce zaś tkwił pokaźny plik miniaturowych tabelek z datami najważniejszych wydarzeń w danym okresie. Ilość karteluszków nastręczała pewnych problemów; odszukać naprędce i dyskretnie tę jedną jedyną pomoc nie było łatwo. Jarecka przystąpiła do mozolnej rzeźby. Podczas gdy, spocona z emocji, spisywała z karteluszka potrzebne daty, pomału docierało do niej, że pytanie dotyczy kultury, i że o tejże kulturze już coś tam było kiedy indziej i gdzie indziej.
Na języku polskim, na przykład. Na historii sztuki.
I tak, z dat i innych karteluszkowych rewelacji Jarecka uściboliła niby-wstęp, niby-tło. Potem wzięła na warsztat literaturę i od razu poczuła się lepiej, albowiem z polskiego była maglowana regularnie i okrutnie, na wyrywki, z materiału sprzed roku, sprzed dwóch, bez uprzedzenia - ot, taka fantazja polonistki. I w końcu na tyle otrząsnęła się z szoku, że - nomen omen! - doznała oświecenia (wszak miesiąc wcześniej był egzamin z historii sztuki)!
Jarecka popłynęła. Od architektury, wszystkich tych Merlinich, Zugów, Aignerów, Kubickich, po Baciarellego i jego malarnię. Na koniec zaś, bezczelna, zaczęła wizualizować sobie obrazy z epoki i na tej podstawie wysnuwać nawet jakieś quasi wnioski na temat lajfstajlu czasów stanisławowskich w ogóle!
Po czym: łup, łup - to odgłos tamtych żenujących obcasów - opuściła miejsce kaźni.

W ten oto sposób Jarecka, nie dość, że leniwa, to i nieuczciwa, zdobyła ocenę celującą na swoje świadectwo maturalne. Chichot losu, który Czytelnicy mogą w tej chwili usłyszeć, polega na tym, że ta ocena nigdy się Jareckiej do niczego nie przydała - ani na uczelni, ani w żadnej pracy.
I na co te nerwy, pot i wszywanie kieszonek?
Żeby po latach wspomnieć te chwile przy prasowaniu królewskiej szarfy w barwach niezapominajki.
(eee...ewentualnie dyskretnie pochwalić się na blogu ;))






Koronę króla Jarecka uszyła z filcu 3mm obszytego "złotą" materią.
Tak, tak, Stanisław August mało kojarzy się z koroną, ale peruka, widzi się Jareckiej, to wyższa szkoła jazdy.
A to niebieskie to królewska szarfa.
Wszystkie materiały biorące udział w projekcie przyniósł do Deszczowego Domu listonosz - ale nie ten, co głośno puka, bo on jeździ na rowerze i dowozi tylko małe przesyłki. Od gabarytów jest inny, strasznie ciekawski. Każdą paczką potrząsa, opukuje, prześwietla oczyma i wypytuje o zawartość.
- A co to takiego? Hm, co to może być?? Co pani nazamawiała??? - i jeszcze długo w tym stylu.
Tym razem też potrząsał i opukiwał.
- Ciężkie - oznajmił podekscytowany - nie wiem co to jest... Z Łomży! Na panią, nie na męża(znaczy, powinna pani wiedzieć, co tam jest)! Co to jest...?
(Jarecka nie potrafiła odpowiedzieć, choć miała wielką ochotę ulżyć męce listonosza. Ostatnio specjalnie dla niego zrobiła dziurkę w gigantycznym kartonie i poinformowała doręczyciela, że oto przyniósł rower. Listonosz był niezwykle rad ale Jarecka potem wyrzucała sobie nieostrożność i raz po raz rzucała okiem przez okno, czy aby listonosz nie wrócił z kumplami po odbiór towaru zostawionego w garażu)
- Jakieś ciuchy...? - zastanawiał się ważąc w rękach pakę.
Rzeczywiście, niewiele się pomylił. Paczka zawierała przeróżne tkaniny od Czytelniczki Deszczowego Domu, która wpadła na doskonały pomysł, żeby przesłać Jareckiej to, z czego sama nie zrobi już użytku.
I teraz Jarecka intensywnie utylizuje a efektami będzie się sukcesywnie chwalić. Na dobry początek królewska korona :)




33 komentarze:

  1. Faktycznie powiastka niepedagogiczna acz niezwykle urocza :) Z opowiedzeniem jej dzieciom należy poczekać jeszcze jakieś 20 lat ;)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za historia!! :) ..i ta pierwsza, druga..no i trzecia z listonoszem;) heh, u mnie raz listonoszka (bo u nas akurat panie pocztę zdominowały, i to odkąd pamiętam zawsze była ona, a nie on;) wręcz obwąchiwała przesyłkę.. a gdy zaglądnęłam do jej auta to zapach wypełniał całe jego wnętrze więc w sumie nie dziwię się że jej ciekawość a zarazem zadowolenie z odkrycia "A!! To ta paczka mi tu tak ..pachnie!";) hi hi:) A co było zawartością??:) Zdaje się zestaw ziołowych herbat, które to pod wpływem ciepła (a było cieplutkie lato, bardzo cieplutkie:)) wydzieliły swój aromat na zewnątrz opakowania:)
    Zatem "biustonoszka" (tak zwał roznoszącą pocztę mój towarzysz życia, gdy był mały;) swój ciekawski nosek użyła w celach ..badawczych;) ..niczym piesek tropiący:))
    :)
    Serdeczności ślę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja nie wiem, w jakim celu ten listonosz tak węszy! O nic go nie podejrzewam, wygląda nader poczciwie, ale ta ciekawość przystoi raczej dziecku niż człowiekowi na jego "stanowisku" :)))

      Usuń
  3. Jaka starosc, toz to kwiat wieku!! Zareczam , ze starosc objawia sie zgola inaczej:) Zawsze sie smialam w duchu z mego dziadka, ktoren wolal do mnie ;Tereska, yyy, Ala, yyy Kasia (no!).
    Ja mam tylko dwoje wolam do Stasia, Woj, Dor, yyy, Stasiu;)
    Ano wlasnie :Stasiu.
    Do tego zmierzam.
    Otoz imie mojego syna, wymawiane we Francyi, jako Stanislas, wcale nie jest tu rzadkoscia. Zapytalam kiedys znajoma Francuzke, mame Stanislasa, dlaczego tak dala synowi na imie. Odrzekla, ze to imie...krolow. Ale miala na mysli Leszczynskiego Stasia, ksiecia Baru i Lotaryngii, ktory uczynil z zapyzaialego Nancy-miasto piekne, prezne, mlode;) I przepraszam za ten Ot, ale po dzisiejszej wioskowej fecie ku czci Sw. Urbana(swietego od winiarzy) jestem troche wesola;) Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wołam wszystkie dzieci zanim dobrnę do tego właściwego, które chciałam zawołać ;) Moja mama też tak miała i ma w dalszym ciągu :)))
      Starość to może zaraz nie, ale jakaś nowa dla mnie półka ;)

      A Ty mieszkasz w jakimś raju, no naprawdę!
      Z rana orkiestra gra, wino, kwiaty, wycinanki - to nie fair, jak mawiają moje dzieci ;) I tak przez Ciebie już marzę o wyprawie do bajkowego Colmar :))

      Usuń
  4. :) Jarecka toż ty moją równolatką jesteś :) w tym roku mam 15 lecie matury :) cóż to za czasy były! Te arkusze papieru kancelaryjnego i rysowane marginesy :)I ten stres pamiętam, i to jak mi się ramiączko od biustonosza na egzaminie odpięło i w takim dyskomforcie pisałam.. Ach .. a dziś wyrwałam się na koncert (za oknem grali) Hey i wprawiłam się w czasy 20 lat wstecz i jakoś tąpnęło mną trochę żem wiekowa, ale tez przypomniałam sobie co nieco i tak miło jakoś :) A zmarzłam jak za młodu zupełnie!!!! I dzieci i ciąża mnie rozczula do ślinotoku :) A listonosz twój (ten od cięższego kalibru)-albo bym się bała człowieka - albo bym psikusa mu zrobiła... w sensie powiedziała , że coś sprośnego w paczce czy jakoś tak... Pozdrawiam, Piątka w nóżki całuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę być od Ciebie rok starsza, bo jako maturzystka byłam już w sędziwym wieku - miałam 20 lat. Liceum pięcioletnie, ja z lutego - i tak zeszło ;)
      U nas marginesy były "zaginane". Haha, uśmiałam się z tego ramiączka! Ja miałam drapiące koronkowe majty - czerwone, wiesz... ;)
      Chyba bym nie miała odwagi powiedzieć listonoszowi, że to sztuczny penis na przykład ;)) Ale na samą myśl o tym, jak przyjdzie jeszcze raz, chyba mu parsknę w twarz :)))

      Usuń
  5. Oj, miałam i ja takie ukryte kieszoneczki (na szybko przyfastrygowane), niemodne obcasiki ;) i stresik niemały, destrukcyjny w swej pierwszej fazie (choć historii nie dotyczył) ; ale jak się człek chwilę skupił, namyślił, to i popłynął myślą złotą, na końcu solennie ocenioną ^^

    Jarecka, rozpieszczasz nas ostatnio nowymi wpisami. Cieszy się dusza, twarz ozdabia szeroki rogal :D

    I gdzież Ty do starości swe myśli kierujesz ... ?
    Choć przyznać muszę, że i ja u siebie coraz częściej podobnie starcze nawyki obserwuję i myślę czy to aby już ... Ehh...
    :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam sie, że długo już tak Was nie porozpieszczam :(
      Piątek się zbiesił, spanie i zajmowanie się sobą już mu się odwidziało :)

      A co do starości - przyznasz, że to leżakowanie i czytanie brzmi jednak kusząco? ;)

      Usuń
    2. Piątek niechaj się odbiesi :)) , bo długo tu bez Ciebie nie pociągniemy ... Oj nie!
      Gdzie my zaznamy podobnej duchowej uciechy ... ???!!!
      Niech Jarecka Piątka zajmie jakimś niezwykle pochłaniającym zajęciem, a do nas w tym czasie skrobnie choć małe co nieco, choćby najkrótszą rodzinną anegdotkę ... :)

      A leżakowanie i czytanie brzmi nadzwyczaj kusząco ^^ Wszak to czysto retoryczne pytanie :)

      Usuń
  6. No ładnie! :)
    Ja niestety maturę bez ściąg zdałam, za to na polski nie uczyłam się na ustną, bo byłam pewna (ot, buta!), że napiszę na pięć. Napisałam na plus dobry i w dwa dni (jeden poświęciłam cały na wyjazd na motyle) nauczyłam się większości; powiedzmy sobie... przynajmniej poczytałam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nałapałaś chociaż tych motyli? Ale fajna wyprawa...

      Usuń
  7. Wiesz co Jarecka, jak czytałam o tej maturze z historii i tym uczeniu się konkretnych okresów, to u mnie było podobnie. Z każdego okresu był temat, ale ... No właśnie wykułam się całego okresu oprócz jednego tematu, bo go to na pewno nie będzie. I co był akurat on :) hahaha też taki z kultury jak u ciebie. Tylko ja pewna siebie ściąg nie zrobiłam i dostałam tylko 4.
    Ps. Też jestem z Łomży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na studiach też mi się tak raz zdarzyło. Obkuta byłam na cacy, bo egzamin był z jednego z moich ulubionych przedmiotów ale gdy pod drzwiami pana doktora powtarzałyśmy materiał odkryłam, że jednego pytania nie opracowałam. I oczywiście dostałam właśnie to jedyne z 35 pytań :))

      Fajne ludzie z tej Łomży :)

      Usuń
  8. Ponieważ jestem jeszcze młoda nie napiszę jak to skurczu twarzy na maturze ustnej z języka polskiego dostałam z podniecenia,że po latach ledwo miernej na świadectwach,pytanie też na celującą zadali,kiedy wyśpiewałam odpowiedzi na wszystkie poprzednie pytania.Niestety skórcz był tak silny,że odpowiedzi nie usłyszeli,bo i nie było jak po karteluszkę sięgnąć.Poza tym widok mojej ściętej twarzy zaczął komisję niepokoić i mnie poproszono,abym szklankę wody już na korytarzu wypiła.Ech... chciałabym Jareckiej pokazać jak ten skurcz wyglądał.Jak go teraz znajomym pokazuję to wcale nie są zaniepokojeni tylko sikają ze śmiechu.I na to tylko ta 5 i pytanie na 6 mi osobiście się w
    życiu przekłada:)Albo
    aż na to:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ten skurcz, który uwieczniłaś na autoportrecie?!
      Nie dziwię się, że sikają! :DDD

      Usuń
  9. Oceny jak oceny rzadko przydatne, życie i tak samo weryfikuje. lecz jakże bezcenne i pięknie spisane wspomnienia. Przeniosły i mnie na chwilkę, w te piękne czasy. Dzięki
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  10. Hi,hi, też pisałam maturę z historii:))) ale ja dostałam tylko czwóreczkę:)
    a przyodziewek dla Jaśnie Panicza cudny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, przedstawienia z Jaśnie Paniczem w roli Stasia nie widziałam. Dwójka mówi, że wyglądał ok :)

      Usuń
  11. Utylizacja wyszła królewsko :) Korona jak się patrzy.

    Historia mrożąca krew w żyłach ;) Smaczku dodaje celujący na świadectwie ;)
    No i jeszcze się doczytałam, że Jarecka w wieku podobnym do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Korona mi się podoba, chociaż jest ciut ciasnawa, ale podobno tak korony mają ;)

      Mnie to dopiero ta historia zmroziła krew! ;)

      Usuń
  12. Jak zwykle rozbawiłaś mnie do łez.....i z tego co wywnioskowałam jesteśmy w podobnym, jak nie tym samym wieku ;)....ja wybrałam matematykę, choć zdecydowanie humanistką jestem, ale matma jakoś okropnie łatwo mi wchodziła do łebka i no poszłam na łatwiznę, by za wiele się nie uczyć, bo zdolność rozwiązywania zadań matematycznych przychodziłam mi ot tak nie wiadomo skąd.....no i ku mojej uciesze i zawiści kolegów, po piątkowych-szóstkowych rezultatach z polskiego i matmy, już ustnych zdawać nie musiałam, ale tak jak Tobie te uskrzydlające wyniki nigdy mi się do niczego nie przydały ;) A jeśli chodzi o starość, która po trzydziestce wydaje się być odległym tematem, mnie też już czasem tyka .....a szczytem jest chyba moja przeraźliwie częsta chęć wspominania i porównywania różnych zdarzeń do tego co było kiedyś, no i zbieractwo wszelakich przedmiotów z dzieciństwa....teraz nakręciłam się na zdobycie "bańki-wstańki" i pieczołowicie przeglądam aukcje i targi staroci w nadziei na ujrzenie tej kiczowatej acz tak bardzo mi przypominającej moje dziecięce lata życia, lalki ....ech zajeżdżam babunią ;)
    Dobry temat Andziu ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w domu były takie dwie, bańki wstańki, znaczy. Większa czerwona i mniejsza granatowa. Obawiam się, że nawet jeśli po mlodszej siostrze się uchowały to siostrzeńcy dobili albo mama wywaliła :( ale sprawdzę za tydzień, a nuż ;)

      Usuń
  13. Normalnie Jarecka jakiś mi tu dreszczowiec przed oczy wysuwa.... brrrrr, zmroziło mnie. Oczywiście historia przez Jarecką opowiedziana wywołała banana na mojej twarzy - nie może być inaczej :)))) aczkolwiek wspomnienie mojej własnej matury już nie jest takie wesołe. Do tej pory śni mi się po nocach - to nie żart, to trauma z przeszłości :) Wspomnienie rozbitego preparatu z formaliną na pisemnej biologii, i te żaby, które wypłynęły na sam środek sali.... ufff, i ten wszechogarniający smród. Wrrrr. No i trója na sam koniec. Totalna katastrofa.
    Co do wieku - hmmm, dziwna sprawa - ja maturę zdawałam 14 la temu więc jak by to powiedzieć - też 30+ jestem, ale jak mnie zapytają ile mam lat - wciąż i uparcie twierdzę żem "nastka". To jest dopiero oznaka starzenia się!! Ha ha - skleroza, albo podświadoma próba odmłodzenia się :)))))) Tak czy inaczej katastrofa po raz drugi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bardzo lubię mieć te trzydzieści plus! Teraz to dopiero czuję się świetnie! Żadne tam werterowskie cierpienia, kompleksy - kto mnie nie lubi ten już nie polubi a ja mogę mieć to w nosie.
      Zaprawdę, uwielbiam być po trzydziestce :)))

      I przypomniałaś mi pracownię biologiczną w mojej podstawówce. Wyglądała jak gabinet dra Frankensteina! Te wybebeszone żaby i szczury w formalinie... kurcze, czego niby mieliśmy się z tego nauczyć? Mam nadzieję, że już się nie używa takich "pomocy naukowych" ;)

      Usuń
  14. Jarecka, tak świetnie piszesz,że aż szkoda, by tego nie opublikować w formie papierowej- książkę - pamiętnik mam na myśli.
    A i jeszcze przypomniało misię ,że w radiu na jedynce albo to Merkury Poznań- nie pamiętam - ogłoszają konkurs na wspomnienia z matury, więc zachęcam Cię, abyś ten kawałek "maturalny " im wysłała.
    Pozdrawiam ciepło. Hanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, witam cuda wianki! Miło mi, że coś takiego Ci przyszło do głowy :)))

      Usuń
  15. korona rewelacyjna! Ty to jednak zdolniacha jesteś :P
    a opowiastka maturalna niezła ;-)
    ja wybrałam na maturze matemę....kurczę, wybrałam czy miałam obowiązkową??? nie pamiętam :-( ale chyba starość mnie wcześniej łapnie....ja od matury mam 15 + 9 ;-)
    pozdrawiam
    ivonesca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno aż dwie dekady zeszło bez obowiązkowej matmy. Ale ze mnie szczęściara! :))

      Usuń
  16. U mnie ponad dycha od matury ale wszystko pamiętam jakby wczoraj było... i tajnych kieszonek w nich kilka było... a na pisemnej biologii to całe księgi tam się kryły ;)

    OdpowiedzUsuń