W miarę jak sierpień zbliża się do końca, melancholia ustępuje miejsca irytacji.
To dobry objaw, bo zdradza zaangażowanie w życie, które toczy się przy ziemi - na której to ziemi kobieta taka jak Jarecka, matka, stać winna obunóż i pewnie.
No właśnie.
Patrząc w lustro Jarecka nie myśli sobie: oto matka wielodzietna!
Ze swojego macierzyństwa nie czuje się ani mniej ani bardziej dumna niż matki jedynaków. Zasadniczo nie czuje się też ani lepsza ani gorsza, ani w ogóle jakoś specjalnie.
Oto w pewien słoneczny dzień Jarecka postawiła samochód przed Urzędem Gminy Zaogonie i podrzucając na biodrze Piątka, w asyście Trójki i Czwórki jęła drapać się na drugie piętro gmachu celem odebrania magicznej karty dużej rodziny. Ach, bo jest Jarecka w tej ekskluzywnej grupie szczęściarzy, którzy mogą nabywać złoto w Kruku z pięcioprocentowym rabatem! Holowana przez życzliwą urzędziczkę wylądowała w sekretariacie, gdzie Piątek natychmiast zaczął rozsiewać swój czar (skończywszy lat trzydzieści i pięć Jarecka zrozumiała wreszcie na czym polega urok nawet obcych niemowląt, toteż nie była zdziwiona ćwierkaniem pań), Jareckiej zaś nakazano czytać, sprawdzać, przeliczać i kwitować.
I już już Jarecka wykonała w tył zwrot, gdy wkroczyła pani wójt i przywitawszy się sympatycznie zaproponowała Jareckiej wspólne zdjęcie. Takie piękne jesteście - mamiła Jareckie córki wpatrzone w nią jak w obraz - chciałybyście być na zdjęciu w internecie? Nie, nie dlatego, że Wasza mama bohatersko złapała złodzieja torebek i nie dlatego że nienagannie uczciwa odniosła na policję znalezione dwieście tysięcy, i nie dlatego, że pisze bloga, co to go czytamy pomiędzy petentami albo i w trakcie, lecz dlatego, że jest WIELODZIETNA!
Kamyk został rzucony (Jarecka przysięgłaby, że w twarz)! Potoczył się wartko, trącając po drodze inne kamyki, same w sobie nieważne i niegroźne, razem spłynęły lawiną, która niniejszym znajduje ujście.
Nie wyglądasz na taką, co urodziła pięcioro dzieci! - słyszy raz po raz* Jarecka i doznaje ambiwalentnych uczuć. Rozumie, oczywiście, że miał to być komplement, lecz dlaczego nie mogłaby usłyszeć po prostu: wyglądasz dobrze, ładnie, i temu podobne? Jak powinna wyglądać, żeby wyglądać na matkę pięciorga dzieci?
Jarecka zna dużo wielodzietnych kobiet i ręczy, wyglądają różnie - brunetki, blondynki, z krótkimi i długimi włosami, blade i śniade, grube i chude - różne: dokładnie tak, jak matki dwojga dzieci, jedynaków i kobiety bezdzietne.
Jak dajesz sobie radę? - kolejne "ulubione"pytanie Jareckiej, na które nie znajduje mądrzejszej odpowiedzi niż: jakoś. Względnie: normalnie. Prawdopodobnie nie lepiej i nie gorzej niż inne kobiety, żony i matki dzieciom, niekoniecznie licznym. Pytanie miałoby sens, gdyby je uściślić: jak sobie radzisz, Jarecka, z gotowaniem dla takiej gromadki? Jarecka powiedziałaby: różnie, albo: jak sobie radzisz, Jarecka, z logistyką? A Jarecka powiedziałaby: tak i tak.
Jak dajesz sobie radę? - Jarecka w przypływie desperacji odpowiada czasem szczerze: nie radzę sobie.
Mina pytającego - bezcenna. Temat zakończony, pytań szczegółowych brak. Bo przecież to, jak jest naprawdę, nie jest wcale interesujące. No, chyba, żeby matka była uśmiechnięta, w miarę uczesana i dzieci czyste.
- No i o co panu chodzi? - oburzyła się wójt, gdy Jarecki zadzwonił z pretensjami - piękną ma pan rodzinę, wszyscyśmy się tu zachwycali (jak nas było w sekretariacie pół tuzina!). Jaka stygamatyzacja? Jaka kampania??
*Prawda jest taka, że coraz rzadziej. I tu się w odbiór Jareckiej znów wkrada pewna ambiwalencja ;)
31.08.2014
25.08.2014
Poduszka do kompletu
Kto pamięta piątkową kołderkę, być może pamięta, że miała być i poduszka (TU)
Nie żeby Piątek używał poduszki, raczej w ramach kończenia tego, co zaczęte - oto ona!
Oczywiście Jarecka nie przepuściła okazji, żeby sobie poćwiczyć coś nowego, choć to dopiero preludium do... czegoś tam, w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Wiedzieliście co to trapunto?
Mówiąc w skrócie - pikowanie i wypychanie tego, co się "wypikowało". Tyle akurat zaczerpnęła z tej techniki Jarecka, raczej skromnie, bo sami spójrzcie, jak wygląda prawdziwe trapunto KLIK
A tak wygląda awers poduszki z lewej strony - prawda, że ciekawie?
Ech, rozdzieranie serc miało moc terapeutyczną! Zostały one następnie wypchane i zszyte ręcznie.
Bardzo trudno jest włożyć w tę poszewkę jaśka - wejścia strzegą dwa serduszka, również lekko wypchane. Jarecka winszuje sobie przebiegłości - z byle rzepem czy guziczkiem Piątek rozprawiłby się rach-ciach.
Już wkrótce kolejne skończone projekty :)
Nie żeby Piątek używał poduszki, raczej w ramach kończenia tego, co zaczęte - oto ona!
Oczywiście Jarecka nie przepuściła okazji, żeby sobie poćwiczyć coś nowego, choć to dopiero preludium do... czegoś tam, w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Wiedzieliście co to trapunto?
Mówiąc w skrócie - pikowanie i wypychanie tego, co się "wypikowało". Tyle akurat zaczerpnęła z tej techniki Jarecka, raczej skromnie, bo sami spójrzcie, jak wygląda prawdziwe trapunto KLIK
Ech, rozdzieranie serc miało moc terapeutyczną! Zostały one następnie wypchane i zszyte ręcznie.
Bardzo trudno jest włożyć w tę poszewkę jaśka - wejścia strzegą dwa serduszka, również lekko wypchane. Jarecka winszuje sobie przebiegłości - z byle rzepem czy guziczkiem Piątek rozprawiłby się rach-ciach.
Już wkrótce kolejne skończone projekty :)
20.08.2014
Równia pochyła, czyli sierpniowe smuty
Jaśnie Panicz na próżno narychtował teleskop.
Niebo zasnuły chmury i nikt na Zaogoniu nie widział ani pół perseidy.
Czy z perseidami jednak, czy ze zwykłym deszczem, coś spadło na Deszczowy Dom; zdawało się Jareckiej, że prosto na jej serce i zaległo na nim ciężkim kamieniem. Najpierw przyszedł Jaśnie Panicz i się przytulił, a Jarecka zapytała: synu, czy coś zbroiłeś? Powiedział; nie, po prostu mi smutno, i się rozpłakał.
Zaraz potem spadły na Jarecką Strachy i Smutki, a wszystkie przez wielkie S, przerażające i ostateczne - a przy tym takie, że się nazajutrz nie pamięta; o co to płakałam w nocy...?
Ubyło księżyca a razem z nim smutków, sierpień przechylił się i potoczył -
- ku czemu? -
- ku końcowi -
- czego?
- ...
Piątek jako antydepresant daje radę, choć stało się boleśnie jasne, że wszystkie sznurki - atrybuty strażniczki domowego ogniska - ostatecznie wymknęły się Jareckiej z rąk.
Nie chce mi się - myśli Jarecka, nie chce mi się, nie chce mi się chcieć, nie mam siły chcieć.
Ejże, zepnij się - szepcze jej w ucho jakaś alternatywna Jarecka, jakaś taka idealna - zabierz gdzieś te dzieci, coś im zorganizuj, wakacje są.
Ale, mówi zwykła Jarecka, ja jestem sama a ich pięcioro.
Cmok, cmok, cmoka Jarecka idealna, to choćby na spacer, mówi, choćby do lasu, do kaczek, do koni...
Nie chce mi się, mówi Jarecka, nie chce mi się, nie chce, nie chce.
To są tajemne słowa, zakazane matkom, gorsze niż kurwa mać.
NIE. CHCE. MI. SIĘ.
Poza tym wszystkim, doskonale obojętny na wszystkie smutki, strachy i bezwład świata, Piątek wstaje codziennie jak słońce, cały w blaskach.
Spędził dziewięć miesięcy w brzuchu, drugie dziewięć po tej stronie.
Dopiero co dostał pierwsze jabłuszko(KLIK) a już siedzi w foteliku przymocowanym do blatu stołu i w pulchnych łapkach, jak jaka wiewiórka*, ściska wielkie, obrane jabłko, i orze je trzema zębami.
- Mamo! - woła z zachwytem Trójka - on wygląda jak PRAWDZIWY CHŁOPCZYK!
To prawda!
A zatem plwaj, Jarecka, na kamienie, te lecące z nieba, co ich nikt nie widział, i te, co zalegają na sercu, i też ich nikt ich nie widział; gwoli uczciwości.
Zażyj, Jarecka, pigułkę z Piątka, co chybocząc się stoi przy balustradzie na stopach jak kartofelki, i piszczy z uciechy, i suń spokojnie po tej równi pochyłej ku końcowi wakacji.
Jakoś to będzie, nie?
* Co ma wiewiórka do pulchnych łapek i jabłka, to jedna Jarecka wie (przyp. Wszechwiedzącego Narratora)
Niebo zasnuły chmury i nikt na Zaogoniu nie widział ani pół perseidy.
Czy z perseidami jednak, czy ze zwykłym deszczem, coś spadło na Deszczowy Dom; zdawało się Jareckiej, że prosto na jej serce i zaległo na nim ciężkim kamieniem. Najpierw przyszedł Jaśnie Panicz i się przytulił, a Jarecka zapytała: synu, czy coś zbroiłeś? Powiedział; nie, po prostu mi smutno, i się rozpłakał.
Zaraz potem spadły na Jarecką Strachy i Smutki, a wszystkie przez wielkie S, przerażające i ostateczne - a przy tym takie, że się nazajutrz nie pamięta; o co to płakałam w nocy...?
Ubyło księżyca a razem z nim smutków, sierpień przechylił się i potoczył -
- ku czemu? -
- ku końcowi -
- czego?
- ...
Piątek jako antydepresant daje radę, choć stało się boleśnie jasne, że wszystkie sznurki - atrybuty strażniczki domowego ogniska - ostatecznie wymknęły się Jareckiej z rąk.
Nie chce mi się - myśli Jarecka, nie chce mi się, nie chce mi się chcieć, nie mam siły chcieć.
Ejże, zepnij się - szepcze jej w ucho jakaś alternatywna Jarecka, jakaś taka idealna - zabierz gdzieś te dzieci, coś im zorganizuj, wakacje są.
Ale, mówi zwykła Jarecka, ja jestem sama a ich pięcioro.
Cmok, cmok, cmoka Jarecka idealna, to choćby na spacer, mówi, choćby do lasu, do kaczek, do koni...
Nie chce mi się, mówi Jarecka, nie chce mi się, nie chce, nie chce.
To są tajemne słowa, zakazane matkom, gorsze niż kurwa mać.
NIE. CHCE. MI. SIĘ.
...
Poza tym wszystkim, doskonale obojętny na wszystkie smutki, strachy i bezwład świata, Piątek wstaje codziennie jak słońce, cały w blaskach.
Spędził dziewięć miesięcy w brzuchu, drugie dziewięć po tej stronie.
Dopiero co dostał pierwsze jabłuszko(KLIK) a już siedzi w foteliku przymocowanym do blatu stołu i w pulchnych łapkach, jak jaka wiewiórka*, ściska wielkie, obrane jabłko, i orze je trzema zębami.
- Mamo! - woła z zachwytem Trójka - on wygląda jak PRAWDZIWY CHŁOPCZYK!
To prawda!
A zatem plwaj, Jarecka, na kamienie, te lecące z nieba, co ich nikt nie widział, i te, co zalegają na sercu, i też ich nikt ich nie widział; gwoli uczciwości.
Zażyj, Jarecka, pigułkę z Piątka, co chybocząc się stoi przy balustradzie na stopach jak kartofelki, i piszczy z uciechy, i suń spokojnie po tej równi pochyłej ku końcowi wakacji.
Jakoś to będzie, nie?
* Co ma wiewiórka do pulchnych łapek i jabłka, to jedna Jarecka wie (przyp. Wszechwiedzącego Narratora)
19.08.2014
Pół ryba, czyli syreni tutorial cz.2
Oto druga część tutka - jak zrobić szydełkową syrenę.
Jeśli mamy już pół-kobietę wykonaną według poprzednich instrukcji (KLIK) możemy zabrać się za dokończenie robótki.
Zanim jednak przejdziemy do kolejnych punktów, krótko:
Wzór opracowałam sama i dzielę się nim z Wami, żebyście mogły sprawić frajdę swoim córkom, synom, siostrzeńcom i siostrzenicom, bratanicom i bratankom, sąsiadkom, koleżankom i sobie samym. W zamian, proszę, podlinkujcie mój tutorial jeśli zechcecie pokazać swoje syreny w sieci.
Nadto czujcie się zobowiązane w sumieniu do pochwalenia się efektami via email, jeśli nie macie blogów ;)
Proszę też o opinie o samym kursie, czy czytelny, choć uprzedzam: aby się z nim zmierzyć, trzeba mieć opanowane podstawy sztuki szydełkowania; dziś np. dołączają słupki.
Syreny z Deszczowego Domu ogony mają różne, co wynika z faktu, iż Jarecka nigdy nie jest do końca usatysfakcjonowana, więc próbuje lepiej, zawsze zaś improwizuje.
Wam proponuje ogon prosty, niezawinięty; po pierwsze dlatego, że niełatwo wytłumaczyć jak takim ogonem zakręcić, po drugie: z żadnego ze zrobionych przez siebie zakręconych ogonów Jarecka nie jest stuprocentowo zadowolona.
Gotowi?
Start!
Do gotowego tułowia dowiązujemy nitkę w kolorze ogona.
(Użycie przynajmniej dwóch kolorów podkreśli efekt "łuski")
Pierwszy rząd ogona, to trzydziesty licząc od początku robótki, a zatem:
30 rz: półsłupek w każde oczko
31 rz: pomijamy jedno oczko, w kolejne wbijamy 5 słupków, następne pomijamy, w następne wbijamy półsłupek, kolejne znów pomijamy, w następne znów wbijamy 5 słupków - i tak do końca rzędu; uzyskamy 4 łuski, ostatni w rzędzie jest półsłupek.
32 rz(tu innym kolorem): dwa oczka łańcuszka, półsłupek wbity w środkowy słupek "łuski". Rząd przerabiamy tak jak poprzedni, z tym, że słupki wbijamy w półsłupek pomiędzy "łuskami".
33 - 37 rz: - j.w.
38 rz: podobnie jak wyżej, lecz zamiast 5, wbijamy 4 słupki.
Teraz można wypchać tułów syreny.
39 rz: półsłupek w każde oczko (18)
Kolejne rzędy przerabiamy zgodnie ze schematem:
49 rz: dwa słupki w każde oczko
50 rz: dwa słupki, słupek, dwa słupki, słupek, itd.
51 rz: układamy "płetwę" na płasko i teraz zaczniemy ją zrabiać razem.
W pierwsze z brzegu oczko wbijamy 5 słupków, dalej półsłupek w każde oczko, przedostatnie oczko pomijamy i w ostatnie znów wbijamy 5 słupków, zakańczamy, odcinamy i chowamy nitkę.
Iiii... GOTOWE!
Pozdrowienia z Deszczowego Domu!
17.08.2014
Pół kobieta, czyli syreni tutorial cz.1
Do wykonania pierwszej części syreny, czyli pół-kobiety, czyli syreny od pasa w górę, potrzebne będą:
- włóczki przynajmniej w dwóch kolorach (włosy i ciało)
- wypełnienie (np. kulka silikonowa)
- szydełko odpowiedniej grubości
- nożyczki
- igła
Gotowi do startu?
Na początek magic ring - formujemy pętelkę z kawałka nitki i wykonujemy na niej 6 półsłupków.
Końcówki nitki ściągamy i związujemy; to już pierwszy rząd naszej robótki.
W każde oczko pierwszego rzędu wbijamy dwa półsłupki.
3 rz: w co drugie oczko wbijamy dwa półsłupki:
4 rz: w co trzecie .... dwa półsłupki
5 rz: w co czwarte....
6 rz: w co piąte...
I tak uzyskujemy koło (czubek głowy syreny):
Do 10 rzędu przerabiamy tę samą ilość półsłupków (36)
Po zakończeniu dziesiątego rzędu odcinamy nitkę i przywiązujemy włóczkę w innym kolorze - w kolorze skóry syreny :)
Do 15 rzędu przerabiamy nadal tę samą ilość półsłupków (36)
W 16 rzędzie zaczyna się redukowanie ilości półsłupków w rzędzie. W tym celu pomijamy co szósty półsłupek, jak na poniższych zdjęciach:
W 17 rzędzie pomijamy co piąty półsłupek;
18 rząd: - co czwarty,
19 rząd: - co trzeci
Po ukończeniu 19 rzędu wypychamy głowę syreny:
20 rz: pomijamy co drugi półsłupek (rząd liczy teraz 12 półsłupków)
21 rząd przerabiamy bez zmian (12)
22 rz: w co drugie oczko wbijamy dwa półsłupki (co daje 18 półsłupków)
23 - 29 rząd przerabiamy tę samą ilość półsłupków.
Odcinamy nitkę i zabezpieczamy robótkę przed pruciem - do pozostałej końcówki wkrótce dowiążemy włóczkę na ogon.
Głowa i tułów gotowe, pora na ręce.
Zaczynamy od magic ring, pierwszy rząd z czterech półsłupków.
2 rz: w każde oczko wbijamy dwa półsłupki (8)
Ręka liczy 12 rzędów.
W rzędach 6 i 10 pomijamy po jednym półsłupku, ostatni rząd liczy więc 6 półsłupków, zakańczamy pozostawiając długą nitkę - przyszyjemy nią rękę do tułowia.
Oczywiście ręce muszą być dwie ;)
Poniżej rozpiska dla tych, którzy preferują schematy.
UWAGA: trzeba ją czytać od dołu :)
Zielone linie to linie pomocnicze. na żółto zaznaczony rząd, w którym wypychamy głowę.
Różowy znaczek - dwa półsłupki wbijane w jeden półsłupek poprzedniego rzędu
Niebieski znaczek - pomijamy jeden półsłupek poprzedniego rzędu
Żółte pętelki ze strzałką nie znaczą nic ;)
Tułów, ciąg dalszy powyższego schematu:
Mamy już pół-kobietę.
W oczekiwaniu na instrukcje wykonania pół-ryby, można zająć się twarzą i fryzurą.
Tu pełna dowolność.
Do aranżacji fryzury mogą przydać się kulki; jak zrobić kulkę - TU
Mały wypukły nosek:
I co tam jeszcze chcecie: usta, rumieńce, brwi; Jarecka ostatnio preferuje nieco waldorfskie facjaty
Więcej syrenich inspiracji TU i TU
C.D.N.
15.08.2014
Pamiątki z wakacji
Co Jarecka przywozi sobie z wakacji?
Oczywiście pamiątki.
A w tej liczbie co następuje: ciuchy z prowincjonalnych lumpeksów, kamyki, szyszki i listeczki, przetwory z napotkanych na wakacjach owoców, ubrania i akcesoria uheklowane ze zdobytych na wakacjach włóczek (ech, bo to wszystko rzuca sie na Jarecką i żal nie przerobić!).
Pamiątki się także kupuje.
Tu Jarecka ma zawsze szczerą intencję nabyć coś, co naprawdę zostało zrobione w odwiedzanych okolicach, nie zaś w odległych Chinach; przez ludzi, którzy lubią swoje zajęcie, nie przez małe chińskie rączki zasuwające po kilkanaście godzin dziennie trzydzieści dni w miesiącu.
Tym razem o pamiątki dla Jareckiej zatroszczyły się Najlepsze Przyjaciółki.
O, proszę:
(W roli słońca - broszka)
To tylko część tych wzruszających prezentów!
Ponieważ jednak wpis ów powstał nie tylko po to by chwalić sie przyjaciółkami i prezentami od nich, lecz głównie celem inspiracji gości Deszczowego Domu do działań wszelakich, idźmy dalej:
Jedna z Przyjaciółek obdarowała Jarecką lokalnymi wiktuałami.
W drewnianej skrzyneczce.
Z oryginalnej zawartości skrzynki ostały się już tylko domowe nalewki (jak widać, już napoczęte; czekają na zimowe wieczory), zatem przyszła pora, by zająć się przeobrażeniem tejże w pamiątkę z wakacji.
Biała farba do ścian, farbki akrylowe, kredki i lakier bezbarwny, oraz...
...fotki zrobione w muzeum w Wiśle jako wzór.
PS. W peesie prywata:
Jeśli wakacjujecie w okolicach Wisły, biegnijcie do tamtejszego muzeum! Piękna wysoka blondyna oprowadzi Was po wystawach i opowie Wam różne ciekawe rzeczy w lokalnym narzeczu (o historii regionu, nie o tym, jak się mieszka z Jarecką!)
A jeśli wakacyjne szlaki zawiodą Was do Koniakowa, w Galerii Na Szańcach kupicie oryginalne miejscowe rękodzieło - Jarecka ręczy głową, że małe rączki, które produkują tamtejsze precjoza (koronki, ceramika) należą do szczęśliwych kobiet :)
13.08.2014
Podzwonne po wpisie co był i go nie ma...i znów jest!
Drogi Czytelniku
Stała się rzecz straszna!
Jarecka porządkowała poczekalnię Deszczowego Domu i wyrzucała śmieci - i przypadkiem ofiarą jej porządków padł wpis dokonany siódmego sierpnia.
Umarł w butach, przepadło.
A zatem Czytelnik, który przybędzie tu w przyszłości, nie dowie się, że w Obi można było kupić tego lata przednie czteropaczki lawendy, o czym wiedzieli wszyscy oprócz Jareckiej, a która to lawenda nader bujnie przyozdobiła balkony sióstr CałkiemInnych - Mireckiej i Fistaszko.
Nie dowie się także, na czym polega metoda na kupki na kupki na kupki stosowana z powodzeniem przez siostrę Fistaszko w podróżach z rodziną ale nie tylko w podróżach, co nieodmiennie wpędza Jarecką w kompleksy.
(Prawdopodobnie wątek kupek kupek kupek wróci; tak obiecał Wszechwiedzący Narrator w zaginionym poście).
Jarecka tylko trochę węszy sabotaż, lub choćby jego zamiar, albowiem przed publikacją rzeczonego wpisu autoryzował go Jarecki - jak zwykle, gdy rzecz zahacza o realne osoby, zwłaszcza rodzinę.
Czy nikogo nie urażę? - zapytuje Jarecka powątpiewając w trzeźwość swojego osądu w tej kwestii; a nuż poniesie ją fantazja?
- Mojej mamie się to nie spodoba! - przeczytawszy, zawyrokował Jarecki.
- To, że zaprosiła gości, jak mieliśmy przyjechać do J na tydzień? Przecież to my wcześniej umówiliśmy się z Fistaszkami, że będziemy nocować u nich!
- Ale to czytają też koleżanki mojej mamy, jak to będzie wyglądało?
Jarecka powiedziała, że nie ma mowy, wątku gości u Rodziców Jareckich nie usuwa, że kto jak kto, ale jej teściowa ma dystans i Jarecka nie wierzy, by jej przyszło do głowy czuć się urażoną.
Widząc, że nic nie wskóra, Jarecki podniósł też wątek Mamy CałkiemInnej, która też jakoby salwowała się ucieczką przed zaogońską inwazją.
- Ale przecież termin wyjazdu mojej mamy na zgrupowanie chóru był od niej niezależny! - perswadowała Jarecka - podobnie zresztą jak termin kolonii, na które wyjechała połowa pogłowia Fistaszków i Mireckich!
- No to jeszcze Mirecka może nie być zachwycona - próbował Jarecki.
Dlaczego, nie wyjaśnił, i już tylko się odął, że skoro Jarecka go prosiła o cenzurę, to niechże teraz z nim nie wojuje, publikuje co chce i dajcie wy mi wszyscy święty spokój!
Wpis był i go nie ma, przepadło.
A jednak!
Ocierając łzę wzruszenia Zespół DD w składzie: Jarecka informuje, że zaginiony wpis znalazł się znów na swoim miejscu, w dniu 7.08.2014 i że było to możliwe dzięki Drogim Czytelniczkom, Małgorzacie i Magdalenie, które sprawiły Jareckiej wielką radość tym, że czytują i że się na tę okoliczność odezwały i pospieszyły z odsieczą!
Dziękuję!
Stała się rzecz straszna!
Jarecka porządkowała poczekalnię Deszczowego Domu i wyrzucała śmieci - i przypadkiem ofiarą jej porządków padł wpis dokonany siódmego sierpnia.
Umarł w butach, przepadło.
A zatem Czytelnik, który przybędzie tu w przyszłości, nie dowie się, że w Obi można było kupić tego lata przednie czteropaczki lawendy, o czym wiedzieli wszyscy oprócz Jareckiej, a która to lawenda nader bujnie przyozdobiła balkony sióstr CałkiemInnych - Mireckiej i Fistaszko.
Nie dowie się także, na czym polega metoda na kupki na kupki na kupki stosowana z powodzeniem przez siostrę Fistaszko w podróżach z rodziną ale nie tylko w podróżach, co nieodmiennie wpędza Jarecką w kompleksy.
(Prawdopodobnie wątek kupek kupek kupek wróci; tak obiecał Wszechwiedzący Narrator w zaginionym poście).
Jarecka tylko trochę węszy sabotaż, lub choćby jego zamiar, albowiem przed publikacją rzeczonego wpisu autoryzował go Jarecki - jak zwykle, gdy rzecz zahacza o realne osoby, zwłaszcza rodzinę.
Czy nikogo nie urażę? - zapytuje Jarecka powątpiewając w trzeźwość swojego osądu w tej kwestii; a nuż poniesie ją fantazja?
- Mojej mamie się to nie spodoba! - przeczytawszy, zawyrokował Jarecki.
- To, że zaprosiła gości, jak mieliśmy przyjechać do J na tydzień? Przecież to my wcześniej umówiliśmy się z Fistaszkami, że będziemy nocować u nich!
- Ale to czytają też koleżanki mojej mamy, jak to będzie wyglądało?
Jarecka powiedziała, że nie ma mowy, wątku gości u Rodziców Jareckich nie usuwa, że kto jak kto, ale jej teściowa ma dystans i Jarecka nie wierzy, by jej przyszło do głowy czuć się urażoną.
Widząc, że nic nie wskóra, Jarecki podniósł też wątek Mamy CałkiemInnej, która też jakoby salwowała się ucieczką przed zaogońską inwazją.
- Ale przecież termin wyjazdu mojej mamy na zgrupowanie chóru był od niej niezależny! - perswadowała Jarecka - podobnie zresztą jak termin kolonii, na które wyjechała połowa pogłowia Fistaszków i Mireckich!
- No to jeszcze Mirecka może nie być zachwycona - próbował Jarecki.
Dlaczego, nie wyjaśnił, i już tylko się odął, że skoro Jarecka go prosiła o cenzurę, to niechże teraz z nim nie wojuje, publikuje co chce i dajcie wy mi wszyscy święty spokój!
Wpis był i go nie ma, przepadło.
A jednak!
Ocierając łzę wzruszenia Zespół DD w składzie: Jarecka informuje, że zaginiony wpis znalazł się znów na swoim miejscu, w dniu 7.08.2014 i że było to możliwe dzięki Drogim Czytelniczkom, Małgorzacie i Magdalenie, które sprawiły Jareckiej wielką radość tym, że czytują i że się na tę okoliczność odezwały i pospieszyły z odsieczą!
Dziękuję!
9.08.2014
Goście, goście
Z południowych krain przybył Padre Gabryjel.
Poza tym, że jest ojcem chrzestnym Dwójki, ma Padre pewną szczególną cechę.
Otóż zasypia.
Gdy Padre odprawia mszę, zasypia podczas czytań.
Głowa mu opada, gdy słucha grzechów.
Ilekroć przyjeżdża do Jareckich na kolację, ledwie wysiądzie z samochodu, zaczyna słaniać się nogami.
Zrazu myślała Jarecka (nie bez uznania), że wszystkiemu winien tryb życia na wzór wielebnego Vianneya. Wątpliwości rozwiał sam Gabryjel:
- Ale miałem ciężki dzień - wyznał boleśnie - nie miałem przez cały dzień okazji położyć się choćby na godzinę!
Co sobie Jarecka, matka dzieciom, na to dictum pomyślała, zachowa dla siebie. Ale że Padre zasypia - musi chory, pomyślała.
Padre mówi że nie, nie chory.
Tymczasem rzecz tak wygląda, że Padre Gabryjel chcąc w czasie urlopu odwiedzić wszystkich krewnych i znajomych, że ma na Zaogonie daleko, przybywa późno.
Ubiegłego lata przybył około jedenastej wieczorem.
Jarecki zaparzył szatańską (tfuu!) kawę i przyczaił się z butelką coca-coli, Jarecka zasypała gościa pytaniami - a jak tam Padre, ci się żyje; a jak było w Brazylii na dniach młodzieży; a jak na tej twojej misji?
Gabryjel ziewał i wkładał wiele wysiłku w utrzymanie otwartych oczu; raz po raz zawieszał sie między pytaniem a odpowiedzią. Jareccy jęli się niepokoić, wszak przed Padre daleka droga z powrotem, za kółkiem. Jak dojedzie, skoro tylko patrzeć, jak padnie pod stół? Może ci pościelę na materacu u Jaśnie Panicza? -zapytała Jarecka. Ach, nie - Padre mlasnął, zarzucił głową i znów spróbował osiągnąć pion.
Jarecki przyniósł kolejną filiżankę kawy a Jarecka wystartowała z nowym zestawem pytań.
- No a jak tam ludzie w tym twoim kraju? Dużo tam katolików? Muzułman? Żydów?
- Co?... - chrapnął Padre - No, katolicy, taaak... Ale też dużo widzi się takich.. - tu Gabryjel zatoczył dłonią okrąg wokół twarzy - murzynów...
- Murzynów? U ciebie? - zdziwiła się Jarecka - znaczy się co, to ci imigranici z południowej Afryki? Dotarli już do was?
Gabryjel zwiesił głowę a Jareccy zadumali się nad okrutną historią.
Jarecka widziała ją jako wiatr, co miota ludźmi jak liśćmi.
Jarecki jako wielką łyżkę, co nieustannie miesza w europejskim tyglu.
- Co? - zakrzyknął nagle Padre Gabryjel - jacy murzyni, u mnie? Przecież rozmawialiśmy o Brazylii!
Nie da się ukryć, przed godziną.
- Coś jeszcze?
- eee...woreczki?
- Ciociu, a ty kiedyś szyłaś takie kwiatki z kółek?
- Nie!
I pomyśleć, że Jarecka do tej pory wyrzucała kołnierzyki z pociętych przez siebie koszul!
Poza tym, że jest ojcem chrzestnym Dwójki, ma Padre pewną szczególną cechę.
Otóż zasypia.
Gdy Padre odprawia mszę, zasypia podczas czytań.
Głowa mu opada, gdy słucha grzechów.
Ilekroć przyjeżdża do Jareckich na kolację, ledwie wysiądzie z samochodu, zaczyna słaniać się nogami.
Zrazu myślała Jarecka (nie bez uznania), że wszystkiemu winien tryb życia na wzór wielebnego Vianneya. Wątpliwości rozwiał sam Gabryjel:
- Ale miałem ciężki dzień - wyznał boleśnie - nie miałem przez cały dzień okazji położyć się choćby na godzinę!
Co sobie Jarecka, matka dzieciom, na to dictum pomyślała, zachowa dla siebie. Ale że Padre zasypia - musi chory, pomyślała.
Padre mówi że nie, nie chory.
Tymczasem rzecz tak wygląda, że Padre Gabryjel chcąc w czasie urlopu odwiedzić wszystkich krewnych i znajomych, że ma na Zaogonie daleko, przybywa późno.
Ubiegłego lata przybył około jedenastej wieczorem.
Jarecki zaparzył szatańską (tfuu!) kawę i przyczaił się z butelką coca-coli, Jarecka zasypała gościa pytaniami - a jak tam Padre, ci się żyje; a jak było w Brazylii na dniach młodzieży; a jak na tej twojej misji?
Gabryjel ziewał i wkładał wiele wysiłku w utrzymanie otwartych oczu; raz po raz zawieszał sie między pytaniem a odpowiedzią. Jareccy jęli się niepokoić, wszak przed Padre daleka droga z powrotem, za kółkiem. Jak dojedzie, skoro tylko patrzeć, jak padnie pod stół? Może ci pościelę na materacu u Jaśnie Panicza? -zapytała Jarecka. Ach, nie - Padre mlasnął, zarzucił głową i znów spróbował osiągnąć pion.
Jarecki przyniósł kolejną filiżankę kawy a Jarecka wystartowała z nowym zestawem pytań.
- No a jak tam ludzie w tym twoim kraju? Dużo tam katolików? Muzułman? Żydów?
- Co?... - chrapnął Padre - No, katolicy, taaak... Ale też dużo widzi się takich.. - tu Gabryjel zatoczył dłonią okrąg wokół twarzy - murzynów...
- Murzynów? U ciebie? - zdziwiła się Jarecka - znaczy się co, to ci imigranici z południowej Afryki? Dotarli już do was?
Gabryjel zwiesił głowę a Jareccy zadumali się nad okrutną historią.
Jarecka widziała ją jako wiatr, co miota ludźmi jak liśćmi.
Jarecki jako wielką łyżkę, co nieustannie miesza w europejskim tyglu.
- Co? - zakrzyknął nagle Padre Gabryjel - jacy murzyni, u mnie? Przecież rozmawialiśmy o Brazylii!
Nie da się ukryć, przed godziną.
...
Przelała się też przez Deszczowy Dom fala nastolatek.
Fistaszkówna i Drumlanka, przełom tysiącleci.
- Ciociu, co możemy uszyć łatwego?
- opaski?
- Coś jeszcze?
- eee...woreczki?
- Ciociu, a ty kiedyś szyłaś takie kwiatki z kółek?
- Nie!
I pomyśleć, że Jarecka do tej pory wyrzucała kołnierzyki z pociętych przez siebie koszul!
A na koniec upiekły ciastka.
7.08.2014
Kaczki, kwiatki i sałatki
W mieście J Jareccy ulokowali się w domu Fistaszków, czyli u siostry CałkiemInnej.
Trudno dociec, jaki wpływ na wakacyjne plany reszty rodziny miał przyjazd Jareckich (aż na tydzień!) - dość, że akurat w tym terminie Mama CałkiemInna wyjechała grupować się ze swoim chórem, a Mama Jarecka ratowała się przed zaogońską inwazją zapraszając innych gości.
Padło na Fistaszków.
Fistaszkowie mieszkają w niewielkim bloku przytulonym do wychuchanego parku. Od strony podwórka dom prezentuje szlachetne proporcje familoka i nawet kryty jest uczciwą dachówką, choć można się spierać, czy dekoracja quasi szachulec to nie za wiele dobrego.
Z okien Fistaszków widać szpiczaste szczyty starej zabudowy lub ciemną ścianę parku.
Dziwnym trafem większość swoich dzieci Fistaszkowie akurat wysłali na kolonie.
- Tu będziecie spali z Piątkiem - wskazała Fistaszkowa - a w pokoju chłopców możecie sobie zrobić garderobę - możesz sobie ułożyć wszystko...
- Tak, tak - pośpieszyła Jarecka - zaraz sobie wszystko ułożę na kupki na kupki na kupki!
("Na kupki na kupki na kupki" jest to sprawdzona metoda siostry Fistaszko na utrzymanie porządku w rzeczach licznej rodziny w podróży. Fistaszkowie dużo podróżują, więc system kupkowy jest po wielokroć sprawdzony. Nie muszę grzebać, wszystko ogarniam wzrokiem! - reklamuje Fistaszkowa)
I, jako się rzekło; tu kupka mamy, tu Czwórki, tam Trójki...
Jaśnie Panicz zrejterował do dziadków Jareckich i tyle go widziano.
Ach, jakiż to był miły tydzień!
Tego, że siostrzane CałkiemInne spędy kończą się zazwyczaj chrypką i zawrotami głowy (skutkiem hiperwentylacji) powtarzać nie trzeba, wszelako mają miejsce inne charakterystyczne sceny:
- Oooo - mówi Jarecka z zachwytem wychodząc na balkon u siostry Mireckiej, która także mieszka w J - jaką masz piękną lawendę!
- No, to z tych czteropaczków - wyjaśnia Mirecka tonem zarezerwowanym dla oczywistych oczywistości.
- Z jakich czteropaczków?? - dziwi się Jarecka.
- No z Obi!
Lub podobnie, przy stole:
- Jaka dobra sałatka! - zachwala Jarecka.
- No przecież to ta gyrosem - wzrusza ramionami Mirecka.
- Z czym?
- No z gyrosem! Nie znasz sałatki z gyrosem??
Nieco później, wieczorem, u Fistaszków na balkonie Jarecka komplementuje bujną lawendę:
- To z tych czteropaczków - tłumaczy skromnie Fistaszkowa.
O skład pochłanianej właśnie sałatki Jarecka już nie pyta.
Zaprawdę, zaprawdę, podróże kształcą.
...
W kolejnej odsłonie wakacji młoda Fistaszkówna w Deszczowym Domu pod okiem ciotki szyje saszetki.
Na tę lawendę z czteropaczków.
Potem te saszetki siostra Fistaszko ułoży sobie w szafach na każdej kupce na kupce na kupce.
Prawda, że wypas?
I rozwiązanie kaczej zagadki:
15 plus jedna na pniaczku. Chyba, że coś nam umknęło?
:)
PS. A ci, co po lekturze tego wpisu opłakują brak Obi w swojej okolicy niech śpieszą po lawendę TUTAJ :)
5.08.2014
Tylko latem, tylko na Zaogoniu
Ścieżka do Deszczowego Domu zarosła, o czym Jareccy przekonali się torując sobie drogę do drzwi przy pomocy toreb, koszów, skrzynek i dzieci.
Nic dziwnego, że winorośl wyciągnęła macki nad chodnikiem ale żeby przez dwa tygodnie między tujami wyrosła półtorametrowa leszczyna? (Właściwie to dobrze, właściwie to właściwie - myślała Jarecka - z leszczyny jakiś pożytek przynajmniej, a z tuj? Fuj!)
Klucz wisiał na gwoździu tak jak go Jareccy zostawili, na szafce na buty leżały lekko przykurzone koperty.
W środku, w mieszkaniu, panował ten rodzaj porządku, który nie wynika z tego, że ktoś sprząta, lecz z tego, że nikt nie bałagani. Czasem tak bywa u starszych osób. W lodówce kwitła dżungla! Kwitnące dżemy, kwitnące suszone pomidory, kwitnące resztki piątkowej zupy.
- Ile was właściwie mam? - mamrotała Jarecka do siebie o poranku, tym, który nastąpił zaraz po powrocie do domu - cztery dziewczynki... Wróć! Trzy dziewczynki, w tym jedna pożyczona, właściwie nie dziewczynka a panienka, a Piątek - Piątek jest chłopcem!
Dla równowagi, w J został Jaśnie Panicz i Dwójka.
Nieobecność Jaśnie Panicza w domu jest bardzo odczuwalna, bardzo. Zaskoczyło Jareckich, że aż tak. Gdy na początku lipca pierworodny oddalił się na kolonie, ledwie na tydzień, w Deszczowym Domu nastąpiło ewidentne rozluźnienie obyczajów! Jareccy wieczorami żłopali alkohol (piwo na spółę), oglądali telewizję oraz filmy dla dorosłych (Gra o tron, Breaking bad) a także jedli czipsy. Tylko trochę miało to związek z faktem, iż zwolnił się jaśniepański lokal, w którym libacje te mogły mieć miejsce; więcej z tym, że Jaśnie Panicz to typ psa pasterskiego.
(Tę tezę świetnie ilustruje sytuacja, w której rodzina wchodzi do windy. Postronny obserwator zobaczy wyraźnie, że Jaśnie Panicz i Czwórka są tymi, którzy zajmują miejsca przy odrzwiach, w wykroku - niby lamassu - bacząc w napięciu, by wszyscy sie zmieścili i by drzwi nie zamknęły się komuś na kostce. Czwórka dodatkowo nagania maruderów gestem dłoni. Jareccy może powinni sie oburzać na powierzoną im rolę bezmyślnych owiec ale tak ich to bawi, że nie zdążają)
Możliwe także, iż w owym beztroskim czasie udzielił się Jareckim ogólny klimat sąsiedzki.
W trzeci dzień, a właściwie wieczór wakacji, sąsiadka Danuta postulowała sporządzenie grafiku, który regulowałby, kto w który wieczór będzie pił wodę i soki, by w razie nieszczęśliwego wypadku mógł prowadzić pojazdy mechaniczne lub dialogować z władzą. Gdyby któreś dziecko na przykład użądliła osa - motywowała Danuta, po mężu Sosna. Danuta szczególnie boi się os, bo jeden z jej synów doznaje wstrząsu w zetknięciu z żądłem, wszyscy jednak wiedzą, że Sośniak ów posiada strzykawkę z remedium, nadto sam jest pełnoletni. Wniosek przepadł, bo nikt nie chciał być pierwszy.
Tymczasem nastał sierpień, miesiąc trzeźwości.
Nastała też wśród sąsiadek osobliwa moda na paradowanie w biustonoszach, takich bieliźnianych. Jarecki jest zakłopotany, Jarecka trwa w osłupieniu.
A przecież coś niemoralnego trzeba robić, w końcu są wakacje!
Zaogońska świątynia dumania. Miejsce, w którym Jarecka potajemnie wysypuje suchy chleb.
Potajemnie, żeby różni tacy co piszą tabliczki (KLIK) - widząc Jarecką wytrząsającą coś z papierowej torby nie pomyśleli sobie, że Jarecka właśnie taką ma...
Policz kaczki
:)
Nic dziwnego, że winorośl wyciągnęła macki nad chodnikiem ale żeby przez dwa tygodnie między tujami wyrosła półtorametrowa leszczyna? (Właściwie to dobrze, właściwie to właściwie - myślała Jarecka - z leszczyny jakiś pożytek przynajmniej, a z tuj? Fuj!)
Klucz wisiał na gwoździu tak jak go Jareccy zostawili, na szafce na buty leżały lekko przykurzone koperty.
W środku, w mieszkaniu, panował ten rodzaj porządku, który nie wynika z tego, że ktoś sprząta, lecz z tego, że nikt nie bałagani. Czasem tak bywa u starszych osób. W lodówce kwitła dżungla! Kwitnące dżemy, kwitnące suszone pomidory, kwitnące resztki piątkowej zupy.
- Ile was właściwie mam? - mamrotała Jarecka do siebie o poranku, tym, który nastąpił zaraz po powrocie do domu - cztery dziewczynki... Wróć! Trzy dziewczynki, w tym jedna pożyczona, właściwie nie dziewczynka a panienka, a Piątek - Piątek jest chłopcem!
Dla równowagi, w J został Jaśnie Panicz i Dwójka.
Nieobecność Jaśnie Panicza w domu jest bardzo odczuwalna, bardzo. Zaskoczyło Jareckich, że aż tak. Gdy na początku lipca pierworodny oddalił się na kolonie, ledwie na tydzień, w Deszczowym Domu nastąpiło ewidentne rozluźnienie obyczajów! Jareccy wieczorami żłopali alkohol (piwo na spółę), oglądali telewizję oraz filmy dla dorosłych (Gra o tron, Breaking bad) a także jedli czipsy. Tylko trochę miało to związek z faktem, iż zwolnił się jaśniepański lokal, w którym libacje te mogły mieć miejsce; więcej z tym, że Jaśnie Panicz to typ psa pasterskiego.
(Tę tezę świetnie ilustruje sytuacja, w której rodzina wchodzi do windy. Postronny obserwator zobaczy wyraźnie, że Jaśnie Panicz i Czwórka są tymi, którzy zajmują miejsca przy odrzwiach, w wykroku - niby lamassu - bacząc w napięciu, by wszyscy sie zmieścili i by drzwi nie zamknęły się komuś na kostce. Czwórka dodatkowo nagania maruderów gestem dłoni. Jareccy może powinni sie oburzać na powierzoną im rolę bezmyślnych owiec ale tak ich to bawi, że nie zdążają)
Możliwe także, iż w owym beztroskim czasie udzielił się Jareckim ogólny klimat sąsiedzki.
W trzeci dzień, a właściwie wieczór wakacji, sąsiadka Danuta postulowała sporządzenie grafiku, który regulowałby, kto w który wieczór będzie pił wodę i soki, by w razie nieszczęśliwego wypadku mógł prowadzić pojazdy mechaniczne lub dialogować z władzą. Gdyby któreś dziecko na przykład użądliła osa - motywowała Danuta, po mężu Sosna. Danuta szczególnie boi się os, bo jeden z jej synów doznaje wstrząsu w zetknięciu z żądłem, wszyscy jednak wiedzą, że Sośniak ów posiada strzykawkę z remedium, nadto sam jest pełnoletni. Wniosek przepadł, bo nikt nie chciał być pierwszy.
Tymczasem nastał sierpień, miesiąc trzeźwości.
Nastała też wśród sąsiadek osobliwa moda na paradowanie w biustonoszach, takich bieliźnianych. Jarecki jest zakłopotany, Jarecka trwa w osłupieniu.
A przecież coś niemoralnego trzeba robić, w końcu są wakacje!
...
Zaogońska świątynia dumania. Miejsce, w którym Jarecka potajemnie wysypuje suchy chleb.
Potajemnie, żeby różni tacy co piszą tabliczki (KLIK) - widząc Jarecką wytrząsającą coś z papierowej torby nie pomyśleli sobie, że Jarecka właśnie taką ma...
Policz kaczki
:)
1.08.2014
Wakacje
Z wakacjami było tak:
Drugiego stycznia, kilka minut przed ósmą (o tej porze Jarecki zaczyna pracę) Jarecki wybrał numer pewnego hotelu na Helu.
- Dzień dobry - powiedział - chciałbym zaklepać sobie dwa tygodnie letnią porą, ja i moja rodzina, w sumie siedem osób, właściwie sześć i pół, bo od biedy mogę zabrać z domu łóżeczko dla mojego...
- Ależ - powiedziała pani w słuchawce - wszystko już zajęte...
- Jakże to? - Jarecki na to - czyż nie od dziś przyjmujecie zapisy na wczasy?
- No nie! - zdziwiła się pani - robiliśmy rezerwacje od ósmego grudnia. Nie wiedział pan? Dostał pan maila, na pewno!
Jarecki nie wiedział, że dostał, bo ósmego grudnia był na tacierzyńskim.
Pani powiedziała, że może wciągnąć go na listę rezerwową, na pozycję siedemdziesiątą trzecią.
Dobrze, westchnął Jarecki.
(Aby czytelnik mógł sie należycie odnaleźć w niuansach ciągu dalszego, trzeba mu wiedzieć, że Jarecki pracuje w Firmie, której korzenie przebijają sie przez warstwy skorupy ziemskiej aż do kredy, a może i głębiej, w związku z czym raz na dwa lata Jareccy, którzy jak rok długi ledwie wiążą koniec z końcem, lądują na wczasach w jakimś krajowym kurorcie, gdzie trzy razy dziennie objadają stołówkę, ich apartament sprząta pokojówka a dziećmi zajmuje się najprawdziwsza KaO!)
Jakże smutno było Jareckiej, że nie spędzi wakacji jak Kossak i Tyrmand! że znów nie ujrzy morza!
Możemy jeszcze do Wypiździelówki, powiedział Jarecki, albo do Dzyń-dzyń.
Jarecka wzdychała, sapała, przewracała oczami i jak tylko mogła była nierada. Gdzie jest ta Wypiździelówka? Pewnie nie ma tam nawet wody, żeby nogi pomoczyć! Dzyń-dzyń - phi! Toż do Dzyń-dzyń mogłam jeździć w licealnych czasach prawie że czerwonym autobusem!
No dobrze, czerwonawym.
Lecz przy tej myśli wzburzenie nieco osłabło.
Właściwie, powiedziała Jarecka, dzieci nigdy nie były latem w górach.
W Dzyń-dzyń mieszka też jedna z Najlepszych Przyjaciółek... I druga niedaleczko, i parę koleżanek...
Od tej pory Jarecka zastanawiała sie już tylko, ile spotkań z Najlepszymi Przyjaciółkami będzie w stanie wytrzmać Jarecki.
...
Teraz Deszczowy Dom jeszcze stoi pusty.
Jarecka pęka w szwach od inspiracji, których pewnie nie uda jej się przekuć w artefakty przez kolejny rok, ale będzie się starała, to pewne.
I żeby nie było, że się Jareckiej nie udało jak Samozwaniec i jak Tyrmand - udało się jak Melchior Wańkowicz!*
Oto teraz, późną nocą, Deszczowy Dom nadaje dla Was z rodzinnego miasta Jareckich, J, które, jak się okazało, miejscami lśni blaskiem swojej międzywojennej sławy.
*W Zielu na kraterze Wańkowicz wspomina (no dobrze, dość zdawkowo) swoją bytność w J w czasie włóczęgi po Śląsku.
Co jednakowoż doskonale robi snobizmowi Jareckiej :)
Pozdrowienia z J!
Drugiego stycznia, kilka minut przed ósmą (o tej porze Jarecki zaczyna pracę) Jarecki wybrał numer pewnego hotelu na Helu.
- Dzień dobry - powiedział - chciałbym zaklepać sobie dwa tygodnie letnią porą, ja i moja rodzina, w sumie siedem osób, właściwie sześć i pół, bo od biedy mogę zabrać z domu łóżeczko dla mojego...
- Ależ - powiedziała pani w słuchawce - wszystko już zajęte...
- Jakże to? - Jarecki na to - czyż nie od dziś przyjmujecie zapisy na wczasy?
- No nie! - zdziwiła się pani - robiliśmy rezerwacje od ósmego grudnia. Nie wiedział pan? Dostał pan maila, na pewno!
Jarecki nie wiedział, że dostał, bo ósmego grudnia był na tacierzyńskim.
Pani powiedziała, że może wciągnąć go na listę rezerwową, na pozycję siedemdziesiątą trzecią.
Dobrze, westchnął Jarecki.
(Aby czytelnik mógł sie należycie odnaleźć w niuansach ciągu dalszego, trzeba mu wiedzieć, że Jarecki pracuje w Firmie, której korzenie przebijają sie przez warstwy skorupy ziemskiej aż do kredy, a może i głębiej, w związku z czym raz na dwa lata Jareccy, którzy jak rok długi ledwie wiążą koniec z końcem, lądują na wczasach w jakimś krajowym kurorcie, gdzie trzy razy dziennie objadają stołówkę, ich apartament sprząta pokojówka a dziećmi zajmuje się najprawdziwsza KaO!)
Jakże smutno było Jareckiej, że nie spędzi wakacji jak Kossak i Tyrmand! że znów nie ujrzy morza!
Możemy jeszcze do Wypiździelówki, powiedział Jarecki, albo do Dzyń-dzyń.
Jarecka wzdychała, sapała, przewracała oczami i jak tylko mogła była nierada. Gdzie jest ta Wypiździelówka? Pewnie nie ma tam nawet wody, żeby nogi pomoczyć! Dzyń-dzyń - phi! Toż do Dzyń-dzyń mogłam jeździć w licealnych czasach prawie że czerwonym autobusem!
No dobrze, czerwonawym.
Lecz przy tej myśli wzburzenie nieco osłabło.
Właściwie, powiedziała Jarecka, dzieci nigdy nie były latem w górach.
W Dzyń-dzyń mieszka też jedna z Najlepszych Przyjaciółek... I druga niedaleczko, i parę koleżanek...
Od tej pory Jarecka zastanawiała sie już tylko, ile spotkań z Najlepszymi Przyjaciółkami będzie w stanie wytrzmać Jarecki.
...
Teraz Deszczowy Dom jeszcze stoi pusty.
Jarecka pęka w szwach od inspiracji, których pewnie nie uda jej się przekuć w artefakty przez kolejny rok, ale będzie się starała, to pewne.
I żeby nie było, że się Jareckiej nie udało jak Samozwaniec i jak Tyrmand - udało się jak Melchior Wańkowicz!*
Oto teraz, późną nocą, Deszczowy Dom nadaje dla Was z rodzinnego miasta Jareckich, J, które, jak się okazało, miejscami lśni blaskiem swojej międzywojennej sławy.
*W Zielu na kraterze Wańkowicz wspomina (no dobrze, dość zdawkowo) swoją bytność w J w czasie włóczęgi po Śląsku.
Co jednakowoż doskonale robi snobizmowi Jareckiej :)
Pozdrowienia z J!