30.12.2012

Straszna noc na Zaogoniu

Tej nocy księżyc wisiał nad Zaogoniem jak wielka patelnia.

Jarecka obudziła się znienacka w środku nocy. Chwilę nasłuchiwała, ale w Deszczowym Domu było cicho, więc, jak zwykle gdy w nocy obudzi się bez powodu, zaczęła się modlić za zmarłych (zazwyczaj znów usypia nim dobrnie do "amen"). Przy słowach "w pokoju wiecznym" nagle zapaliło się światło nad garażem i serce Jareckiej zaczęło walić niespokojnie.
Najpierw pomyślała, że to ten sam złodziej, który w zeszłym miesiącu ukradł sąsiadowi ogroomny traktor. Jareccy nie mają traktora, więc czego by szukał?
Potem, że to sąsiad Czesiunio zakrada się do garażu po dżem morelowy. I tę myśl odrzuciła, bo Czesiunio wziął dżem (który Jareccy dostali od Mamy Jareckiej) przypadkiem, ponieważ jego dżem jabłkowy stał tuż obok i wyglądał bardzo podobnie. Poza tym Czesiuniowa od razu Jareckiej o tej pomyłce doniosła, Jarecka życzyła smacznego i zupełnie jawnie obiecała się odegrać częstując się sałatką z ogórków albo i słoikiem kiszonych!
Ale wróćmy do światła, które w środku nocy zapaliło się nad garażem.
Jarecka podeszła do okna i zobaczyła jakiś tajemniczy niby-zwierzęcy kształt skradający się przez podwórko. Już miała pukać do sąsiada, który ma strzelbę i w weekendowe ranki jeździ na strzelnicę ale po raz kolejny dotarło do niej, że jest środek nocy, więc wyskoczyła na balkon, rozwarła gardziel i bluznęła tak strrrasznym przekleństwem, że groźny zwierz nie zwlekając padł w śnieg i znieruchomiał.
Zaiste!
Miał rację Niemen, że słowem złym można zabić jak nożem!

Rano Jareckiej zdawało się, że miała straszny sen, ale oto co zobaczyła wyszedłszy na balkon:



Jarecka zeszła, zgarnęła truchło i zamknęła się z nim w garażu. Kiedyś podglądała wujka myśliwego, jak czyścił należne mu poroże. Wujek był smutny i Jarecka przysięgłaby, że widziała w jego oczach łzy, gdy mówił, że frajda polowania kończy się w momencie oddania celnego strzału. Dziwne, bo zaogoński lis miał w środku kulki silikonowe i patroszenie go było czynnością zupełnie bezkrwawą. Tym bardziej Jarecka przerobiła toto na kołnierz.


W domu opowiedziała Jareckiemu swoją straszną nocną przygodę i zaprezentowała kołnierz (czy Jarecka mówiła kiedyś, że NIGDY nie będzie nosiła futra? Kłamliwa kobieta!)
Jarecki wysłuchał, obejrzał i powiedział, że się nie liczy, bo prawdziwy kołnierz z lisa powinien mieć metalowy klips pod lisią brodą, plastikowe pazurki i szklane oczy.
I tyle miał do powiedzenia żonie, która nie ulękła się konfrontacji z dzikim zwierzęciem!

29.12.2012

Pędzle w dłoń!

 Marzenia spełniają się w przewrotny sposób.
Marzyło się kiedyś Jareckiej, że założy firmę i będzie malować ściany- takie tam puby, przedszkola i prywatne wnętrza. Cudownie beztroski i utopijny to był plan, bo Jarecka nie miała wtedy prawa jazdy, za to miała dwójkę maleńtasów (z czego jedno przy piersi) i gdy wkrótce zaszła w trzecią ciążę, sprawa firmy ostatecznie się rypła, ale malowania ścian- nie.


 I oto kolejne, jeszcze niedoschnięte zapewne dzieło Jareckich (Jarecki dzielnie nosił puszki, radził, akceptował i zajmował się córkami!).
 
W tym pomieszczeniu będą się odbywały zajęcia... szkoły rodzenia.
Miało być energetycznie i pasować do czerwonych i niebieskich materaców.
(Jarecka czuje zabobonny lęk w miejscach przeznaczonych dla ciężarnych, zdaje jej się, że się zarazi!)





Ale może nie ! ;) 
(na wszelki wypadek splunęła dwakroć przez lewe ramię)

Podoba Wam się?

28.12.2012

O tym, jak Jarecka robiła sobie prezenty

Było tak:
Na tydzień przed Świętami Jarecka znalazła się w galerii handlowej. Trututu!!! Sama!!!
Nie miała przy sobie nikogo do prowadzenia za rękę, do wiezienia w wózku czy choćby do patrzenia nań, czy się nie zgubi. To jest doniosły fakt, dajmy więc sobie chwilę na przetrawienie go i uznanie tej doniosłości.
...
Skoro więc Jarecka znalazła się już w pojedynkę w galerii handlowej, najpierw zastanowiła się, w którą stronę się udać, dokąd i po co. Ponieważ nic jej nie przychodziło na tę okoliczność do głowy, poszła sobie przed siebie w nadziei że jej się te prawdy same objawią. Weszła do sklepu z ubraniami, obejrzała i wyszła. Weszła do drugiego i doznała uczucia deja vu, ale znowu obejrzała i wyszła. W trzecim- rany boskie!- to samo!
Byłoby podobnym do Jareckiej wejść trzykroć do tego samego sklepu i się nie zorientować, ale ponad wszelką wątpliwość były to trzy różne sklepy. A ubrania te same.
Jarecka miała przed sobą jeszcze lekko licząc półtorej godziny błąkania się po tym labiryncie Minotaura i zaczęła żałować, że nie wzięła ze sobą książki, mogłaby zasiąść w pierwszej lepszej kawiarni i odciąć się od nadmiaru bodźców.
I wtedy, Deus ex machina, odezwał się telefon (bożonarodzeniowy cud, że jego dźwięk przebił się przez letitsnoły i dżingylbelsy) i głos Szwagierki zapytał, czym by tu dziewczynki Jareckie obdarować, czy Jareckiej coś takiego przychodzi do głowy, a skoro już jest w duużym sklepie (Szwagierka odpowiednio się na tę okoliczność zdziwiła), to czy w ogóle mogłaby, hm, kupić im te tam drobiazgi sama?
Włącz wyobraźnię Czytelniku, by zobaczyć, jak kamera oddala się od Jareckiej i widać, w jakim tłumie ta kobieta stoi, i jak ten tłum jest ruchliwy i hałaśliwy i jak ją opływa jak górski strumień a ona stoi bezradnie i niewzruszenie, a z góry spada na nią słup światła i rozlega się anielski chór, bo w tym momencie gdy Szwagierka stawia znak zapytania na końcu zdania, wzrok Jareckiej wyławia szyld Empiku i Jarecka podąża za nim jak za gwiazdą betlejemską.
A gdy już się Jarecka znalazła między półkami z książkami dla dzieci od razu zapomniała że dziewczynki lubią o księżniczkach, żeby z naklejkami, zagadkami, okienkami i brokatem- o wszystkim tym Jarecka zapomniała, bo postanowiła podarować swoim córkom coś cenniejszego niż piękny przedmiot a nawet niż kawałek literatury- postanowiła podarować im czas spędzony z mamą. Czas, gdy mama siedzi w łóżku pełnym dzieci i czyta im książkę, którą ją samą cieszy i interesuje. Jarecka oczywiście czyta też- wedle życzenia- "Trzy Świnki" po raz enty, "Czerwonego Kapturka" w kilku wersjach po raz enty, tudzież legendy polskie, aż odbija jej się Syrenką, ziewa przy tym, wierci się, opuszcza całe wersy a potem buziaki- i ucieka, zanim jej Czwórka wciśnie w rękę "Calineczkę". Ale zdarza się i tak, że Jarecka skończywszy rozdział pyta: może jeszcze jeden? Dziatki zachwycone i wyciszone przystają radośnie- i właśnie takich chwil dla swoich córek szukała Jarecka na półkach Empiku.
I znalazła!
Leszek Talko dla Dwójki. Oznaczenie "dla fanów Mikołajka" nie zrobiło na Jareckiej żadnego wrażenia, choć jak wiadomo jest fanką Mikołajka, a jakże! Jest też odkąd pamięta fanką talentu i dowcipu Leszka Talki, i to przesądziło sprawę. Niemniej fanom Mikołajka Jarecka też poleca, Jaśnie Panicz jest zachwycony.




A to dla Trójki.
Dla niej pięknie ilustrowane mądre historyjki a dla mamy- tysiące wspomnień.
Jarecka omal nie padła z wrażenia zobaczywszy że są aż trzy tomy tego zbioru. Zakupiła pierwszą, ostrzy sobie zęby na kolejne
Trochę Jareckiej przeszkadza, że format jest prostokątny a opracowanie graficzne opowiadań oryginalne, w kwadrat. Powstają białe marginesy z góry i z dołu...
Cóż, damy radę, jako ten Pitu i Kudłata.


I dla Czwórki drobiazg:
Piękne ilustracje, sympatyczni bohaterowie.
Zrobiwszy sobie tak udane prezenty Jarecka już miała się udać do pierwszej lepszej kawiarni by zgłębiać lekturę, ale jej czas wolny  niestety się skończył i pozostało już tylko wyjść rodzinie naprzeciw tłumacząc dzieciom, że ten pakunek pod pachą to "takie tam, ciocia prosiła".









Ale to jeszcze nie koniec o prezentach, jakie sobie zrobiła Jarecka, bynajmniej!
Otóż mają Jareccy Szwagra.
Prezenty dla Szwagra to kategoria sama w sobie. Szwagier lubi prezenty poruszające!-ale co go poruszy- nie dojdziesz...
Więc Jarecka znów pomyślała o sobie a zyskawszy to stałe oparcie, ten punkt odniesienia, na setne pytanie Jareckiego "a co dla Szwagra?", odpowiedziała: -Książkę!
-Jaką?- pyta Jarecki
-Chrisa Niedentahla!
Jarecka zapaliła się do tej książki słuchając jak ją sam autor czyta w radiowej Trójce, a i pewnie jaką recenzję z ust złotoustego Wikinga słyszała. I teraz Jarecka czeka aż się Szwagier upora z lekturą i niechybnie pożyczy!


Ajm drajwing hołm. Nazad.


Podczas gdy Polacy nadal oddawali się świętowaniu Jareccy już mknęli nazad, na Zaogonie. 
Lżejsi o Jaśnie Panicza, obciążeni za to pierogami i ciastami, po pustych drogach (bo Polacy, jako się rzekło, świętowali), z nadzieją na kilka dni odpoczynku od "mamo, mogę coś upiec?", "mamo, dziewczyny mi bałaganią!" i w ogóle, z nadzieją.
W Deszczowym Domu zimno, choinka obrażona, że ją Jareccy ubrali a potem zaraz zgasili lampki i wyjechali.
Na zdjęciu dwa z trzech pierników, które udało się Jareckim obstalować z dala od zębów potomstwa. Resztę spotkał pospolity los pożywienia. 
Złota rybka, która spełnia życzenia!- podobno, Jareccy jeszcze nie próbowali.
Biały anioł- jedyny biały na choince w Deszczowym Domu. Nie, to nie Jarecka się zawzięła i zrobiła- dostała go od koleżanki.
I tegoroczna nowość- żołędzie ujrzane TU a potem przez Jarecką zrobione, sfotografowane, wysłane i pokazane TU. A teraz sobie wszystkie wiszą na choince i się śmieją.





A te piernikowe serca odszyte przez Jarecką tego roku z myślą o choince już się na niej nie zmieściły...

Za to o szopce ktoś w Deszczowym Domu pamiętał. 
Jaśnie Panicz.
A skoro w Deszczowym Domu jest i stajenka, i choinka-
Jareccy wzięli się do przerwanego podróżą świętowania.
Zapalili wszystkie cztery świece na wieńcu adwentowym (obok piernikowe choinki, tradycyjnie wypiekane dla wnuków przez babcię CałkiemInną).
A dla rozgrzewki uraczyli się tejże babci nalewką z aronii.
 I znów życzą wszystkim, którzy do Deszczowego Domu zaglądają-

WESOŁEGO ŚWIĘTOWANIA!

23.12.2012

Dużo "Ż", czyli Jarecka się zżyma i życzy

Taką oto kartkę świąteczną Jaśnie Panicz przygotował na szkolny konkurs. Pracował przez dwa dni, sam sporządził projekt i według niego wykonał rzecz całkowicie samodzielnie. Dodać trzeba, że Jaśnie Panicz nigdy o pomoc w takich sprawach nie prosi, jest bardzo przywiązany do własnej wizji i źle znosi krytykę (i po kim on to ma?). Jarecka ograniczyła się do napomnień w stylu "synu, starannie!" oraz, wyraźnie poproszona, pomogła zamocować domek i choinkę tak, by trzymały pion, gdy kartka zostanie otwarta.
Zbadaj szczegóły, Oglądaczu- czy widzisz te drzwi z zawiasami i klamką? Przemyślnie otwierane okna? Świętego Mikołaja przycupniętego na saniach ciągniętych przez zacne zwierzęta? I imaginuj sobie, Oglądaczu, że zdjęcie nie przedstawia jeszcze finalnego efektu, bo na niebie sypnęło jeszcze śniegiem i wyrosły jeszcze dwie choinki, i pokryły się cekinami ( to też delikatna sugestia Jareckiej, która jest absolutnym bożonarodzeniowym kiczolubem, niemniej sugestia ta została przyjęta z entuzjazmem).
Jarecką, która w swoim życiu posłała na wszelakie konkursy wiele prac swoich podopiecznych i które to prace powracały zazwyczaj na tarczy, gnębiły złe przeczucia, ale jeszcze czepiała się nadziei, że ktoś w szanownym jury doceni wkład pracy i ułańską fantazję Jaśnie Panicza, a przede wszystkim- niewątpliwie samodzielne wykonanie!

Wkrótce po tym, jak kartka została oddana we właściwe ręce, na szkolnym korytarzu pojawiła się tablica z nagrodzonymi pracami. Jarecka nie była zaskoczona, że wśród nich nie znalazła się praca Jaśnie Panicza. Nie była też zaskoczona, że nagrodzone kartki nie były wykonane przez dzieci, w najlepszym wypadku włączyły się one w wykonanie kartek składając niewprawną ręką podpis.
Jarecka doskonale wie, co potrafią dzieci w tym wieku, jak rysują, jak wycinają i do jakiego stopnia są w stanie zapanować nad stroną estetyczną. Zna tę cudowną dziecięcą estetykę, która każe zapełnić każde wolne miejsce, ozdobić co tylko się da, użyć wszystkich kolorów i wszystkich znanych technik.
Jarecka nie zetknęła się nigdy z dzieckiem, które odsuwa od siebie kolorowe papiery i brokaty na rzecz szlachetnie szarych papierów by je następnie zgrabnie uformować w subtelny, umowny kształt choinki. Nie potrafi sobie wyobrazić siedmio-,ośmio-, czy dziewięciolatka, który nie czułby parcia, żeby taką choinkę przyozdobić kolorami.
Jarecka nie wierzy, że ośmiolatek z własnej nieprzymuszonej woli łapie za igłę, aby odszyć filcową kartkę niby Ewa Minge, choć dzieci Jareckiej też przecież lubią szyć...

Czy gdzieś na świcie istnieją konkursy plastyczne DLA DZIECI???- zapytuje Jarecka beznadziejnie.
A może można by za jednym razem utworzyć dwie kategorie- dzieci i rodziców- tak, by każdy mógł się artystycznie spełnić, żeby dorośli nie musieli leczyć swoich kompleksów wyręczając swoje dzieci w ich szlachetnym trudzie? A kto- pyta dalej Jarecka- w konkursach owych rozstrzyga, że nie rozezna co dziecko a co rodzic?

Kartka Jaśnie Panicza zawisła na piętrze, w Salonie Odrzuconych, pośród feerii wycinanych zupełnie nie a propos różyczek, gryzmolonych brokatowym żelem życzeń i upaćkanych klejem wydzieranek. Zacne to było towarzystwo, aż się Jarecka uśmiechnęła.

Enyłej, Kochani
Wszechwiedzący Narrator i jego bohaterowie, Jareccy życzą wszystkim, absolutnie wszystkim-

                                                      WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

22.12.2012

I'm driving home for Christmas

Poniższe zdjęcie nie przedstawia próby wskrzeszenia wypisującego się wkładu.
To rysunek, który Jarecka sfotografowała z notesu w kratkę, jednego z kilku zeszytów i notesów zapełnianych swego czasu przez Jarecką-CałkiemInną zwięzłymi gryzmołkami. Od 12 roku życia CałkiemInna pisała pamiętniki, ale mając lat 15-16, zarzuciła tę formę wyrazu na rzecz RYSOWANIA pamiętników, bo nagle objawiło się jej, że zestaw kilku kresek waży dla niej tyle, co całe zapisane strony. Może się to komu wydać śmieszne, ale wertując te zeszyty, Jarecka doświadcza wzruszeń, o które się już nie podejrzewała- a to czuje kluchę w gardle, a to motyle w brzuchu a nawet-pęka jej serce!

Kiedy Jarecka patrzy na ten rysunek, czuje to samo, co czuła dziś w nocy przemierzając Polskę w drodze do Rodzinnego Domu- na Święta.

Był rok 1996, Jarecka-CałkiemInna wysiadła z pociągu w mieście C-D i udała się do pobliskiej pizzerii, żeby przeczekać tam najbliższe pół godziny dzielące ją od odjazdu kolejnego pociągu. Wracała do domu ze szkoły w mieście B-B, gdzie mieszkała w internacie. Jarecka dokładnie pamięta(bo widzi to jako żywo na rysunku), że miała wtedy na sobie sweter w kolorze atramentu w pomarańczowe renifery, który to sweter sama sobie usztrykowała, i jakąś długą suknię, choć to dwudziesty wiek miał się ku końcowi, a nie dziewiętnasty. Usiadło sobie to dziewczę przy stoliku zamówiwszy capuccino, wyjęło kraciasty notesik i gapiło się na ludzi. I wtedy w radio rozległa się ta piosenka, a w sercu CałkiemInnej grało akuratnie na tę samą nutę, bo CałkiemInna tęskniła za Domem, i w tej harmonii tego co na zewnątrz i tego, co w środku, wzięła CałkiemInna- jak widać na obrazku- wieczne pióro i wylała tę chwilę na kratkowaną kartkę, a teraz z niej tę chwilę wlewa w siebie na powrót. I widać, że CałkiemInna pochyla się z uśmiechem nad notesem (a Jarecka patrzy na nią jak na własną córkę), włosy wypadają jej spod chustki a obok stoi kawa z bezą piany, i dziś w nocy Jarecka tak samo się w samochodzie uśmiechała i tak samo się cieszyła, że jedzie do Domu na Święta.

21.12.2012

Z lekkim poślizgiem, na imieniny

Jarecką nastroiło literacko już w poprzednim poście, więc może nie będzie tak zupełnie od rzeczy wspomnieć Mikołajka, skoro pół Polski (w tym Jareccy) znów oczekuje tego Świętego. Wpis na ten temat miał "iść" bliżej szóstego grudnia, ale tak jakoś czas pogalopował i dziś, jako remedium na pasztet, choinkę i bolące plecy, Jarecka popłynie w miłe rejony.

Początki znajomości Jareckiej z tym kawalerem toną w pomroce dziejów.
Zapewne nie umiała jeszcze czytać, gdy w Polskim Radio program pierwszy wieczorem, w cyklu "radio dzieciom" czytano fragmenty (a może i całe rozdziały- w końcu tego kiedyś dzieciom nie żałowano) książek o Mikołajku. Nijakiej fabuły już Jarecka nie pamięta z tamtych czasów, ale zapamiętała nastrój i dowcip tej postaci, chłopca w wieku wczesnoszkolnym, który wiedzie najzwyklejsze życie ucznia. O życiu tym, z własnej perspektywy, opowiada tak zabawnie, że Jarecka już zaczyna rechotać i tak zapewne zostanie do końca wpisu.
Kilka lat później, gdy mała Jarecka- czyli CałkiemInna- była z rodzicami na jakimś festynie, przy stoisku z książkami wybrała sobie dwie książki- w ładnej, twardej oprawie, w dodatku kolorowej i z ciekawymi ilustracjami, na które, jak każde dziecię Jarecka była łasa, a jakże.
W domu okazało się, że skądś Jarecka te historie zna...
Na powyższym zdjęciu leży, nadgryziona zębem czasu, książka, o której mowa- "Wakacje Mikołajka", zdaniem Jaśnie Panicza najzabawniejsza z całej serii (a w niej, najzabawniejszy, zdaniem Jareckiej rozdział; Mikołajek na wakacjach nad morzem uczestniczy wraz ze zgrają wakacyjnych kolegów w zajęciach sportowych na plaży. Instruktor wita chłopców:"nazywam się Hector Duval"- mówi-"a wy?" -"My nie"- odpowiadają chłopcy. Jarecka tarza się ze śmiechu, wierzaj Czytelniku).

Jaśnie Panicz okazał się nieodrodnym synem swojej matki w uwielbieniu dla Mikołajka, potrafił wchłonąć tomiszcze w dwa dni a nieustanny rechot utwierdzał rodziców w przekonaniu, że syn oddaje się lekturze. Jaśnie Panicz doszedł w swoim fanatyzmie do tego stopnia, że każda realna sytuacja nasuwała mu skojarzenia z jakąś przygodą Mikołajka (choć słowo "przygoda", chyba nie jest najwłaściwsze- w końcu Mikołajek ma zupełnie zwykłe życie). Kolegów przyrównywał do tych mikołajkowych a sam był oczywiście- nomen omen- Mikołajkiem. Swoją drogą to ciekawe, że najlepsi koledzy Jaśnie Panicza to zawsze typ Alcesta...

W Deszczowym Domu mają miejsce na przykład takie sceny:
Jaśnie Panicz w zamyśleniu pociął nożyczkami rękaw swojej koszulki.
Jarecka na ten widok, z wizją znacznie uszczuplonej synowskiej garderoby i zgrozą: -"Synu!!! Czy tobie się wydaje, ze jesteś Gotfrydem?!!"
I wszystko jasne.

Tego lata, w podróżach bliższych i dalszych towarzyszył Jareckim Mikołajek w wersji do słuchania, absolutnie fantastycznie zagrany przez tatę i syna Stuhrów. Jarecki nie mógł się nadziwić, że Jarecka może się śmiać setny raz z tych samych dialogów a nawet się irytował, gdy w odpowiedzi na poważnie zadane pytanie Jarecka wybuchała śmiechem, bo akurat korepetytor Mikołajka wykrzyknął desperacko "CHRZANIĘ TO!!". Trzeba ten okrzyk usłyszeć w wydaniu Jerzego Stuhra- radzi Jarecka nie przestając się trząść z uciechy.

Wpis niniejszy nawet nie próbuje być recenzją książek o Mikołajku, dwojga autorów- Rene Goscinny'ego i Jean Jacquesa Sempe- genialnego ilustratora (Jarecka jest przekonana, ze Mikołajek nie może wyglądać inaczej niż na jego ilustracjach, dlatego do tej pory nie obejrzała filmu na bazie historyjek o Mikołajku, choć znajomi mówią, że dobry). Tak w ogóle wpis miał służyć prezentacji torby, którą Jarecka wyhaftowała synowi posyłając go do klubu malucha, gdy miał trzy lata.
Służy do dziś, bez obciachu.

Zaprawdę, dobre książki są dobre w każdym wieku.

20.12.2012

Jarecka i Wiking z radia

Jarecka nienawidzi piątku, to nic nowego.
A jednak! A jednak w tym dniu kilka minut lśni niezwykłym blaskiem, który opromienia Jareckiej piątkowy znój.
Jedzie sobie Jarecka samochodem, wiezie starszaki na ósmą do szkół, po tym jak je wcześniej obudziła, wydała ubranie, znowu obudziła, nakarmiła, zapakowała drugie śniadania (a czasem i obiady!), zmusiła do ubrania się, do zapakowania drugich śniadań, mycia zębów, ubrania się w kurtki i wyjścia z domu, następnie wróciła po zapomnianą przez Dwójkę torbę z jedzeniem, wyjechała z garażu, zatrzymała się przy wejściu do domu, bo Jaśnie Panicz zapomniał stroju na wf (o który Jarecka pytała przed wyjściem trzy razy)- i kiedy już sobie dalej "spokojnie"jedzie, opromienia ją ten niebiański blask, bo w radio mówi Michał Nogaś!
Michał Nogaś opowiada o książkach tak, że Jarecka najchętniej zrobiłaby zwrot o 180 stopni i udała się wprost do najbliższej księgarni by zakupić to, o czym akurat mówi, głos rozsądku jednakowoż napomina, że po pierwsze, księgarnie jeszcze są zamknięte, a po drugie-
-to naprawdę bardzo daleko.
Głos pana Michała z hozkosznym "eh" nasuwa Jareckiej obraz wielkiego acz łagodnego blondyna, w zasadzie ryżego; z brodą, taki typ wikinga, co to na dodatek czyta i opowiada i jeszcze inteligentnie dialoguje z redaktorem Mannem. A to jest właśnie dla Jareckiej ideał męskiej urody.
Właściwie skąd się Jareckiej taki ideał wyłonił, nie wiadomo, bo uczciwie musi przyznać, że nie zna i nie znała mężczyzny pasującego do tego opisu, Jarecki zaś nie jest blondynem i nie nosi brody, czyta ale nie opowiada i nigdy nie miał okazji rozmawiać z Wojciechem Mannem( nobody's perfect- wzrusza Jarecka ramionami, bo poza tym Jarecki jest idealny).

A teraz imaginuj sobie, Czytelniku, co Jarecką spotkało!
Było to, zda się, kilka dobrych miesięcy temu, bo głos redaktora Nogasia z radiowej Trójki dobiegł ją nie w samochodzie a przy śniadaniu, w kuchni. Zanurza się więc Jarecka w odmęt tego głosu i jak już jest z głową unurzana, nagle- co słyszy! że jakoby audycję pokazuje telewizja! Jakiś program typu "pytanie czy herbata" czy "kawa na śniadanie"! Biegnie Jarecka co sił do salonu, ma blisko ale kręto więc ledwie wyrabia na zakrętach a serce jej wali, bo już tylko chwila dzieli ją od ujrzenia obiektu swoich westchnień na własne oczy! Włącza Jedynkę- i jest!
Oto, co się ukazało oczom Jareckiej w ten piątkowy, jasny poranek:




No i w zasadzie wszystko się zgadza. Broda jest, nawet jakby ryża.

Kocham pana, panie redaktorze!

P.S. Szukając tego zdjęcia w internecie, Jarecka  dowiedziała się, że Michał Nogaś jest od niej tylko o rok starszy. To przywiodło ją do gorzkich rozważań na temat własnej Jareckiej kariery zawodowej, realizacji swoich pasji i upływu czasu w ogóle...

16.12.2012

Uwaga!!!! Stężony banał!!!

Cóż można robić w trzecią niedzielę Adwentu?
Połowa populacji robi pewnie to, co Jareccy:






Pozdrowienia z Deszczowego Domu!

Nowi goście


Z rana Jarecka wychodzi na mroźny balkon wywiesić pościel Dwójki (celem neutralizacji roztoczy) i zastaje tam zazwyczaj Przytulasa, który gimnastykuje się na mrozie.
Przytulas bardzo o siebie dba, co rano biega do sklepu na rogu i z powrotem ( ale nic nie kupuje, bo nie może się dogadać ze sprzedawczynią) i obowiązkowo wykonuje sto podciągnięć na sznurze do bielizny.
Jareckiej nie umknęło jednak, że kot jest podekscytowany i kogoś wygląda...
Jarecka obstawiała początkowo tę baletnicę, ale ona zdaje się wybrała tego bufonowatego piłkarza, z Dortmundu chyba.
Sprawa wkrótce się wyjaśniła i Jareccy zaczęli rozważać jednak legalizację kociego hostelu. Bo oto nie dalej jak w piątek znalazła Jareckiego w pracy ta oto para. Przyjechali z jakiegoś skandynawskiego kraju, mówili dużo 'O" z dwoma kropeczkami i "A" z dwoma kropeczkami i dużo się śmiali ( tak podobno w Skandynawii mają, chociaż Jarecka wie, że na północy to się raczej popada w depresję, a teraz dni są krótkie nawet w Polsce). Trudno było ich zrozumieć, ale- spryciarze!- mieli karteczkę z adresem Deszczowego Domu i trafiliby tam choćby taksówką. Dobrze jednak, że jakimś cudem Przytulas pokierował ich do pracy Jareckiego, bo Deszczowy Dom to już druga strefa taxi, a może i trzecia.





Strasznie fajne koty, no naprawdę!

13.12.2012

Co Jarecki robi, gdy nie ma go w domu

Co Jarecki robi, jak nie ma go w domu, tego Jarecka do końca nie wie.
Na pewno pracuje, bo jakąś wypłatę dostaje i składki ubezpieczeniowe są opłacane, co może Jarecka sprawdzić jeżdżąc z dziećmi do lekarza. 
Robi zakupy, czego dowodem są te zakupy właśnie. Ale czy Jarecki pływa w basenie- na to Jarecka dowodu nie ma, za to na malowanie Bajkowych Kącików- tak.

Wszystko zaczęło się jakieś cztery lata temu. W piątek rano Jarecki wychodził jak zwykle do pracy ale wracał już w środku nocy by przespać się kilka godzin i znów zniknąć na całą sobotę. Jarecka obstawiona drobnym potomstwem i pozbawiona mężowskiego wsparcia nie mogła jednak sobie pozwolić na luksus narzekania. Gdy tylko zaczynała swoją  żałosną opowieść w oczach słuchacza pojawiał się błysk zainteresowania, który przeradzał się w zachwyt nad Jareckim i Jarecka porzucała nadzieję na współczucie. "Przecież on pomaga dzieciom! Jaki bezinteresowny!"
Jarecki bowiem wraz z grupą znajomych jako wolontariusz maluje dziecięce oddziały szpitalne. 
"No tak się urządzić"-pomstowała w duchu Jarecka-"pomagać dzieciom nie oglądając ich na oczy... Cudnie!"
I tak czas sobie mijał, Jarecki sobie malował, Jarecka pomstowała aż zdarzyło się, że wolontariusze dostali niestandardowe zamówienie. Kącik, z założenia miejsce rekreacji dla chorych dzieci miał tym razem służyć młodzieży. Szablon sponsora przewidziany dla dzieci, w motylki, kwiatki i literki nie nadawał się. Poproszono więc o pomoc Jarecką i się zaczęło. Jarecka zmodyfikowała nieco szablon, zamiast zarysów drzew i zameczków zaproponowała panoramę dużego miasta, a literki i kwiatki zastąpiła kolorowymi balonami (takimi, w których się lata). Kilkumiesięczna Czwórka została podstępnie wrażona swojej Matce Chrzestnej wraz z butlą i zapasem mleka a Jarecka osobiście wzięła udział w realizacji tego projektu. Od tamtej pory, jeśli się trafi Kącik bliżej Deszczowego Domu, Jarecki zasuwa tam z wałkami, wkrętarkami i czym tam jeszcze, a gdy już ściany są gładkie, czyste i piękne, zmienia go Jarecka i maluje te tam kwiatki i robaczki.

Razu pewnego do wolontariuszy z brygady Jareckiego zwrócono się z takim zadaniem:
Odnowić, pomalować, upiększyć kawałek korytarza w Wielkim Szpitalu.

I tu należy zrobić wtręt. Wielki Szpital Dla Dzieci naprawdę jest wielki. Ma kilometry niskich, przytłaczających korytarzy i Józef K musiał się w swojej koszmarnej przygodzie czuć tak, jak czują się rodzice pierwszy raz wpuszczeni w tryby tej maszyny. I nie tylko pierwszy raz, ilekroć bowiem Jarecka opuszcza to miejsce po jakiejś wizycie u specjalisty, do końca dnia jest już absolutnie do niczego. Gdy przejeżdża obok tego miejsca nocą, na widok oświetlonych pięter włos jeży jej się na głowie- tak niewyobrażalna jest ilość cierpienia, jakie mieści w sobie ten budynek.

A ten kawałek korytarza, co go Jarecki miał pomalować znajduje się na bloku operacyjnym. Miejsce, w którym cierpiący rodzice czekają na Najważniejsze Wieści.
I znów Jarecka siadła do projektu a że potrafi sobie wyobrazić cierpienie rodzica dziecka na skraju życia i śmierci, wpuściła tym znękanym ludziom, do tej strasznej poczekalni dużo powietrza. 
Żeby mogli trochę odetchnąć.












Z tego miejsca Jarecka pozdrawia szczególnie Beatę i Rafała, bez których- co by to było?
Szesnaście Kącików, szesnaście przepracowanych weekendów, niezliczone zakupy, przewożenie, ładowanie, skręcanie, malowanie, meblowanie- i uśmiech! A wszystkim, co ich Jarecka spotkała w Kącikach pozdrowienia śle ta oto mewa :))) Rafałową ręką poczyniona :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...