29.03.2015

Wiosna!


Torbiczkę sobie udziergałam na zieloną porę.
Tak się rozpędziłam przy TEJ poszewce, że już nie było wyjścia, a chodziła za mną taka od dawna.
Chciałam, żeby była prima sort, najlepsze nici, ucha i podszewka.
W końcu, eee, trzeba było na czymś oszczędzić (bo ucha - 36 zeta!), więc podszewkę zajumałam starej lnianej spódnicy.

Ale reszta, nie ma to tamto, de lux.



































...



Mam jeszcze taką apetyczną siatkę od KASI, jeszcze się nie chwaliłam. Pełna była skarbów ale przejedlim albo się rozeszły po Deszczowym Domu.

Torba zwana makaronikową zawsze na posterunku, w sam raz na te sześć bułek z NaRogu ;)




28.03.2015

Czego się boi Jarecki

Tak się złożyło, niestety, że Jarecki przez czas jakiś musiał się lansować z Piątkiem w galerii handlowej. W sobotę! (na tę okoliczność umył dziecku paszczę i kazał chędogo przyodziać)

Takimi słowy relacjonował Jareckiej wrażenia:
- Czuję się, jakbym przebiegł maraton. Nawet w Empiku nie byłem. (Jarecka: dlaczego?) Chciałem wejść ale... tam było pełno wrzeszczących dzieciarów!





...


Nie to co te domowe.
Chatę umaiły na Święta.




24.03.2015

Pułapki materializmu

Wymarzyłam sobie tkaninę, na spódnicę.
Miała być kolorowa, bijąca po oczach, z dominantą słonecznego żółtego, mrugająca fioletem, fuksją i szafirem.
W mojej hurtowni nie znalazłam nic podobnego.
("Dlaczego macie wszystko takie szare?" - zapytała ekscentryczna pani, klientka, na którą się natknęłam przy okazji zakupów - "jak my się mamy kolorowo ubierać?" Kiwałam ochoczo głową na znak przyłączenia się do apelu, ale Pan Wąsik, sprzedawca, tylko wzruszył bezradnie ramionami)

Jakaż była moja radość, gdy trafiłam TUTAJ, gdzie można zamówić dowolną ilość zaprojektowanej przez siebie tkaniny, na kretonie, popelinie i czterech innych tkaninach!

Zabrałam się do pracy.
Zamysł był taki: łuskopodobny wzór na ryby, dachy domków i syrenie ogony. No i na moją spódnicę, która miała mnie upodobnić do złocistej syreny (doprawdy, jakie to perwersje chodzą ludziom po głowach!)

Łuski wycięłam z próbek kolorów Duluxa.


Złożyłam motyw.


Zrobiłam zdjęcie, zeskanowałam - stwierdziłam, że zdjęcie lepsze, próbnie złożyłam do kupy.



Doszlifowałam "szwy", lecz - uwaga! - w ogóle nie zauważyłam tej czarnej linii na prawym brzegu raportu!




Zamówiłam próbny wydruk.





Skala:





Ech, i ręce mi opadły. Zobaczcie sami. Pal licho tę czarną krechę, dowód Jareckiej ignorancji, którego można się łatwo pozbyć przed kolejnym zamówieniem - ale kolory! Zupełnie inne! Byłam szczerze zawiedziona.
Pożaliłam się ELI, która ma doświadczenie w projektowaniu szmatek; Ela pocieszyła i kazała schować szmatkę na czas jakiś i obejrzeć ją ponownie bez porównywania z wzorem z kolorowych kartoników. Tak zrobiłam - nawet nie dlatego, by się zastosować do rady, po prostu - nie miałam pomysłu, co zrobić z tą rozczarowującą szmatką.

I wiecie co? Jakiś czas później grzebałam w koszyku z tkaninami i... mrugnął do mnie jakiś skrawek, serce kolorami uradował. On to był, łuski moje!

Co z tego będzie, jeszcze nie wiem, ale już się na tę szmatkę nie gniewam :)







Może dodać kometę?











Jakieś pomysły na praktyczne zastosowanie?

23.03.2015

DLA nr3. Ziarnko grochu poszukiwane




Ależ to była przyjemna zabawa. Skomplikowana, ale przyjemna.
Trochę ręcznego pikowania (na sukni) ale większość - lotem trzmiela, moją nową (naonczas) stopką do pikowania.
Sam motyw inspirowany oczywiście tysiącem czwórkowych rysunków.






20.03.2015

Opinia niesponsorowana

Jest taki rodzaj zamówień, na które cieszę się może i bardziej niż zamawiający.
Mniejsza o to, co konkretnie zamówiono (to Czytelników i tak nie ominie), dość, że skłonna byłam robić prawie za darmo; no, za szydło numer 12.
- Jarecka! - perswadowała zleceniodawczyni - ale po co ci szydło jak nie będziesz nim miała z czego dziergać?
I tak, od słowa do słowa, dałam sie namówić na zapłatę w naturze, czyli w trzech motkach BOBBINÓW.

Kolory wybierały dziewczynki, bo chciałam im zrobić koszyczki na szczotki do włosów, gumki i takie tam.
Kto zgadnie, jak wybrały małe Jareckie?







Zaczęłam od włóczki czarno-białej, bo trudno było przewidzieć jak długo potrwa oswajanie się z materiałem, a w melanżu miałam nadzieję zgubić ewentualne nierówności.

Pierwszy koszyczek przyprawił mnie o ból dłoni, ale zrobił się naprawdę szybko, wręcz błyskawicznie.
Drugi, żółty, wyszedł mniejszy, bo... włóczka była cieńsza.
Czerwony okazał się totalnym krzywulasem, bowiem włóczka w absolutnie przepięknym czerwonym kolorze była grubości  różnej na całej długości, dodatkowo upstrzona węzełkami...




Zrobiłam drugi czerwony koszyk starannie wycinając cieńsze odcinki.

I tak się zastanawiam: a gdybym zamierzała zrobić np. koszyczek w paski, we wszystkich kolorach? W obrębie każdego koloru byłby różnej średnicy, bo miałam do czynienia z trzema - pięknymi w kolorze, przyjemnymi, lecz - różnymi włóczkami.




Koszyczki mają swoje miejsce w przedpokoju.

Dodatkowo zrobiłam trzy wieszadła, które zawisły na wieszaku dla dorosłych i czekają na okrycia gości.
(nawet na tym zdjęciu widać, jak niesforna jest czerwona włóczka)




Ech, a kiedyś strzygłam takie sznurki sama, TU.
To dopiero były robótki z duszą!

A z Bobbinami taka tam zabawa. Na chwilę.

19.03.2015

Not yet

Goniło Jarecką pranie. Uciekała ile sił z trudem odrywając nogi od ziemi, ale mokre szmaty były coraz bliżej, już czuć było zapach płynu do płukania. Macki rajstop czepiały się Jareckiej łydek a prześcieradła rozciągały gumki, by schwytać ją w swoją mokrą sieć. Za praniem zaś gnały talerze, grzechotały złowieszczo i celowały w uciekającą widelcami.

Niech Was nie zwiedzie kursywa! To nie był sen.

Podczas gdy na świecie działy się sprawy mniejsze i większe, ludzie rodzili się i umierali, góry rosły, jeziora wysychały, lasy tropikalne łysiały a zorze polarne rozjaśniały nieba, Jarecka myła naczynia.
Myła i myła, i dziwiła się, że ma w domu osiemset talerzy a sztućców dwa tysiące. Myła, i odkładała umyte na suszarkę nad zlewem, która dotychczas pełniła funkcję zwykłej szafki. Woda z odkładanych naczyń ściekała Jareckiej po rękach aż pod pachy.
Widziano też dzieci Jareckie jedzące musli wprost z papierowych ręczników.

Zmywarka zepsuła się w niedzielę - odmówiła nocnego mycia.
W poniedziałek Jarecki wysunął zbuntowany sprzęt, coś tam porozkręcał, pooglądał i postawił diagnozę.
We wtorek zamówił nową pompę. Zasypał sprzedającego pytaniami i zdjęciami zmywarki, żeby mieć pewność, że dostanie odpowiednią część.
W środę przyszła paczka.
(W tle Jarecka tkwi przy zlewie i niestrudzenie pomywa)
Jarecki kazał żonie kupić tajemne elementy o trudnej do zapamiętania nazwie, tak trudnej, że Jarecka musiała sobie wyryć te słowa na kamiennym sklepieniu swego intelektu, oraz, dla większej pewności zapisać na kartce.
Udała sie do sklepu żelaznego (który zbudowany był z porządnej cegły i szkła) i odczytała: "opaski zaciskowe, metalowe".
- Jaki rozmiar? - zapytał pan, na co Jarecka postawła na ladzie paczkę i jęła rozpakowywać nową pompę celem demonstracji. Trochę to trwało, bo rzecz była zawinięta w belę folii bąbelkowej i szczelnie oklejona taśmą klejącą. Wreszcie pan ekspedient (subiekt!) zmierzył wypustki, co do których miał podejrzenia, że to właśnie je Jarecki będzie chciał zaciskać i wrzucił Jareckiej do pudła dwa metalowe dinksy.
Po powrocie z pracy Jarecki rzucił się naprawiać oporny sprzęt, rozkręcił go do cna i skręcił ponownie, choć, rzecz ciekawa, nie wszystkie części zmieściły się w zmywarce ponownie.
- Widocznie ta pompa nie pasuje jednak do pana zmywarki - tłumaczył ten szczęściarz, co miał fart mówić to Jareckiemu na odległość - pewnie powinien pan mieć jednak inną.

(Wszechwiedzący Narrator tnie reakcję Jareckiego)

W czwartek Jarecki kupił nową zmywarkę.




I co, myślicie, że teraz Jarecka jest zadowolona?
Bynajmniej.
W srebrnej tafli nowej maszyny widzi bowiem swój wymarzony rower, damkę z solidnym fotelem dla Piątka i wiklinowym koszykiem na te tam, wiecie, bagietki i bukiety polnego kwiecia.

Jak mawiał najsławniejszy gladiator świata, Russel Crowe: "not yet. Not yet."




17.03.2015

Share Week 2015


Olga z bloga O TYM, ŻE posmarowała mi ego kajmakiem i obłożyła bakaliami, zobaczcie, o TU.

Pomyślałam więc: przejmę tego loda i ja też będę słodzić i kadzić, czemu by nie?





Blogi śledzę przeróżne.
Takie, na których oglądam zdjęcia i napawam się klimatem.
Takie, z których spływają na mnie Niagary rękodzielniczych - i nie tylko - inspiracji.
Wreszcie takie, które CZYTAM, nawet jeśli posty są długie i nawet jeśli o kupce niemowlęcia.
Oczywiście cechy te na różnych blogach łączą się i przenikają, ale zdecydowałam się wyróżnić te, w których tę ostatnią cechę uważam za dominującą.

Kolejność "chronologiczna":

1. Królowa Matka i Banda Czworga

Do Ani trafiłam jeszcze w epoce żelaza, zupełnie przypadkiem - i wsiąkłam. Chyba mogę powiedzieć, że ten właśnie blog zainspirował mnie do pisania. Byłam wtedy matką czworga i w pierwszej chwili wydawało mi się, że spotkałam w internecie własne alter ego. Lata lektury pokazały, że wiele nas różni, ale moje uczucie do Królowej Matki pozostały niezmienione, dalej wyglądam kolejnych postów i wieści z Dziczy.
Do tego bloga mam sentyment.

2. On Her Majesty's Secret Service

Tak tak, Olga też wyróżniła Kaczkę, ale co zrobić?
Z Kaczką było tak - zaprosiła mnie mailowo do Robótki, link do swojego bloga przysłała. A ja - bawi mnie to wspomnienie niezwykle - odpisałam po kilku dniach, że owszem, tak, robótka fajna, ach, jeszcze nawet do ciebie nie zajrzałam! Pierdoła Jarecka.
A jak już zajrzałam - przepadłam. Na szczęście blog Kaczki zawiera przepastne archiwum, które przeczytałam jak najlepszą książkę. I powiem szczerze - mam nadzieję, że Kaczka nie będzie pisać książki, bo to by znaczyło, że zaniedba bloga, i zamiast cieszyć się jej wpisami raz na kilka dni, trzeba by czekać na premierę...
Zresztą, tego bloga trzeba wydać tak jak jest, nic dodać, nic ująć.

3. Skorpion w Rosole

Moja najnowsza miłość. Co to za kobita, poczytajcie koniecznie!
Erotyk z truskawką w roli głównej? Klasyczny dramat o przeciekającym dachu? - czego ona nie potrafi napisać?
Do Moniki trafiłam od Kaczki - zostawiała tam takie komentarze, że połasiłam się na więcej.
Czego serdecznie sobie gratuluję.

Drogie moje laureatki! Jeśli nie zmuliło Was od mojego wiadra lukru, możecie zrealizować własne cukiernicze zapędy!


Szczegóły akcji Share Week 2015 - TUTAJ







...





Tymczasem w Deszczowym Domu, chichoty przy obiedzie zaowocowały następującymi wnioskami.

JP: -  Mamo, my jesteśmy 4G. Dwójka jest gremlin, Trójka gnom, Czwórka gnojek a ja goblin.
Jarecka (błyskotliwie): - A Piątek gówniarz. 
JP (radośnie): - A mama gosposia!

Auć.

16.03.2015

Zlewki z wątroby

Jak się pisze bloga rok, drugi trzeci, różne rzeczy się piszącemu objawiają.
Na przykład, że człowiek kręci się za wlasnym ogonem zupełnie jak planety po orbitach i jak krew w żyłach.
Pod koniec sierpnia zawsze dopada Jarecką lęk przed upływem czasu i śmiercią, we wrześniu odzyskuje równowagę (i to jaką!!!) a w październiku pozwala się porwać niewytłumaczalnej euforii.
W Wielkim Poście zaś corocznie cierpi na nadprodukcję żółci, która zatruwa narządy i przetłuszcza włosy, i którą należy systematycznie upuszczać; najlepiej wprost na bloga, przykładowo w wieczór taki jak ten, przy winie i chrapaniu Jareckiego.

...


Jak w każdy poniedziałek, Jaśnie Panicz automotywuje się ze swoim zastępem mensajugend a Jarecka kiwa się na korytarzu z pozostałymi osiemdziesięcioma procentami swojego przychówku.
Przychówek także się kiwa, jeszcze jak!
I na tę chwilę posępną napatoczyła się babeczka, osobliwa, w niezgorszym odzieniu a z jednym jedynym zębem.
- Ile ma? - zapytała wskazując na Piątka.
Jarecka policzyła na palcach, albowiem aktualizacją tych danych rzadko zaprząta sobie głowę.
- Rok i cztery miesiące.
- Moja trzy - wyznała babeczka. Nie doczekawszy się satysfakcjonującej reakcji kontynuowała niezrażona - wszystkie pani?
- Nie wszystkie. Jest jeszcze starszy syn.
(Ha! I po takim mini dialogu Jarecka zawsze spodziewa się uwag na temat swojej figury rzekomo nie wskazującej na wielorództwo. Zdumiewające doprawdy, że ludzie nie kojarzą należycie następujących faktów: dużo gąb - nie ma kiedy jeść albo i nie ma co! Jak się ma wiele dzieci, czasu na rozkosze stołu jakby mniej. Albo: chciałoby się zjeść pomarańczę, ale nie można, bo dziecko, które jeszcze nie zjadło obiadu też zapragnie, więc nie je się tej pomarańczy, a potem jak po obiedzie zacznie się tych pomarańczy obieranie to już odchodzi chęć do jedzenia.
No ale. Kobitka w nosie miała Jareckiej kształt)
- Ja mam czwórkę - rzekła - ale więcej nie będzie, bo przy ostatnim porodzie wszystko mi wycięli.
Jarecka, nieco ogłuszona tempem zwierzeń, nie mogła się zdecydować czy spieszyć z gratulacjami, czy z ubolewaniem, bo też twarz kobiety wyrażała niezmącone samozadowolenie. Nie wiadomo nigdy, czym ta niezmąconość się karmi.
Następnie Jarecka dowiedziała się o pierworodnym rozmówczyni, który zrodzony jako wcześniak umarł po miesiącu, o kolejnych przedwczesnych porodach, które to następowały przez cesarskie cięcie oraz szerzej i bardziej szczegółowo o najmłodszej córce, także wcześniaku (28 tc).
- Dostała dziesięć punktów. Od początku sama oddychała. Wszystko z nią w porządku, WSZYSTKO - przekonywała - neurologicznie i w ogóle. Tylko jeszcze nie mówi.

Ach, oczywiście, słusznie sie domyślasz, Wierny Czytelniku! Natychmiast Jarecka ruszyła przyrdzewiałym zwojem i odnotowała w duchu, że Czwórka (28 tc) w wieku trzech lat już mówiła. A punkty dostała tylko dwa, i nie oddychała sama dłuuugo.

- Ale zbój z niej straszny - ciągnęła rozmówczyni tonem przepełnionym dumą - wszystkimi w domu rządzi...
Jarecka wydobyła z rękawa mocno sfatygowaną talię flirtu towarzyskiego i odczytała: "ach tak, najmłodsze tak mają".
- ...tak się cieszę! Właśnie dzisiaj się dowiedziałam, że przyjęli ją do przedszkola.
- Ach, super, super - siliła się Jarecka.
- Tylko jest jeden problem. Pampers.



W drodze powrotnej Jarecka, u kresu wytrzymałości (albowiem zająwszy miejsca w samochodzie swołocz jęła się okładać słowem i czynem) uprzedziła lojalnie, że jest WŚCIEKŁAAAA i żeby się do niej nie odzywać, gdyż grozi to niezasłużoną a bardzo prawdopodobne, że ostrą w formie reprymendą, a po co wam to, lepiej poczekajcie aż mi przejdzie.
Skutek apelu był taki, że dziatwa udawała, iż się nie okłada, nie zabiera sobie nawzajem butów i nie pakuje sobie łokci w oko.
Jarecką trzymała przy zmysłach tylko myśl taka, że skoro przekroczy próg domu (Jarecki już wrócił z pracy) natychmiast zamknie się w łazience i będzie się kąpała długo i mężnie, tylko po to, by odciąć się od nadmiaru bodźców za pomocą zamka w drzwiach, szumu wody i bezruchu.
A Jarecka nie znosi wylegiwania się w wannie. Czynność ta stoi w rażącej sprzeczności z jej temperamentem i doprawdy, to złośliwość opaczności, że w żadnym z wynajmowanych przez Jareckich mieszkań nie było po prostu kabiny prysznicowej. Wszędzie te wanny!

Wreszcie podwórko.
Drzwi.
Przedpokój.

A w kuchni,
na podłodze,
Jarecki.

Klęczał przy wysuniętej na środek kuchni zmywarce, która ostatecznie się zepsuła.










15.03.2015

Wpis wątpliwy moralnie


Zebrania klasowe zasadniczo nie zasmucają Jareckich, tym razem jednak odeszli sprzed oblicza jaśniepańskiej wychowawczyni promieniejąc.
Otóż Jaśnie Panicz, imaginujcie Państwo, złapał dwie tróje z polskiego i - uwaga - pobił się z kolegą! Co tam pobił. On ZACZĄŁ!!
Znamienne, że wychowawczyni wyjawiła sprawę tonem, jakim starsze panie mają zwyczaj oznajmiać, że oto miało miejsce skuteczne poczęcie długo wyczekiwanego wnuka; trochę zawstydzone - wszak rzecz dotyczy intymnego pożycia (cudzego!) - lecz zarazem radosne, bo: NARESZCIE!!!

- ...kopnąłem go... - wyznał Jaśnie Panicz wielce zatroskany.
Głowę wzorem winowajców miał pochyloną, nie mógł więc widzieć satysfakcji na rodzicielskich facjatach.
- Synu - powiedziała Jarecka - Święty Paweł mówi "o ile to możliwe, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi"*. O ILE TO MOŻLIWE. A jak to nie jest możliwe, to... wiesz.
Już ty wiesz, co :)




(żeby nie było, że ma tu miejsce promocja przemocy - Jaśnie Panicz został sprowokowany w sposób wystarczający, by na krótki moment pomroczność jasna zalała mu kindersztubę)











*luźny cytat, z listów rzeczonego, ale nie każcie Wszechwiedzącemu(?) Narratorowi rzucać adresem z pamięci a tym bardziej szukać teraz w PŚ. Dobranoc.

DLA nr 2 czyli worek-paczłorek w kredkowy wzorek

Dotarł na miejsce, więc mogę się pochwalić co uszyłam.
Dla pewnej małej dziewczynki, dziecka ludzi-walizek.
Worek wielu zastosowań, trochę recyklingowy.




Niech służy jak najdłuży! :)



12.03.2015

Transformers

Nigdy nie wiadomo, które zdarzenie okaże się tym, co ucapi człowieka za kark i na raz obranej przezeń drodze zawróci go o sto osiemdziesiąt stopni.

Dla Jareckiej takim wydarzeniem były narodziny Czwórki, choć nie wyklucza ona, że takich zwrotów jeszcze przed nią kilka a może kilkanaście, a może wcale.

Zatrzymajmy się jednak przy Czwórce, przy tym filigranowym elfiątku o jasnych oczach  i włosach jak stare złoto.
- To anioł nie dziecko! - pieje jednym głosem chór przy gminnym przedszkolu Zaogonie.
- To sama słodycz - przekonują znajomi i rodzina - wszystko, co ona mówi, i jak mówi, ocieka syropem klonowym, miodem i melasą!
Myślała Jarecka: dalibóg, nie dość, że Pan Bóg dał temu dziecku żelazną wolę przeżycia, to jeszcze uposażył na drogę jak tę baśniową Dorotkę: jak się dziecina uśmiechnie - blask słoneczny bije od niej, jak coś powie - perłami sypnie. A Czwórka ze szczególną mocą szafuje czarodziejskimi słowami; proszę, przepraszam, dziękuję - dziękuję mamusiu za obiadek, że wyprałaś mi skarpetki, że obcięłaś mi paznokcie, ach, piękna jesteś mamusiu, kocham cię mocno, najbardziej na świecie, rączki całuję, cmok.


Zdarzyło się jednak, że Trójkę zaswędziało ucho. Raz, drugi i trzeci.
Jarecka ucho obejrzała i odkryła, że jest lekko zaropiałe, przemyć trzeba sensownie a w tym celu kolczyki wyjąć. A skoro kolczyki zostały wyjęte, i skoro ten fakt zbiegł się z wiosną i schyłkiem ery czapkowo-szalikowej, Jarecka dobyła z czeluści pudeł trójczyne złote kolczyki od cioci Drumli, które właśnie cieplejszej aury czekały.
Kolczyki w kształcie kwiatków; środek niebieski i sześć brylantowych płatków (gwoli ścisłości płatki są z cyrkonii, lecz w oczach dziewczynek z samego kryptonitu nawet).

I, rzecz dziwna - drobniutkie te kształty ciężkim głazem zaległy na wątrobie Czwórki.
- Brzydkie, jakie brzydkie - przekonywała siostrę gorąco - jak brzydko w nich wyglądasz!
Trójka nic a nic nie przejęła się czwórkowymi uwagami, bo lustro powiedziało jej, że przeciwnie, że wygląda bosko.
Zazdrość poczyniła w Czwórce zmiany zdumiewające. Oczy elfie krzeszą skry, uszy poszły w szpic, głos zmutował. W akcie zemsty Czwórka schowała przed Trójką dżem (a powszechnie wiadomo, że Trójka żywi się głównie dżemem), pobazgrała jej rysunek i obraziła słowem.
- Przeproś Trójkę - zażądał Jarecki.
- NIE ZROBIĘ TEGO!! - oznajmiła Czwórka z taką mocą, że Jarecki otworzył usta, zamknął i implodował ze śmiechu; eksplodować, z przyczyn rodzicom znanych nie mógł, jest zatem więcej niż pewne, że będzie musiał to odchorować.
- A to zajzajer - kręcą sobie teraz z Jarecką głowami - a to gnom, piekielnica.

Syrop klonowy, miód i melasa.
Blask słoneczny, perły i charrrakterrr.



...



Zmiany, zmiany.

Ci, którzy Deszczowy Dom czytają na dużych monitorach, może już zauważyli ostry profil w prawym górnym rogu (kazali dać zdjęcie profilowe, proszę bardzo).
Deszczowy Dom ma stronę na fejsbuku a to implikuje pewne zmiany.
Na fanpejdżu będą publikowane tylko posty o charakterze rękodzielniczym i tu narracja zmieni się na pierwszoosobową, bo doprawdy, już mi było niezręcznie tą Jarecką manewrować przy maszynie.
Obyczajówka zaś pozostanie bez zmian - o Jareckich i ich przypadkach bedzie można czytać tylko na blogu.

Urażony Wszechwiedzący Narrator pakuje w pudełko ramki ze zdjeciami rodziny, zszywacz i spinacze biurowe, Jarecka zaś w pierwszej osobie udaje się gwiazdorzyć na fejsie. 



8.03.2015

Córki




Dawno, dawno temu, gdy Czwórka wymarzyła sobie żółtą poduszkę z krokodylami, starsze córki Jareckie także złożyły zapotrzebowanie.
Trochę to trwało, zanim trajektorie odpowiednich ciał niebieskich przecięły się w punkcie zero - a punkt zero wyglądał tak, że chore córki i chora matka ruszyły między wirtualne regały przebierać w materiach.
Sklep od krokodyli zaoferował dwadzieścia procent rabatu, Jarecki zaoferował pozostałe osiemdziesiąt. Hulaj dusza!

Wcale nie było tak różowo, jak sobie Czytelnik wyobraża!
Wreszcie, krakowskim targiem wyboru dokonano, zamówienie złożono. Kurier doniósł.

Trójka chciała żyrafy.






Dwójka zebry.






Czy jest na sali psychoanalityk?
To trochę niesamowite, zupełnie niezamierzone, ale...






...te poduszki są dokładnie takie jak ich właścicielki.






PS. Materiały STĄD

6.03.2015

Synowie

To, że Piątek będzie przejawiał żywieniowe fanaberie, wieszczyli wszyscy.
- Nomen omen! Nomen omen! - krzyczeli.
Jarecka, tylko pozornie bez związku z tematem, odpowiadała, że skoro wszyscy znani jej Kajetanowie noszą bieliznę, Piątek będzie jadł, co mu się poda, z grubsza jak reszta przychówku.
Piątek tymczasem wykombinował jeszcze inaczej.
W porze posiłku ochoczo domaga się osadzenia w foteliku lecz osiągnąwszy ten cel nagle zmienia zdanie i krzywiąc się szpetnie ku zbliżającej się łyżce poczyna kręcić młynki rękoma (a rączki tłuściutkie, paluszki pulchne z paznokciami co odrastają nocą jak wątroba Prometeusza).
Jarecka szyga z lewa, z prawa, z frontu - taka gra w "łapki", wersja dla bajtli.
Piątek walczy dzielnie, gnie się cały, jęczy i zawodzi i nie ustaje w próbach wytrącenia matce z rąk wrażej michy.
Jarecka też walczy dzielnie, bo wie, że jeśli tylko uda jej się umieścić w zasięgu piątkowego języka choćby kroplę strawy, stanie się cud.
Jakoż cud się wreszcie zdarza i Piątek w zetknięciu z jadłem łagodnieje i nawiązuje współpracę. Do tego stopnia, że nawet przejmuje widelec. Wyprostowany uroczyście widelec dodaje mu powagi, gdy drugą ręką wyławia z talerza co ciekawsze kąski.

Innym intrygującym żywieniowym nawykiem Piątka jest przetwórstwo owocowe.
Piątek dostaje jabłko ze skórką, całe, kuliste.
Wgryza się, przeżuwa i niezawodnie wypluwa skórkę. Czynność tę powtarza aż do gniazda nasiennego, wówczas rzuca z rozmachem połówką jabłka gdzie popadnie i na tym kończy przekąszanie.
Zdaje się jednak, że Jarecka przedobrzyła obierając od czasu do czasu jabłka uznane przez siebie za zbyt twardoskóre. Piątek, uruchomiwszy mechanizm przeżuwania, wypluć coś musi, nie ma odwrotu, i zamiast owocowych skórek Jarecka zbiera z podłogi jabłkowe wiórki - rzekłbyś; maszyna kuchenna poszatkowała na surówkę!

Trudno to wydłubać z dywanu, skórkę łatwiej.

...


Jaśnie Panicz wrócił z wycieczki i prezentuje Jareckiej zdjęcia w telefonie.
- Tu jest kryształ górski, tu obsydian. Kwarc, tu piasek książycowy...
Jarecka łypie na syna starając się ocenić, jaki to będzie dystans. Czy już zmierza do finiszu, czy to ledwie przedbiegi?
- Tu taki wielki amonit. Malachit. Onyks...
- Ty tak cały czas robiłeś zdjęcia? - pyta ostrożnie.
- Tak.
- To kiedy oglądałeś te wystawy?
Jaśnie Panicz łaskawie zlekceważył ów przejaw starczej ignorancji, zresztą - oto na zdjęciu uśmiechnięty autor we własnej osobie!
"Jejku, jaki ładny ten mój synek" - odzywa się w Jareckiej atawistyczna pramamuśka.
- Tu ja. Tu też ja. Ja. Ja. Na tle Muzeum Ziemi. Na tle kina. W kinie. W czapce...

Łyp.

- ...na tle autobusu. W autobusie.








4.03.2015

Dzień Babci, edycja wiosenna

Dziś w Deszczowym Domu post z gatunku, co to go Jarecka na innych blogach nie cierpi.
Wymiana - "jedna baba drugiej babie", czyli dwie baby się cieszą, a reszta zazdrości.
Przyznacie jednak, że co innego, jak zazdrości Jarecka, a co innego, jak zazdrości się Jareckiej - zatem od początku.

Przy okazji Dnia Babci i prezentacji w Deszczowym Domu tworów z granny squares, Jarecka zmówiła sie z Kasią z Bee In Quiltsland na wymianę. W pierwszych mailach obie panie zapewniły się nawzajem, że czasu mają mało, coraz mniej, że to w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, przynajmniej kilka miesięcy, ale oczywiście, tak, koniecznie.

Zaprawdę, czas jest pojęciem względnym!

Dalej nie ma co gadać, trzeba obejrzeć piękne zdjęcia Kasi.
Po lewej bieżnik od Kasi dla Jareckiej, po prawej poducha dla Kasi od Jareckiej














Synek Kasi uhonorował Jarecką laurką! Spójrzcie mu w oczy, temu piesku! :)




A tak bieżnik prezentuje się w swoim nowym domu:
(Jarecka uzbrojona w lupę przepatrzyła każdy szew, i rzeczywiście, nie ma się czego przyczepić. Perfekcyjne wykonanie jest możliwe, co przełykam jak gorzką i wielką pigułę ;))




W Deszczowym Domu zaraza i remont.

Ale perspektywy są świetlane - oto szmatki, też od Kasi - niech no tylko Jarecką przestanie łupać w stawach...


3.03.2015

Gęsi balkonowe, czyli DLA nr1


Macierzyństwo, tak jak medycynę, można zaliczyć do dziedziny "sztuka".
Niemożność zastosowania niezawodnych środków dla uzyskania zamierzonych celów frustruje.
(I na tym zakończmy ten wątek, nim żółć rozleje się na stronice - a po co to komu? Kto jutro będzie o tym pamiętał?)

I dlatego Jarecka ma czasami przemożne pragnienie działania według ściśle określonych zasad.
Poducha dla Beti miała być bardziej fristajlowa ale tak dobrze, tak bezmyślnie, tak automatycznie szyło się bloki FLYING GEESE, że zanim się Jarecka obejrzała, uzbierało się ich na całą sporą poduszkę.



Wzorzyste szmatki od (flying? ;)) KACZKI od dawna wołały głośno: Użyj nas!
Poradnik od KASI wyciągnął pomocną dłoń.
Jarecki zajął się dziećmi.
Czego więcej trzeba?





Proste pikowanie.


Mozolne spinanie warstw z własnoręcznie zrobioną wypustką...


...żeby jednym szwem połączyć wszystko w całość.




Efekt końcowy (wymiary 60x36 cm):




Poducha jest prezentem dla Beti, choć złośliwcy i skrupulanci mogą mówić, że zaledwie nieudolną próbą odwzięczenia się za... (i tu następuje lista tak długa, że Wszechwiedzący Narrator zarządza cięcie).
Krótko mówiąc: spotkania z Beti i jej mężem Kritykiem przebiegają zwykle według scenariusza: chłopaki się bawią, dzieci się bawią, Beti sprząta i gotuje, Jarecka szyje - ergo - bawi się.

Jedna wiosenna sobota upłynęła na szyciu wypełnionych styropianową kulką poduch na tarasowe meble z palet (to akurat nie taras Deszczowego Domu, niestety).



Sofy  zbudował arytsta Krityk. Kolory poduch wybrała Beti.
Jarecka zaś radośnie spartoliła robotę szyjąc przykrótkie szare siedziska z metkami wszytymi do wewnątrz.

Już wiadomo, skąd się wzięła kolorystyka tej poduszki?




A dla smaczku dwie kropelki turkusu, których Jarecka nie mogła sobie odmówić.





To był pierwszy z serii postów "DLA".
Trochę się tego uzbierało, w kuluarach się ściboliło. Czas pokazać światu :)

PS. Dotarły jeszcze kartki od Marty G. i Kalipso. Dziękuję!