Jak się pisze bloga rok, drugi trzeci, różne rzeczy się piszącemu objawiają.
Na przykład, że człowiek kręci się za wlasnym ogonem zupełnie jak planety po orbitach i jak krew w żyłach.
Pod koniec sierpnia zawsze dopada Jarecką lęk przed upływem czasu i śmiercią, we wrześniu odzyskuje równowagę (i to jaką!!!) a w październiku pozwala się porwać niewytłumaczalnej euforii.
W Wielkim Poście zaś corocznie cierpi na nadprodukcję żółci, która zatruwa narządy i przetłuszcza włosy, i którą należy systematycznie upuszczać; najlepiej wprost na bloga, przykładowo w wieczór taki jak ten, przy winie i chrapaniu Jareckiego.
...
Jak w każdy poniedziałek, Jaśnie Panicz automotywuje się ze swoim zastępem mensajugend a Jarecka kiwa się na korytarzu z pozostałymi osiemdziesięcioma procentami swojego przychówku.
Przychówek także się kiwa, jeszcze jak!
I na tę chwilę posępną napatoczyła się babeczka, osobliwa, w niezgorszym odzieniu a z jednym jedynym zębem.
- Ile ma? - zapytała wskazując na Piątka.
Jarecka policzyła na palcach, albowiem aktualizacją tych danych rzadko zaprząta sobie głowę.
- Rok i cztery miesiące.
- Moja trzy - wyznała babeczka. Nie doczekawszy się satysfakcjonującej reakcji kontynuowała niezrażona - wszystkie pani?
- Nie wszystkie. Jest jeszcze starszy syn.
(Ha! I po takim mini dialogu Jarecka zawsze spodziewa się uwag na temat swojej figury rzekomo nie wskazującej na wielorództwo. Zdumiewające doprawdy, że ludzie nie kojarzą należycie następujących faktów: dużo gąb - nie ma kiedy jeść albo i nie ma co! Jak się ma wiele dzieci, czasu na rozkosze stołu jakby mniej. Albo: chciałoby się zjeść pomarańczę, ale nie można, bo dziecko, które jeszcze nie zjadło obiadu też zapragnie, więc nie je się tej pomarańczy, a potem jak po obiedzie zacznie się tych pomarańczy obieranie to już odchodzi chęć do jedzenia.
No ale. Kobitka w nosie miała Jareckiej kształt)
- Ja mam czwórkę - rzekła - ale więcej nie będzie, bo przy ostatnim porodzie wszystko mi wycięli.
Jarecka, nieco ogłuszona tempem zwierzeń, nie mogła się zdecydować czy spieszyć z gratulacjami, czy z ubolewaniem, bo też twarz kobiety wyrażała niezmącone samozadowolenie. Nie wiadomo nigdy, czym ta niezmąconość się karmi.
Następnie Jarecka dowiedziała się o pierworodnym rozmówczyni, który zrodzony jako wcześniak umarł po miesiącu, o kolejnych przedwczesnych porodach, które to następowały przez cesarskie cięcie oraz szerzej i bardziej szczegółowo o najmłodszej córce, także wcześniaku (28 tc).
- Dostała dziesięć punktów. Od początku sama oddychała. Wszystko z nią w porządku, WSZYSTKO - przekonywała - neurologicznie i w ogóle. Tylko jeszcze nie mówi.
Ach, oczywiście, słusznie sie domyślasz, Wierny Czytelniku! Natychmiast Jarecka ruszyła przyrdzewiałym zwojem i odnotowała w duchu, że Czwórka (28 tc) w wieku trzech lat już mówiła. A punkty dostała tylko dwa, i nie oddychała sama dłuuugo.
- Ale zbój z niej straszny - ciągnęła rozmówczyni tonem przepełnionym dumą - wszystkimi w domu rządzi...
Jarecka wydobyła z rękawa mocno sfatygowaną talię
flirtu towarzyskiego i odczytała: "ach tak, najmłodsze tak mają".
- ...tak się cieszę! Właśnie dzisiaj się dowiedziałam, że przyjęli ją do przedszkola.
- Ach, super, super - siliła się Jarecka.
- Tylko jest jeden problem. Pampers.
W drodze powrotnej Jarecka, u kresu wytrzymałości (albowiem zająwszy miejsca w samochodzie swołocz jęła się okładać słowem i czynem) uprzedziła lojalnie, że jest WŚCIEKŁAAAA i żeby się do niej nie odzywać, gdyż grozi to niezasłużoną a bardzo prawdopodobne, że ostrą w formie reprymendą, a po co wam to, lepiej poczekajcie aż mi przejdzie.
Skutek apelu był taki, że dziatwa udawała, iż się nie okłada, nie zabiera sobie nawzajem butów i nie pakuje sobie łokci w oko.
Jarecką trzymała przy zmysłach tylko myśl taka, że skoro przekroczy próg domu (Jarecki już wrócił z pracy) natychmiast zamknie się w łazience i będzie się kąpała długo i mężnie, tylko po to, by odciąć się od nadmiaru bodźców za pomocą zamka w drzwiach, szumu wody i bezruchu.
A Jarecka nie znosi wylegiwania się w wannie. Czynność ta stoi w rażącej sprzeczności z jej temperamentem i doprawdy, to złośliwość opaczności, że w żadnym z wynajmowanych przez Jareckich mieszkań nie było po prostu kabiny prysznicowej. Wszędzie te wanny!
Wreszcie podwórko.
Drzwi.
Przedpokój.
A w kuchni,
na podłodze,
Jarecki.
Klęczał przy wysuniętej na środek kuchni zmywarce, która ostatecznie się zepsuła.