Jaki by sobie ten Piątek nie był kryształowy, skończył pięć miesięcy i swoje prawa ma.
A prawa dla jego wieku są takie:
Turlać się, spędzać czas w miarę możliwości w pionie (matka jest oporna w tej materii - na szczęście można unieść przynajmniej głowę), gapić się na wszystko (najlepiej na wszystko naraz), obśliniać siebie i innych a co za tym idzie przebierać się x razy dziennie, spać trochę mniej i generalnie próbować ugrać dla siebie jak najwięcej atrakcji, uwagi i czasu otoczenia.
Wnioski, do jakich doszła Jarecka po latach praktyki, są takie: będzie tylko gorzej.
Dopóki dziecię nie nauczy się pewnie chodzić, bezpiecznie schodzić z krzeseł, na które pierwej się wspięło i zanim przyswoi elementarną wiedzę na temat tego, co się nadaje do jedzenia a co nie - matka może drzeć włosy z głowy (swojej!), płakać z bezsilności lub rzeczoną głową tłuc bezradnie w ścianę. Może zatrudnić nianię/gosposię względnie ukłonić się babci, by zdjęła zeń część obowiązków. Przez najbliższy rok.
Albo!
Jarecka nie próbowała darcia włosów, bo, jakby nie patrzeć, szkoda. Niech rwą te, co mają za dużo. Płakać - zawsze, trzy razy dziennie, codziennie! Nianie, którym przyjdzie do głowy choćby schować do zmywarki miseczkę po kolacji dziecka wymarły zaraz po dinozaurach. Na pomoc całodzienną Jareckich zwyczajnie nie stać, babcie daleko.
Ale!
Czy tak Jarecka miała od urodzenia - dziś trudno dociec. Być może zdolność tę nabyła wraz z dziećmi, lecz jeśli tak - nie każdy dostaje to w pakiecie.
I tak w Deszczowym Domu sterta rzeczy do prasowania pomalutku rośnie sobie drugi tydzień. Przez spiżarnię trzeba się przedzierać jak przez dżunglę. Za nic nie można się wziąć, bo jak tylko Jarecka otworzy kosz z rzeczami "do prasowania", Piątek zaczyna jęczeć. To niezwykle frustrujące.
Ale nie można przecież nic nie robić spodziewając się, że lada chwila Piątek wezwie!
Tedy Jarecka robi - na przykład trenuje sobie szycie patchworków, o!
Kołderka wcale nie jest taka krzywulasta, na jaką wygląda!
(Chociaż trochę krzywa jest...)
Załóżmy, że Jarecka zapamiętale szyje a Piątek wrzeszczy - znudziło mu się leżenie w kojcu - na przykład. Jarecka wstaje od maszyny, bierze dziecię na ręce i myśli: "o rany, jak fajnie! Udało mi się zszyć cały blok! Jeszcze tylko pięć i będzie cała kołderka dla Czwórkowej lalki! Rewers będzie żółty, bo Czwórka uwielbia ten kolor... a podusia będzie taka fristajlowa; popróbuję czegoś nowego..."
I tak dalej, w tym radosnym duchu.
A gdyby Jarecka zajęta była prasowaniem wtenczas, gdy Piątkowi znudziła się pozycja kobry? Byłaby sfrustrowana, niechybnie! "Znowu mi się nie udało skończyć! Nigdy mi się to nie uda! Zaleje mnie lawina prasowania! (a na balkonie już suszy się następna porcja, a w pralce wiruje kolejna..."
I tak dalej, tylko w formie nie nadającej się do publikacji.
Wnioski wyciągnijcie sami - czym lepiej się zająć gdy nie można wszystkim.
27.04.2014
24.04.2014
Kategoria: szydełko
Podczas gdy Wszechwiedzący Narrator się urlopował, Jarecka robiła swoje. W kategorii szydełko głównie koty i ptaki (którymi nie śmie już przynudzać) ale udało jej się poczynić także:
- gąsienicę dla Piątka. Gdy tylko Piątek zaczął chwytać, matuś zmajstrowała mu taką zabawkę. Kulki nanizane są na gumkę. Rzecz się Piątkowi niezwykle podoba, co Jarecka odnotowuje z wielką satysfakcją - dziecię nie może oderwać wzroku od dyndającej nad jego głową gąsienicy :) (tak, tak, zdaje się, że bardziej ceni wizualną stronę zabawki...)
- kilka bratków do wiosennego wianuszka:
No i tyle. Tylko tyle...
W przygotowaniu sprawozdania z poczynań Jareckiej w kategorii szycie, z podziałem na podkategorie; ubrania (!!!) i inne.
Jarecka poważnie rozważa schowanie maszyny na jakiś czas, albowiem zauważa u siebie objawy uzależnienia. Jeszcze tylko kostium króla Stasia dla Jaśnie Panicza i, słowo honoru, trzeba dać na wstrzymanie ;)
Etykiety:
szydełko,
zabawki hand made
21.04.2014
Na marginesie
WIELKA ŚRODA
Wizyta u fryzjera to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Kilkadziesiąt minut bezczynnego gapienia się we własne, mało satysfakcjonujące oblicze plus gmeranie we włosach - to dla Jareckiej żadna przyjemność. Jarecka chorobliwie nie znosi, gdy dotyka się jej głowy (wiedzą o tym nawet jej dzieci), choć jak od każdej reguły, jest i tu wyjątek. Pan Adrian, zaogoński fryzjer, mógłby zarobkować samym myciem głowy! Zarobkuje jednak fryzjerstwem i Jarecka od czasu do czasu wybiera panaadrianowy numer ciesząc się na to mycie. Zakład pana Adriana jest blisko i można przebierać w terminach jak w ulęgałkach - ale to wszystko w kategorii "zalety". Światło ma Adrian wyjątkowo mało łaskawe, toteż Jarecka usilnie ogląda w lustrze wnętrze zakładu. Najbardziej intryguje ją przesypujący się kosz na śmieci, sugerujący jakoby dzikie tłumy klientów przewalały się codziennie przez to miejsce. Lekka konwersacja będąca nieodłącznym elementem posiedzenia we fryzjerskim fotelu, zasadniczo się udaje.
- Jak tam, objadła się pani w święta? - zapytał wesoło pan Adrian, gdy Jarecka zjawiła się w jego salonie tuż po świętach Bożego Narodzenia.
- Nie - odparła zgodnie z prawdą, ale bez przekonania, bo od poprzedniej wizyty u Adriana minęło pół roku, a od porodu ledwie miesiąc z hakiem i zmiany wizerunkowe były niezaprzeczalne.
Pompu pompu - na to pan Adrian - depcząc rytmicznie wihajster przy fotelu wywindował nieco do góry Jarecką, która z przerażeniem patrzyła w lustro na podskakujące do rytmu części własnego ciała. No i wyszła na kłamcę - no jakże się nie obżarła?
Wspomnienie to okazało się na tyle niemiłe, że przy następnej okazji Jarecka udała się na Przedmieście, do salonu fryzjerskiego Małej Mi, który nawiedzała w czasach przedzaogońskich. Mała Mi bardzo się ucieszyła i Jarecka też się ucieszyła, bo usłyszała, że świetnie wygląda, że kto by pomyślał, że urodziła trzy miesiące temu, no i że piąte dziecko!- i w tym świetnym nastroju można było już przejść do kolejnych punktów programu, czyli do: szarpania i drapania głowy przy myciu połączonych z upychaniem w uszy piany, do oglądania zdjęć i filmików z udziałem dzieci Małej Mi, do obijania grzebieniem nieszczęsnej łepetyny a wreszcie do tej krótkiej jak mgnienie chwili, w której Jarecka w slow motion odrzuca nową plerezę i stwierdza, że git.
(Trzeba dodać, że Jarecka pozbawiona sznytu kobiety eleganckiej, zaraz po tym, jak wsiądzie do samochodu sięgnie do kieszeni/torby/na podłogę po wsuwkę i zamocuje na czubku głowy wszystko co jej dynda przy twarzy, czyli połowę tego, co ma na głowie, i co z takim mozołem Mała Mi przed chwilą utrefiła)
W Wielką Środę Jarecka wtacza się do salonu Małej Mi z wszystkimi córkami i Piątkiem. Córki siadają rzędem na sofce pod oknem, Piątek na kolanach Jareckiej i naprzód! - chlast po łbie, pianą w uszy, pac grzebieniem z lewa, pac z prawa.
- Mamo - teatralnym szeptem woła Trójka - ostatnio jak tu byłyśmy, to pani dała nam lizaka!
Pani daje lizaka i wielkim pędzlem wmiata Jareckiej ścinki włosów za kołnierz.
- Przeprostować ci prostownicą? - zapytuje na koniec (dlaczego się nie upudrowałam?- myśli udręczona Jarecka - na co mi ta kreska na powiece, połowa i tak się skruszyła! Szyja mi się starzeje czy to tylko tak w tym świetle?).
- Tak. Jeszcze dzisiaj jadę między ludzi.
Wyprostowane włosy przyklejają się natychmiast do twarzy Jareckiej - elektromagnes ma wielką moc!
Ciotka Fela mieszka w pięknej kamienicy z lat dwudziestych, odnowionej niedawno z wielką starannością.
Wieczór jest ciepły, wiosenny i pachnący. Po drugiej stronie ulicy przejeżdża tramwaj odsłaniając odległą lecz zaskakująco otwartą i wyraźną panoramę metropolitalnego city.
Wieczory u Feli Jarecka spędza z zadartą głową - z wysokiego sufitu zwiesza się imponujący w swej prostocie sześcioramienny żyrandol art deco.
Tego wieczoru nic nie powinno było zmącić tej pełnej nabożeństwa kontemplacji, bo ciotka zrobiła na kolację fasolkę, a Jarecka fasolki nie może. Niestety, Piątek wszczyna alarm - może za sprawą zapachu zakazanej strawy a może dlatego, że poprzedniego dnia Jarecka spożyła pewną ilość orzechów włoskich.
To nawet lepiej, że musimy już wracać - myśli Jarecka w drodze powrotnej - jak ta fasolka pachniała!
WIELKI CZWARTEK
Rzadki to widok o poranku. Czesiuniowa rozparta w fotelu na tarasie wygrzewa się w słońcu i pije herbatę.
Dla Czesiuniowej nastał czas laby - w szkole już wolne, w kościele też. Aż do soboty zastąpią ją ministranci; postukać kołatką każdy głupi potrafi, nie trzeba organistki.
Za jej plecami, w tafli szklanych drzwi odbija się Matka Boska stojąca w kącie ogrodu.
Matka Boska ma niebieską suknię, Czesiuniowa - czerwony szlafrok.
Matka Boska ma na głowie welon, Czesiuniowa - czarnego boba.
Jarecka widzi rzecz z okna i zaintrygowana sielską sceną przekłada filiżankę z kawą do lewej ręki żeby otworzyć balkon.
Gołe łydki natychmiast odnotowują przyjemną temperaturę.
- Cześć! - woła Jarecka.
Czesiuniowa nie słyszy, bo akustyka miejsca jest taka, że gdyby to Czesiuniowa szepnęła "cześć" Jarecka usłyszałaby bez problemu. Ale Czesiuniowa Jareckiej nie słyszy, bo też jej nie widzi, oczy ma zamknięte, w oczy świeci słońce.
Zresztą Jarecka i tak gada z ciotką Felą. Fela pyta, czy to prawda, że Piątek się rozchorował?
Tak, mówi Jarecka, w nocy miał gorączkę, jeszcze śpi.
Fela mówi, że ona wiedziała to już wczoraj, prorokini jedna.
Z domu naprzeciwko wychodzi Czesiunio i burzy statyczną scenę jak spod pędzla Hoppera. Wsiada na rower i kręci kółka po trawniku a zaczeska odkleja się od czoła i powiewa za nim majestatycznie.
WIELKI PIĄTEK
(podkład muzyczny: Modest Musorgski, Taniec kurcząt w skorupkach. W rytmie i tempie tej melodii upływają kolejne dni)
Aż do teraz :)
PS. Deszczowy Dom odwiesza zawieszenie działalności, które to zawieszenie nie było jak wiadomo ortodoksyjnie przestrzegane. Cóż począć? - w kobiecej naturze leży spożywanie zakazanych jabłek!
Żadnych wywołujących wypieki treści jednak spodziewać się nie należy - będzie jak i drzewiej o rodzinie, rękodziele - ze sporą dawką maszynodzieła i takie tam inne, wiadomo ;)
Wizyta u fryzjera to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Kilkadziesiąt minut bezczynnego gapienia się we własne, mało satysfakcjonujące oblicze plus gmeranie we włosach - to dla Jareckiej żadna przyjemność. Jarecka chorobliwie nie znosi, gdy dotyka się jej głowy (wiedzą o tym nawet jej dzieci), choć jak od każdej reguły, jest i tu wyjątek. Pan Adrian, zaogoński fryzjer, mógłby zarobkować samym myciem głowy! Zarobkuje jednak fryzjerstwem i Jarecka od czasu do czasu wybiera panaadrianowy numer ciesząc się na to mycie. Zakład pana Adriana jest blisko i można przebierać w terminach jak w ulęgałkach - ale to wszystko w kategorii "zalety". Światło ma Adrian wyjątkowo mało łaskawe, toteż Jarecka usilnie ogląda w lustrze wnętrze zakładu. Najbardziej intryguje ją przesypujący się kosz na śmieci, sugerujący jakoby dzikie tłumy klientów przewalały się codziennie przez to miejsce. Lekka konwersacja będąca nieodłącznym elementem posiedzenia we fryzjerskim fotelu, zasadniczo się udaje.
- Jak tam, objadła się pani w święta? - zapytał wesoło pan Adrian, gdy Jarecka zjawiła się w jego salonie tuż po świętach Bożego Narodzenia.
- Nie - odparła zgodnie z prawdą, ale bez przekonania, bo od poprzedniej wizyty u Adriana minęło pół roku, a od porodu ledwie miesiąc z hakiem i zmiany wizerunkowe były niezaprzeczalne.
Pompu pompu - na to pan Adrian - depcząc rytmicznie wihajster przy fotelu wywindował nieco do góry Jarecką, która z przerażeniem patrzyła w lustro na podskakujące do rytmu części własnego ciała. No i wyszła na kłamcę - no jakże się nie obżarła?
Wspomnienie to okazało się na tyle niemiłe, że przy następnej okazji Jarecka udała się na Przedmieście, do salonu fryzjerskiego Małej Mi, który nawiedzała w czasach przedzaogońskich. Mała Mi bardzo się ucieszyła i Jarecka też się ucieszyła, bo usłyszała, że świetnie wygląda, że kto by pomyślał, że urodziła trzy miesiące temu, no i że piąte dziecko!- i w tym świetnym nastroju można było już przejść do kolejnych punktów programu, czyli do: szarpania i drapania głowy przy myciu połączonych z upychaniem w uszy piany, do oglądania zdjęć i filmików z udziałem dzieci Małej Mi, do obijania grzebieniem nieszczęsnej łepetyny a wreszcie do tej krótkiej jak mgnienie chwili, w której Jarecka w slow motion odrzuca nową plerezę i stwierdza, że git.
(Trzeba dodać, że Jarecka pozbawiona sznytu kobiety eleganckiej, zaraz po tym, jak wsiądzie do samochodu sięgnie do kieszeni/torby/na podłogę po wsuwkę i zamocuje na czubku głowy wszystko co jej dynda przy twarzy, czyli połowę tego, co ma na głowie, i co z takim mozołem Mała Mi przed chwilą utrefiła)
W Wielką Środę Jarecka wtacza się do salonu Małej Mi z wszystkimi córkami i Piątkiem. Córki siadają rzędem na sofce pod oknem, Piątek na kolanach Jareckiej i naprzód! - chlast po łbie, pianą w uszy, pac grzebieniem z lewa, pac z prawa.
- Mamo - teatralnym szeptem woła Trójka - ostatnio jak tu byłyśmy, to pani dała nam lizaka!
Pani daje lizaka i wielkim pędzlem wmiata Jareckiej ścinki włosów za kołnierz.
- Przeprostować ci prostownicą? - zapytuje na koniec (dlaczego się nie upudrowałam?- myśli udręczona Jarecka - na co mi ta kreska na powiece, połowa i tak się skruszyła! Szyja mi się starzeje czy to tylko tak w tym świetle?).
- Tak. Jeszcze dzisiaj jadę między ludzi.
Wyprostowane włosy przyklejają się natychmiast do twarzy Jareckiej - elektromagnes ma wielką moc!
...
Ciotka Fela mieszka w pięknej kamienicy z lat dwudziestych, odnowionej niedawno z wielką starannością.
Wieczór jest ciepły, wiosenny i pachnący. Po drugiej stronie ulicy przejeżdża tramwaj odsłaniając odległą lecz zaskakująco otwartą i wyraźną panoramę metropolitalnego city.
Wieczory u Feli Jarecka spędza z zadartą głową - z wysokiego sufitu zwiesza się imponujący w swej prostocie sześcioramienny żyrandol art deco.
Tego wieczoru nic nie powinno było zmącić tej pełnej nabożeństwa kontemplacji, bo ciotka zrobiła na kolację fasolkę, a Jarecka fasolki nie może. Niestety, Piątek wszczyna alarm - może za sprawą zapachu zakazanej strawy a może dlatego, że poprzedniego dnia Jarecka spożyła pewną ilość orzechów włoskich.
To nawet lepiej, że musimy już wracać - myśli Jarecka w drodze powrotnej - jak ta fasolka pachniała!
WIELKI CZWARTEK
Rzadki to widok o poranku. Czesiuniowa rozparta w fotelu na tarasie wygrzewa się w słońcu i pije herbatę.
Dla Czesiuniowej nastał czas laby - w szkole już wolne, w kościele też. Aż do soboty zastąpią ją ministranci; postukać kołatką każdy głupi potrafi, nie trzeba organistki.
Za jej plecami, w tafli szklanych drzwi odbija się Matka Boska stojąca w kącie ogrodu.
Matka Boska ma niebieską suknię, Czesiuniowa - czerwony szlafrok.
Matka Boska ma na głowie welon, Czesiuniowa - czarnego boba.
Jarecka widzi rzecz z okna i zaintrygowana sielską sceną przekłada filiżankę z kawą do lewej ręki żeby otworzyć balkon.
Gołe łydki natychmiast odnotowują przyjemną temperaturę.
- Cześć! - woła Jarecka.
Czesiuniowa nie słyszy, bo akustyka miejsca jest taka, że gdyby to Czesiuniowa szepnęła "cześć" Jarecka usłyszałaby bez problemu. Ale Czesiuniowa Jareckiej nie słyszy, bo też jej nie widzi, oczy ma zamknięte, w oczy świeci słońce.
Zresztą Jarecka i tak gada z ciotką Felą. Fela pyta, czy to prawda, że Piątek się rozchorował?
Tak, mówi Jarecka, w nocy miał gorączkę, jeszcze śpi.
Fela mówi, że ona wiedziała to już wczoraj, prorokini jedna.
Z domu naprzeciwko wychodzi Czesiunio i burzy statyczną scenę jak spod pędzla Hoppera. Wsiada na rower i kręci kółka po trawniku a zaczeska odkleja się od czoła i powiewa za nim majestatycznie.
WIELKI PIĄTEK
(podkład muzyczny: Modest Musorgski, Taniec kurcząt w skorupkach. W rytmie i tempie tej melodii upływają kolejne dni)
Aż do teraz :)
PS. Deszczowy Dom odwiesza zawieszenie działalności, które to zawieszenie nie było jak wiadomo ortodoksyjnie przestrzegane. Cóż począć? - w kobiecej naturze leży spożywanie zakazanych jabłek!
Żadnych wywołujących wypieki treści jednak spodziewać się nie należy - będzie jak i drzewiej o rodzinie, rękodziele - ze sporą dawką maszynodzieła i takie tam inne, wiadomo ;)
14.04.2014
Quilt nieoczekiwanie wielkanocny
Od czego zacząć?
Od początku będzie za długo, ale niech tam.
Zaglądała sobie Jarecka TU albo TU, z zachwytem i (no jakże by!) zazdrością, ale tak, jak się ogląda zdjęcia z Nowej Zelandii - pięknie tam, i co z tego?- i tak nigdy tam nie pojadę.
No ale potem Jarecka dostała na urodziny maszynę i radośnie popełniła swój pierwszy patchwork, TEN. Niewiele on przypomina tradycyjne quilty - zgoda, ale, choć na zdjęciach tego nie widać, nadspodziewanie dobrze udało się Jareckiej połączenie trzech warstw pledu. Uwierzcie, lewa strona prezentuje się, hm, nawet lepiej niż awers! Koc ów piknikowy zaliczył już w tym roku jeden najprawdziwszy piknik i pranie w pralce - obie imprezy zniósł doskonale.
Tedy sobie pomyślała Jarecka - a może by... dla Piątka...
Miało być tak:
- geometrycznie,
- w barwach marynarskich z dominantą bieli,
- tak, by wkomponować w całość hafty sprezentowane przez AELJOT,
- i tak, by się móc zmierzyć z szyciem tradycyjnych patchworkowych bloków.
Gdy Jarecka otrząsnęła się już z szyciowego amoku, rozpostarła gotową wierzchnią warstwę quiltu i oczom jej ukazał się taki widok (Jarecki, który natenczas wrócił z pracy, stał obok):
- O!- zdziwiła się Jarecka - jest taki... baptyzmalny...
A Jarecki powiedział, że jemu też tak się kojarzy.
I oto quilt naszpikowany wczesnochrześcijańskimi symbolami!
W centralnym bloku z ośmiokątem, który ponoć nosi nazwę "Królowa Prerii", widzi Jarecka symbol nieskończoności, życia wiecznego, Królestwa Bożego, przejścia w inną rzeczywistość. To kształt wczesnochrześcijańskich baptysteriów i sadzawek chrzcielnych.
A te wiatraki po bokach to jakoby swastyki, pogańskie symbole słońca, które w chrześcijaństwie oznaczają światło - Chrystusa!
Tylko te Economy Blocks z jabłuszkiem i konikiem z niczym się Jareckiej nie kojarzą, po prostu się podobają. Zresztą, tak się Jarecka rozhulała z tymi haftami, że nie znalazłszy już w darach od Aeljot nic, co by do tej kołderki pasowało, sięgnęła po metryczkę... Droga Aeljot, teraz zamknij oczy, a przynajmniej patrz przez palce, jak na horror!- ponieważ cała spora metryczka nie zmieściła się już w kompozycji Jarecka wzięła nożyce...
Imię i datę urodzenia wszyła w kołderkę. Obrazek z bocianem zaś "oprawiła" - będzie z tego poszewka na jasiek jak już Piątek zacznie używać jaśków.
Pięknie się złożyło, bo kołderka jest prezentem dla Piątka z okazji Chrztu, który już za kilka dni. Od mamy, która prężyła mięśnie przy maszynie i taty, który w tym czasie zajmował się wszystkim innym.
Dwie igły zakończyły żywot na pikowaniu.
Jarecki nadepnął na poduszeczkę ze szpilkami. Dalibóg! Dobrze, że szpilki mają łebki! Łatwiej je było znaleźć w stopie, no i było za co chwycić! Dzięki temu zdarzeniu Jarecka zlokalizowała wreszcie tę poduszeczkę, której kilka minut wcześniej rozpaczliwie szukała.
Jarecka zaś ma takie zakwasy od pikowania, że nie ma mowy o wyjęciu czegoś z górnych szafek w kuchni.
Aha 2
Być może niektórzy docenią fakt, że Jarecka nie posiada (na razie!) ŻADNYCH akcesoriów ułatwiających pracę nad patchworkiem ( żadne tam maty do cięcia i noże kółkowe jeno zacne nożyczki, ołówek i linijka) a jej maszyna ŻADNYCH patchworkowych ingrediencji. Pikowanie odbyło się przy użyciu najzwyklejszej stopki.
Jarecka odmacza obolałe mięśnie w ciepłej wodzie i jakby realniej marzy o Nowej Zelandii.
A Wy, Drodzy Czytelnicy, przyjmijcie świąteczne życzenia - nie jaj, nie dyngusów, ale - Światła! :)
10.04.2014
Jaśnie Panicz się nudzi
Jaśnie Panicz wyzyskał koniunkturę (czyli fakt, że telewizor schowany na dnie szafy) i został gwiazdą kinematografii.
A zaczęło się jak zawsze, niewinnie. Zadzwoniła szkoła, że Jaśnie Panicz niezdrów, coby go sobie Jarecka zabrała do domu jak najprędzej. Jarecka natychmiast udała się w towarzystwie Piątka we wskazane miejsce i znalazła swojego pierworodnego w świetlicy, rozciągniętego na worku sako, bladego i - jak mówi klasyk - słaniającego się nogami.
W domu Jarecka kazała Jaśnie Paniczowi leżeć.
Gdy zajrzała do niego po kwadransie przeglądał od niechcenia gazetę.
(gdyby Jarecka nie zamknęła za sobą drzwi, co miało stanowić zaporę przed ewentualną zarazą, zobaczyłaby, że chłopię zaczyna czytać jakiś artykuł, czyta z rosnącym zainteresowaniem, zaczyna coś rozważać, rozglądać się, znowu czyta, znowu deliberuje...)
Po dwóch kwadransach oczom Jareckiej, gdy zajrzała do chorego, objawiło się coś takiego:
A zaraz potem coś takiego:
- Czy tata ma w komputerze movie maker? - odpowiedział tajemniczo Jaśnie Panicz, gdy Jarecka wreszcie zaryzykowała pytanie: synu, WTF...?
Powstał serial!
Pozbawiony konkurencji w postaci smerfów, elfów i jaskiniowców, robi zawrotną karierę w Deszczowym Domu, jak Niewolnica Isaura, nie przymierzając!
Serial nosi tytuł "Minionek i kostka", czego widzowie nie dowiedzą się z czołówki, bowiem okrutne rodzice usunęli ją dla potrzeb niniejszej publikacji, podobnie jak napisy końcowe...
Oto więc - bez czołówki i napisów - "Minionek i kostka" part 4!:
Ukończywszy pracę nad serią o Minionku i kostce, Jaśnie Panicz wyraził chęć zajęcia się czymś innym, haftem krzyżykowym, na przykład.
I się zajął!
Ujrzawszy efekty tej pracy Jarecka zaprosiła syna do udziału w projekcie, nad którym właśnie pracuje.
Szczegóły (prawdopodobnie) wkrótce :)
A zaczęło się jak zawsze, niewinnie. Zadzwoniła szkoła, że Jaśnie Panicz niezdrów, coby go sobie Jarecka zabrała do domu jak najprędzej. Jarecka natychmiast udała się w towarzystwie Piątka we wskazane miejsce i znalazła swojego pierworodnego w świetlicy, rozciągniętego na worku sako, bladego i - jak mówi klasyk - słaniającego się nogami.
W domu Jarecka kazała Jaśnie Paniczowi leżeć.
Gdy zajrzała do niego po kwadransie przeglądał od niechcenia gazetę.
(gdyby Jarecka nie zamknęła za sobą drzwi, co miało stanowić zaporę przed ewentualną zarazą, zobaczyłaby, że chłopię zaczyna czytać jakiś artykuł, czyta z rosnącym zainteresowaniem, zaczyna coś rozważać, rozglądać się, znowu czyta, znowu deliberuje...)
Po dwóch kwadransach oczom Jareckiej, gdy zajrzała do chorego, objawiło się coś takiego:
A zaraz potem coś takiego:
- Czy tata ma w komputerze movie maker? - odpowiedział tajemniczo Jaśnie Panicz, gdy Jarecka wreszcie zaryzykowała pytanie: synu, WTF...?
Powstał serial!
Pozbawiony konkurencji w postaci smerfów, elfów i jaskiniowców, robi zawrotną karierę w Deszczowym Domu, jak Niewolnica Isaura, nie przymierzając!
Serial nosi tytuł "Minionek i kostka", czego widzowie nie dowiedzą się z czołówki, bowiem okrutne rodzice usunęli ją dla potrzeb niniejszej publikacji, podobnie jak napisy końcowe...
Oto więc - bez czołówki i napisów - "Minionek i kostka" part 4!:
...
Ukończywszy pracę nad serią o Minionku i kostce, Jaśnie Panicz wyraził chęć zajęcia się czymś innym, haftem krzyżykowym, na przykład.
I się zajął!
Ujrzawszy efekty tej pracy Jarecka zaprosiła syna do udziału w projekcie, nad którym właśnie pracuje.
Szczegóły (prawdopodobnie) wkrótce :)
...
Jaśnie Panicz dostał powołanie na testy (z NASA. Chcą go wysłać w kosmos albowiem wywiad doniósł, że Rosjanie już szykują do takiej misji dziesięciolatka).
- No i jak? - wypytuje Jarecka w drodze powrotnej ze szkoły - jak te testy?
- Trudne - zafrasował się Jaśnie Panicz - nie wszystko wiedziałem. Jak czegoś nie wiedziałem, to strzelałem.
Pozostaje wierzyć, że jak będzie chciał wrócić na Ziemię, strzeli w odpowiedni przycisk.
Etykiety:
Jaśnie Panicz tworzy
2.04.2014
Realizm magiczny à la Deszczowy Dom, czyli ptaszki, krzaczki, elfy i lewitacja
Sójki uwielbiają się huśtać na czubkach tujowego żywopłotu - oddają się temu zajęciu z upodobaniem jak dzień długi. Pupki mają przyciężkie, więc co raz muszą sadowić się od nowa.
Gołębie, zapasione jak gęsi, mają inną zabawę - w spadanie z drzewa. Siada sobie taki tłusty okaz na wysokim srebrnym świerku i lu! - w dół, jak niewładny. Podrywa się w górę nad samą ziemią i apiat' od nowa; hop na świerk i ziuuuu!
- Rozpakuj zmywarkę - mówi Jarecka do Czwórki.
Czwórka, jasnowłosy elf lat trzy i pół, eteryczna istota o smukłych dłoniach i stopach, delikatna jak mgiełka o brzasku, odpowiada:
- Nie.
- Co? - upewnia się zdumiona Jarecka - ach, dlaczego???
Czwórka, ta jasnooka rusałka o anielskim uśmiechu, głosem jak leśny strumyk szemrze:
- Bo mi się nie chce.
Po południu Jarecka wygląda przez okno i widzi własną córkę, niczym sójkę, kołyszącą się na czubku kolczastego krzaczora.
- Złaź stamtąd! - krzyczy do Trójki.
- Nie - odpowiada stoicko dziecię lewitując półtora metra nad ziemią.
- Jak spadniesz i się połamiesz to ja cię nie zawiozę do szpitala! - uprzedza wzburzona Jarecka.
Trójka na krzaku osiąga najwyższy poziom wyciszenia:
- Wiem.
Wieczorne sprzątanie w pokoju dziewczynek.
W roli ekonoma i kaowca w jednym - Jarecka.
- Trójka sprząta na biurku, Dwójka na podłodze - zarządza.
Czwórka zaś, ten jasnowłosy elf o alabastrowej cerze, głosem jak szklany dzwoneczek zastrzega:
- A ja sprzątam na suficie.
Już Jarecka zaczęła snuć plany w kierunku bujania się na żywopłocie - w poszukiwaniu równowagi - gdy w sobotę, pod chwilową nieobecność trawników, sąsiedzi znaleźli sobie zajęcie na wolnym powietrzu. Generał Sosna i Seba przytargali śmiercionośne narządzie i oddali się pitoleniu żywopłotu.
Sosna ciął, Seba trzymał drabinę.
Pozostaje spróbować tego spadania ze świerku.
Gołębie, zapasione jak gęsi, mają inną zabawę - w spadanie z drzewa. Siada sobie taki tłusty okaz na wysokim srebrnym świerku i lu! - w dół, jak niewładny. Podrywa się w górę nad samą ziemią i apiat' od nowa; hop na świerk i ziuuuu!
- Rozpakuj zmywarkę - mówi Jarecka do Czwórki.
Czwórka, jasnowłosy elf lat trzy i pół, eteryczna istota o smukłych dłoniach i stopach, delikatna jak mgiełka o brzasku, odpowiada:
- Nie.
- Co? - upewnia się zdumiona Jarecka - ach, dlaczego???
Czwórka, ta jasnooka rusałka o anielskim uśmiechu, głosem jak leśny strumyk szemrze:
- Bo mi się nie chce.
Po południu Jarecka wygląda przez okno i widzi własną córkę, niczym sójkę, kołyszącą się na czubku kolczastego krzaczora.
- Złaź stamtąd! - krzyczy do Trójki.
- Nie - odpowiada stoicko dziecię lewitując półtora metra nad ziemią.
- Jak spadniesz i się połamiesz to ja cię nie zawiozę do szpitala! - uprzedza wzburzona Jarecka.
Trójka na krzaku osiąga najwyższy poziom wyciszenia:
- Wiem.
Wieczorne sprzątanie w pokoju dziewczynek.
W roli ekonoma i kaowca w jednym - Jarecka.
- Trójka sprząta na biurku, Dwójka na podłodze - zarządza.
Czwórka zaś, ten jasnowłosy elf o alabastrowej cerze, głosem jak szklany dzwoneczek zastrzega:
- A ja sprzątam na suficie.
Już Jarecka zaczęła snuć plany w kierunku bujania się na żywopłocie - w poszukiwaniu równowagi - gdy w sobotę, pod chwilową nieobecność trawników, sąsiedzi znaleźli sobie zajęcie na wolnym powietrzu. Generał Sosna i Seba przytargali śmiercionośne narządzie i oddali się pitoleniu żywopłotu.
Sosna ciął, Seba trzymał drabinę.
Pozostaje spróbować tego spadania ze świerku.
Etykiety:
złote myśli
Subskrybuj:
Posty (Atom)