To, że ktoś oberwie od Jareckiej bez łeb, było wiadomo już od rana. Takie miała Jarecka przeczucie a może postanowienie takie powzięła, kto zgadnie?
Egzekucję udało się jakimś cudem odroczyć do południa, niemniej siedząc z córkami przy zupie Jarecka nabuzowana do granic możliwości snuła rozważania o złu mniejszym i większym oraz o tym, komu się zbierze za to, że wstała lewą nogą.
Własne dzieci, co się je w bólach rodziło, szkoda bić.
- Dzisiaj uczyliśmy się o tym, że człowiek jest ssakiem - Trójka jak należy podjęła konwersację.
- A kura? - wtrąciła nie wiedzieć dlaczego Dwójka - kura chyba jest gadem...
Nie należy się dziwić. W Świerszczyku jak byk stało, że potomkami dinozaurów (wielkich gadów przecież!) są ptaki.
Trójka parsknęła, bo wyobraźnia podsunęła jej zabawny obraz.
- Jak kura by była ssakiem to by tak swoją mamę: dziub dziub - tu dźgnęła się palcem w pierś celem wizualizacji.
- A moja koleżanka też ma małą siostrzyczkę - dodała już poważnie - ale jej mama nie karmi piersią tylko butelką. Bo nie ma pokarmu.
- Jak ta koleżanka ma na imię? - zapytała natychmiast Jarecka, która dotychczas, pochłonięta morderczymi myślami, niezbyt interesowała się rozmową. Teraz poczuła, że coś jej wzbiera w śliniankach.
- Wiktoria.
- Jak to: nie ma pokarmu? - oburzyła się Jarecka - człowiek jest ssakiem, jak to: nie ma pokarmu? Mamy nie muszą karmić swoich dzieci piersią, ale jak nie karmią, to dlatego, że nie chcą, a nie dlatego, że nie mają pokarmu! Jak nie chcą, to nie mają! Albo - strzyknęła przez zęby Jarecka* - nie umieją!!!**
Zapadła cisza, szczęki zaprzestały pracy, trzy pary zdumionych i skołowanych ocząt zwróciły się ku Jareckiej.
Jarecka zaś otarła zęby z jadu i odetchnęła z ulgą.
Kilometr dalej mama Wiktorii nagle poczuła się, jakby jej kto w mordę dał.
W Deszczowym Domu zaś zapanował spokój, miłość i peace.
* jadem strzyknęła.
** dobra, dobra, Jarecka wie, że z tym karmieniem to jest różnie, bo sama zna kobiety, co bardzo chciały a się nie udało (choć, dla ścisłości - pokarm miały!) ale chyba lepiej, że się dostało mamie Wiktorii, co się ją zna z widzenia, niż własnym dzieciom, co się je w bólach rodziło!
No i chyba lepiej, jak się wrzuci posta wbrew deklaracjom niżby się miało oszaleć?
31.03.2014
9.03.2014
Cztery powody, kolejność przypadkowa
Pierwszy powód jest taki:
Jaśnie Panicz wsiada do samochodu pod szkołą i zapina pasy.
- Mamo, gdzie byłaś?
Jarecka łgać nie umie ni du du, ajajaj! Skręca się tedy, wije jak piskorz.
- Nigdzie...
- To czemu nie przyjechałaś?
- Eee... bo nie mogłam...
- A co robiłaś? - Jaśnie Panicz drąży z właściwym sobie wyczuciem.
- Nic! - piszczy Jarecka żałośnie; ach, nie ukryje tego - zapomniałam!!!
(O tym, że Jaśnie Panicz jeszcze jest w szkole i że miała go odebrać)
- Ale wysłałem ci sms-a.
- Ale telefon mi się rozładował... Już rano... Przepraszam synu.
Jaśnie Panicz, zamiast się nadąsać uśmiecha się wyrozumiale i to wkurza Jarecką jeszcze bardziej niż ewentualne wymówki.
Jaśnie Panicz wsiada do samochodu pod szkołą i zapina pasy.
- Mamo, gdzie byłaś?
Jarecka łgać nie umie ni du du, ajajaj! Skręca się tedy, wije jak piskorz.
- Nigdzie...
- To czemu nie przyjechałaś?
- Eee... bo nie mogłam...
- A co robiłaś? - Jaśnie Panicz drąży z właściwym sobie wyczuciem.
- Nic! - piszczy Jarecka żałośnie; ach, nie ukryje tego - zapomniałam!!!
(O tym, że Jaśnie Panicz jeszcze jest w szkole i że miała go odebrać)
- Ale wysłałem ci sms-a.
- Ale telefon mi się rozładował... Już rano... Przepraszam synu.
Jaśnie Panicz, zamiast się nadąsać uśmiecha się wyrozumiale i to wkurza Jarecką jeszcze bardziej niż ewentualne wymówki.
...
Powód drugi.
Zaczął się Wielki Post a Jarecka to typ organicznie niezdolny do poszczenia.
Od kilku ładnych lat ma dobry pretekst by tego nie robić, bo albo jest w ciąży albo karmi piersią.
Ale, ale! - zakrzyknie ktoś przytomny - post nie musi oznaczać ograniczeń w jedzeniu! Można powziąć post z korzyścią dla organizmu!
A właśnie.
I tu się Jareckiej uaktywnia antypostny czip. Załóżmy, że sobie Jarecka w imię wielkopostnych ćwiczeń odmówi słodyczy. Budzi się wówczas rano słaba i dobrze, że leży, bo by upadła. Żadne pomiary cukru niepotrzebne, Jarecka wie, że jej krew woła o cukierrr!!! - i ona musiii!!! - inaczej nie wstanie.
Rzeczywiście, po spożyciu kawałka czegokolwiek co mieni się słodyczem, wszystko wraca do normy.
Albo myśli Jarecka: kawie stop! Ledwie to pomyśli, a już w głowie coś zaczyna pulsować, słońce razi, w uszach dudni. I jakże tu się dziećmi zająć, coś robić, gdzieś jeździć - w takim stanie za kółko? Tabletki nie pomogą, choćby listek zeżreć. A zresztą, leki niezdrowe, przecież Jarecka w ciąży albo karmiąca.
Tylko kawa pomoże, tylko kawa.
A jak już przyjdzie Popielec albo Wielki Piątek!
Przez trzysta sześćdziesiąt parę dni w roku Jarecka zaczyna dzień od kawy i ewentualnie "gryza" czegoś słodkiego. Po kawie robi herbatę mając nadzieję przegryźć nią kanapkę, do kanapki jednak zazwyczaj nie dochodzi. Potem wlewa więc drugą kawę i około południa soma przeróżnymi znaki daje znać, że pora by coś zjeść.
Zgoła inaczej jest w dni ściśle postne - wtedy budzi się Jarecka głodna jak wilk, wszystko w kuchni woła do niej "zjedz mnie!", więc Jarecka je, a po godzinie znowu słyszy to wołanie, i znowu je! Około południa ma już za sobą trzy dozwolone posiłki, przed sobą zaś drugie tyle, cóż począć. I wszystkie do syta.
Co prawda, od lat Jareccy na czas Adwentu i Wielkiego Postu chowają telewizor w szafie, ale że to wyrzeczenie - komu mydlić oczy? - na długo przedtem zacierają łapki na te spokojne wieczory w książkach. A jak ładnie wygląda komoda bez tego kurzołapa! Myślałby kto, że dzieci odstawione od TVP abc zgłoszą sprzeciw? Nie zgłaszają, a po powrocie telewizora na piedestał jeszcze długo, długo nikt go nie włącza.
...
Powód trzeci.
Jarecka jest typem nałogowca.
Szczęśliwie daleko bardziej niż alkohol (który owszem, uważa) papierosy (których wcale nie uważa) czy narkotyki (które nawet nie wie, czy uważa), pociągają ją robótki ręczne, czytanie, pisanie, a bywało, że i Angry Birds!
Nadmiar tych niewinnych i często pożytecznych słabości jednak, wiedz, Cny Czytelniku, również może prowadzić do uszczerbku na zdrowiu oraz zaniedbań.
...
Powód czwarty.
Zdarzy się czasem Jareckiej, nieczęsto, przejrzeć zeszyty szkolne swoich dzieci.
Dzieci Jareckich nie trzeba gonić do odrabiania lekcji, robią to same, zazwyczaj zaraz po powrocie ze szkoły, zanim Jarecka zdąży podać obiad. Czasem zajrzy im przez ramię, powie: pisz staranniej! Albo: zatemperuj ołówek, jak można ładnie pisać takim kartoflem?
Tego dnia Jarecka powiedziała do Dwójki: przynieś mi swoje zeszyty.
"W domu. Dokończ: moja mama jest..." przeczytała Jarecka treść zadania sprzed miesiąca. Pani Kasia, wychowawczyni, za pomocą wymownych czerwonych kropek i przecinków dała znać, że Dwójka mogłaby napisać o mamie coś więcej. Coś więcej niż tylko te dwie rzeczy.
Kochana i zajęta.
...
To są cztery (być może z większej liczby) powody, dla których Deszczowy Dom na kilka tygodni zawiesza swoją działalność.
Nie, żeby się Jareckiej znudziło robienie bloga, żeby się czuła wypalona, bynajmniej!
Jarecka udaje się na pustynię znaleźć odpowiedź na pytanie, czy blogowanie jest dla niej jeszcze niewinną odskocznią od codzienności, koniecznością z uwagi na BHP (bezpieczeństwo rodziny, higiena psychiczna), czy nałogiem, nad którym straciła kontrolę.
To będzie ćwiczenie charakteru.
(Choć już, już zastrzega, że będzie blogosferę jednak śledzić a nawet proszę się nie zdziwić, jeśli wrzuci jakiś pościk, wszak silna wola nie jest jej mocną stroną, nadto może się zbudzić bladym świtem z objawami syndromu odstawienia i co wtedy?)
A zatem Kochani, do zobaczenia w Deszczowym Domu za czas jakiś!
(Jarecka sieje całusami na prawo i lewo zaś Wszechwiedzący Narrator stanowczo zaciąga kurtynę; idźże spać, kobieto!)
8.03.2014
Kolorowe kredki i księżniczka
Jakiś czas temu, przy użyciu kolorowych kredek (to ważne!), Trójka narysowała księżniczkę i obdarowała rysunkiem Jarecką.
Świetna kompozycja, żywe kolory, dopracowane szczegóły a nade wszystko pozytywna energia, która bije z obrazka - wszystko to sprawiło, że rysunek nie trafił tam, gdzie większość podobnych codziennych darów, czyli...eeee....do Krainy Rysunków, ale do pudła z inspiracjami.
I tak sobie leżał spokojnie aż do dnia, w którym Jarecka trafiła na wyzwanie w Art-Piaskownicy pt. KOLOROWE KREDKI - szczegóły TUTAJ
I co Jarecka zrobiła z tą inspiracją, proszę spojrzeć:
Księżniczka udaje się więc do Art-Piaskownicy a Jarecka zmierza ku drzwiom (ktoś puka!), za którymi, jak co roku, spodziewa się zastać Generała Sosnę z tulipanem.
Miłego weekendu!
Świetna kompozycja, żywe kolory, dopracowane szczegóły a nade wszystko pozytywna energia, która bije z obrazka - wszystko to sprawiło, że rysunek nie trafił tam, gdzie większość podobnych codziennych darów, czyli...eeee....do Krainy Rysunków, ale do pudła z inspiracjami.
I tak sobie leżał spokojnie aż do dnia, w którym Jarecka trafiła na wyzwanie w Art-Piaskownicy pt. KOLOROWE KREDKI - szczegóły TUTAJ
I co Jarecka zrobiła z tą inspiracją, proszę spojrzeć:
Księżniczka udaje się więc do Art-Piaskownicy a Jarecka zmierza ku drzwiom (ktoś puka!), za którymi, jak co roku, spodziewa się zastać Generała Sosnę z tulipanem.
Miłego weekendu!
Lekturą w płot
Jarecka starannie dobiera lektury.
Żeby był płodozmian, lżejsze na przemian z cięższymi, klasyka, biografie, Polska i zagranica. Od czasu do czasu reset mózgu przy pomocy Agathy Christie albo Jane Austen. Czasem coś niby przypadkiem wpadnie w rękę/oko w bibliotece (Jarecka sądzi książki po okładkach i ma nieprzezwyciężalną słabość do tomów w granatowych albo marmurkowych introligatorskich oprawach, takich, co mają na grzbietach fragmenty tytułów nasmarowane białą farbką. A takie zdarzają się już baaardzo rzadko).
Jedne lektury Jarecka pamięta lepiej niż inne, bo trafiła jak kulą w płot. Nie, że książki słabe, bynajmniej!
Lata temu, Jarecka, która bywa bardzo praktyczna, postanowiła ułatwić sobie życie zabierając na wakacje szkolną lekturę. Bo jak przyjdzie przerabiać lekturę w roku szkolnym i wszyscy w panice rzucą się przeglądać opracowania, ona już będzie miała je w głowie. I tak, na plackowanie na nadbałtyckiej plaży z Najlepszą Przyjaciółką zabrała... Inny Świat.
Nomen omen!
O jakże inny był to świat od tego, w którym przyszło Jareckiej o nim czytać! Jakże się gryzła wizja generalskiej doczki oddającej się jakiemuś dziadydze za cokolwiek do jedzenia z błękitem nieba, młodością, beztroską, opalonym ciałem i bikini Triumph! (z lumpeksu. Dziesięć zeta)
Nauczona tym doświadczeniem, Jarecka staranniej dobierała wakacyjne lektury. Kilka lat później na wczasy z rodziną - także nad morze - zabrała pewniaka Tatuś Muminka i morze oraz Morze, morze Iris Murdoch (łapiesz, Czytelniku, tę logikę? Wedle klucza klimatycznego). Pozycję pierwszą łyknęła radośnie i poklepała się po brzuchu kontenta. Druga też, hm, niczego, morze, piękna przyroda, klimat nieco groźny, żywioł, nieźle! Do pewnego czasu nastrój książki ładnie korelował z rzeczywistością - rzecz miała miejsce w czerwcu i polskie morze było odpowiednio zimne, wietrzne (czyli żadne tam bikini) ale słoneczne i fascynujące. Jarecka oddawała się lekturze dzwoniąc zębami nad szybko stygnącym kubkiem herbaty przed bungalowem (bo twardym trzeba być, nie miętkim, nie po to człowiek jeździ na wczasy, żeby siedzieć w domku) albo za parawanem na plaży, podczas gdy dziatki (Jaśnie Panicz, Dwójka) okutane w co się dało stawiały z tatusiem budowle z piasku lub spały ukołysane szumem (a właściwie SZUMEM) fal (Trójka).
Wszystko grało, aż w pewnym momencie dotarło do Jareckiej, że oto mówi do niej szaleniec i włosy powstały jej na głowie, o co nie było trudno, bo nosiła się wówczas Jarecka na zapałkę. Było tak, jakby łagodny uśmiech zastygł w złowrogą maskę. Okazało się, że narrator, snujący swą opowieść leniwie i kojąco, nagle dopuszcza się przemocy, której nadaje pozór miłości i troski, a czytelnik, czyli Jarecka, wierzyła mu długo w każde słowo, w dobre intencje. Odkrycie własnej pomyłki było jak policzek, książka stała się wstrętna i do dziś widzi Jarecka tę okładkę, czarną, w niebieskie i turkusowe smugi, czuje zawód i lęk jak przed psychopatą.
A i to przecież dziś zdaje się błahostką!
Ech, bo ki diabeł podkusił Jarecką, żeby końcem lutego zabrać się za Imperium Kapuścińskiego???
Żeby był płodozmian, lżejsze na przemian z cięższymi, klasyka, biografie, Polska i zagranica. Od czasu do czasu reset mózgu przy pomocy Agathy Christie albo Jane Austen. Czasem coś niby przypadkiem wpadnie w rękę/oko w bibliotece (Jarecka sądzi książki po okładkach i ma nieprzezwyciężalną słabość do tomów w granatowych albo marmurkowych introligatorskich oprawach, takich, co mają na grzbietach fragmenty tytułów nasmarowane białą farbką. A takie zdarzają się już baaardzo rzadko).
Jedne lektury Jarecka pamięta lepiej niż inne, bo trafiła jak kulą w płot. Nie, że książki słabe, bynajmniej!
Lata temu, Jarecka, która bywa bardzo praktyczna, postanowiła ułatwić sobie życie zabierając na wakacje szkolną lekturę. Bo jak przyjdzie przerabiać lekturę w roku szkolnym i wszyscy w panice rzucą się przeglądać opracowania, ona już będzie miała je w głowie. I tak, na plackowanie na nadbałtyckiej plaży z Najlepszą Przyjaciółką zabrała... Inny Świat.
Nomen omen!
O jakże inny był to świat od tego, w którym przyszło Jareckiej o nim czytać! Jakże się gryzła wizja generalskiej doczki oddającej się jakiemuś dziadydze za cokolwiek do jedzenia z błękitem nieba, młodością, beztroską, opalonym ciałem i bikini Triumph! (z lumpeksu. Dziesięć zeta)
Nauczona tym doświadczeniem, Jarecka staranniej dobierała wakacyjne lektury. Kilka lat później na wczasy z rodziną - także nad morze - zabrała pewniaka Tatuś Muminka i morze oraz Morze, morze Iris Murdoch (łapiesz, Czytelniku, tę logikę? Wedle klucza klimatycznego). Pozycję pierwszą łyknęła radośnie i poklepała się po brzuchu kontenta. Druga też, hm, niczego, morze, piękna przyroda, klimat nieco groźny, żywioł, nieźle! Do pewnego czasu nastrój książki ładnie korelował z rzeczywistością - rzecz miała miejsce w czerwcu i polskie morze było odpowiednio zimne, wietrzne (czyli żadne tam bikini) ale słoneczne i fascynujące. Jarecka oddawała się lekturze dzwoniąc zębami nad szybko stygnącym kubkiem herbaty przed bungalowem (bo twardym trzeba być, nie miętkim, nie po to człowiek jeździ na wczasy, żeby siedzieć w domku) albo za parawanem na plaży, podczas gdy dziatki (Jaśnie Panicz, Dwójka) okutane w co się dało stawiały z tatusiem budowle z piasku lub spały ukołysane szumem (a właściwie SZUMEM) fal (Trójka).
Wszystko grało, aż w pewnym momencie dotarło do Jareckiej, że oto mówi do niej szaleniec i włosy powstały jej na głowie, o co nie było trudno, bo nosiła się wówczas Jarecka na zapałkę. Było tak, jakby łagodny uśmiech zastygł w złowrogą maskę. Okazało się, że narrator, snujący swą opowieść leniwie i kojąco, nagle dopuszcza się przemocy, której nadaje pozór miłości i troski, a czytelnik, czyli Jarecka, wierzyła mu długo w każde słowo, w dobre intencje. Odkrycie własnej pomyłki było jak policzek, książka stała się wstrętna i do dziś widzi Jarecka tę okładkę, czarną, w niebieskie i turkusowe smugi, czuje zawód i lęk jak przed psychopatą.
A i to przecież dziś zdaje się błahostką!
Ech, bo ki diabeł podkusił Jarecką, żeby końcem lutego zabrać się za Imperium Kapuścińskiego???
Etykiety:
Jarecka czyta
1.03.2014
Rękopis znaleziony w J
J to rodzinne miasto Jareckich.
Dzieci przywiozły stamtąd przechowane przez Mamę CałkiemInną manuskrypty.
Ale od początku.
Gdy Jarecka była dzieckiem, prawdziwym przedmiotem pożądania był dla niej zeszyt. Zeszyt do rysowania. Taki, który, strona po stronie będzie można zapełnić rysunkami dopracowanymi i barwnymi, i nie zdarzy się, by z okrzykiem "nie udało mi się!" pozbawić taki zeszyt choćby jednej kartki. Od czasu do czasu Mama CałkiemInna wręczała Jareckiej to z trudem zdobyte dobro z przeznaczeniem "na rysunki". Wszystko to było mało! Jarecka zapełniała rysunkami więc wszelkie znalezione papiery - wewnętrzne strony pudełek i teczek, kartoniki z rajstop i marginesy w zapisanych przez siostry CałkiemInne w szkole zeszytach.
Niemniej kilka tych bezcennych, wyżebranych na rysowanie zeszytów trafiło niedawno w ręce Jareckiej. Starsza o ćwierć wieku Jarecka obśmiała się, wzruszyła, ułożyła w głowie okolicznościowe przemowy zaczynające się od "jak ja byłam w waszym wieku, nie miałam tyle kartek do drukarki..." i śpieszy podzielić się z Czytelnikami pierwocinami swojego literackiego pomyślunku.
Oto historia pewnej Rusałki i jej przyjaciółki eee...Smerfetki.
Rusałka snuje się samotnie po swoim wypielęgnowanym ogrodzie.
By ulżyć samotności, zaprasza do siebie przyjaciółkę, Smerfetkę.
(Owe mazy, np.na niebie, zostały najpewniej dosmarowane przez młodszą siostrę Jareckiej, Wlepkę, lub jeszcze później, przez któregoś z Jareckiej siostrzeńców.)
Zwracamy uwagę na minę środka lokomocji, stonogi - jak nic siekierkowski cwaniak.
Smerfetka przybywa i zaczyna się typowe babskie rajcowanie.
Ploty.
Jedzenie.
Wieczorne ablucje. (Intrygujący piktogram na drzwiach łazienki...)
Znowu jedzenie.
Kontemplujemy wnętrzarskie rozwiązania. (dom Rusałki jest bez wątpienia domem o stu pokojach!)
Poniżej antresola na którą wiodą schody z lastryko, hitem zaś jest komodo-kominek.
Bauhaus, panie tego, i czysta forma.
Nawet Święta mają, a więc znowu jedzenie.
I znów w kuchni. Ale innej! Bystry obserwator wypatrzy w głębi pokoju telewizor, a w nim - przemawia KOPERNIK!!! (trochę tylko podkolorowany przez Wlepkę).
Na uwagę zasługują też garnki Philipiaka na górnej półce.
Ale żeby nie było tak tylko o jedzeniu i wnętrzarstwie, oto nasze bohaterski gdziesik się pindrzą.
Jedna:
I druga:
Niech Was nie zmylą gruszki na drzewie! To wierzba, a panny pindrzą się, bo święto!
1 maja!
A więc pochód!
Wystarczy? :)))
Miłej niedzieli, Drodzy Czytelnicy!
Etykiety:
Jarecka czyta
Subskrybuj:
Posty (Atom)