Jak wyjaśnić to, że Jarecka porzuca samochód pod supermarketem "Juda&Tadeusz" i zmierza szybkim krokiem na przystanek autobusowy?
To dziwne, nieprawdaż, zwłaszcza, że w tym czasie jej syn lat 12 (i 10 miesięcy) został sam w domu z trzylatkiem, który właśnie...
- ...zwymiotował...
- Ach tak - zasępiła się Jarecka i na ułamek sekundy zawahała się, czy nie wrócić do domu - a czy drugą stroną też już zrobił?
- Dwa razy, musiałem mu zmienić majtki.
- Aha, aha - potakiwała Jarecka zachęcająco. Wiatr dął i trochę zagłuszał rozmowę.
- Ale właśnie powiedział, że czuje się dobrze.
Jak dobrze, to dobrze! Bene!
A otóż i autobus, ciao.
Jak to wyjaśnić?
Bardzo łatwo.
Jarecka zmierzała do okulisty.
W głowie mając te sceny sprzed lat, gdy wychowawczyni Ewa (internAt szkoły matematycznej w mieście B), obfita macierz, stawała w drzwiach pokoju nr 414 i załamywała ręce.
- Dziewczyny, jak możecie czytać tak po ciemku, popsujecie sobie oczy!
Jarecka i Jej Najlepsza Przyjaciółka podnosiły wzrok znad
Królów przeklętych,
Muszkieterów tudzież innej pożywki nastoletniej egzaltacji - i tu się kończą wspomnienia Jareckiej, pozostaje tylko smutna konstatacja "a ostrzegała!".
Zupełnie jakby kolejne kilka lat Jarecka spędziła na leżeniu z okładem z rumianku na powiekach.
Pani doktor okazała się być z gatunku tych kobiet, które wprawiają Jarecką w zachwyt. Twarz jaśniejąca, jakby dopiero co zeszła z góry Tabor, zęby - no to już przesada! - i sylwetka tęga a energiczna, wysokaaaa! Co się robi z twarzą, żeby była taka gładka i jednolita w kolorze? Bo coś się robi, ludzie się chyba tacy nie rodzą?
- ...najgorzej jest jak jadę w nocy samochodem - użalała się Jarecka - światła mi się rozmazują, widzę same poświaty (że prawie zaświaty!), nie mogę ocenić odległości. No i na przykład, z tego miejsca - kiwnęła brodą w stronę okna - nie widzę wyraźnie twarzy ludzi, którzy idą tamtą ulicą.
Krasawica łypnęła we wskazanym kierunku i zdusiła w sobie uwagę, że zasadniczo, jak się nie jest myszołowem, nie ma potrzeby zoomować aż tak.
- A kiedyś widziała pani lepiej? - zapytała podejrzliwie.
- Zdecydowanie! - zapewniła żarliwie Jarecka.
Pani doktor zamrugała zakłopotana za szkłami swoich kocich okularów zastanawiając się najpewniej, jak przekazać pacjentce tę szokującą wiadomość.
- Znajduję pani wzrok bardzo dobrym - orzekła.
(Znajduję jakimś! - jakiż wspaniały zwrot! Ilekroć ktoś go użyje w obecności Jareckiej, w jej pamięci odżywa anegdota profesor Falistej. Było tak: koleżanka poprosiła Falistą o opinię o współpracowniku: "Powiedz, jak znajdujesz doktora Jima?" "Normalnie" - Falista na to - "idę do jego biura i pytam sekretarkę, czy jest Jim")
- ...i że nie proponuje mi okularów, wystarczy nawilżanie oczu - zakończyła Jarecka zwyczajowe sprawozdanie dnia. Jarecki jednym okiem był już w Krainie Snu.
Jakieś pół roku wcześniej Jarecka przebadała się od osocza aż po najmniejsze leukocyty i wprawiła w zdumienie lekarzy faktem, że niezbyt dbająca o siebie baba po kilku ciążach może mieć doskonałe wyniki bez wspomagaczy (nie licząc kawy. I wina). Te wyniki stanęły jej teraz przed oczami pod rękę z diagnozą okulistki.
- Ty mi powiedz - zapytała pochrapującego męża - na co ja umrę? Chyba już tylko na demencję.
Ach, może się martwicie co z tym chorym Piątkiem?
Nic mu nie będzie, takie geny.
...
Wakacje, wakacje, i po wakacjach, ech.
Jako te bańki są wakacje.
Amen i dobranoc.