27.09.2014
Kolorowa jesień 7. Sweter antykoncepcyjny w kolorze B
Wszystko gotowe, tylko nie sweter w kolorze litery B - amarant z poświatą perpuł.
Wełna z wiskozą 3:1, Jarecki się nie dotknie (hłe hłe hłe)
Kotek-broszka z KŁĘBOWISKA, bardzo staranna robota.
Turkusowa zamotka to pamiątka z wakacji - udziergana w samochodzie, w drodze powrotnej z J.
A i torbiszcze by Deszczowy Dom, uszyte jeszcze wczesną wiosną, jeno nie było okazji się pochwalić. Ale żeby nie było - ma podszewkę różową w białe grochy i plamy z kawy!
Prawda, że nie ma jak kolor?
Aha. U góry, z prawej strony, jest piękny amarantowy banerek. Proszę kliknąć i przeczytać! :)
Etykiety:
druty,
kolorowa jesień,
szycie,
ubrania hand made
25.09.2014
Kolejny level
(W tle, z playlisty ułożonej przez Jaśnie Panicza, płyną dźwięki Autobiografii Perfectu. Jaśnie Panicz, zapewne z uwagi na frazę "miałem dziesięć lat", bardzo sobie ów utwór ceni.
Kołyszemy się rytmicznie, można zapalić zapalniczki lub poświecić smartfonem)
To wspaniałe patrzeć, jak tym dzieciom, co się je samemu rodziło, świat się rozszerza, pączkuje o nowe wymiary.
- Panele, terakota, gres. Styropian. Kominki. Kwiaciarnia. Blacho...dachówka - czyta Trójka w drodze do przedszkola.
Płynnie, szybko, zanim słowa znikną w tyle. Świat urósł o treść, o nowe słowa.
Nowe umiejętności, nowe zwyczaje. Kolejny level.
- Jasny Panie, czy te skarpetki widziałam na twoich stopach wczoraj?
- Tak - odpowiada Jaśnie Panicz z niezmąconym spokojem.
- ...i przedwczoraj? - ryzykuje Jarecka.
Bingo!
- No co? - naburmusza się Jaśnie Panicz i odchodzi burcząc pod nosem jaacieee...!
- Jasny Panie, idź pod prysznic!
- Przedwczoraj byłem!
- Przyjechałeś ze szkoły na rowerze i widziałam - miałeś pod kaskiem całkiem mokrą głowę!
- Jaacieee....!
- Kiedy ostatnio zmieniałeś piżamę?
- Jaacieee...!
- Synu, niedługo będziesz śmierdącym nastolatkiem, codziennie masz brać prysznic razem z głową!
- Jaacieee...!
- Pu-du-ar si? pu-du-ar si?! - wyśpiewuje Trójka.
Jarecka próbuje dociec tajemniczej treści, nastawia uszu.
Trójka rozgląda się wymownie i wieszając się spojrzeniem na kolejnych osobach kontynuuje:
- Aj si Czwórka! Aj si mama!
Kołyszemy się rytmicznie, można zapalić zapalniczki lub poświecić smartfonem)
To wspaniałe patrzeć, jak tym dzieciom, co się je samemu rodziło, świat się rozszerza, pączkuje o nowe wymiary.
- Panele, terakota, gres. Styropian. Kominki. Kwiaciarnia. Blacho...dachówka - czyta Trójka w drodze do przedszkola.
Płynnie, szybko, zanim słowa znikną w tyle. Świat urósł o treść, o nowe słowa.
Nowe umiejętności, nowe zwyczaje. Kolejny level.
...
- Jasny Panie, czy te skarpetki widziałam na twoich stopach wczoraj?
- Tak - odpowiada Jaśnie Panicz z niezmąconym spokojem.
- ...i przedwczoraj? - ryzykuje Jarecka.
Bingo!
- No co? - naburmusza się Jaśnie Panicz i odchodzi burcząc pod nosem jaacieee...!
- Jasny Panie, idź pod prysznic!
- Przedwczoraj byłem!
- Przyjechałeś ze szkoły na rowerze i widziałam - miałeś pod kaskiem całkiem mokrą głowę!
- Jaacieee....!
- Kiedy ostatnio zmieniałeś piżamę?
- Jaacieee...!
- Synu, niedługo będziesz śmierdącym nastolatkiem, codziennie masz brać prysznic razem z głową!
- Jaacieee...!
...
- Pu-du-ar si? pu-du-ar si?! - wyśpiewuje Trójka.
Jarecka próbuje dociec tajemniczej treści, nastawia uszu.
Trójka rozgląda się wymownie i wieszając się spojrzeniem na kolejnych osobach kontynuuje:
- Aj si Czwórka! Aj si mama!
Etykiety:
Życie rodzinne
17.09.2014
Wrześ-zen
Lata pełne blasków, jaskrawe wiosny czy śnieżne zimy - nic nie dorówna dniom wrześniowym, idealnie ciepłym i rześkim, bujnym i powściągliwym. Słońcu, które nie razi, wiatrowi, który nie przejmuje chłodem.
Harmonia i równowaga.
Jednego dnia szarżuje na Jarecką monumentalny złoty ułan na koniu - w samo południe, na drodze krajowej a nazajutrz zdarza się wypadek, są ranni.
Radio mówi, że ułana ufundował niejaki książę Jan, arystokrata z misją.
Radio mówi też o wypadku na Zaogoniu, choć miejscowi nie widzą w tym nic niezwykłego. Taka Pani Narogowa już się doliczyć nie może ilu denatów na jej oczach zamieciono w czarne worki; jak raz się uparli rozbijać Narogom pod sklepem.
Jarecka włożyła mus z jabłek w słoiki litrowe a powidła w takie po chrzanie i musztardzie, i ma po równo.
Komuś zęby rosną, komuś wypadają.
Piątoklasiści piszą test z angielskiego i muszą odmienić czasownik to be, oraz przetłumaczyć słowa: he, she.
Trójka mrużąc oczy w słońcu zapytuje izit klałdi? I natychmiast sobie odpowiada: noł, it izynt. I jeszcze, że ona ma koszulkę łred a Jarecka perpuł. Za pięć lat dopiero każą jej odmieniać to be, tymczasem można się huśtać i cieszyć sunny days.
Codziennie nad Zaogoniem brzęczą śmigłowce Wojska Polskiego a przy ziemi huczy szambiara, bo jedno szambo na Czesiuniów i Jareckich to jednak za mało.
Ktoś zaszedł w ciążę, ktoś poronił.
Czwórka jest zachwycona przedszkolem więc Trójka wzięła na siebie trud obniżenia morale i codzienne rozstania stara się uczcić choćby łezką.
Piątek chciałby chodzić, ale świat nie przygotował się na stopy liczące więcej centrymetrów w podbiciu niż na długość.
Czyjaś buraczana ręka napisała na ścianie w kuchni mane tekel fares a Jarecka zamiast dzwonić po Daniela, wzięła ścierkę i wytarła. Pospołu ścianę, buraczaną rękę i zielony glut, że nawet barwy się dopełniły.
Zaprawdę, zaprawdę, harmonia i równowaga.
Harmonia i równowaga.
Jednego dnia szarżuje na Jarecką monumentalny złoty ułan na koniu - w samo południe, na drodze krajowej a nazajutrz zdarza się wypadek, są ranni.
Radio mówi, że ułana ufundował niejaki książę Jan, arystokrata z misją.
Radio mówi też o wypadku na Zaogoniu, choć miejscowi nie widzą w tym nic niezwykłego. Taka Pani Narogowa już się doliczyć nie może ilu denatów na jej oczach zamieciono w czarne worki; jak raz się uparli rozbijać Narogom pod sklepem.
Jarecka włożyła mus z jabłek w słoiki litrowe a powidła w takie po chrzanie i musztardzie, i ma po równo.
Komuś zęby rosną, komuś wypadają.
Piątoklasiści piszą test z angielskiego i muszą odmienić czasownik to be, oraz przetłumaczyć słowa: he, she.
Trójka mrużąc oczy w słońcu zapytuje izit klałdi? I natychmiast sobie odpowiada: noł, it izynt. I jeszcze, że ona ma koszulkę łred a Jarecka perpuł. Za pięć lat dopiero każą jej odmieniać to be, tymczasem można się huśtać i cieszyć sunny days.
Codziennie nad Zaogoniem brzęczą śmigłowce Wojska Polskiego a przy ziemi huczy szambiara, bo jedno szambo na Czesiuniów i Jareckich to jednak za mało.
Ktoś zaszedł w ciążę, ktoś poronił.
Czwórka jest zachwycona przedszkolem więc Trójka wzięła na siebie trud obniżenia morale i codzienne rozstania stara się uczcić choćby łezką.
Piątek chciałby chodzić, ale świat nie przygotował się na stopy liczące więcej centrymetrów w podbiciu niż na długość.
Czyjaś buraczana ręka napisała na ścianie w kuchni mane tekel fares a Jarecka zamiast dzwonić po Daniela, wzięła ścierkę i wytarła. Pospołu ścianę, buraczaną rękę i zielony glut, że nawet barwy się dopełniły.
Zaprawdę, zaprawdę, harmonia i równowaga.
Etykiety:
Na Zaogoniu,
Życie rodzinne
7.09.2014
Szaro-bure według Jareckiej
W "Raz w roku w Skiroławkach" jest rozdział, bodaj Jareckiej ulubiony, gdzie pisarz Lubiński spotyka samego siebie.
Myśl o tym, że coś takiego mogłoby się jej przydarzyć napawa Jarecką niejasnym lękiem.
Podobne spotkanie, choć na płaszczyźnie bardziej przyziemnej, miało jednak miejsce.
Było to na pogrzebie Taty CałkiemInnego, tym, na który Jareccy zsunęli się po mapie Polski, jak mapa długa. Jarecka akurat przywiązywała do siebie Czwórkę jaskrawo turkusową chustą, która stanowiła miły akcent na tle czarnych sukienek, gdy podeszła do niej kobieta i przywitawszy się, zapytała: wiesz, kim jestem?
- Wiem - odparła Jarecka, bo wiedziała.
Jeśli się komu zdaje, że ta oto rodzajowa scenka niczym nie może zdziwić, niech wie, że Jarecka nigdy tej kobiety nie widziała na oczy (no, może we wczesnym dzieciństwie, gdy na dorosłych w ogóle nie zwraca sie uwagi)! Pamięta, owszem, zdjęcie na ścianie w domu Stryja, kolorowany konterfekt nastolatki - która to właśnie, po przebyciu kilkudziesięciu lat, matka dorosłych dzieci a nawet babka, stała teraz przed Jarecką.
Jarecka poznała ją, albowiem doznała niezwykłego uczucia, że oto widzi siebie - zapadnięte policzki, oczy o ciężkich powiekach, postura szczupła i charakterystycznie upozowana, poruszająca się jakby w przyśpieszonym tempie.
Czasem, gdy Jarecka stanie sobie z rękoma na biodrach, czuje, że stoi jak Tata CałkiemInny.
Tata CałkiemInny stał dynamicznie, niejeden nie biegnie tak, jak Tata CałkiemInny stał!
I Jarecka stoi staniem, co jest wbrew logice stania. Od samego patrzenia na to stanie dostaje się zadyszki.
Dziś, gdy Jarecka trefiła za pomocą wsuwek wątłe sploty na swojej głowie przypomniała jej się Babcia z Czerwonymi Drzwiami, mama Taty, i jej biały warkoczyk, długi i cienki, którym owijała głowę. Mocowała go wsuwkami przez prawie sto lat życia.
Nigdy nie będę nikim innym niż jestem - myśli sobie Jarecka.
Czy to dobrze, czy źle - nie wie.
(W tym miejscu Wszechwiedzący Narrator uznaje za słuszne zamieścić pozdrowienia dla sióstr CałkiemInnych, które w tym momencie biegną do lustra stanąć w kontrapoście i spróbować dociec, o co, u licha, chodzi z tymi ciężkimi powiekami???)
Myśl o tym, że coś takiego mogłoby się jej przydarzyć napawa Jarecką niejasnym lękiem.
Podobne spotkanie, choć na płaszczyźnie bardziej przyziemnej, miało jednak miejsce.
Było to na pogrzebie Taty CałkiemInnego, tym, na który Jareccy zsunęli się po mapie Polski, jak mapa długa. Jarecka akurat przywiązywała do siebie Czwórkę jaskrawo turkusową chustą, która stanowiła miły akcent na tle czarnych sukienek, gdy podeszła do niej kobieta i przywitawszy się, zapytała: wiesz, kim jestem?
- Wiem - odparła Jarecka, bo wiedziała.
Jeśli się komu zdaje, że ta oto rodzajowa scenka niczym nie może zdziwić, niech wie, że Jarecka nigdy tej kobiety nie widziała na oczy (no, może we wczesnym dzieciństwie, gdy na dorosłych w ogóle nie zwraca sie uwagi)! Pamięta, owszem, zdjęcie na ścianie w domu Stryja, kolorowany konterfekt nastolatki - która to właśnie, po przebyciu kilkudziesięciu lat, matka dorosłych dzieci a nawet babka, stała teraz przed Jarecką.
Jarecka poznała ją, albowiem doznała niezwykłego uczucia, że oto widzi siebie - zapadnięte policzki, oczy o ciężkich powiekach, postura szczupła i charakterystycznie upozowana, poruszająca się jakby w przyśpieszonym tempie.
Czasem, gdy Jarecka stanie sobie z rękoma na biodrach, czuje, że stoi jak Tata CałkiemInny.
Tata CałkiemInny stał dynamicznie, niejeden nie biegnie tak, jak Tata CałkiemInny stał!
I Jarecka stoi staniem, co jest wbrew logice stania. Od samego patrzenia na to stanie dostaje się zadyszki.
Dziś, gdy Jarecka trefiła za pomocą wsuwek wątłe sploty na swojej głowie przypomniała jej się Babcia z Czerwonymi Drzwiami, mama Taty, i jej biały warkoczyk, długi i cienki, którym owijała głowę. Mocowała go wsuwkami przez prawie sto lat życia.
Nigdy nie będę nikim innym niż jestem - myśli sobie Jarecka.
Czy to dobrze, czy źle - nie wie.
(W tym miejscu Wszechwiedzący Narrator uznaje za słuszne zamieścić pozdrowienia dla sióstr CałkiemInnych, które w tym momencie biegną do lustra stanąć w kontrapoście i spróbować dociec, o co, u licha, chodzi z tymi ciężkimi powiekami???)
...
Tymczasem w Deszczowym Domu Jarecka poczuła na karku oddech Świętego Mikołaja i postanowiła na tę okoliczność zaopatrzyć ABSURDALIA w odpowiednie artefakty.
Przejrzawszy internet w celu pozyskania inspiracji, poczyniła konkretne spostrzeżenia:
Otóż pokoje dziecięce maluje sie na biało. To się widzi Jareckiej słuszne, bo pokoje dzieci zazwyczaj pełne są kolorowych bambetli. Łóżeczka białe, pościel biała. Okej, wystarczą kolorowe sny.
Lecz gdy białe te sale rodzice zapełniają li i jedynie lalami w kolorze surowego lnu, klockami w kolorze drewnianym i szarymi przytulankami, trochę się Jarecka marszczy na czole.
Ale ostatecznie cóż zrobić - klient nasz pan! Chcą ludziska kupować szare misie to niech mają! Pan każe, sługa musi.
Etykiety:
Jarecka w zadumie,
szydełko,
zabawki hand made
6.09.2014
O talerzu, który przemówił
Jeśli ktoś cierpi na nadmiar sił witalnych, ciąży mu euforia lub znudzony jest pogodą ducha, powinien udać się do Centrum Zdrowia Dziecka. Na żadne tam badania, obserwacje i zabiegi! Ot, choćby z atopowym dzieckiem po raz setny do dermatologa.
Albo wziąć udział w Narodowym Czytaniu Trylogii Sienkiewicza w dusznej sali ze skandalicznym nagłośnieniem.
Z obu tych opcji Jarecka skorzystała.
Pierwszy weekend roku szkolnego 2014/15 zastał ją więc śpiącą w ubraniu pomimo fascynujących przygód Waltera White'a, którymi Jareccy umilają sobie wolne wieczory.
Zamiast więc posta o Jareckiej życiu towarzyskim, i zamiast Wspomnień Młodej Przedszkolanki o adaptacji i o przedszkolnych imprezach, będzie historia pewnego talerza sprowokowana TYM postem u AsiMi.
Ilekroć Jarecka pojawi się w rodzinnym mieście, jak wiadomo, nawiedza swoją liczną rodzinę i fotografuje się ze wszystkimi, bo każdy wie, że z rodziną na zdjęciach wychodzi się dobrze.
Koniecznie także odbywa szopping w nieprawdopodobnych miejscowych lumpeksach, bo i to każdy wie, że Metropolia i okolice to lumpeksowa Polska B, a nawet K (jak kiszka).
I właśnie podczas takich zakupów w towarzystwie siostry Fistaszko do Jareckiej przemówił talerzyk.
A właściwie nie przemówił (bo Jarecka i tak by nie zrozumiała; mówi w obcym języku), tylko dmuchnął.
Był to podmuch świeży jak morska bryza i egzotyczny jak Dolina Muminków. Owionął Jarecką jakimś ostatecznym spokojem i Jarecka zrozumiała i zapłaciła zań całe dwa złote.
Talerzyk z norweskiej fabryki Porsgrund.
Jakkolwiek Jarecka po norwesku nie rozumie, oczywiście domyśliła się, że ów suwenir przedstwia jakąś końcówkę, jakiś najdalej wysunięty - w którąkolwiek stronę świata - cypel Norwegii. Internet powiedział, że na południe.
I że "Verdens Ende" znaczy - KONIEC ŚWIATA.
Zaprawdę, zaprawdę, zna Jarecka mowę talerzy!
Teraz gadający talerz wisi na ścianie w salonie i dmucha w Jarecką swoim spokojem.
Albo wziąć udział w Narodowym Czytaniu Trylogii Sienkiewicza w dusznej sali ze skandalicznym nagłośnieniem.
Z obu tych opcji Jarecka skorzystała.
Pierwszy weekend roku szkolnego 2014/15 zastał ją więc śpiącą w ubraniu pomimo fascynujących przygód Waltera White'a, którymi Jareccy umilają sobie wolne wieczory.
Zamiast więc posta o Jareckiej życiu towarzyskim, i zamiast Wspomnień Młodej Przedszkolanki o adaptacji i o przedszkolnych imprezach, będzie historia pewnego talerza sprowokowana TYM postem u AsiMi.
...
Ilekroć Jarecka pojawi się w rodzinnym mieście, jak wiadomo, nawiedza swoją liczną rodzinę i fotografuje się ze wszystkimi, bo każdy wie, że z rodziną na zdjęciach wychodzi się dobrze.
Koniecznie także odbywa szopping w nieprawdopodobnych miejscowych lumpeksach, bo i to każdy wie, że Metropolia i okolice to lumpeksowa Polska B, a nawet K (jak kiszka).
I właśnie podczas takich zakupów w towarzystwie siostry Fistaszko do Jareckiej przemówił talerzyk.
A właściwie nie przemówił (bo Jarecka i tak by nie zrozumiała; mówi w obcym języku), tylko dmuchnął.
Był to podmuch świeży jak morska bryza i egzotyczny jak Dolina Muminków. Owionął Jarecką jakimś ostatecznym spokojem i Jarecka zrozumiała i zapłaciła zań całe dwa złote.
Talerzyk z norweskiej fabryki Porsgrund.
Jakkolwiek Jarecka po norwesku nie rozumie, oczywiście domyśliła się, że ów suwenir przedstwia jakąś końcówkę, jakiś najdalej wysunięty - w którąkolwiek stronę świata - cypel Norwegii. Internet powiedział, że na południe.
I że "Verdens Ende" znaczy - KONIEC ŚWIATA.
Zaprawdę, zaprawdę, zna Jarecka mowę talerzy!
Teraz gadający talerz wisi na ścianie w salonie i dmucha w Jarecką swoim spokojem.
Zdjęcie stąd
ENDE
Etykiety:
malowana ceramika
1.09.2014
Kręta droga do domu
Takie blogi, na których szyją patchworki, Jarecka śledzi dwa. I perfidnie nie szuka więcej, bo już jej te dwie dziewczyny tyle dostarczają inspiracji, że nie sposób tego przerobić.
I otóż za sprawą Bee, trafiła Jarecka do Karoliny, w sam czas na zabawę w szycie domków (KLIK), metodą PP, co to sobie Jarecka dawno na nią zęby ostrzy, ale nie ma jej kto pokazać co i jak, a do filmików w sieci żywi trudny do wytłumaczenia wstręt.
A u Karoliny kawa na ławę, zdało się Jareckiej... No i domki! Można by Deszczowe...
Jarecka wydrukowała sobie potrzebne arkusze, przycięła szmatki i heja!
Wszelako po uszyciu pierwszego kawałka zorientowała się, że nie szyła po papierze, lecz po szmatkach, znaczy się - źle!
A ponieważ nijak nie mogła dociec, jak by to miało być dobrze, postanowiła domek skończyć na własną rękę.
- Kościół?... - zapytał zdziwiony Jarecki na widok prawie gotowego bloku.
Ciach, ciach, szyju szyju, i kościół zamienił się w dworek. O.
Subskrybuj:
Posty (Atom)