OLGA znów buduje WIEŻĘ.
To skłoniło Jarecką do refleksji nad zawartością deszczowodomowej biblioteczki.
Było już o tym TUTAJ i zasadniczo wygląd półek z książkami dzieci się nie zmienił; zawartość - owszem. Głównie za sprawą eksplozji czytelnictwa wśród dziewczynek; pojawiły się pozycje typu czytam sam - z dużą czcionką i nieskomplikowanym tekstem.
Także destrukcyjna działalność Piątka odbija się - dosłownie - na kształcie księgozbioru.
Ale dziś nie o tym, a o białych krukach w Deszczowym Domu.
Tych książek nie trzyma sie na regale w pokoju dzieci lecz na najwyższej półce osobistej szafy Jareckiej.
Jarecka ma takie wspomnienie - zeszyt w kratkę a w nim, starannym pismem Mamy CałkiemInnej wypisany wiersz Na straganie. Mama ozdobiła tekst rysunkami owoców i warzyw - wszystko to widziało się małej Jareckiej nadzwyczaj pięknym!
Zaczęło się od tego, że w książce przyniesionej z biblioteki mała Jarecka szczególnie upodobała sobie wiersz o kłótni warzyw. Takim uczuciem zapałała do tego utworu, że wkrótce umiała go na pamięć - niestety, nadszedł czas, by książkę zwrócić do biblioteki. Czasy były, wiadomo, mało sprzyjające konsumentom i niekoniecznie można było kupić to, co się chciało. Mama CałkiemInna wzięła więc zeszyt, długopis, poleciła córce: dyktuj! - i odtworzyła dla niej ulubiony wierszyk. Plus ilustracje we własnym, staranno - pedantycznym stylu.
Tamten zeszyt się nie zachował.
Na najwyższej półce swojej szafy ma Jarecka jednak inny cenny egzemplarz, jeszcze starszy.
Ciocia Jareckiej weszła w szlachetną rolę kopisty i skopiowała utwór Na Jagody z ilustarcjami Jana Marcina Szancera (wygląda na to, że wydanie to było trudno dostępne, rodzina CałkiemInnych zaś - rozmiłowana w ilustracjach Szancera!)
Około czterdziestu lat liczy sobie ten wyjątkowy egzemplarz.
Ale to nie wszystko!
Poniższa pozycja liczy sobie ćwierć wieku i w całości jest dzieckiem Jareckiej. Tekst i ilustracje: Jarecka.
Wigilijna historyjka o ludziku Hubim, który wędruje po choince i zapoznaje się z jej ozdobami (albowiem choinka zawsze rozpalała do czerwoności wyobraźnię Jareckiej!)
Powiedzmy sobie szczerze i bez fałszywej skromności: głupiutkie, ale całkiem zręcznie opowiedziane - co Jarecka, jako matka dziesięciolatka, autorytatywnie potwierdza.
Macie takie skarby?
Więcej o radosnym książkopisarstwie dla własnych dzieci było TU, TU oraz mimochodem TU
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki z obrazkami. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki z obrazkami. Pokaż wszystkie posty
1.12.2014
14.10.2014
Książki z obrazkami - Elżbieta Wasiuczyńska
Dawno, dawno temu, w Deszczowym Domu używało się etykiet: książki z obrazkami, Jarecka i jej idole...
Dziś pora przewietrzyć etykietkowe zasoby, bo nadarzyła się okazja!
Czy ktoś nie zna ilustracji Elżbiety Wasiuczńskiej, ręka do góry?
Nie widzę. A czy wszyscy wiedzą, że pani Ela ma bloga, barwnego i dowcipnego, który Jarecka regularnie odwiedza od paru miesięcy? Nie wszyscy? No to KLIK
Przeczytawszy na tym blogu, jakoby w najbliższą niedzielę (a był czwartek), pani Elżbieta miała nawiedzić jedną z metropolitalnych księgarń, Jarecka w te pędy wykonała tamże telefon obwieszczając przybycie swoje i dzieci i zaczęła przebierać nóżkami.
Spotkania natury blogowej zawsze wywołują wiele emocji.
Człowiek się cieszy, ale nie wie, czy powinien, bo w gruncie rzeczy nie wie co to za jeden, ten Iks Igrek. Nadto musi się zmierzyć z wyobrażeniem tego kogoś o własnej osobie - i to jest, powiedzmy, sobie szczerze - stres.
Gdy Jarecka po raz pierwszy miała okazję poznać osoby znane wcześniej tylko z blogosfery, rozterki takie były jej oszczędzone - pamiętne urodziny w Sowie były przecież niespodzianką. Potem już spotkać się z Joanną S z Addicted to crafts, nawet na własnym balkonie, to już była sama przyjemność.
Tak więc kolejne dni upłynęły Jareckiej na zastanawianiu się w co się ubrać :)
Żeby nie było za elegancko, w trampkach też nie bardzo... Bardzo to w sumie śmieszyło Jarecką, ale pozbyć się tej troski nie mogła.
Dzieci tymczasem kopały na półkach z książkami w poszukiwaniu tych, na których pani Ela mogłaby złożyć własnoręczną sygnaturkę (Czwórka uparła się, że musi to być Czerwony Kapturek z ilustracjami Agnieszki Żelewskiej).
Wreszcie Jarecka uznała, że najlepiej będzie przywdziać na siebie sztandarowe barwy Elżbiety, niejako na cześć, i sięgnęła w najgłębszą czeluść szaf po kobaltową sukienkę. Sukienka nie pachniała najładniej, bo wisiała w tej szafie nie niepokojona przez dwa lata. Furda! A do tego rajtki w kolorze kanarka, który się objadł groszkiem.
- Mamo, masz zielone nogi! - tymi słowy Jarecka została obśmiana kolejno przez wszystkie swoje dzieci, nie licząc Piątka, który co prawda jeszcze nie mówi ale śmieje się, i owszem.
Na miejscu, w księgarni Badet, okazało się, że Jareckich nie ma na liście!
- Jak to? Przecież zapisałam naszą czwórkę już w czwartek!
Pełna najszczerszych chęci panna Badecianka wodziła ołówkiem po wydrukowanej liście, ale nazwiska Jareckich nie chciały się tam pojawić.
- Oczywiście, może pani wejść - skapitulowała wreszcie, a Jarecka powiedziała, że oczywiście, wejdzie choćby nie wiem co, i że dopradwy, dlaczego zawsze to jej zdarzają się takie rzeczy?
Niemniej już, już, w spowitą w kobalt i kanarka duszę wkradł się niepokój; zwłaszcza, gdy zaczęły się zajęcia plastyczne i Jarecka uslyszała, jak jedna Badecianka szepcze drugiej, że ponieważ są też dzieci niezapisane, nie dla wszystkich wystarczy tekturek... Od tej chwili każdy brak na stole zalegał kamieniem na sumieniu Jareckiej - wszak przywiodła aż troje niezapisanych plastelinożerców!
Czwarty, Jaśnie Panicz, ujrzawszy zaludniający księgarnię drobiazg, począł wić się w boleściach; szczęśliwie dla niego pojawiła się ciocia Sowa ze swoją córką i zaproponowała Jareckim wymianę - Sowianka została by lepić kaczkę Katastrofę, Jaśnie Panicz wyskoczył z ciocią na lody.
Podczas gdy Ela W (zaspojlerujmy - bruderszaft został symbolicznie wypity) zajmowała się tym, na czym Jarecka zjadła zawodowe zęby (do cna!), czyli nadzorowaniem prac twórczych, sama Jarecka popadła w otępienie, w jakie wpada zawsze ilekroć ilość dzieci w otoczeniu przekracza pięć sztuk.
Uściślijmy: gdy Jarecka znajdzie się w towarzystwie kilkorga obcych dzieci w odruchu bezwarunkowym uruchamia monitoring - oczyma pustułki wszystko widzi, przewidzi - czuwa. Gdy jednak odczuje obecność rodziców tychże, sylwetki dzieci natychmiast rozmywają się w jej oczach w barwne wijące się smugi. A jeśli spomiędzy tych eterycznych, półprzeźroczystych, przenikających się wstęg trzeba wyłuskiwać wciąż od nowa postaci własnych dzieci - energia witalna Jareckiej zużywa się bardzo szybko.
Jeden dwa trzy cztery, jeden dwa trzy cztery. Pięć.
Piątek szczęśliwie zasnął.
Skoro Kaczki Katastrofy zostały ullepione (materiałów starczyło dla wszystkich), panny Badecianki zajęły dzieci chustą w barwach tęczy a Jarecka dopadła wreszcie sławnej ilustratorki, docisnęła zielonym kolankiem i zażądała autografów na naręczach ksiąg i świeżo nabytym kalendarzu z Panem Kuleczką. Jaśnie Panicz, który akurat wrócił był z cukierni, pogalopował do samochodu, bo tam zostawił swój notes na autografy. Rozpoczęło się regularne oblężenie!
(Ciekawe dlaczego Jarecka wyobrażała sobie, że Ela ma głos jak Derekcja - jak spiż! Naprawdę mówi jak szemrzący strumyk)
(Na ilustracjach Eli - zdaniem Jareckiej - bohaterem pierwszoplanowym jest kolor. Dopiero potem człowiek, przebudziwszy się z hipnozy wyławia z tego barwnego tygla kształty i ich ścisły związek z tekstem)
Jak już Jareckie wrócili do domu, jęli opracowywać kalendarium na przyszły rok.
Zrazu Jarecka nadąsała się, że mało nalepek z napisem "moje urodziny"! - rychło okazało się, że dzieci wolą oznaczać daty swoich jubileuszów w inny sposób:
Można Jareckiej zazdrościć: trzy, czte-ry! - te oryginały nalepek wygrała Jarecka na blogu Elżbiety W:
Jaśnie Panicz wykoncypował jeszcze inaczej: w kratkę z datą 29 lipca wkleił nalepkę "za miesiąc", 28 sierpnia: "już jutro!" a 29 - "to dziś".
A potem to już Jarecka musiała odwrócić się do okna i szybciutko pomrugać, bo przyszła Trójka i spytała, kiedy dokładnie umarł Dwa i Pół, bo chciałaby przykleić tam naklejkę "nie zapomnij".
Na blogu Eli możecie jeszcze przez kilka dni zawalczyć o kalendarz Pana Kuleczki! - TUTAJ
Wszystkie malunki w tym poście, oczywiście pędzla rzeczonej.
Kaczki Katastrofy z plasteliny - córki Jareckie.
Dziś pora przewietrzyć etykietkowe zasoby, bo nadarzyła się okazja!
Czy ktoś nie zna ilustracji Elżbiety Wasiuczńskiej, ręka do góry?
Nie widzę. A czy wszyscy wiedzą, że pani Ela ma bloga, barwnego i dowcipnego, który Jarecka regularnie odwiedza od paru miesięcy? Nie wszyscy? No to KLIK
Przeczytawszy na tym blogu, jakoby w najbliższą niedzielę (a był czwartek), pani Elżbieta miała nawiedzić jedną z metropolitalnych księgarń, Jarecka w te pędy wykonała tamże telefon obwieszczając przybycie swoje i dzieci i zaczęła przebierać nóżkami.
Spotkania natury blogowej zawsze wywołują wiele emocji.
Człowiek się cieszy, ale nie wie, czy powinien, bo w gruncie rzeczy nie wie co to za jeden, ten Iks Igrek. Nadto musi się zmierzyć z wyobrażeniem tego kogoś o własnej osobie - i to jest, powiedzmy, sobie szczerze - stres.
Gdy Jarecka po raz pierwszy miała okazję poznać osoby znane wcześniej tylko z blogosfery, rozterki takie były jej oszczędzone - pamiętne urodziny w Sowie były przecież niespodzianką. Potem już spotkać się z Joanną S z Addicted to crafts, nawet na własnym balkonie, to już była sama przyjemność.
Tak więc kolejne dni upłynęły Jareckiej na zastanawianiu się w co się ubrać :)
Żeby nie było za elegancko, w trampkach też nie bardzo... Bardzo to w sumie śmieszyło Jarecką, ale pozbyć się tej troski nie mogła.
Dzieci tymczasem kopały na półkach z książkami w poszukiwaniu tych, na których pani Ela mogłaby złożyć własnoręczną sygnaturkę (Czwórka uparła się, że musi to być Czerwony Kapturek z ilustracjami Agnieszki Żelewskiej).
Wreszcie Jarecka uznała, że najlepiej będzie przywdziać na siebie sztandarowe barwy Elżbiety, niejako na cześć, i sięgnęła w najgłębszą czeluść szaf po kobaltową sukienkę. Sukienka nie pachniała najładniej, bo wisiała w tej szafie nie niepokojona przez dwa lata. Furda! A do tego rajtki w kolorze kanarka, który się objadł groszkiem.
- Mamo, masz zielone nogi! - tymi słowy Jarecka została obśmiana kolejno przez wszystkie swoje dzieci, nie licząc Piątka, który co prawda jeszcze nie mówi ale śmieje się, i owszem.
Na miejscu, w księgarni Badet, okazało się, że Jareckich nie ma na liście!
- Jak to? Przecież zapisałam naszą czwórkę już w czwartek!
Pełna najszczerszych chęci panna Badecianka wodziła ołówkiem po wydrukowanej liście, ale nazwiska Jareckich nie chciały się tam pojawić.
- Oczywiście, może pani wejść - skapitulowała wreszcie, a Jarecka powiedziała, że oczywiście, wejdzie choćby nie wiem co, i że dopradwy, dlaczego zawsze to jej zdarzają się takie rzeczy?
Niemniej już, już, w spowitą w kobalt i kanarka duszę wkradł się niepokój; zwłaszcza, gdy zaczęły się zajęcia plastyczne i Jarecka uslyszała, jak jedna Badecianka szepcze drugiej, że ponieważ są też dzieci niezapisane, nie dla wszystkich wystarczy tekturek... Od tej chwili każdy brak na stole zalegał kamieniem na sumieniu Jareckiej - wszak przywiodła aż troje niezapisanych plastelinożerców!
Czwarty, Jaśnie Panicz, ujrzawszy zaludniający księgarnię drobiazg, począł wić się w boleściach; szczęśliwie dla niego pojawiła się ciocia Sowa ze swoją córką i zaproponowała Jareckim wymianę - Sowianka została by lepić kaczkę Katastrofę, Jaśnie Panicz wyskoczył z ciocią na lody.
Podczas gdy Ela W (zaspojlerujmy - bruderszaft został symbolicznie wypity) zajmowała się tym, na czym Jarecka zjadła zawodowe zęby (do cna!), czyli nadzorowaniem prac twórczych, sama Jarecka popadła w otępienie, w jakie wpada zawsze ilekroć ilość dzieci w otoczeniu przekracza pięć sztuk.
Uściślijmy: gdy Jarecka znajdzie się w towarzystwie kilkorga obcych dzieci w odruchu bezwarunkowym uruchamia monitoring - oczyma pustułki wszystko widzi, przewidzi - czuwa. Gdy jednak odczuje obecność rodziców tychże, sylwetki dzieci natychmiast rozmywają się w jej oczach w barwne wijące się smugi. A jeśli spomiędzy tych eterycznych, półprzeźroczystych, przenikających się wstęg trzeba wyłuskiwać wciąż od nowa postaci własnych dzieci - energia witalna Jareckiej zużywa się bardzo szybko.
Jeden dwa trzy cztery, jeden dwa trzy cztery. Pięć.
Piątek szczęśliwie zasnął.
Skoro Kaczki Katastrofy zostały ullepione (materiałów starczyło dla wszystkich), panny Badecianki zajęły dzieci chustą w barwach tęczy a Jarecka dopadła wreszcie sławnej ilustratorki, docisnęła zielonym kolankiem i zażądała autografów na naręczach ksiąg i świeżo nabytym kalendarzu z Panem Kuleczką. Jaśnie Panicz, który akurat wrócił był z cukierni, pogalopował do samochodu, bo tam zostawił swój notes na autografy. Rozpoczęło się regularne oblężenie!
(Ciekawe dlaczego Jarecka wyobrażała sobie, że Ela ma głos jak Derekcja - jak spiż! Naprawdę mówi jak szemrzący strumyk)
(Na ilustracjach Eli - zdaniem Jareckiej - bohaterem pierwszoplanowym jest kolor. Dopiero potem człowiek, przebudziwszy się z hipnozy wyławia z tego barwnego tygla kształty i ich ścisły związek z tekstem)
Jak już Jareckie wrócili do domu, jęli opracowywać kalendarium na przyszły rok.
Zrazu Jarecka nadąsała się, że mało nalepek z napisem "moje urodziny"! - rychło okazało się, że dzieci wolą oznaczać daty swoich jubileuszów w inny sposób:
Można Jareckiej zazdrościć: trzy, czte-ry! - te oryginały nalepek wygrała Jarecka na blogu Elżbiety W:
Jaśnie Panicz wykoncypował jeszcze inaczej: w kratkę z datą 29 lipca wkleił nalepkę "za miesiąc", 28 sierpnia: "już jutro!" a 29 - "to dziś".
A potem to już Jarecka musiała odwrócić się do okna i szybciutko pomrugać, bo przyszła Trójka i spytała, kiedy dokładnie umarł Dwa i Pół, bo chciałaby przykleić tam naklejkę "nie zapomnij".
Na blogu Eli możecie jeszcze przez kilka dni zawalczyć o kalendarz Pana Kuleczki! - TUTAJ
Wszystkie malunki w tym poście, oczywiście pędzla rzeczonej.
Kaczki Katastrofy z plasteliny - córki Jareckie.
Etykiety:
Jarecka i jej idole,
książki z obrazkami
20.04.2013
Tajemniczy ogród
"Tajemniczy ogród" Frances Hodgson Burnett to aktualnie wieczorna lektura w domu Jareckich.
Historia dziewczynki, która w posiadłości swojego zgorzkniałego krewnego natrafia na ślad zamkniętego od lat ogrodu. Zdaje się, że szczegółowy opis treści nie jest potrzebny bo większość populacji zna tę książkę. Tak czy owak bohaterce udaje się dostać się do ogrodu i zastaje w nim taki mniej więcej stan rzeczy:
Dokładnie tak się sprawy mają na spłachetku ziemi przy Deszczowym Domu, na terytorium szumnie zwanym ogródkiem- to przesada doprawdy!- lub trawnikiem, co już bliższe prawdzie. Jarecka, kochani, jest absolutnym ogrodowym beztalenciem.
To smutne, lecz niestety prawdziwe.
Nie ma żadnej wiedzy na temat ogrodnictwa, co większości znanych jej kobiet nie przeszkadza jednak zorganizować czegoś na kształt rabat, zielnika, a nawet zatroszczyć o jakieś owoc jadalny rodzące krzaczki.
Jarecka z niedowierzaniem wspomina swój balkon w Dużym Domu, gdzie miała piękny winobluszcz i pelargonie, na oknie zaś w pokoju pokaźną kolekcję sukulentów i innych kaktusów :)
W Deszczowym Domu jest ciemno i już tylko na oknie u Jaśnie Panicza dogorywają na parapecie resztki jej sukulentowej kolekcji.
W Deszczowym Ogrodzie zaś królują całkiem całkiem wyględne chwasty, jak kwitnący wielkim żółtym kwieciem topinambur i bylinopodobna roślina o ślicznych biało obramowanych listkach, która udatnie stwarza pozory nie bycia chwastem.
Ale wróćmy do "Tajemniczego ogrodu."
Czy znacie stan, w którym zawaleni robotą po czubek głowy szukacie sobie kolejnego zajęcia, które służy jedynie rozrywce i oderwaniu się od Strasznie Ważnych Spraw? W nawale obowiązków owo zajęcie jawi się jako strata cennego czasu, powoduje nawet wyrzuty sumienia, ale i tak jesteście skłonni oddać się mu w poczuciu, że ratuje Was to przed szaleństwem.
Otóż z Jarecką było podobnie.
Jarecki w ostatnich dniach wraca z pracy, gdy dzieci już śpią, w związku z czym nabierają wątpliwości czy tata w ogóle nocuje w domu? Jarecka ma swoją pracę, obsługę domu, gotowanie, rękodzieło na zamówienie, rysowanie czarodziejek do kolorowanek, więc dla higieny psychicznej oddała się beztroskiej zabawie podpuszczona przez lasche.
Co prawda tajemniczy ogród powinien zdaniem Jareckiej eksplodować zielenią, ale w książce, w miejscu, w którym Jarecka akurat włożyła wczoraj wieczorem zakładkę znaleziony przez Mary ogród wygląda właśnie tak, jak na zdjęciach z Deszczowego Ogrodu.
Taki oto pomysł na okładkę (nie mylić z projektem! Na takie poważne przedsięwzięcia dla własnej rozrywki Jarecka NAPRAWDĘ nie ma czasu) do "Tajemniczego ogrodu" zmajstrowała Jarecka pewnego słonecznego ranka, który powinna była wykorzystać na grabienie prawdziwego ogródka na przykład, że nie wspomni o prasowaniu, segregowaniu zimowego obuwia tudzież sprzątaniu spiżarni.
P.S. I proszę się nie śmiać z topornego rudzika! :)))))
Historia dziewczynki, która w posiadłości swojego zgorzkniałego krewnego natrafia na ślad zamkniętego od lat ogrodu. Zdaje się, że szczegółowy opis treści nie jest potrzebny bo większość populacji zna tę książkę. Tak czy owak bohaterce udaje się dostać się do ogrodu i zastaje w nim taki mniej więcej stan rzeczy:
Dokładnie tak się sprawy mają na spłachetku ziemi przy Deszczowym Domu, na terytorium szumnie zwanym ogródkiem- to przesada doprawdy!- lub trawnikiem, co już bliższe prawdzie. Jarecka, kochani, jest absolutnym ogrodowym beztalenciem.
To smutne, lecz niestety prawdziwe.
Nie ma żadnej wiedzy na temat ogrodnictwa, co większości znanych jej kobiet nie przeszkadza jednak zorganizować czegoś na kształt rabat, zielnika, a nawet zatroszczyć o jakieś owoc jadalny rodzące krzaczki.
Jarecka z niedowierzaniem wspomina swój balkon w Dużym Domu, gdzie miała piękny winobluszcz i pelargonie, na oknie zaś w pokoju pokaźną kolekcję sukulentów i innych kaktusów :)
W Deszczowym Domu jest ciemno i już tylko na oknie u Jaśnie Panicza dogorywają na parapecie resztki jej sukulentowej kolekcji.
W Deszczowym Ogrodzie zaś królują całkiem całkiem wyględne chwasty, jak kwitnący wielkim żółtym kwieciem topinambur i bylinopodobna roślina o ślicznych biało obramowanych listkach, która udatnie stwarza pozory nie bycia chwastem.
Ale wróćmy do "Tajemniczego ogrodu."
Czy znacie stan, w którym zawaleni robotą po czubek głowy szukacie sobie kolejnego zajęcia, które służy jedynie rozrywce i oderwaniu się od Strasznie Ważnych Spraw? W nawale obowiązków owo zajęcie jawi się jako strata cennego czasu, powoduje nawet wyrzuty sumienia, ale i tak jesteście skłonni oddać się mu w poczuciu, że ratuje Was to przed szaleństwem.
Otóż z Jarecką było podobnie.
Jarecki w ostatnich dniach wraca z pracy, gdy dzieci już śpią, w związku z czym nabierają wątpliwości czy tata w ogóle nocuje w domu? Jarecka ma swoją pracę, obsługę domu, gotowanie, rękodzieło na zamówienie, rysowanie czarodziejek do kolorowanek, więc dla higieny psychicznej oddała się beztroskiej zabawie podpuszczona przez lasche.
Co prawda tajemniczy ogród powinien zdaniem Jareckiej eksplodować zielenią, ale w książce, w miejscu, w którym Jarecka akurat włożyła wczoraj wieczorem zakładkę znaleziony przez Mary ogród wygląda właśnie tak, jak na zdjęciach z Deszczowego Ogrodu.
Taki oto pomysł na okładkę (nie mylić z projektem! Na takie poważne przedsięwzięcia dla własnej rozrywki Jarecka NAPRAWDĘ nie ma czasu) do "Tajemniczego ogrodu" zmajstrowała Jarecka pewnego słonecznego ranka, który powinna była wykorzystać na grabienie prawdziwego ogródka na przykład, że nie wspomni o prasowaniu, segregowaniu zimowego obuwia tudzież sprzątaniu spiżarni.
Teraz zaś Jarecka zyskawszy chwilowo równowagę psychiczną dzięki zabawie w blogowanie udaje się w rejony Naprawdę Ważnych Zajęć i pozdrawia stamtąd wszystkich miłych gości Deszczowego Domu!
P.S. I proszę się nie śmiać z topornego rudzika! :)))))
Etykiety:
Jarecka czyta,
książki z obrazkami
3.04.2013
O czytaniu dzieciom, sobie, i o okładce idealnej
Cała Polska czyta dzieciom.
Jarecka, rzecz jasna, bardzo tej idei przyklaskuje. Czy jej się dwadzieścia minut dziennie zbierze, trudno ocenić- raz to będzie więcej, raz mniej. Przed chwilą, na przykład, Jarecka wyszła z pokoju dziewczynek; przeczytała im dwa rozdziały Grzegorza Kasdepke ("Bodzio i Pulpet"- dla niej mocno takie sobie, dla Jaśnie Panicza- boki zrywać) a teraz pozwala się wyręczać Krzysztofowi Kowalewskiemu, który może nieco zbyt głębokim głosem czyta "Małe trolle i wielka powódź".
Ale czytać dzieciom to jedno- kładą do głowy inicjatorki akcji "Cała Polska...". Trzeba jeszcze dawać przykład własnym czytelnictwem.
I tu Jarecka bije się w pierś aż niesie się głuche echo.
Dzieci Jareckie rzadko mają okazję widzieć czytających rodziców. Jarecka czyta tuż przed snem i po kilku minutach wpada nosem pomiędzy kartki.
Regularnie co dwa miesiące uiszcza w gminnej bibliotece symboliczną karę za przekroczenie terminu zwrotu książek. Bardzo ją te "kary" wysokości dwóch złotych polskich upokarzają; czuje się skarcona, choć grzebiąc w portfelu nie przerywa przyjacielskiej pogawędki z paniami bibliotekarkami. Nijak jednak nie może zmieścić się z lekturą w przewidzianym regulaminem miesiącu (plus dwa tygodnie prolongaty za pośrednictwem internetu). Być może ma znaczenie fakt, że Jarecka lubi książki grube, gęsto zadrukowane, lubi zaprzyjaźnić się z bohaterami na dłużej i chwilę pożyć ich życiem. A to przecież wymaga czasu!
Na wakacjach, gdzie dzieci mogą zobaczyć własną matkę z książką, mogą zobaczyć również rewolwery i inne tego typu gadżety (wynurzające się z mroku, z lekka skropione krwią) na okładkach. Do najambitniejszych lektur minionych wakacji należały kryminały Marininy. Chcąc bowiem uniknąć piętna bibliotecznych kar Jarecka zaopatrywała się w książki na zaimprowizowanych nadmorskich kiermaszach. A potem jeszcze pożyczała od koleżanki, której zawsze udawało się zawędrować o jeden kiermasz dalej, gdzie tę Marininę można było kupić.
Wczoraj był Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. I przy tej okazji Jarecka na chwilę odsunie na bok zadręczanie się demoralizacją własnych dzieci, żeby wspomnieć ilustratora uwielbianego w dzieciństwie. Wiele książek ściągała z bibliotecznych półek własnie dlatego, ze zilustrował je ON.
Bohdan Butenko.
Na pewno wszyscy pamiętacie te przezabawne rysunki.
Karygodne, w Deszczowym Domu nie ma książek dla dzieci ilustrowanych przez Butenkę.
Ale jest taki klejnot:
Znalezione na półce u Mamy Jareckiej i przeflancowane na Zaogonie.
Zdaniem Jareckiej, okładka idealna.
Butenko pinxit :)
Jarecka, rzecz jasna, bardzo tej idei przyklaskuje. Czy jej się dwadzieścia minut dziennie zbierze, trudno ocenić- raz to będzie więcej, raz mniej. Przed chwilą, na przykład, Jarecka wyszła z pokoju dziewczynek; przeczytała im dwa rozdziały Grzegorza Kasdepke ("Bodzio i Pulpet"- dla niej mocno takie sobie, dla Jaśnie Panicza- boki zrywać) a teraz pozwala się wyręczać Krzysztofowi Kowalewskiemu, który może nieco zbyt głębokim głosem czyta "Małe trolle i wielka powódź".
Ale czytać dzieciom to jedno- kładą do głowy inicjatorki akcji "Cała Polska...". Trzeba jeszcze dawać przykład własnym czytelnictwem.
I tu Jarecka bije się w pierś aż niesie się głuche echo.
Dzieci Jareckie rzadko mają okazję widzieć czytających rodziców. Jarecka czyta tuż przed snem i po kilku minutach wpada nosem pomiędzy kartki.
Regularnie co dwa miesiące uiszcza w gminnej bibliotece symboliczną karę za przekroczenie terminu zwrotu książek. Bardzo ją te "kary" wysokości dwóch złotych polskich upokarzają; czuje się skarcona, choć grzebiąc w portfelu nie przerywa przyjacielskiej pogawędki z paniami bibliotekarkami. Nijak jednak nie może zmieścić się z lekturą w przewidzianym regulaminem miesiącu (plus dwa tygodnie prolongaty za pośrednictwem internetu). Być może ma znaczenie fakt, że Jarecka lubi książki grube, gęsto zadrukowane, lubi zaprzyjaźnić się z bohaterami na dłużej i chwilę pożyć ich życiem. A to przecież wymaga czasu!
Na wakacjach, gdzie dzieci mogą zobaczyć własną matkę z książką, mogą zobaczyć również rewolwery i inne tego typu gadżety (wynurzające się z mroku, z lekka skropione krwią) na okładkach. Do najambitniejszych lektur minionych wakacji należały kryminały Marininy. Chcąc bowiem uniknąć piętna bibliotecznych kar Jarecka zaopatrywała się w książki na zaimprowizowanych nadmorskich kiermaszach. A potem jeszcze pożyczała od koleżanki, której zawsze udawało się zawędrować o jeden kiermasz dalej, gdzie tę Marininę można było kupić.
Wczoraj był Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. I przy tej okazji Jarecka na chwilę odsunie na bok zadręczanie się demoralizacją własnych dzieci, żeby wspomnieć ilustratora uwielbianego w dzieciństwie. Wiele książek ściągała z bibliotecznych półek własnie dlatego, ze zilustrował je ON.
Bohdan Butenko.
Na pewno wszyscy pamiętacie te przezabawne rysunki.
Karygodne, w Deszczowym Domu nie ma książek dla dzieci ilustrowanych przez Butenkę.
Ale jest taki klejnot:
Znalezione na półce u Mamy Jareckiej i przeflancowane na Zaogonie.
Zdaniem Jareckiej, okładka idealna.
Butenko pinxit :)
Etykiety:
Jarecka czyta,
Jarecka w zadumie,
książki z obrazkami
27.02.2013
Klasyka literatury dziecięcej a dwulatki
Zdarzyło Wam się czytać dwulatkowi?
Bywa różnie, prawda?
Dwuletni Jaśnie Panicz w ogóle nie był zainteresowany czytaniem, wyrywał książeczki, przewracał kartki zgniatając Jareckiej palce i nie sposób było przeczytać choćby jednego zdania.
Dwójka w tym wieku potrafiła siedzieć choćby i godzinę i słuchać wpatrując się pilnie w ilustracje.
Na temat czytelnictwa dwuletniej Trójki niestety niewiele Jareckiej wiadomo- rozległe okolice jej drugich urodzin spędziła Jarecka w szpitalu tudzież w samochodzie (w drodze do- i ze szpitala).
W przypadku Czwórki trudno mówić o czytaniu- to nieustanne odpowiadanie na pytania dotyczące książki- co to? A to? A to? To właściwie rozmowa, ale na temat.
A teraz wyobraźmy sobie kilkoro dwulatków jednocześnie.
...
Zdarzają się książki dla dzieci, w których ilustracje, nawet piękne, nie ilustrują przebiegu akcji, więc opowiadanie na podstawie obrazków- co praktykuje wielu rodziców niecierpliwych słuchaczy- nie udaje się.
Jarecka więc dla swoich podopiecznych przygotowuje własne, rysowane wersje klasycznych utworów literackich. Obrazki powstają w godzinach pracy, na raty i niemal na kolanie, przy użyciu byle jakich akwarelek, ołówków HB i wiecznie tępych kredek.
Oto Jareckiej historyjka na podstawie "Szelmostw Lisa Witalisa" Jana Brzechwy. Świetna historia, ale język dla małych dzieci trudny, więc można własnymi słowami:
Lis Witalis pokazuje głodnym zwierzętom placki- mówi, że są ze śniegu. Obiecuje, że zrobi takich więcej, jeśli zwierzęta dostarczą mu tłuszcz i śnieg.
Głodne zwierzęta przynoszą resztki swoich zapasów.
A lis-oszust "piecze" śnieg, chowa dla siebie dostarczone mu specjały i puszcza, szelma, oko!

Rozdział o tym, jak Elemelek zobaczył drzewa w zimowej szacie i zachwycił się! Też chciał taką białą, puszystą czapę.
Stanął przed lustrem i czekał, aż padający śnieg należycie go przystroi.
A potem poszedł pochwalić się swoim wyglądem przyjaciółce- Myszce. Tylko zdziwił się, że nagle wszędzie zrobiło się mokro! (Elemelek przypłacił to zdrowiem!)
A to jeszcze jesienna historyjka o Wiewiórce, która schowała sobie orzeszki na zimę w ziemi, pod krzakiem jałowca (fabuła na podstawie jakiejś książeczki, nieco odbiega od oryginalnej- innymi słowy Jarecka uprościła :))
Za radą sowy wiewiórka zakopuje orzechy pod krzakiem jałowca.
Gdy wiewiórka chce zimą skorzystać z zapasów, pojawia się problem- nie pamięta pod którym dokładnie krzakiem ukryła swój skarb!
Ale wiosną czekała na wiewiórkę niespodzianka- wyrósł jej własny leszczynowy krzaczek!
(jak widać, przy tej ilustracji Jareckiej pomagali podopieczni :))
I wiosenna historyjka o ślimaku, który szukał innego lokum:
Widać, o co chodzi?- najlepszy ciasny ale własny! (Niezbyt oryginalna fabuła by Jarecka...)
Największym problemem są zawsze twarze bohaterów- muszą oddawać emocje postaci w sposób czytelny dla dwulatka (dla ścisłości chodzi raczej o dwuipółlatki). Jarecka siedzi, gryzmoli i stroi miny- taki to odruch bezwarunkowy :)
Etykiety:
książki z obrazkami,
rysunek,
ubrania hand made
28.01.2013
Książki z obrazkami. Albin Brunovsky
Odkąd powstał blog Deszczowy Dom Jarecka nosiła się z zamiarem zrobienia posta o swoich ukochanych ilustratorach. Jako dziecko, i potem ZAWSZE też, jedną z pierwszych czynności po wzięciu książki do ręki było sprawdzenie, jak nazywa się ilustrator.
Lutczyn, Butenko, Stanny (pejzaże!!!), Pokora. Tove Jansson.
Ale jak ich wszystkich wrzucić w jeden post?
Więc Jarecka wykombinowała tak:
Od czasu zdejmie z półki książkę (z własnej, albo bibliotecznej) i pozachwyca się ilustracjami, i popieje nad ilustratorem.
Do dzieła:
Tę książkę Jarecka znalazła u Mamy Jareckiej. Mama Jarecka uznała, ze nie potrzebuje już wszystkich książek, jakie zalegały jej liczne szafki i żeby sobie synowa, co tam chce, wybrała. A Jarecka zaraz, jak przystało na zodiakalną srokę, sięgnęła po najkolorowszą z książek i jak zwykle od razu sprawdziła, kto te kolory popełnił. I, proszę Państwa, popełnił je Albin Brunovsky i na ten widok serce Jareckiej zabiło szybciej!
Lata temu, w mieście, w którym Jarecka uczęszczała do liceum, w galerii BWA miała miejsce wystawa grafik tego pana. Cała klasa Jareckiej wybrała się więc zobaczyć tę wystawę. Wszyscy byli świeżo zapoznani (praktycznie!) z akwafortą i akwatintą, także w wersji kolorowej- i nie mogli się nadziwić kunsztowi i precyzji Brunovskiego... Zrobienie barwnej odbitki tymi technikami wymaga wykonania kilku matryc i odbitki z tych matryc muszą (nie muszą, u niego tak było) idealnie nakładać się w jedną całość (wiemy już, że słowne instrukcje Jareckiej nie są wiele warte, prawda? ;)) To bardzo trudne.
I oto znalazła się w rękach Jareckiej ta książka.
Niebanalnym ilustracjom (które, umówmy się, mogą nie zachwycić dzieci; Jareckie nawet się ich boją) towarzyszą równie niebanalne bajki Lubomira Feldka (które, umówmy się, mogą nie zachwycić dzieci; Jarecką zachwycają!).
Pozdrowienia z Deszczowego Domu!
Lutczyn, Butenko, Stanny (pejzaże!!!), Pokora. Tove Jansson.
Ale jak ich wszystkich wrzucić w jeden post?
Więc Jarecka wykombinowała tak:
Od czasu zdejmie z półki książkę (z własnej, albo bibliotecznej) i pozachwyca się ilustracjami, i popieje nad ilustratorem.
Do dzieła:
Tę książkę Jarecka znalazła u Mamy Jareckiej. Mama Jarecka uznała, ze nie potrzebuje już wszystkich książek, jakie zalegały jej liczne szafki i żeby sobie synowa, co tam chce, wybrała. A Jarecka zaraz, jak przystało na zodiakalną srokę, sięgnęła po najkolorowszą z książek i jak zwykle od razu sprawdziła, kto te kolory popełnił. I, proszę Państwa, popełnił je Albin Brunovsky i na ten widok serce Jareckiej zabiło szybciej!
Lata temu, w mieście, w którym Jarecka uczęszczała do liceum, w galerii BWA miała miejsce wystawa grafik tego pana. Cała klasa Jareckiej wybrała się więc zobaczyć tę wystawę. Wszyscy byli świeżo zapoznani (praktycznie!) z akwafortą i akwatintą, także w wersji kolorowej- i nie mogli się nadziwić kunsztowi i precyzji Brunovskiego... Zrobienie barwnej odbitki tymi technikami wymaga wykonania kilku matryc i odbitki z tych matryc muszą (nie muszą, u niego tak było) idealnie nakładać się w jedną całość (wiemy już, że słowne instrukcje Jareckiej nie są wiele warte, prawda? ;)) To bardzo trudne.
I oto znalazła się w rękach Jareckiej ta książka.
Niebanalnym ilustracjom (które, umówmy się, mogą nie zachwycić dzieci; Jareckie nawet się ich boją) towarzyszą równie niebanalne bajki Lubomira Feldka (które, umówmy się, mogą nie zachwycić dzieci; Jarecką zachwycają!).
Pozdrowienia z Deszczowego Domu!
Etykiety:
Jarecka czyta,
książki z obrazkami
Subskrybuj:
Posty (Atom)