Jakim cudem, Jarecka zapytana o prezent wspominany do dziś, zapomniała o TYM, nie pojmuje i się wstydzi.
(Jeśli, drogi Czytelniku, jeszcze przez dłuższy czas tematy wpisów wydadzą Ci się zupełnie od czapy i w poprzek koniunkturze, nie dziw się- przecież Jarecka wciąż jeszcze przekopuje swoje szafy i znajduje tam prawdziwe skarby, kamyczki, które wprawiają w ruch lawinę wspomnień i słowotok.)
Rzecz miała miejsce wieki temu, w odległej galaktyce... czyli w mieście B, gdzie Jarecka uczęszczała do szkół. Mieszkała w internacie, z Najlepszą Przyjaciółką. Owa przyjaciółka przywiozła z domu kasetę z muzyką z filmu "Dingo". No i to był szał!
Dziewczęta były jazzowo rozmiłowane za sprawą- niespodzianka!- braci Golców (tak, tych od "lornetki", których Jarecka poznała jako cudowne jazzowe dzieci, a właściwie młodzież. Z tegoż internatu się znali) i wkrótce Jarecka znała na pamięć każdy dźwięk i każde słowo, jakie pada na płycie, nie mając pojęcia o czym jest film, o czym do dziś ma zresztą ledwie mgliste pojęcie dzięki temu, że obejrzała sobie fragmenty na youtube. W odległych czasach jednak, do których się wraz z Jarecką cofamy, nie znano jeszcze youtube, a idea ściągania filmów z internetu- co logiczne- również nie miała miejsca w świadomości Jareckiej.
Znany był jej już jednak Jarecki. Parę razy odwiedził zresztą Jarecką (która wtedy nazywał się Całkieminna) w internacie i z miejsca stał się pupilkiem wychowawczyń, albowiem pojawił się nie z puszką piwa za pazuchą, a z siatką pełną jabłek. Słał też co tydzień listy do swojej dziewczyny, które to listy wychowawczynie doręczały adresatce utwierdzając się w zachwycie nad tym jakże akuratnym kawalerem. (Zrozum, Czytelniku, jeśli chodzi o chłopców, internat pełen był hałaśliwych muzyków, bałaganiarzy- delikatnie mówiąc-plastyków i nieskomplikowanych sportowców, nie licząc grzecznych, lecz nieco wyalienowanych matematyków).
Ale, ale, do rzeczy, miało być o wzruszającym prezencie.
Otóż edukacja licealna dobiegła końca i Jarecka i jej Najlepsza Przyjaciółka zamieszkały mniej więcej na dwóch krańcach Polski.
A żeby ukoić ból, Jarecki sprezentował Całkieminnej płytę "Dingo". Której- o pechu!- nie miała ona jak odtwarzać, bo nie dysponowała odtwarzaczem CD!
Zatem Jarecki kupił kasetę, przegrał na nią muzykę a opakowanie opatrzył własnoręcznie skopiowaną etykietą.
Oto ona:
Prawda, że lepsza niż oryginał?
A tu, prezent dla Was, zastrzyk energii na ten zimowy mroźny dzień, z tejże płyty, uszy do góry!
(fragment od ok.1.43 wprawia Jarecką w euforię, co przydaje się dziś jak znalazł :))
W którym to komentarzu mówiłam, że Jarecki ewidentnie kocha Jarecką? Było to chyba przy okazji urodzin Jareckiej. No. To w tym wpisie to powtarzam. :-)
OdpowiedzUsuńOwszem, tez mi to przyszło do głowy :)
UsuńWtedy to się zakochiwał. Dlatego robił różne takie rzeczy, łamiąc prawa autorskie i ryzykując odsiadką he. I starania duże - przecież do plastyczki podbijał... Wyglądało śmiesznie - wtedy. Teraz jest sentymentalnie super. Gratki Jarecki. Myślałem, że tylko ja jestem dziwny...
OdpowiedzUsuńNo dobrze. Przepraszam - inny...
UsuńOoo, widzę że Krityk aspiruje do roli kronikarza rodu Jareckich.
UsuńOtóż dla mnie to nigdy nie wyglądało śmiesznie.
Absolutnie tak nie myślę...
Usuń