7.10.2014

Zwierzaki przedszkolaki

- Dlaczego nie wszywasz metek w swoje zabawki? - zapytał Jarecki.
No jak mocować ubraniowe wszywki do dzierganek?
Ale sugestia przecież sensowna.

Tak powstały fartuszki i wczesnojesienna seria zwierzaków - przedszkolaków.
Można je będzie nabyć oczywiście w Absurdaliach (do których nie dotarły szaro-bure misie! Zawadziły o Wilanów i tyle je widziano!)
MERY!
Czy jesteś gotowa na inwazję małolatów?












Macie jakichś ulubieńców? Do kogoś z tej ferajny zapałaliście szczególnym uczuciem? Wkrótce w Deszczowym Domu konkurs, do wygrania będzie właśnie zwierzak przedszkolak.
Sugestie mile widziane :)



4.10.2014

O przemocy, suplement

W sprawie pod kryptonimem "zajście na przejściu" Jarecka nie uwzględniła jednej rzeczy.

Ach, bo mózg Jareckiej nader często przechodzi w tryb "siedem koni przepuszczamy a jednego zostawiamy" i ten akurat aspekt wstrzymano na rogatkach.
Dzieje się tak też dlatego, że ludzie w ogóle nie rozumieją co się do nich mówi!
Jarecka nie zrozumiała, co jej mówił Jaśnie Panicz o swoim powrocie ze szkoły.
Nie rozumiała, czemu ta Roma taka była roztrzęsiona.
I Roma nie rozumiała, po co syn robi takie ceregiele.

Bo było tak:
Roma pracowała sobie w szklarni (lecz proszę nie pytać, co dokładnie robiła. Tego Wszechwiedzący Narrator nie wie, pojęcia nie ma, co się jesienią robi w szklarniach! Cokolwiek to było, sprawiało Romie przyjemność) gdy nadszedł Rafał i powiedział: Mamo, muszę ci coś powiedzieć.
- No co tam? - zagaiła niedbale Roma nie przerywając sobie czegoś tam.
- Możesz teraz ze mną porozmawiać?
- Mogę, mów.
- Mamo!
Trochę się Roma zdziwiła ale odłożyła ten jakiś sekator, czy co tam, i zmarszczyła brwi.
Rafał, którego niecny postępek wyszedł na jaw, otrzymawszy odgórne polecenie powiadomienia o sprawie rodziców, przystąpił do rzeczy rzetelnie. Że przy przejściu dla pieszych drwił z Jaśnie Panicza w kasku, i że - wraz z kolegami - zachęcał do przejścia, ba! Przejechania! - na czerwonym świetle...
Pod Romą ugięły się nogi i krew odpłynęła jej z twarzy, bo osobliwa otoczka tego wyznania plus treść słów Rafała złożyły się w jej głowie w koszmarny obraz, ten mianowicie, że Jaśnie Panicz wsiadł na ten rower i wyjechał na ruchliwą wylotówkę na czerwonym świetle...

- Mamo! Daj mi dokończyć!


Tedy nie trzask bicza o plecy, jeno chrobot kostek lodu w woreczku, którym Roma ocierała sobie twarz słyszała Jarecka w słuchawce.


...


Późny wieczór w Deszczowym Domu, kuchnia.
Jarecki, który dopiero wrócił z pracy, wysłuchuje relacji z całego dnia.
- Trójka do mnie przybiegła, cała oburzona - opowiada Jarecka - powiedziała, że Dwójka jej powiedziała: jak nie będziesz się z nami bawić to cię WALNĘ W TEN TŁUSTY RYJ!

No i, Drodzy Państwo. 
Plecki, przygięte zdarzeniami minionego tygodnia, wyprostowały się i rzekłbyś - słońce zalśniło w ciemnej kuchni!
Jareccy przybili piątkę i w świetnych humorach udali się na spoczynek.

Żeby tylko Jareckiej ten uśmiech nie zgasł, jak pewnego dnia, gdy będzie sobie z lubością szydełkować, przyjdzie do niej niezwyczajnie poważna Dwójka z tekstem: Mamo. Muszę ci coś powiedzieć.

2.10.2014

Stabat mater dolorosa. Rzecz o przemocy.

Akurat Jarecka ostrzyła brzytwę o skórzany pas.
Maczeta stała już oparta o ścianę - Piątek ostrzył sobie o nią dowcip.
Wtenczas zadzwonił telefon i cichy głos poprosił o chwilę rozmowy.
Rosynant za oknem przytupywał niecierpliwie.

Dzwoniła Roma Sienkiewicz i doprawdy, dziwne, że nazwisko to jeszcze w Deszczowym Domu nie padło!
Jan Maria Sienkiewicz - ukochany przedszkolny przyjaciel Czwórki. Majeczka Sienkiewicz - szkolna przyjaciółka Dwójki. Roma Sienkiewicz - matka siedmiorga, kobieta dzielna i pracowita. Rafał Sienkiewicz - prześladowca Jaśnie Panicza.

Roma nie wiedziała jak zacząć.
- Hm... rozmawiałam z wychowawczynią... Mój syn...
I tu zbolałym głosem Roma jęła wsączać w słuchawkę relację długą i wyczerpującą.
Jarecka opłukała ostrze i spróbowała palcem.
Słowom Romy, gdzieś na drugim planie towarzyszył odgłos ołowianych kuleczek uderzających z mocą o skórę.
- Co nieco słyszałam - przyznała Jarecka - Jaśnie Panicz mi powiedział...
Tu popłynęła podobna, w Jareckiej swoistym stylu, opowieść: tak, mówił mi coś tam, ale mówił mi jeszcze pięć innych rzeczy, więc inaczej rozłożyłam akcenty...
Podczas tej zawiłej, pełnej dygresji przemowy na linii trwała cisza (tylko trzask trzask - o plecy) i Jarecka zastanawiała się, czy aby Roma nie płacze?...

(Oj tam, synu - żachnęła się wtedy Jarecka - rozmawialiśmy o tym sto razy! Jak się komuś nie podoba, ze jeździsz na rowerze w kasku to jego problem! Albo, że zsiadasz z roweru na przejściu dla pieszych? Każdy powinien tak robić!
I jeszcze się Jarecka pozżymała na męski świat, gdzie trzeba sobie dokuczać albo i dać po nosie, zamiast obgadywać i obrażać się na śmierć, jak to się robi na bezpiecznej planecie Wenus, i kto was, faceci, zrozumie? No i dobra, dobra, a czym ty im właściwie zalazłeś za skórę?
To się wydało Jareckiej lepsze niż: kochany synku, biedna ty moja ofiaro!
Prawdziwe mamunie, jej zdaniem, załatwiają takie sprawy inaczej...)

- Za mało uwagi mu poświęcam - mówiła Roma - (trzask, trzask) ciągle tylko dziewczynki i dziewczynki. Jan Maria choruje, mój tata w szpitalu...
Podczas gdy Roma przepraszała, kajała się i obwiniała w poświście rzemieni, Jarecka otworzyła szafkę pod zlewem i nie zważając na protesty Piątka upchnęła maczetę na powrót za butlą z gazem.

Rosynant dyskretnie strząsnął siodło w krzaki hortensji i z miną niewiniątka począł skubać trawę.

Jarecka obejrzała pod światło brzytwę i jakby z żalem pomyślała, że skoro już tak ją pięknie wyostrzyła, może sobie na przykład ogolić pachy.
Pożegnała się z Romą sympatycznie, choć właściwie nie wiadomo było co powiedzieć - nie przejmuj się, że masz syna łobuza? Nic się nie stało, drobiazg?

W połowie drogi do łazienki schowała ostrze w rękojeść i wsunęła brzytwę do kieszeni.

Pachy nie zając.







P.S. Nietykalność cielesna JP nie została naruszona, o czym zgodnie donoszą ofiara, piątka zgniłych oprychów i dwie świadkowe, które o sprawie poinformowały wyższą instancję.
Nietykalność cielesna winowajców - nad czym boleje Jarecka kreśląc brzytwą wzorki na linoleum - również.

Zaprawdę, zaprawdę, jeśli ktoś uratuje grzeszny świat, będzie to matka bolejąca.

1.10.2014

"Będąc młodą przedszkolanką..." cz.7

Zmora przedszkolanek.
Viagra wszystkich derekcji świata.
Dla rodziców miód na serce łamane przez zawracanie głowy.
Dla dzieci - szczęśliwe zwieńczenie codziennych tortur.

IMPREZY PRZEDSZKOLNE

Młoda przedszkolanka zaliczyła takowych krocie, głównie w roli rodzica.
Pomyślałby kto: czy rodzicom cokolwiek może zepsuć radość z oglądania własnego dziecka w roli kwiatka/pszczółki/biedronki? Czy sam widok trzylatków tłoczących się jak kurki na zaimprowizowanej scenie nie wypełni serca słodyczą i nie znieczuli na niedociągnięcia, korony spadające na oczy, na niezrozumiale szeptane kwestie (jeśli w ogóle)? Zdawało się Jareckiej, że nic nie może zmącić rodzicom tego spektaklu; do znudzenia powtarzała to w swoim czasie Derektorce Chochlika i Alicji, ku pokrzepieniu serc, w dniu zero.
Zanim jednak wspomnienia popłyną chochlikowym korytem, dowiedz się Cytelniku, że żadna trauma tamtych miesięcy nie przebiła pewnej przedszkolnej imprezy, jaką Jareckiej dane było przeżyć w tym odległym świecie, gdy Jaśnie Panicz miał trzy lata i uczęszczał do Klubiku na Przedmieściu.

Pewnego dnia, jak co dzień - punkt czternasta - Jarecka wkroczyła do Klubiku celem odebrania syna. Nieco się zdziwiła, że przechodnia sala pełniąca okazjonalnie rolę auli zastawiona była rzędami krzeseł a na jednej ze ścian zawisło nawet coś na kształt kurtyny. Jeszcze bardziej się zdziwiła ujrzawszy w kuluarach własne dziecko przyodziane w za dużą kamizelkę. Jasnie Panicz wyglądał na nieco zdezorientowanego, a może po prostu twarz jego odbiła jak lustro grymas matki. Pani Izunia, wychowaczyni, zamknęła Jareckiej przed nosem drzwi za kulisy sycząc, że swoim widokiem źle wpływa na trzyletnie morale i żeby sobie Jarecka usiadła, bo będzie przedstawienie.
Jarecka zbaraniała, ale posłusznie umieściła wózek ze śpiącą Dwójką za oknem (pozwólmy wyobraźni Czytelników zmierzyć się z tą wizją!) i przysiadła pomstując w duchu; byłaby ubrała dziecko stosowniej, gdyby wiedziała, że tu taka okazja. Wymiętolona koszulka nie prezentowała sie najlepiej pod kamizelą z klubowej garderoby, ale co tam - oto dzieci wchodzą na scenę!

Grupa trzylatków w liczbie sześciu (dwoje nieobecnych) niepewnie wgramoliła się na "scenę" pociągana, tudzież popychana energicznie przez panią Izunię o rozbieganych z przejęcia oczach.
Coś tam te dziatki tańczyły i coś tam mamrotały, lecz widok ich był tak żałosny, że rodzice wstrzymali oddech. Mały Tomuś wybuchnął płaczem, pląsający krąg zatrzymał się i rozsypał. Izunia próbowała cerować rozproszone kółeczko, mama Tomusia skoczyła pocieszać dziecko.
- Proszę go nie zabierać - wycedziła przez zęby Izunia - zaraz inne dzieci będą chciały do rodziców.
Mama Tomcia zamilkła, zwiędła, chwyciła desperacko za rączyny najbliżej stojące maluchy i ruszyła  w tan wraz z potykającym się korowodem o drgających brodach.
Reszta rodziców zakryła usta i wybałuszyła oczy w pełnym napięcia oczekiwaniu na ciąg dalszy.
Na sam koniec tej męczarni dzieci wręczyły rodzicom prezenty rzekomo ulepione ich własnymi rękoma, gdy do auli wkroczył toczący pianę i dyszący nozdrzem tata Wicia.
- Co tu się dzieje? - zapytał zdziwiony.
Jarecka, która była najbliżej, wyjaśniła, że miało miejsce coś na kształt przedstawienia, o którym ona także nic nie wiedziała, miała jednak to szczęście stawić sie po odbiór dziecka punktualnie. Tata Wicia, który przybył do Klubiku spóźniony o dwa kwadranse (jechał na rolkach; drugą parę holował dla syna - to miał być dla Wicia wspaniały dzień) wpadł w szał, tym bardziej, że Wicio poniósł większe niż inne dzieci straty moralne, albowiem nie miał komu wręczyć dzieł swoich pani Izy rąk; trwał z nimi nadal, w za dużej kamizelce, potrącany przez zakłopotanych wychodzących.


...


W Chochliku dwie większe imprezy z udziałem rodziców Derekcja zaplanowała dwie - jedna na przełomie maja i czerwca; standardowa fuzja Dni Ojców, Matek i Dzieci, zwana Świętem Rodziny oraz Święto Świetego Chochlika, patrona placówki.
Pierwszym problemem było ustalenie daty imprezy i był to problem gigantyczny, albowiem Derekcja powodowana toksyczną dobrocią usiłowała skonsultować przedszkolne plany z grafikami każdej z zainteresowanych rodzin.
- Może dwudziestego, w poniedziałek? - rzucały terminami nauczycielki biegając za Derekcją z kalendarzem.
- W poniedziałki nie możemy, siostra Róży ma wtedy lekcje baletu.
- W środę?
- Który to będzie? Dwudziesty drugi? Nie mogę, dwudziestego trzeciego moja córka wyjeżdża na zieloną szkołę i muszę ją spakować, zakupy zrobić.
- W piątek?
- No nie, w piątki Robusiowie zawsze wyjeżdżają do rodziny!
Nieraz zdarzało się, że gdy już termin jakimś cudem ustalono, dwa dni później Derektorka alarmowała: przekładamy, przekładamy, mama Krzysia ma wizytę u kosmetyczki!
Ostateczna decyzja zapadała zazwyczaj na krótko przed planowaną imprezą i nauczycielki w nerwowych paroksyzmach wypisywały plakat, że dnia tego i owego odbędzie się.
Lecz trzeba Ci wiedzieć, Czytelniku, że wywiesić plakat z inforamcją to jeszcze nic, że i tak każdemu z osobna rodzicowi (i ojcu, i matce) wyłożyć rzecz trzeba łopatą jeszcze kilkakroć, a i tak w przeddzień imprezy znajdzie sie ktoś, kto zakrzyknie: co??? to jutro??? Ale - my mamy dentystę!

Kolejną zmorą było ustalenie z Derekcją programu części artystycznej. Ala i Jarecka miały co prawda własne pomysły - które już wpajały dzieciom przekazem podprogowym - ale Derekcja jako jedyna mogła imprezę uświetnić muzycznie.
- Derekcjo, czy coś zagrasz? Zatańczysz?
A Derekcja - tak, nie, nie wiem, a może makarenę, a może taniec irlandzki, a może nauczę Marylkę plumkać jednym paluszkiem "wlazł kotek na płotek"... - i oddalała się niesiona nurtem własnych wizji, Jarecka zaś biegła za nią z notesem usiłując zawrzeć ten żywioł w punktach.
Punktów było trzydzieści osiem.
Wysiliwszy się na koncepcję, Derekcja rzucała się w wir spraw zewnętrznych, Jarecka i Alicja zaś ćwiczyły z dziećmi te punkty programu, o których miały pojęcie. Właściwie dzieci nie zdawały sobie sprawy, że szykują program artystyczny, który spędza sen z powiek ich wychowawczyniom - codziennie bawiły sie w te same ulubione zabawy ruchowe, tańczyły te same układy i recytowały wspólnie te same rymowanki a nauczycielki potajemnie kleciły czapki, spódniczki i dzioby, które w swoim czasie miały ująć za serce rodziców. Nie ćwiczono tańca irlandzkiego, bo Derekcja nie miała sposobności zademonstrować. Nie uczono Marylki plumkać kotka na płotku, bo Derekcja - jak wyżej.
Na dwa dni przed imprezą Derektorka wpadała z impetem i wołała: no jak tam? Marylko, usiądź i graj mi tu! A reszta w kółeczko i tańczymy!
Przerażona Derekcja rzucała się douczać wszystkiego naraz ogłupiałą dziatwę a nauczycielkom kazała: zrobić własnoręcznie zrobione przez dzieci zaproszenia, własnoręcznie zrobione przez dzieci prezenty dla rodziców (może dla tatusiów i mam osobno...) no i oczywiście kostiumy. Macie? Pokażcie! No nie... brzuchy za małe, czapki za duże, spódnice za rzadkie; weź to Jarecka szybciutko przerób...
Szczęśliwie Derekcja wolna była od ciśnienia na wystrój wnętrz (baaardzo wolna. W ogóle). W przedszkolu, w kórym Jarecka pracowała na Przedmieściu - tym, do którego Jaśnie Panicz trafił wprost z Klubiku - pani derektor, znana w pewnych kręgach jako Violetta Villas (niektórzy mówią, że była bardziej podobna do oryginału niż oryginał) miała autentycznego hysia na punkcie papierowych kwiatków, girland, i drzew z wieszaków i szarego papieru. Nauczycielki w tej placówce były nieustannie zajęte składaniem, lepieniem i klejeniem kwiatów celem złagodzenia u swojej derekcji horror vacui. Szkoda, bo to były naprawdę świetne nauczycielki. Dziećmi zajmowały się - ktoś przecież musiał! - woźne.

W dniu imprezy wszystko stało na głowie. Derekcja nie chciała, by dzieci szły na spacer; chciała robić ostatnie próby. Nauczycielkom zamiast zabawiać dzieci kazała sprzątać i - tak, tak! - zajmować sie dziećmi, które, zachwycone przemeblowaniem w sali "ze stolikami" wszelkimi szparami wyciekały eksplorować nową rzeczywistość.

Jarecka czekała godziny zero jak zmiłowania...
Bo przecież w końcu nadchodził ten moment, gdy Derekcja w swoim gabinecie przywdziewała własną suknię ślubną i przytroczywszy skrzydła wyfruwała na powitanie uśmiechniętych rodziców. Cokolwiek miało miejsce potem - czy Marylka przekręciła wersy wierszyka, czy wzruszony obecnością taty Krzyś przyspawał się do jego ramion (co nijak nie naruszało scenariusza, bo rodzice byli wciągani we wszelkie tańce i pokazywanki) czy dziatwa fałszowała czy nie - rodzice byli zachwyceni.  Po części artystycznej zaś następowała ta upragniona od tygodni chwila, gdy można było się rozluźnić i przy kawie porozmawiać swobodnie, a przede wszystkim - gdzie rodziny przedszkolaków mogły poznać się nawzajem, skonfrontować swoje rodzicielskie doświadczenia, wymienić uwagi, wizytówki i uprzejmości, pozapraszać się na grille i poumawiać na spacery.
Dziatwa, poczuwszy się wyjęta spod jurysdykcji pań i zrelaksowana widokiem zadowolonych rodziców wespół z własnymi braćmi i siostrami entuzjastycznie demolowała przedszkole.

A wtedy, w samo centrum tej radosnej fiesty, na papierowych skrzydłach, niby jaki anioł zniszczenia, spływała Derekcja:
- No, kochani! - wykrzykiwała w stronę rodziców - odstawcie te kubki i talerze i już mi do sali! Zatańczymy sobie taki irlandzki taniec! I makarenę!

27.09.2014

Kolorowa jesień 7. Sweter antykoncepcyjny w kolorze B







Wszystko gotowe, tylko nie sweter w kolorze litery B - amarant z poświatą perpuł.
Wełna z wiskozą 3:1, Jarecki się nie dotknie (hłe hłe hłe)

Kotek-broszka z KŁĘBOWISKA, bardzo staranna robota.
Turkusowa zamotka to pamiątka z wakacji - udziergana w samochodzie, w drodze powrotnej z J.
A i torbiszcze by Deszczowy Dom, uszyte jeszcze wczesną wiosną, jeno nie było okazji się pochwalić. Ale żeby nie było - ma podszewkę różową w białe grochy i plamy z kawy!

Prawda, że nie ma jak kolor?


Aha. U góry, z prawej strony, jest piękny amarantowy banerek. Proszę kliknąć i przeczytać! :)

25.09.2014

Kolejny level

(W tle, z playlisty ułożonej przez Jaśnie Panicza, płyną dźwięki Autobiografii Perfectu. Jaśnie Panicz, zapewne z uwagi na frazę "miałem dziesięć lat", bardzo sobie ów utwór ceni.
Kołyszemy się rytmicznie, można zapalić zapalniczki lub poświecić smartfonem)



To wspaniałe patrzeć, jak tym dzieciom, co się je samemu rodziło, świat się rozszerza, pączkuje o nowe wymiary.
- Panele, terakota, gres. Styropian. Kominki. Kwiaciarnia. Blacho...dachówka - czyta Trójka w drodze do przedszkola.
Płynnie, szybko, zanim słowa znikną w tyle. Świat urósł o treść, o nowe słowa.
Nowe umiejętności, nowe zwyczaje. Kolejny level.


...


- Jasny Panie, czy te skarpetki widziałam na twoich stopach wczoraj?
- Tak - odpowiada Jaśnie Panicz z niezmąconym spokojem.
- ...i przedwczoraj? - ryzykuje Jarecka.
Bingo!
- No co? - naburmusza się Jaśnie Panicz i odchodzi burcząc pod nosem jaacieee...!

- Jasny Panie, idź pod prysznic!
- Przedwczoraj byłem!
- Przyjechałeś ze szkoły na rowerze i widziałam - miałeś pod kaskiem całkiem mokrą głowę!
- Jaacieee....!

- Kiedy ostatnio zmieniałeś piżamę?
- Jaacieee...!

- Synu, niedługo będziesz śmierdącym nastolatkiem, codziennie masz brać prysznic razem z głową!
- Jaacieee...!


...


- Pu-du-ar si? pu-du-ar si?! - wyśpiewuje Trójka.
Jarecka próbuje dociec tajemniczej treści, nastawia uszu.
Trójka rozgląda się wymownie i wieszając się spojrzeniem na kolejnych osobach kontynuuje:
- Aj si Czwórka! Aj si mama!



17.09.2014

Wrześ-zen

Lata pełne blasków, jaskrawe wiosny czy śnieżne zimy - nic nie dorówna dniom wrześniowym, idealnie ciepłym i rześkim, bujnym i powściągliwym. Słońcu, które nie razi, wiatrowi, który nie przejmuje chłodem.
Harmonia i równowaga.

Jednego dnia szarżuje na Jarecką monumentalny złoty ułan na koniu - w samo południe, na drodze krajowej a nazajutrz zdarza się wypadek, są ranni.
Radio mówi, że ułana ufundował niejaki książę Jan, arystokrata z misją.
Radio mówi też o wypadku na Zaogoniu, choć miejscowi nie widzą w tym nic niezwykłego. Taka Pani Narogowa już się doliczyć nie może ilu denatów na jej oczach zamieciono w czarne worki; jak raz się uparli rozbijać Narogom pod sklepem.

Jarecka włożyła mus z jabłek w słoiki litrowe a powidła w takie po chrzanie i musztardzie, i ma po równo.

Komuś zęby rosną, komuś wypadają.

Piątoklasiści piszą test z angielskiego i muszą odmienić czasownik to be, oraz przetłumaczyć słowa: he, she.
Trójka mrużąc oczy w słońcu zapytuje izit klałdi? I natychmiast sobie odpowiada: noł, it izynt. I jeszcze, że ona ma koszulkę łred a Jarecka perpuł. Za pięć lat dopiero każą jej odmieniać to be, tymczasem można się huśtać i cieszyć sunny days.

Codziennie nad Zaogoniem brzęczą śmigłowce Wojska Polskiego a przy ziemi huczy szambiara, bo jedno szambo na Czesiuniów i Jareckich to jednak za mało.

Ktoś zaszedł w ciążę, ktoś poronił.

Czwórka jest zachwycona przedszkolem więc Trójka wzięła na siebie trud obniżenia morale i codzienne rozstania stara się uczcić choćby łezką.

Piątek chciałby chodzić, ale świat nie przygotował się na stopy liczące więcej centrymetrów w podbiciu niż na długość.

Czyjaś buraczana ręka napisała na ścianie w kuchni mane tekel fares a Jarecka zamiast dzwonić po Daniela, wzięła ścierkę i wytarła. Pospołu ścianę, buraczaną rękę i zielony glut, że nawet barwy się dopełniły.


Zaprawdę, zaprawdę, harmonia i równowaga.

7.09.2014

Szaro-bure według Jareckiej

W "Raz w roku w Skiroławkach" jest rozdział, bodaj Jareckiej ulubiony, gdzie pisarz Lubiński spotyka samego siebie.

Myśl o tym, że coś takiego mogłoby się jej przydarzyć napawa Jarecką niejasnym lękiem.

Podobne spotkanie, choć na płaszczyźnie bardziej przyziemnej, miało jednak miejsce.

Było to na pogrzebie Taty CałkiemInnego, tym, na który Jareccy zsunęli się po mapie Polski, jak mapa długa. Jarecka akurat przywiązywała do siebie Czwórkę jaskrawo turkusową chustą, która stanowiła miły akcent na tle czarnych sukienek, gdy podeszła do niej kobieta i przywitawszy się, zapytała: wiesz, kim jestem?
- Wiem - odparła Jarecka, bo wiedziała.
Jeśli się komu zdaje, że ta oto rodzajowa scenka niczym nie może zdziwić, niech wie, że Jarecka nigdy tej kobiety nie widziała na oczy (no, może we wczesnym dzieciństwie, gdy na dorosłych w ogóle nie zwraca sie uwagi)! Pamięta, owszem, zdjęcie na ścianie w domu Stryja, kolorowany konterfekt nastolatki - która to właśnie, po przebyciu kilkudziesięciu lat, matka dorosłych dzieci a nawet babka, stała teraz przed Jarecką.
Jarecka poznała ją, albowiem doznała niezwykłego uczucia, że oto widzi siebie - zapadnięte policzki, oczy o ciężkich powiekach, postura szczupła i charakterystycznie upozowana, poruszająca się jakby w przyśpieszonym tempie.

Czasem, gdy Jarecka stanie sobie z rękoma na biodrach, czuje, że stoi jak Tata CałkiemInny.
Tata CałkiemInny stał dynamicznie, niejeden nie biegnie tak, jak Tata CałkiemInny stał!
I Jarecka stoi staniem, co jest wbrew logice stania. Od samego patrzenia na to stanie dostaje się zadyszki.

Dziś, gdy Jarecka trefiła za pomocą wsuwek wątłe sploty na swojej głowie przypomniała jej się Babcia z Czerwonymi Drzwiami, mama Taty, i jej biały warkoczyk, długi i cienki, którym owijała głowę. Mocowała go wsuwkami przez prawie sto lat życia.

Nigdy nie będę nikim innym niż jestem - myśli sobie Jarecka.
Czy to dobrze, czy źle - nie wie.





(W tym miejscu Wszechwiedzący Narrator uznaje za słuszne zamieścić pozdrowienia dla sióstr CałkiemInnych, które w tym momencie biegną do lustra stanąć w kontrapoście i spróbować dociec, o co, u licha, chodzi z tymi ciężkimi powiekami???)


...



Tymczasem w Deszczowym Domu Jarecka poczuła na karku oddech Świętego Mikołaja i postanowiła na tę okoliczność zaopatrzyć ABSURDALIA w odpowiednie artefakty.
Przejrzawszy internet w celu pozyskania inspiracji, poczyniła konkretne spostrzeżenia:
Otóż pokoje dziecięce maluje sie na biało. To się widzi Jareckiej słuszne, bo pokoje dzieci zazwyczaj pełne są kolorowych bambetli. Łóżeczka białe, pościel biała. Okej, wystarczą kolorowe sny.
Lecz gdy białe te sale rodzice zapełniają li i jedynie lalami w kolorze surowego lnu, klockami w kolorze drewnianym i szarymi przytulankami, trochę się Jarecka marszczy na czole.

Ale ostatecznie cóż zrobić - klient nasz pan! Chcą ludziska kupować szare misie to niech mają! Pan każe, sługa musi.

Jarecka zrobiła więc szare misie.



Wyszło jak zwykle.










Niech Wam będzie kolorowo!

6.09.2014

O talerzu, który przemówił

Jeśli ktoś cierpi na nadmiar sił witalnych, ciąży mu euforia lub znudzony jest pogodą ducha, powinien udać się do Centrum Zdrowia Dziecka. Na żadne tam badania, obserwacje i zabiegi! Ot, choćby z atopowym dzieckiem po raz setny do dermatologa.
Albo wziąć udział w Narodowym Czytaniu Trylogii Sienkiewicza w dusznej sali ze skandalicznym nagłośnieniem.
Z obu tych opcji Jarecka skorzystała.

Pierwszy weekend roku szkolnego 2014/15 zastał ją więc śpiącą w ubraniu pomimo fascynujących przygód Waltera White'a, którymi Jareccy umilają sobie wolne wieczory.

Zamiast więc posta o Jareckiej życiu towarzyskim, i zamiast Wspomnień Młodej Przedszkolanki o adaptacji i o przedszkolnych imprezach, będzie historia pewnego talerza sprowokowana TYM postem u AsiMi.

...


Ilekroć Jarecka pojawi się w rodzinnym mieście, jak wiadomo, nawiedza swoją liczną rodzinę i fotografuje się ze wszystkimi, bo każdy wie, że z rodziną na zdjęciach wychodzi się dobrze.
Koniecznie także odbywa szopping w nieprawdopodobnych miejscowych lumpeksach, bo i to każdy wie, że Metropolia i okolice to lumpeksowa Polska B, a nawet K (jak kiszka).
I właśnie podczas takich zakupów w towarzystwie siostry Fistaszko do Jareckiej przemówił talerzyk.
A właściwie nie przemówił (bo Jarecka i tak by nie zrozumiała; mówi w obcym języku), tylko dmuchnął.
Był to podmuch świeży jak morska bryza i egzotyczny jak Dolina Muminków. Owionął Jarecką jakimś ostatecznym spokojem i Jarecka zrozumiała i zapłaciła zań całe dwa złote.

Talerzyk z norweskiej fabryki Porsgrund.



Jakkolwiek Jarecka po norwesku nie rozumie, oczywiście domyśliła się, że ów suwenir przedstwia jakąś końcówkę, jakiś najdalej wysunięty - w którąkolwiek stronę świata - cypel Norwegii. Internet powiedział, że na południe.
I że "Verdens Ende" znaczy -  KONIEC ŚWIATA.


Zaprawdę, zaprawdę, zna Jarecka mowę talerzy!
Teraz gadający talerz wisi na ścianie w salonie i dmucha w Jarecką swoim spokojem.





Zdjęcie stąd

ENDE

1.09.2014

Kręta droga do domu



Takie blogi, na których szyją patchworki, Jarecka śledzi dwa. I perfidnie nie szuka więcej, bo już jej te dwie dziewczyny tyle dostarczają inspiracji, że nie sposób tego przerobić.
I otóż za sprawą Bee, trafiła Jarecka do Karoliny, w sam czas na zabawę w szycie domków (KLIK), metodą PP, co to sobie Jarecka dawno na nią zęby ostrzy, ale nie ma jej kto pokazać co i jak, a do filmików w sieci żywi trudny do wytłumaczenia wstręt.
A u Karoliny kawa na ławę, zdało się Jareckiej... No i domki! Można by Deszczowe...
Jarecka wydrukowała sobie potrzebne arkusze, przycięła szmatki i heja!

Wszelako po uszyciu pierwszego kawałka zorientowała się, że nie szyła po papierze, lecz po szmatkach, znaczy się - źle!
A ponieważ nijak nie mogła dociec, jak by to miało być dobrze, postanowiła domek skończyć na własną rękę.



- Kościół?... - zapytał zdziwiony Jarecki na widok prawie gotowego bloku.

Ciach, ciach, szyju szyju, i kościół zamienił się w dworek. O.







31.08.2014

Jarecka się irrrytuje

W miarę jak sierpień zbliża się do końca, melancholia ustępuje miejsca irytacji.

To dobry objaw, bo zdradza zaangażowanie w życie, które toczy się przy ziemi - na której to ziemi kobieta taka jak Jarecka, matka, stać winna obunóż i pewnie.
No właśnie.
Patrząc w lustro Jarecka nie myśli sobie: oto matka wielodzietna!
Ze swojego macierzyństwa nie czuje się ani mniej ani bardziej dumna niż matki jedynaków. Zasadniczo nie czuje się też ani lepsza ani gorsza, ani w ogóle jakoś specjalnie.


Oto w pewien słoneczny dzień Jarecka postawiła samochód przed Urzędem Gminy Zaogonie i podrzucając na biodrze Piątka, w asyście Trójki i Czwórki jęła drapać się na drugie piętro gmachu celem odebrania magicznej karty dużej rodziny. Ach, bo jest Jarecka w tej ekskluzywnej grupie szczęściarzy, którzy mogą nabywać złoto w Kruku z pięcioprocentowym rabatem! Holowana przez życzliwą urzędziczkę wylądowała w sekretariacie, gdzie Piątek natychmiast zaczął rozsiewać swój czar (skończywszy lat trzydzieści i pięć Jarecka zrozumiała wreszcie na czym polega urok nawet obcych niemowląt, toteż nie była zdziwiona ćwierkaniem pań), Jareckiej zaś nakazano czytać, sprawdzać, przeliczać i kwitować.
 I już już Jarecka wykonała w tył zwrot, gdy wkroczyła pani wójt i przywitawszy się sympatycznie zaproponowała Jareckiej wspólne zdjęcie. Takie piękne jesteście - mamiła Jareckie córki wpatrzone w nią jak w obraz - chciałybyście być na zdjęciu w internecie? Nie, nie dlatego, że Wasza mama bohatersko złapała złodzieja torebek i nie dlatego że nienagannie uczciwa odniosła na policję znalezione dwieście tysięcy, i nie dlatego, że pisze bloga, co to go czytamy pomiędzy petentami albo i w trakcie, lecz dlatego, że jest WIELODZIETNA!

Kamyk został rzucony (Jarecka przysięgłaby, że w twarz)! Potoczył się wartko, trącając po drodze inne kamyki, same w sobie nieważne i niegroźne, razem spłynęły lawiną, która niniejszym znajduje ujście.

Nie wyglądasz na taką, co urodziła pięcioro dzieci! - słyszy raz po raz* Jarecka i doznaje ambiwalentnych uczuć. Rozumie, oczywiście, że miał to być komplement, lecz dlaczego nie mogłaby usłyszeć po prostu: wyglądasz dobrze, ładnie, i temu podobne? Jak powinna wyglądać, żeby wyglądać na matkę pięciorga dzieci?
Jarecka zna dużo wielodzietnych kobiet i ręczy, wyglądają różnie - brunetki, blondynki, z krótkimi i długimi włosami, blade i śniade, grube i chude - różne: dokładnie tak, jak matki dwojga dzieci, jedynaków i kobiety bezdzietne.

Jak dajesz sobie radę? - kolejne "ulubione"pytanie Jareckiej, na które nie znajduje mądrzejszej odpowiedzi niż: jakoś. Względnie: normalnie. Prawdopodobnie nie lepiej i nie gorzej niż inne kobiety, żony i matki dzieciom, niekoniecznie licznym. Pytanie miałoby sens, gdyby je uściślić: jak sobie radzisz, Jarecka, z gotowaniem dla takiej gromadki? Jarecka powiedziałaby: różnie, albo: jak sobie radzisz, Jarecka, z logistyką? A Jarecka powiedziałaby: tak i tak.
Jak dajesz sobie radę? - Jarecka w przypływie desperacji odpowiada czasem szczerze: nie radzę sobie.
Mina pytającego - bezcenna. Temat zakończony, pytań szczegółowych brak. Bo przecież to, jak jest naprawdę, nie jest wcale interesujące. No, chyba, żeby matka była uśmiechnięta, w miarę uczesana i dzieci czyste.

- No i o co panu chodzi? - oburzyła się wójt, gdy Jarecki zadzwonił z pretensjami - piękną ma pan rodzinę, wszyscyśmy się tu zachwycali (jak nas było w sekretariacie pół tuzina!). Jaka stygamatyzacja? Jaka kampania??








*Prawda jest taka, że coraz rzadziej. I tu się w odbiór Jareckiej znów wkrada pewna ambiwalencja ;)

25.08.2014

Poduszka do kompletu

Kto pamięta piątkową kołderkę, być może pamięta, że miała być i poduszka (TU)
Nie żeby Piątek używał poduszki, raczej w ramach kończenia tego, co zaczęte - oto ona!





Oczywiście Jarecka nie przepuściła okazji, żeby sobie poćwiczyć coś nowego, choć to dopiero preludium do... czegoś tam, w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Wiedzieliście co to trapunto?
Mówiąc w skrócie - pikowanie i wypychanie tego, co się "wypikowało". Tyle akurat zaczerpnęła z tej techniki Jarecka, raczej skromnie, bo sami spójrzcie, jak wygląda prawdziwe trapunto KLIK

A tak wygląda awers poduszki z lewej strony - prawda, że ciekawie?


Ech, rozdzieranie serc miało moc terapeutyczną! Zostały one następnie wypchane i zszyte ręcznie.








Bardzo trudno jest włożyć w tę poszewkę jaśka - wejścia strzegą dwa serduszka, również lekko wypchane. Jarecka winszuje sobie przebiegłości - z byle rzepem czy guziczkiem Piątek rozprawiłby się rach-ciach.





Już wkrótce kolejne skończone projekty :)

20.08.2014

Równia pochyła, czyli sierpniowe smuty

Jaśnie Panicz na próżno narychtował teleskop.
Niebo zasnuły chmury i nikt na Zaogoniu nie widział ani pół perseidy.
Czy z perseidami jednak, czy ze zwykłym deszczem, coś spadło na Deszczowy Dom; zdawało się Jareckiej, że prosto na jej serce i zaległo na nim ciężkim kamieniem. Najpierw przyszedł Jaśnie Panicz i się przytulił, a Jarecka zapytała: synu, czy coś zbroiłeś? Powiedział; nie, po prostu mi smutno, i się rozpłakał.
Zaraz potem spadły na Jarecką Strachy i Smutki, a wszystkie przez wielkie S, przerażające i ostateczne - a przy tym takie, że się nazajutrz nie pamięta; o co to płakałam w nocy...?

Ubyło księżyca a razem z nim smutków, sierpień przechylił się i potoczył -
- ku czemu? -
- ku końcowi -
- czego?
- ...





Piątek jako antydepresant daje radę, choć stało się boleśnie jasne, że wszystkie sznurki - atrybuty strażniczki domowego ogniska - ostatecznie wymknęły się Jareckiej z rąk.
Nie chce mi się - myśli Jarecka, nie chce mi się, nie chce mi się chcieć, nie mam siły chcieć.
Ejże, zepnij się - szepcze jej w ucho jakaś alternatywna Jarecka, jakaś taka idealna - zabierz gdzieś te dzieci, coś im zorganizuj, wakacje są.
Ale, mówi zwykła Jarecka, ja jestem sama a ich pięcioro.
Cmok, cmok, cmoka Jarecka idealna, to choćby na spacer, mówi, choćby do lasu, do kaczek, do koni...
Nie chce mi się, mówi Jarecka, nie chce mi się, nie chce, nie chce.
To są tajemne słowa, zakazane matkom, gorsze niż kurwa mać.
NIE. CHCE. MI. SIĘ.


...


Poza tym wszystkim, doskonale obojętny na wszystkie smutki, strachy i bezwład świata, Piątek wstaje codziennie jak słońce, cały w blaskach.
Spędził dziewięć miesięcy w brzuchu, drugie dziewięć po tej stronie.

Dopiero co dostał pierwsze jabłuszko(KLIK) a już siedzi w foteliku przymocowanym do blatu stołu i w pulchnych łapkach, jak jaka wiewiórka*, ściska wielkie, obrane jabłko, i orze je trzema zębami.
- Mamo! - woła z zachwytem Trójka - on wygląda jak PRAWDZIWY CHŁOPCZYK!


To prawda!
A zatem plwaj, Jarecka, na kamienie, te lecące z nieba, co ich nikt nie widział, i te, co zalegają na sercu, i też ich nikt ich nie widział; gwoli uczciwości.
Zażyj, Jarecka, pigułkę z Piątka, co chybocząc się stoi przy balustradzie na stopach jak kartofelki, i piszczy z uciechy, i suń spokojnie po tej równi pochyłej ku końcowi wakacji.

Jakoś to będzie, nie?





* Co ma wiewiórka do pulchnych łapek i jabłka, to jedna Jarecka wie (przyp. Wszechwiedzącego Narratora)




19.08.2014

Pół ryba, czyli syreni tutorial cz.2




Oto druga część tutka - jak zrobić szydełkową syrenę.
Jeśli mamy już pół-kobietę wykonaną według poprzednich instrukcji (KLIK) możemy zabrać się za dokończenie robótki.

Zanim jednak przejdziemy do kolejnych punktów, krótko:
Wzór opracowałam sama i dzielę się nim z Wami, żebyście mogły sprawić frajdę swoim córkom, synom, siostrzeńcom i siostrzenicom, bratanicom i bratankom, sąsiadkom, koleżankom i sobie samym. W zamian, proszę, podlinkujcie mój tutorial jeśli zechcecie pokazać swoje syreny w sieci.
Nadto czujcie się zobowiązane w sumieniu do pochwalenia się efektami via email, jeśli nie macie blogów  ;)
Proszę też o opinie o samym kursie, czy czytelny, choć uprzedzam: aby się z nim zmierzyć, trzeba mieć opanowane podstawy sztuki szydełkowania; dziś np. dołączają słupki.





Syreny z Deszczowego Domu ogony mają różne, co wynika z faktu, iż Jarecka nigdy nie jest do końca usatysfakcjonowana, więc próbuje lepiej, zawsze zaś improwizuje.
Wam proponuje ogon prosty, niezawinięty; po pierwsze dlatego, że niełatwo wytłumaczyć jak takim ogonem zakręcić, po drugie: z żadnego ze zrobionych przez siebie zakręconych ogonów Jarecka nie jest stuprocentowo zadowolona.

Gotowi?
Start!
Do gotowego tułowia dowiązujemy nitkę w kolorze ogona.
(Użycie przynajmniej dwóch kolorów podkreśli efekt "łuski")


Pierwszy rząd ogona, to trzydziesty licząc od początku robótki, a zatem:
30 rz: półsłupek w każde oczko
31 rz: pomijamy jedno oczko, w kolejne wbijamy 5 słupków, następne pomijamy, w następne wbijamy półsłupek, kolejne znów pomijamy, w następne znów wbijamy 5 słupków - i tak do końca rzędu; uzyskamy 4 łuski, ostatni w rzędzie jest półsłupek.
32 rz(tu innym kolorem): dwa oczka łańcuszka, półsłupek wbity w środkowy słupek "łuski". Rząd przerabiamy tak jak poprzedni, z tym, że słupki wbijamy w półsłupek pomiędzy "łuskami".






33 - 37 rz: - j.w.




38 rz: podobnie jak wyżej, lecz zamiast 5, wbijamy 4 słupki.
Teraz można wypchać tułów syreny.
39 rz: półsłupek w każde oczko (18)

Kolejne rzędy przerabiamy zgodnie ze schematem:





49 rz: dwa słupki w każde oczko
50 rz: dwa słupki, słupek, dwa słupki, słupek, itd.
51 rz: układamy "płetwę" na płasko i teraz zaczniemy ją zrabiać razem.
W pierwsze z brzegu oczko wbijamy 5 słupków, dalej półsłupek w każde oczko, przedostatnie oczko pomijamy i w ostatnie znów wbijamy 5 słupków, zakańczamy, odcinamy i chowamy nitkę.






  Iiii... GOTOWE!





Pozdrowienia z Deszczowego Domu!

17.08.2014

Pół kobieta, czyli syreni tutorial cz.1




Do wykonania pierwszej części syreny, czyli pół-kobiety, czyli syreny od pasa w górę, potrzebne będą:

  • włóczki przynajmniej w dwóch kolorach (włosy i ciało)
  • wypełnienie (np. kulka silikonowa)
  • szydełko odpowiedniej grubości
  • nożyczki
  • igła


Gotowi do startu?


Na początek magic ring - formujemy pętelkę z kawałka nitki i wykonujemy na niej 6 półsłupków.



Końcówki nitki ściągamy i związujemy; to już pierwszy rząd naszej robótki.
W każde oczko pierwszego rzędu wbijamy dwa półsłupki.


3 rz: w co drugie oczko wbijamy dwa półsłupki:
4 rz: w co trzecie .... dwa półsłupki
5 rz: w co czwarte....
6 rz: w co piąte...

I tak uzyskujemy koło (czubek głowy syreny):


Do 10 rzędu przerabiamy tę samą ilość półsłupków (36)
Po zakończeniu dziesiątego rzędu odcinamy nitkę i przywiązujemy włóczkę w innym kolorze - w kolorze skóry syreny :)
Do 15 rzędu przerabiamy nadal tę samą ilość półsłupków (36)




W 16 rzędzie zaczyna się redukowanie ilości półsłupków w rzędzie. W tym celu pomijamy co szósty półsłupek, jak na poniższych zdjęciach:





W 17 rzędzie pomijamy co piąty półsłupek;
18 rząd: - co czwarty,
19 rząd: - co trzeci
Po ukończeniu 19 rzędu wypychamy głowę syreny:




20 rz: pomijamy co drugi półsłupek (rząd liczy teraz 12 półsłupków)
21 rząd przerabiamy bez zmian (12)
22 rz: w co drugie oczko wbijamy dwa półsłupki (co daje 18 półsłupków)
23 - 29 rząd przerabiamy tę samą ilość półsłupków.
Odcinamy nitkę i zabezpieczamy robótkę przed pruciem - do pozostałej końcówki wkrótce dowiążemy włóczkę na ogon.


Głowa i tułów gotowe, pora na ręce.
Zaczynamy od magic ring, pierwszy rząd z czterech półsłupków.
2 rz: w każde oczko wbijamy dwa półsłupki (8)


Ręka liczy 12 rzędów.
W rzędach 6 i 10 pomijamy po jednym półsłupku, ostatni rząd liczy więc 6 półsłupków, zakańczamy pozostawiając długą nitkę - przyszyjemy nią rękę do tułowia.
Oczywiście ręce muszą być dwie ;)



Poniżej rozpiska dla tych, którzy preferują schematy.
UWAGA: trzeba ją czytać od dołu :)

Zielone linie to linie pomocnicze. na żółto zaznaczony rząd, w którym wypychamy głowę.
Różowy znaczek - dwa półsłupki wbijane w jeden półsłupek poprzedniego rzędu
Niebieski znaczek - pomijamy jeden półsłupek poprzedniego rzędu



Żółte pętelki ze strzałką nie znaczą nic ;)

Tułów, ciąg dalszy powyższego schematu:



Mamy już pół-kobietę.
W oczekiwaniu na instrukcje wykonania pół-ryby, można zająć się twarzą i fryzurą.
Tu pełna dowolność.
Do aranżacji fryzury mogą przydać się kulki; jak zrobić kulkę - TU


Mały wypukły nosek:


I co tam jeszcze chcecie: usta, rumieńce, brwi; Jarecka ostatnio preferuje nieco waldorfskie facjaty




Więcej syrenich inspiracji TU i TU

C.D.N.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...