- Dziesięć? - pyta pan Naróg.
- Dwanaście - mówi Jarecka - bo jak już się wyda to śniadanie, jak już się porobi te kanapki to nic dla mnie nie zostaje.
- Już nic nie mówię - oznajmia enigmatycznie Naróg i rzeczywiście, bez słowa pakuje Jareckiej do koszyka dwanaście kajzerek.
Przyjemna jest ta poranna przejażdżka, krótka i kolorowa, pachnąca bułkami i jesienią, ale Jarecka myśli tylko o tym, że przed nią jeszcze kilka takich przejażdżek rowerem do szkoły i z powrotem, całkiem jakby bawiła się z dziećmi w wilka, kozę i kapustę, choć już przy drugim kursie najchętniej sama zeżarłaby cały ten łańcuch pokarmowy.
Bo jak już jest ładna pogoda, dzieci zdrowe i jeszcze złaknione szkoły, to samochód weźmie i się, cholera jasna, zepsuje.
...
Takie historie zdarzają się tylko na Zaogoniu.
Nawet mieszkańcom ulicy Czereśniowej (P.L.Travers, Mery Poppins i numer osiemnasty) nie udało się - choć rzecz działa się w książce, a w książkach można wszystko - wymarzyć sobie lokatora, który osiedliłby się w ich pustostanie, choć w marzenia te wkładali wiele serca.
A na Ślepej stała się rzecz niespodziewana i zadziwiająca.
Danuta marzyła o czystej sąsiadce, która by sama z potrzeby serca myła schody i zamiatała podwórko - i ma. pani Nestorka chciała chrześcijańską rodzinę bez nałogów - i, przebóg, ma! - Jarecka zaś w osobie nowej lokatorki zyskała wymarzoną ciotkę-plotkę, z którą może przechadzać się po gościńcu jak te balzakowskie zwierciadła.
W związku z powyższym Jarecka wykombiowała, że Luba i Taras są szpiegami.
("Luba?" - zakrzyknie bsytry Czytelnik - "kakaja Luba? kilka postów temu była Sonia!" Zaiste, lecz tylko imię Luba odda uczucie, jakim z góry na dół zapałali do sąsiadki mieszkańcy Ślepej Ulicy, na czele z Piątkiem, który na widok blond krasawicy rzuca się na ziemię i staropolskim zwyczajem - wot, dżentelmen - podejmuje ją za nogi).
...są szpiegami - dedukuje Jarecka. Po pierwsze - nie piją alkoholu! Po drugie - po dwóch miesiącach Luba rozumie już i mówi po polsku. Czasem tylko angielskim słowem upewnią się z Jarecką, że myślą o tym samym, i, że na przykład, I didn,t see i I didn,t know wymawia się po polsku ciut inaczej. Azaliż to możliwe, że anielska ta para pozuje sąsiadom w puchatych kombinezonach owieczek by nocą wyciągnąć z szafy (starej szafy Jareckiej!) radiostację i nadawać meldunki wrażym mocarstwom? Że sąsiad Znaprzeciwny ma broń na gumowe kulki i biega z nią po lasach w stroju Taliba uszytym przez żonę, na przykład? Że Jareccy tych dzieci mają podejrzanie dużo i podejrzanie te dzieci do siebie niepodobne?...
Zresztą dzieci naprawdę podobne do siebie coraz mniej.
Dwójka okazała się nastolatką w przyciasnym kostiumie dziewięciolatki, ujawniła też kierunek swoich zainteresowań - prawo. "To niesprawiedliwe, to niesprawiedliwe, to niesprawiedliwe"- powtarza. Wykazuje też ciągoty ku psychologii a nawet psychoanalizie: - wy kochacie tylko Jaśnie Panicza, Czwórkę i Piątka! - rzuca Jareckim w twarz.
Jareccy wycierają to, co im zostało w twarz rzucone, lecz wycierają dziwnie długo i powoli, z ociąganiem i charczeniem niewyraźnym, oblicza im od tego wycierania czerwienieją, oczy łzawią i wstrząsają nimi dreszcze.
Jarecka kombinuje, że skoro tak wcześnie się zaczęło, wcześnie się skończy.
...
I różne jeszcze rzeczy sobie Jarecka wymyśla.
Na przykład: dlaczegóż człowiek w swoim doświadczeniu jest taki samotny, nikogo nie może zapytać, jak sobie z tym matkowaniem pięciorgu poradzić, jak udźwignąć, nie można powiedzić: "mamo, a jak ty to robiłaś?" nawet jeśli mama też miała piątkę, bo miała ją w innym świecie, sto lat temu, te sto lat samotności temu.
Może zrezygnuj z czegoś - mówi Mama CałkiemInna a słowa te brzmią w uszach Jareckiej jak odgłos awaryjnego hamowania pociągu.
Czasem, raz na kilka miesięcy, Jarecka z radością pogrąża się w domowych zajęciach żałując - z każdą minutą nieuchronnie coraz bardziej - że nie może zostać w tym stanie na dłużej.
Jaka szkoda - myśli sobie - że nie mogę rozkochać się w pakowaniu śniadaniówek i dopasowywaniu butów do spódniczek. Jak smutno, że nie przeszkadza mi, że Czwórka nosi dwie różne skarpetki! Jak to niedobrze, że zamiast prasować wypisuję w internecie historyjki o szpiegach!
Zazdroszczę lubej sąsiadki :) Ja sąsiadów mam setkę i nadal nie mam z kim na ploty się zatrzymać. Pewnie przez ten nadmiar.
OdpowiedzUsuńA zdanie "może zrezygnuj z czegoś?" - w dobrej wierze, wiem, wywołuje we mnie gwizdy w uszach i międlone w ustach "Och, może ze snu? ostatecznie zęby też mogę odłogiem zostawić...". I nadlal nie mam recepty, jak by to wszystko poukładać zgrabniej ;)
"Zrezygnuj z czegoś" znaczyło (wypieram, że mama miał na myśli właśnie to) - zrezygnuj z życia towarzyskiego.
UsuńKtóe to życie zajmuje mi raptem kilka godzin w miesiacu :)))
Zawsze można zrezygnować ze snu!
OdpowiedzUsuńPrzytulam Jarecka, przytulam:))
Zrezygnowałam już dawno!
UsuńPozdrowienia dla Dwójki. Ja proszę Jareckiej się zastanawiam ile jeszcze wytrzymam, a tylko dwójka mi w przydziale przypadła. No nie jest łatwo. A Mama ma nie ma tak dobrych rad jak Mama Całkieminna. Mama ma konstatuje tylko, "Jak oni tak mogą"" oni tak nie powinni" itd. :-) I posapuje z dezaprobatą. Jak tam Jareckiej z udomowionym Jareckim:-)? A sąsiadki zazdroszczę. Tak Jarecka opisuje , że pakować się i przeprowadzać na Zaogonie -). Pozdrawiam AA
OdpowiedzUsuńUDOMOWIONYM??? Oglądam Jareckiego jeszcze rzadziej niż drzewiej.
UsuńChwilowo nie mamy na Zaogoniu wolnych kwater, chyba, ze my znajdziemy coś większego ;P
Czyli rzeczywistość okazała się być łaskawsza niż Jarecką imaginowała.
UsuńA
Żeby łaskawsza to nie powiem...
UsuńPrzy tylu ludziach w domu Ty jeszcze prasujesz, Jarecko??!! Kiedy?
OdpowiedzUsuńRaz na tydzień wygładzam koszulki - te, co między ludzi i to już jest kilka godzin przy desce. Moje wielodzietne sąsiadki prasują WSZYSTKO, nawet gacie i zajmuje im to cztery dni. Świruski. Potem mi z westchnieniem udręczenia i tryumfem w głosie donoszą, że WSZYSTKO wyprasowałam i pewnie są zdziwione, że zamiast zachwytu mam dla nich grymas politowania. Zapomniałam dla Was spisać z pewnej książki stosowny cytat (Betty McDonald, Jajko i ja) o tym, że kobiety chlubią sie swoją gospodarnością, podczas gdy autorce (i mnie) równie - jeśli nie bardziej - godnym podziwu widzi sie zarobienie na to, by sprzątanie mógł za nas odwalać ktoś inny :)
UsuńHa, i tu pokraśniałam z zadowolenia :-)) Bo ja żelazka używam tylko do wyciągania wosku z obrusów - ale żeby nie było, nasz skarb Pani Luda (!) bardzo nas lubi, bo jak mówi, u nas zawsze mało prasowania (no naprawdę!) i zastrasza nas opowieściami o "Państwach" u których musi nawet skarpetki prasować...
UsuńA ja właśnie tych skarpetek się chciałam uchwycić - bo uwielbiam dwie różne, nawet dziś w pracy mam takie (jedna w paski, druga w romby, ale kolorystycznie skoordynowane!), i zawsze przekonuję moje starszaki, że to oznaka kreatywności i 'open mind', ale chyba mi nie wierzą. Jak dla mnie, nie ma to jak wysoki poziom samozadowolenia; przyznaję bez bicia, że ciężko mnie z takiego stanu wybić, co i Tobie polecam :-))
pozdrowienia serdeczne,
Iza
Czułam to zawsze ale nie umiałam zwerbalizować - open mind! No tak! Przyznam sie jeszcze, mając w Tobie takie wsparcie, że nieraz już suszyłam głowę Jareckiemu: czy to było dobre, nauczyć dzieci, że kolor skarpet to sprawa drugorzędna? Bo już kilka razy przyłapałam JP na wychodzeniu do szkoły w takim kreatywnym zestawie i był zdziwiony, gdy kazałam mu znaleźć dwie takie same. A od skarpetak już blisko do butów - szlag mnie trafia gdy idąc gdzieś z małym dzieckiem słyszę zewsząd uprzejme uwagi, że moje dziecko ma buty nie na tę nogę założone. To ja tu puchnę z dumy, że moje maleństwo SAMO założyło buty, a ktoś mi tu będzie deprocjonował takie osiągnięcie? I to tak wszyscy, bez wyjątków? Ja też samoocenę noszę raczej wysoko ale podupadam każdorazowo u progu nowego roku szkolnego - ci nadgorliwi rodzice, co wiedzą, na której stronie podręcznika akuratnie dziateczki skończyły lekcję i z głowy recytują plan zajęć łącznie z numerami sal...
UsuńIzo! Ty jesteś zaprawdę wielkim naukowcem. Za objawioną mi właśnie prawdę o związku osobowości z doborem skarpetek należy Ci się wielka nagroda! Dzięki!
O, o! Pieknie, z tymi skarpetami, Iza !!! Open mind, podoba mi sie :)
UsuńA to teraz ja sie przyznam, ze zelazka nawet nie posiadam... Mialam jedno stare, przed laty, marki Zelmer. Bylo starsze ode mnie chyba, zabralam z domu jak "wychodzilam". Bylo "A masz, wez na poczatek, bo jeszcze nie masz zadego" No i tak zostalo. Aczkolwiek uzywalam tez tylko do wyciagania wosku z ciuchów. Az w koncu w któryms tam mieszkaniu z kolei wszystkie gniazdka mialy miedzy dziurkami ten taki bolec metalowy (po co on w ogóle jest?) a stara zelazkowa wtyczka nie miala w odpowiednim miejscu dziurki. No i koniec, wspólzycie zaniklo z przyczyn technicznych. Zelazko polezalo jeszcze pare lat, az w koncu wyrzucilam.
Garniturów nie nosimy, spódnic tez nie, to i zelazka nie trzeba.
Żelazko jako takie zawsze mam na podorędziu, gdyż jest niezbędne do szycia; bez żelazka ani rusz :)
UsuńTen bolec w gniazdkach to uziemienie :P
UsuńWosk z ubrań żelazkiem- co za porywające sceny przy romantycznych kolacjach!
Usuńkochana nie rezygnuj z niczego , a na pewno z chwil dla siebie ;)
OdpowiedzUsuńTego zrobić nie mogę, albowiem matka wariatka na niewiele się przyda, co nie? ;)
Usuńświęte słowa Jarecko.
Usuńz prasowaniem poradziłam sobie tak: po wypraniu ubrań strzepuję je i wieszam do wysuszenia, potem ściągam składam i do szafki lub kosza z praniem( a niech się magluje). A jak dzieci niektóre podrosły to zaproponowałam żeby same sobie prasowały bo przecież już są duże i niech próbują- i od razu prawie 90 procent prasowania odpadło; aktualnie prasuję tylko koszule męża no i moje niektóre bluzeczki. Pozdrawiam i życzę cierpliwości i rozsądku
OdpowiedzUsuńTen sposób nigdy się u mnie nie sprawdził, bo zakłada on, że ktoś (ja) ma spokojną chwilę na staranne złożenie, tego, co się ściąga z suszarki/sznura.
UsuńNa szczęście prasowania męskich koszul nigdy się nie nauczyłam :D
Jarecko, jak sobie rano przeczytałam, co żeś napisała, to od razu weselej mi się zrobiło:))) Ja ja Cię rozumiem... Nie rezygnuj z niczego, pisz o szpiegach, pisz!
OdpowiedzUsuńDzięki, tego mi było trzeba :)
UsuńNawiązując do ciągu skarpety-buty.Mi, tzn.mojemu dziecku kiedyś DOBRA pani, na placu zabaw zamieniła buty wkładając na właściwe stopy.Widać nie mogła zdzierżyć, że leniwa matka nie raczy zareagować na jej sugestię.A po ostatnich zajęciach pani prowadząca, mojej pięciolatce zakładała buty!!!Na słowa męża, że córka sama się ubiera, padło:"ale ona jeszcze taka mała jest".Grrrr!Dobrze, że mnie tam nie było, bo ktoś by oberwał. A potem się ludziska dziwią, że ta młodzież taka nijaka, do niczego się nie garnie, wszystko chce gotowe mieć.To trza tak dalej wyręczać "malutkie"dzieci. Wiem, że nie na temat, ale tak mi się nasunęło:) Uściski Asia
OdpowiedzUsuńTo jeszcze i moje trzy grosze, a co :-) Przy czwartym dziecku trafiliśmy w końcu na taką mądrą panią przedszkolankę, która na zaskoczone spojrzenia rodziców (to już tak nie dbają w tych przedszkolach?!) rzuciła tylko pouczająco: -dzieci tak właśnie stymulują sobie stopy, potrzebują tego!
UsuńNo i proszę, można zakasować każdego nadgorliwca :-))
Koleżanka zdała mi wczoraj relację z zebrania w przedszkolu, na którym ns nie było. Nie chodzimy na przedszkolne zebrania umyślnie, wychodząc z założenia, ze to, co naprawdę ważne i tak do nas dotrze, a szkoda się denerwować... Słusznie zrobiliśmy, bo okazuje sie, że ominęła nas niezwykle frapująca dyskusja na temat tego, w jakiej formie dzieci powinny dostawać jabłka na podwieczorek - czy obrane i pokrojone, czy obrane w całości, czy ze skórką. Następnie przejęci rodzice wzięli też na tapetę kwestię napojów - jedni prychali na słodzony kompot, inni na wodę - to nie na moje nerwy :)))
UsuńU mnie też dwójka wypomina, że kochamy tylko trójkę. Może dwójki już tak mają ???
OdpowiedzUsuńSzczególnie jak mają jakieś Trójki ;)
UsuńA ja ostatnio dwa różne buty założyłam... z trójką dziatek zwisających u szyi (mama buziaka, dobrego dnia), z obierką od ziemniaka w ręce zakładałam buty do pracy ( w ciemnym korytarzu). I wyszłam w jednym czarnym, drugim granatowym. Daaawmo temu zaś wałek został mi na głowie, w autobusie, w pracy przez pierwszą godzinę z tym wałkiem przesiedziałam. Jarecka Ty jednak człowiek z krwi i kości jesteś. Bo ja już zazdrosna byłam, że Ty tak ogarniasz wszystko, nie fukasz, dzieci jak z obrazka. Odetchnęłam, dzięki. Nie jestem sama. Jest fajna piosenla Micromusic " W d...to mam" - w oryginale puszczane jako " w nosie to mam".Warto znaleźć w necie tą bez cenzury wersję. Pozdrawiam Gima
OdpowiedzUsuńJarecki wyszukał i zapodał. Osobiście w d...e to jedynie MIEWAM, "bo tak mnie wychowano" - że zacytuję innego artystę :)
UsuńTwoje, Jarecko, pisanie o szpiegach ( ale i o tych śniadaniówkach i bucikach niepasujących i tym wszystkim takim własnie) sprawia, że inna matka ( trzech) nie staje sie wariatką i wciąż jeszcze się nadaje :))
OdpowiedzUsuńP.S.
Czajnik Blogowy Anonimowy
Cieszę się bardzo bardzo :)
UsuńEeetam prasowanie jest bez sensu, przecie się wymnie, wybrudzi i znów trza prać, nie? Szpiedzy są znacznie ciekawsi ;-) Matka tez człowiek i hobby musi mieć, dla równowagi własnej i dobra otoczenia (mojego też bo lubię Cię czytać)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście te Dwójki tak muszą mieć bo i moja uważa że zachwycamy się tylko Czwartkiem..
Co zrobić, że te czwartki takie słodkie ;)
UsuńLuba i jej maz(na pewno nie maz zreszta), na sto procent pod podloga ukrywaja mikrofony, minikamery i inne gadzety przydatne do inwigilacji .Nie zapomniala Jarecka, w jakim miasteczku mieszka?;)
OdpowiedzUsuńHm, moje starsze, tez ostatnio rzuca nam w twarz teksty o niesprawiedliwosci. Inni sa zdrowi, a on chory. Trudno mi w tej sytuacji znalezc, jakis kontrargument, zwlaszcza, ze nie wiem dlaczego, lzawia mi wtedy oczy i cos sciska za gardlo.
Donosze, ze likierek-wypity. Butelka wylizana, kazdy kielszek po-takze. Pysznosci.
Zamiast rezygnowania z czegos, mozle lyk likworku?
Sciskam.
Kasiu! Kukułczankę dla CIebie muszę zrobić jeszcze raz, koniecznie! Ostatnio robiłam dla innej Kasi i wyszła o niebo lepsza, bo była z polskich kukułek, nie z lidlowskich. Nie spodziewałam sie, że różnica będzie aż taka - we wszystkim: w kolorze, zapachu i konsystencji.
UsuńCzyli - kukułka do poprawki! :)
Jedna z moich nauczycielek, na zarzuty o niesprawiedliwą ocenę odpowiadała: sprawieliwie nie znaczy po równo.
I ja moim dzieciom też to powtarzam, choć doraźnie zrozumienia się po nich nie spodziewam ;P
A co do szpiegów - ha! To dlatego sąsiedzi tak starannie wymienili im wykładziny! Założyli im podsłuchy! Mamy tu wojnę wywiadów, a ja o niczym nie wiedziałam.
UsuńA ja poproszę o przepis na kukułczankę.
UsuńPięknie proszę:)
To poznawczo odkrywcze dla mnie, że Jarecka nie ogarnia codzienności....
OdpowiedzUsuńJa mam koło siebie ponadprzeciętnie duże grono mam wielodzietnych, które wzorcowo ogarniają skarpetki, buciki, śniadaniówki, lekcje, kurze i toalety.... Gdy o tym myślę, dół dopada mnie ponadprzeciętny. Bo ja, pracująca zawodowo mama dwójki, nie ogarniam. A gdy próbuję sprostać i ogarnąć, to puszczają mi nerwy i jest gorzej niż było.... Ech....
Pozdrawiam serdecznie :-)
Nie wiem, na jakiej podstawie wydajesz ten sąd o wzorcowej organizacji tych mam wielodzietnych. Bo miały porządek jak przyszłaś na kawę? I u mnie tak bywa. Bardzo możliwe, ze ta czysta toaleta, którą widziałaś na własne oczy została wypucowana już po tym, jak zadzwoniłaś domofonem, możliwe też, że wersalki pełne były ubrań i pojedynczych skarpet, które pani domu w popłochu zgarnęła tam z podłogi.
UsuńA perfekcyjne panie domu budzą moją podejrzliwość. Naprawdę lubią czyścić fugi szczoteczką do zębów? Naprawdę nie mają nic CIEKAWSZEGO do roboty?
Ja zawsze mam ;P
o ludzie, dobrze że to napisałaś, bo ja też czasem MOGŁABYM, ale wolę robić coś innego ;)
UsuńJak to dobrze, że piszesz :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNo Jarecko, to jeszcze nic. Nie przyszła Ci albowiem na myśl jeszcze jedna okropna rzecz, jakiej notorycznie się dopuszczasz... Recydywistko! Odrywasz inne matki od zajęć pożytecznych, którym mogłyby się oddać w czasie, w którym czytają Twojego bloga :-).
OdpowiedzUsuńPozdrowienia - silvarerum
PS. "skoro tak wcześnie się zaczęło, wcześnie się skończy". To niestety może dotyczyć tylko filmów lub nudnych spotkań, z podwójnej autopsji wiem, że okres dojrzewania to życie na wulkanie. I co gorsze - nie ma dwóch takich samych wulkanów ;-).
Dobrze Wam tak!
UsuńDwójka jako aktywny wulkan. Nie żebym się nie spodziewała, ale - już??
Uwielbiam Twoje teksty! ;) Mogę prasować za Ciebie, byle by pojawiały się tu wpisy ;)
OdpowiedzUsuńOto konkret! Oto sensowna propozycja!
UsuńDobra, ja tez zgłaszam się do prasowania :) Kto będzie kurierem??
UsuńCzajnik Blogowy
Kilka komentarzy popełniłam i skasowałam jeden po drugim. Powiem Ci tylko Jarecka, że wspaniała musi być ta Wasza Dwójka. Koniec i kropka.
OdpowiedzUsuńWłaśnie wróciłam z zebrania. Wychowawczyni potwierdza :)
UsuńOch moge smiało stanąć do konkursu na znajdowanie 1001 ciekawszych rzeczy do zrobienia by tylko nie ogarnąć tego co perfekcyjna PD powinna.
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie. Joanna mama jedynaczki :-( z ksiegarni
Dwie takie same skarpetki? Nuda! ;-)
OdpowiedzUsuńMoja Młoda nie wychodzi z domu w dwóch takich samych.
Komponuje własne zestawy, dziś na prawej jeżyki, na lewej szare kropy.
Piąteczka dla Czwórki! :)
Po co prasować! Toż to tylko strata czasu... Coś o tym wiem, bo nasza mamina na tę oto czynność traci tego czasu naprawdę dużo :) A z opowiadań o szpiegach wszyscy mamy korzyść :)
OdpowiedzUsuńA' propos de facto, poszłam w ciotki kochanej ślady i zaczęłam przygodę z blogowaniem :) Trzymaj kciuki "mamo" :p
Masz bardzo lekkie pióro. Bardzo fajnie się to czyta.
OdpowiedzUsuń