Dziś Jarecka nalała zupy szczawiowej w talerze i zasiadła z Jareckim przy stole.
Jarecki sięgnął po łyżki.
-Zostaw to- wycedziła przez zęby Jarecka- sprawdzimy, co ONI zrobią.
-Obiad!- zakrzyknął Jarecki.
Czwórka siedziała już przy stole i pałaszowała zupę, bo jako najmłodsza z czworga dzieci wie już, że lepiej być pierwszym u korytka.
Trójka już wcześniej odmówiła konsumpcji zupy, co nie jest rosołem ani pomidorową.
Ale otóż w kuchni zjawia się Dwójka i rodzice zastygają w oczekiwaniu.
Jarecka miała nadzieję na łyżkę, bo Dwójka ma złote serce i jak nie ona to kto tę szklankę wody na starość poda?
Dwójka tymczasem nieświadoma tego, iż jest obserwowana, zasiadła przy stole i rozejrzała się za łyżką a nie znalazłszy wstała i skierowała się ku szufladzie. Jareccy wymienili spojrzenia i zamarli- weźmie tylko dla siebie, czy pomyśli o reszcie?
W szufladzie zachrobotało.
I wyłoniła się z niej dłoń pełna łyżek.
Radość Jareckich była wielka zaś Dwójka z zaskoczeniem przyjmowała uściski i aplauz. Szczególnie zdziwiło ją, że natychmiast kazano jej sztućce na powrót schować, siadać do stołu i czekać.
Ale sza! Oto idzie Jaśnie Panicz!
Jaśnie Panicz wszedł do kuchni pewnym krokiem, zbliżył się do stołu i oczywiście zauważył, że nie będzie miał czym jeść. Jarecka- wstyd przyznać- nie spodziewała się po nim wiele. Tymczasem Jaśnie Panicz wstał, otworzył wiadomą szufladę i odwrócił się... by przeliczyć stołowników.
Jareccy wstrzymali oddech-
-a potem nastąpił kolejny aplauz i wreszcie można było zabrać się za jedzenie.
Jareckiej urosło serce- oto tryumfuje kultura nad naturą i rodzicielski trud nad oporną materią!
...
I oto, nasiona od niechcenia sypnięte w donicę po zeszłorocznych aksamitkach ukazały się jako sałaty!
Na razie właściwie sałatki, ale Jarecka wita je jak gałązkę oliwną, jak ląd na horyzoncie, jak oazę na pustyni!
I już, już jeden chętny, amator, choroba jasna, na sałatę, czuwa u stóp donicy!
Ha Jarecka. Ty musisz czytać w mych myślach. Bo we mnie aż się kotłuje od jakiegoś czasu czy prowadzenie dziecka za rączkę mniej lub bardziej zaciśniętą nie powoduje że nie odkryjemy jego możliwości? I zaraz zapala się lampka wtłoczona przez system i otoczenia w którym się wychowałam. A gdzie jest granica? Wolności nas i dzieci ?
OdpowiedzUsuńNie wiem. I w ogóle nie znam żadnych odpowiedzi dotyczących wychowywania dzieci... :(
UsuńZdaje mi się, że z Jareckim jeszcze jako tako ogarnialismy sytuację zanim urodziła się Czwórka. W poczwórkowej epoce wszyscy obudzilismy się inni.
Nasze dzieci dużo bawią się same, same obsługują się w kuchni między głównymi posiłkami. Często nie mogę z nimi siedzieć do końca obiadu a gdy zaglądam po chwili do kuchni, widzę, że np.pomagają Czwórce jeść, dokładają sobie, nalewają pić (Które to uprzejmości oczywiście nie przeszkadzają im się naparzać, wyzywać i dokuczać sobie na różne sposoby)
Chciałabym ogarniać wszystko, nad wszystkim czuwać i o wszystkim pamiętać, ale już nie daję rady, za dużo ich. Nie jestem w stanie przecwiczyc z nimi wszystkich sytuacji i pokazać wszystkiego co warto zobaczyć.
No i dużo muszę dbać o swój komfort psychiczny (czyt.zajmować się sobą) dla własnej równowagi psychicznej i bezpieczeństwa dzieci ;)
Oj, rozpisalam się i mogłabym tak jeszcze długo, Lasche, nie podpuszczaj mnie! :)
Zresztą, wkrótce o tym, co robią dzieci, którym matka kazała się "czymś zająć" :)
cudna historia :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńGratulacje - sukces wychowawczy pierwsza klasa :)
OdpowiedzUsuńŚlimaka obserwuj bo jak nic czai się na sałatę ;)
Dzięki!
UsuńA byle ślimakowi nie pozwolę zjeść naszej sałaty!