-Ty nie pracujesz- nie pytają, a stwierdzają dawno nie widziani znajomi albo nowo poznani. No bo jakże- małe dzieci...
-Ja zawsze najpierw pukam do pani!- szczebioce nowa Listonoszka (rany, jaka szykowna!)- bo pani na pewno jest w domu! No bo pani przecież nie pracuje!- radośnie wodzi wzrokiem po zgromadzonym w przedpokoju Komitecie Powitalnym.
-Pracuję...- prostuje Jarecka.
-No tak, tak, pracuje pani- w domu!- sumituje się Listonoszka nie spuszczając wzroku z dzieci.
No i Jarecka się poddaje, i bierze przesyłki dla całej ulicy, żeby sobie urozmaicić siedzenie w domu roznoszeniem poczty sąsiadom.
Minął rok odkąd Jarecka podjęła tę ważną decyzję- jest kobietą pracującą.
A właściwie nie podjęła żadnej decyzji, jak zawsze. Dała się ponieść fali dziejowej- "a, co tam!", "a nuż!" Że niby kto inny weźmie do pracy matkę czwórki drobiazgu? A kto pozwoli jej przychodzić do pracy z dwójką maluchów (Czwórka miała ledwie półtora roku...)? Kto pozwoli jej wychodzić na wizyty do lekarzy specjalistów umówione kilka miesięcy wcześniej i nie powie jej złego słowa? No i gdzie jeszcze na świecie są takie koleżanki z pracy?
A jednak-
-nie było dnia w ciągu tego roku, żeby Jarecka nie rozważała zupełnie na serio rzucenia tego wszystkiego w diabły. Nie rzuciła, bo od roku nie może sobie odpowiedzieć na pytanie: czy taką pokusę podsuwa jej troska o dobro rodziny czy lenistwo?
Ponieważ jednak okazja niewątpliwie się nadarza, Jarecka skorzysta z niej, uklęknie na cztery łapki i grzecznie odszczeka te drwiny, na jakie sobie kiedykolwiek pozwalała względem pracujących matek- a to, że dają dzieciom na obiad mrożone pierogi, a to, że na święta mają ciasto ze sklepu, a to, że biorą urlop na mycie okien (że niby sobie nie potrafią zorganizować czasu w tygodniu)... Jarecka bije się w pierś aż dudni!
Mama CałkiemInna, czyli mama Jareckiej nie pracowała zawodowo. Zajmowała się córkami i domem. W każdy piątek były na obiad domowe pierogi ruskie a w weekendy ciasto. O tym, że koty z kurzu tworzą się po trzech dniach niesprzątania, a nie po roku, Jarecka dowiedziała się dopiero w liceum, kiedy zamieszkała w internacie. W domu CałkiemInnych kurzu po prostu nie było!
Jarecka nie miała pojęcia, zresztą nadal nie ma, co jako pracująca może sobie odpuścić a o co warto zawalczyć. Nie ma w tej kwestii żadnych wzorców. Być może, na ten przykład, pierogi z zamrażalnika nie są przestępstwem, może bez ciasta weekend też się uda- ale kto?-kto Jareckiej może to powiedzieć???
Widzę bardzo głębokie przemyślenia koleżanki. I słuszne, i prawdziwe. Jak życie... I wszystkie w nim podejmowane decyzje. A te już należy chyba podejmować samemu w oparciu o własne potrzeby i plany. Matki pracujące i dobrze zajmujące sie domem i dziećmi są i były. I nie musi ten dom być bogaty, idealny czy nawet szczęśliwie rodzinny, niczym u perfekcyjnej pani domu. I tak można z takiego coś wynieść. Czasem One trzymały cały dom, przy całkiem innym ojcu. Sam taki dom pamiętam...
OdpowiedzUsuńDzięki, kRiTyku (nie mogłeś sobie wybrać łatwiejszego nicka?)
UsuńPrzecież to człowiek wszystko wokół krytykujący... nie może sie inaczej nazywać ;-)
OdpowiedzUsuńDlaczego łatwiejszego? Jest łatwy i to nie jest tam tylko sobie nick. To ja sam w sobie... He
OdpowiedzUsuńJa do dzisiaj nie wiem czemu w domu wszystko się robi samo a w akademiku za cholerę nie...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, Ty mnie rozumiesz :)
OdpowiedzUsuńa po ilu dniach zakwitały nam kubki po herbatce? :) czekaj nam? nie, nie nam...:)
UsuńNie nam. A Tobie to już na pewno nie :D
UsuńJako matka pracująca osobiście stwierdziłam już dawno, że koty z kurzu da radę oswoić :-)
OdpowiedzUsuńJako matka pracująca osobiście stwierdziłam już dawno, że koty z kurzu da radę oswoić :-)
OdpowiedzUsuńCzy oswoić to nie wiem :)
UsuńAle można się nauczyć żyć obok nich, to pewne ;)
No przecież ja mogę 😉 wiem i się nie zawaham 😂😄😅
OdpowiedzUsuńA ciasto byle było z DOBREJ cukierni 😉😁