Będzie straszno.
Nawet bardzo.
A przy tym i śmieszno, bo gdy w życiu Jareckiej zaczęły się nawarstwiać trudne zdarzenia, którym musiała stawić czoła, zaczęła podejrzewać, a potem nabierać pewności, że życia (życia Jareckiej, a prawdopodobnie i każdego innego) nie sposób znieść biorąc je tylko na serio. I tak coraz to mruży Jarecka oko, którym ogląda świat. I ty też swoje, Czytający, zmruż, czytając te słowa :) Już prawie rok upłynął od tych dramatycznych wydarzeń.
A było tak:
Styczniowy ranek, Jareccy, jak co dzień obudzili się o szóstej rano. Ponieważ dzieci budzą trochę później, Jarecki wstąpił do dziecięcego pokoju, żeby okryć potomstwo na tę już niespełna godzinę snu. I stamtąd właśnie doszedł uszu Jareckiej dziwny dźwięk. Ni to sapanie, ni chrapanie- to Jarecki padł na wznak i nie mógł się ruszyć. Leżał na podłodze, syczał z bólu (kręgosłup!) i Jarecka szybko zorientowawszy się w sytuacji stwierdziła, że nie tylko nie może mężowi pomóc, ale nawet nie może dowiedzieć się od niego, co powinna zrobić. A to dla Jareckiej była wielka nowość, bo to zawsze Jarecki opiekował się żoną, nie na odwrót! Czując coś niby irytacja i niby żal do męża, okryła leżącego kocem, naszpikowała ketonalem i zadzwoniła po pogotowie.
A potem narzuciła kurtkę i wyszła pomocy naprzeciw, bo do Deszczowego Domu niełatwo trafić!
Takoż po chwili, w której Jarecka zdążyła już nieco zmarznąć, pomoc nieśpiesznie nadeszła. Trzej panowie weszli do Deszczowego Domu i pochylili się nad Jareckim. A żeby lepiej widzieć chorego zapalili światło.
Jarecka zdążając naprzeciw karetce nie czuła dyskomfortu, że pod kurtką ma piżamę, której różowe kraciaste spodnie nijak nie mogły udawać nie- piżamowych; w końcu była wczesna pora a człowiek przecież nie planuje, że skoro świt wezwie sobie pogotowie.
Ale spojrzawszy na pokój swoich dzieci w chwili, gdy weszli doń ratownicy i zapalili światło- a jeden utorował sobie drogę (widziała Jarecka wyraźnie!) odsuwając nogą zabawki- doznała straszliwego upokorzenia! Trójka śpiących dzieci, bałagan, unieruchomiony mąż, i- posiniaczona kobieta...
No tak, tak... Otóż trzydziestego grudnia 2011 roku Jarecka odwiedziła dentystę, który miał usunąć jej ósemkę. W chwili gdy pan doktor pociągnął za ząb doszły widać w Jareckiej do głosu jakieś atawizmy i zupełnie niezależnie od własnej woli usiłowała odepchnąć dentystę, ale on się nie dał, i przyszła mu na pomoc asystentka, i zbrodnicza ta para pozbawiła jednak Jarecką zęba. Potężnie znieczulona nie czuła, że przy okazji obtarli jej szpetnie wargę i zrobili siniak, który w kolejnych dniach rozlał się na pół twarzy mieniąc się barwami tęczy.
Teraz zaś, pozbawiona choćby krztyny pudru, z nieumytymi włosami, w anturażu czyniącym ją niewątpliwie w oczach postronnych ofiarą przemocy domowej albo i własnych jakowychś nałogów, z trudem usiłowała oderwać swoje myśli od własnej zranionej dumy i skierować je ku cierpiącemu mężowi.
Tymczasem panowie, cokolwiek tam sobie o Jareckich myśleli, emanowali luzem i dobrym humorem, który to nastrój szybko się Jareckim udzielił a nawet przybrał formę okolicznościowej głupawki. Odprowadziwszy więc wesołą gromadkę do karetki, oraz odprowadziwszy karetkę wzrokiem aż do wylotu ulicy, Jarecka powróciła do swoich rutynowych porannych zajęć, czyli: budzenia dzieci, ubierania, karmienia starszych, mycia zębów i pakowania kanapek. Następnie zapakowała wszystkich do samochodu, zawiozła starsze do szkoły i zerówki, wróciła z młodszymi, nakarmiła je, zrobiła sobie kawy i stanęła z kubkiem przy kuchennym oknie zagapiwszy się na gołębie sąsiada. Do Jareckiej, której wraz z kolejnym łykiem kawy poranek przechylał się na tę łatwiejszą stronę, nie od razu dotarło to, co dla Dobrych Żon byłoby oczywiste! Dobre Żony troszczą się o mężów odruchem bezwarunkowym! A Jarecka jak już tę swoją kawę wypiła, pomyślała, że jej mąż jest teraz w szpitalu sam, niemalże w piżamie, obolały, bez śniadania- i złapała za telefon.
Ponieważ pisząca te słowa ma za sobą ciężki i nerwowy dzień, nie będzie sobie dokładać, że rozmowa z rodzoną siostrą Jareckiego zaczęła sie od użalania na nieumytą głowę, własne (i Jareckiego!)lenistwo winne upokarzającemu bałaganowi oraz oczywiście niedobrego dentystę i sadystyczną asystentkę, którzy postawili Jarecką w tak niekomfortowej sytuacji. "Ale co z moim bratem?!!!"- Szwagierka przerwała słowotok. I niedobra Jarecka musiała zmienić temat!
Brat, drodzy Czytelnicy, wrócił tegoż dnia do domu- przywiozła go żona. Przez kolejne kilka dni leżał plackiem, wyjąwszy wizyty w ubikacji, do której odprowadzała go każdorazowo- żona.
Za dwa tygodnie skończy kolejny rok życia a za pół roku dekadę pożycia z Jarecką!
Dzielny mężczyzna!
I jeszcze jest zadowolony!!
Doprawdy, jak to miłość mąci ludziom w głowie...
Owszem mąci, i to czasem na całego... Jak tak sam się zastanowie dobrze nad sobą, to aż boje się coś więcej napisać. Wrrr... A Jarecki to jest gość, który nie pęka. Nie pęka nawet przed pawulonowymi invajderami w korowym pojeźdze, którzy to tylko czychają na moment nieuwagi żony, ażeby zaaplikować złowrogi specyfik. No może wtedy miał Jarecki chwile słabości i nie trzymał pionu ;), ale umysł pozostał nietknięty... A napiszę tylko jeszcze, że być może nadwyrężył się chopak na tych wszystkich wyjazdowych akcjach, co to Jarecka opisywała. Nadzwigał sie farb , wałków i pędzli, nawymachiwał i niestety... Ale jak mawiał pewien znany: twarrrdym trzeba być, nie mnientkim. A On jest...
OdpowiedzUsuńJarecko i kRiTyk'u TDC: maz Jareckiej rzeczywiscie zdecydowanie nie "mientczak", bo ponoc, wedlug Jareckiej, krekoslup ma. A ja sie pytam, jaki to specyfik mu na pogotowiu podano, ze chodzi taki zadolowony z zycia... (i przepraszam za bezwstydny brak polskich znakow diakrytycznych w swoich komentarzach, ale to jeden z minusow siedzenia po tej stronie oceanu...).
OdpowiedzUsuńTy popatrz... Nie zastanawiałam się nad tym... myślałam raczej o moich ranach tłuczonych i szarpanych :)
OdpowiedzUsuń(Ech, te Wuje Samy!- to do czego służy Wam "alt"?)
Hej Sylabo. Nie przepraszaj za takowe pisanie, tylko nie rób tego więcej he he. A Poważnie pisząc, ja wybaczam. Sam tak piszę potoczne smsy na przykład, (alleee! Umowa) na tak zacnym blog z szacunku do prowadzącej piszę jak trzeba. Taki nasz piękny język przecież. Nie chce go zatracać, a nie trudno przy tych szybkich, ułatwianych nam tak nowinkami technicznymi czasach. I tu mi się przypommiała moja matura z języka polskiego mmm. Jak ja kiedyś pisałem..? Ale nic, nie o tym miało być. O specyfik, jaki bierze jarecki, musisz zapytać się sama. Ja Go nie wsypię , bo i mnie czasem poczęstuje, więc jak? Jak żyć Sylabo? Bez tego... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI wystarczy tylko.... ´´kRiTyk´´.
OdpowiedzUsuń