Uczucia po światowych opadały drogach...
Gorzkie pocałowania kobiety- kupiłem...
Wiara dziecinna padła na papieskich progach...
Dziwne, tylko te słowa Kordiana* kołatały się w opustoszałej nagle głowie Jareckiej-CałkiemInnej, gdy opuszczała mury swojej podstawówki. Korzystając z wolnego dnia przyszła odwiedzić swojego nauczyciela plastyki, człowieka, który ponosi winę za drogę, którą Jarecka obrała.
Pan Sweterek zaczął pracę w szkole zaraz po studiach. Wtargnął ze swoimi długimi włosami, przykrótkimi portkami, gitarą i głową pełną pomysłów, i zaraz na pierwszej lekcji stało się dla wszystkich jasne, że będzie INACZEJ. Że nie będzie już więcej na plastyce "wspomnień z wakacji" i portretów kolegów z ławki. Rzeczywiście! Z panem Sweterkiem malowano swoje dusze, statki na niebie, godzinę siedemnastą i jeszcze dziesiątki rzeczy, które nie przyszły do głowy nauczycielkom nauczania początkowego i innym chemiczkom uczącym dotychczas plastyki w klasie CałkiemInnej. Ruszyło kółko plastyczne z prawdziwego zdarzenia, rokrocznie odbywały się szkolne wystawy z wielką pompą, wernisażem, napojami i ciastem- Pan Sweterek wiódł prym a Jarecka-CałkiemInna w roli cudownego dziecka utwierdzała się w przekonaniu, że jej przeznaczeniem jest zostać Wielką Artystką!
Zapuściła włosy. Zaczęła nosić długie suknie i rozciągnięte swetry, szale i chusty dziergane własnoręcznie. Drewniane korale i sznurkowe torby.
Mama CałkiemInna zakupiła jej pierwsze farby olejne. Tata CałkiemInny sporządził sztalugę.
Do Liceum Plastycznego Jarecka-CałkiemInna dostała się z drugą lokatą. W nagrodę sama mogła wybrać profil klasy, w jakiej chciała się uczyć.
Zamieszkała w internacie. Codziennie wydeptywała kilometry ulicami między secesyjnymi kamienicami do szkoły i z powrotem, i pomimo tęsknoty za domem rodzinnym z każdym dniem nauki upewniała się w słuszności swojego wyboru.
Była dumna, że podążała za swoimi marzeniami.
Tąże dumą przepełniona wkroczyła tamtego dnia do rzeki, do której się nie wchodzi dwa razy, do pracowni pana Sweterka. W długiej sukni, patchworkowej dżinsowej kurtce uszytej przez Mamę CałkeimInną, owinięta kwiecistym szalem po kolana z zapałem opowiadała o swojej szkole.
Pan Sweterek słuchał w roztargnieniu, z nieznanym Jareckiej marsem na czole.
-No dobrze- powiedział na koniec egzaltowanego wywodu swojej byłej uczennicy- a co planujesz robić dalej?
Jarecką zatkało. No jakże? Tworzyć! TWORZYĆ! TWO-ŻYĆ!!!
-Bo wiesz już chyba, że jakoś trzeba zarabiać?- zapytał Sweterek- że z samej sztuki nie wyżyjesz?
Z czego CałkiemInna będzie żyła, to się jeszcze jako siedemnastolatka nie zastanawiała.
Dobrze, że do pracowni weszła pani Sweterek.
Pamiętasz Anię- moja uczennica- aha, jak miło, to ja już pójdę, o, dzwonek, pędzę na lekcję, do widzenia, powodzenia.
Uczucia po światowych opadały drogach...
No i cóż w tym dziwnego. Doświadczenie kontra młodzieńczy zapał. Trzeźwa kalkulacja dorosłego kontra naiwny idealizm. Tak było i tak będzie- odwieczny porządek świata.
A jednak! Jakiś czas temu Jarecka z przerażeniem spostrzegła, że wszystko się zmieniło a ona dalej tkwi w tej opozycji- jej doświadczenie kontra młodzieńcza kalkulacja. Jej naiwny idealizm kontra przezorność żółtodziobów.
Na przykład, była Jarecka nieco zdziwiona planami na przyszłość Trąbki, młodszej siostry Jareckiego. Zgoda, Trąbka zawsze była nad wiek ogarnięta- wszak nazywa się Jarecka! Prawdziwa z niej Jarecka, nie taki farbowany lis jak ta nasza, CałkiemInna z domu. Naonczas w pierwszej fazie zakochania Trąbka dowodziła, że najpierw skończy studia, a potem ślub. Jakie studia?- muzyka nie, bo co to za zawód- muzyk. Co potem robić, jak zarobić? Jakiś sensowny zawód musi być. Jarecka dziwiła się, bo ona swego czasu gotowa była machnąć ręką na studia i iść za mąż, za Jareckiego, natychmiast! Szczęśliwie w praniu wyszło inaczej, ale rozsądek w młodzieńczych czasach był Jareckiej obcy, co- jak sądziła- jest rzeczą normalną, odwieczną przypadłością młodych. To mija, ale jest konieczne dla prawidłowego rozwoju jak raczkowanie dla niemowlęcia- tak się Jareckiej zdawało...
Czyżby młodzi skutecznie wyleczyli się z tej przypadłości?...
Być może Jarecka będzie z tego zadowolona, gdy to jej dzieci będą dorastać, planować swoją przyszłość i się zakochiwać.
-Syn lubi się uczyć?- pyta doktor Ahmed wpatrzony w monitor, na którym prawidłowo bije serce nr 5.
-Bardzo- odpowiada Jarecka zgodnie z prawdą.
-To niech się uczy na lekarza- zachęca Ahmed- to jest bardzo dobry zawód. Zawsze dobrze płatny.
Hm. Syn Doktora Ahmeda, chwilowy gwiazdor, rzucił studia i pracę podążając za swoim marzeniem. Śpiewa (pięknie!). Ani mu w głowie być lekarzem, jak jego ojciec, choć to taki dobry zawód.
No, ale- bliższy ten młody Ahmed wiekiem Jareckiej niż Trąbce- to samo romantyczne pokolenie.
Co innego jednak Jarecką boli.
Któregoś dnia, ładnych parę miesięcy- a może już rok?- temu, Koleżanka-Z-Pracy, mocno skonfudowana zwróciła się do Jareckiej:
-Wiesz, głupio mi cię prosić, ale ta moja (znajoma) tak nalegała, że muszę jej jakoś pomóc. Jej przyjaciołom zachorowało dziecko, na białaczkę. Rodzice nie mogą być dawcami, trzeba szukać gdzie indziej. Dała mi całe mnóstwo kopert z tymi szpatułkami, wiesz... Trzeba by wypełnić taką ankietę, zarejestrować się jako dawca, zebrać ten materiał do zbadania... Nic nie musisz, weź, poczytaj, bo ona mi już żyć nie da...
Jarecka wzięła dziesięć kopert z broszurami informacyjnymi i zestawami do pobierania wymazów. Zostawiła w domu dwie, resztę rozniosła po sąsiadach.
Potem siedziała przy stole i gapiła się w okno.
To wielka odpowiedzialność. Może się zdarzyć, że ktoś zadzwoni i powie: to już, ktoś czeka na twój szpik. To na pewno będzie nie w porę. I trzeba się będzie położyć w szpitalu, narażać się na nieprzyjemności w postaci objawów grypy. A kto będzie zawoził moje dzieci do szkoły? Ile to będzie trwało?
Minęła dłuuuga chwila, zanim Jareckiej przyszło do głowy: mój Boże, ktoś mógłby uniknąć śmierci dzięki temu, że teraz przetrę szpatułką policzek od środka. Ktoś, kogo bliscy będą odchodzić od zmysłów.
Jarecka zakleiła kopertę.
Późnym wieczorem pod Deszczowy Dom zajechała po te koperty kobieta, bardzo podekscytowana. Sprawiała wrażenie kogoś, kto już bardzo długo funkcjonuje na najwyższych obrotach krążąc wokół jednego.
-Ja nawet robotnikom na budowie rozdawałam te koperty!- wykrzykiwała rozpływając się w podziękowaniach- i potem sama wypełniałam te ich ankiety, bo przecież oni byli zajęci. Cały dzień dzisiaj jeździłam za tym!( i nie pierwszy dzień, i nie ostatni...)- i znowu dziękuję, dziękuję, bardzo, bardzo dziękuję.
A Jareckiej było przykro, bo tylko w dwóch kopertach na dziesięć znalazły się wymazy.
I nie dziwiła się Jarecka sąsiadce Danucie; przecież sama miała opory, że ktoś zadzwoni nie w porę, wtedy, gdy się będzie zajętym swoimi ważnymi sprawami, swoimi bliskimi- a Danuta jest strachliwa i ma chorowite dziecko.
Nawet się nie dziwiła Czesiuniowej- katechetce, organistce i rokrocznej pątniczce na Jasną Górę.
Ale bezbrzeżnie dziwiła się swoim młodym, pełnoletnim sąsiadom, że nikt spośród nich nie zdobył się na ten oczywisty- jak sądziła Jarecka- dla młodości gest; że JUŻ w tych ludziach nie było bezinteresownej chęci zmieniania świata na lepsze.
Jednak niech ten Jaśnie Panicz zostanie lekarzem- myślała Jarecka wracając od doktora Ahmeda.
Najlepiej geriatrą.
Ktoś się musi zająć na starość tą lekkomyślną kobietą, co młodość zmarnotrawiła na bezowocnym sterczeniu przy sztalugach i kręceniu prasą drukarską, a potem beztrosko zajęła się rodzeniem dzieci.
* Cytat z Kordiana Juliusza Słowackiego, oczywiście- tego, co zachwyca, chociaż nie zachwyca.
Znającym szczegóły polonistycznej edukacji Jareckiej na poziomie liceum nie wyda się niczym dziwnym fakt, iż do dziś zdarza jej się myśleć cytatami z klasyki polskiej literatury. Jako prymus i pupilek wychowawczyni-polonistki na każdej lekcji była bezlitośnie maglowana z całości przerobionego materiału.
Ot, przenośna pamięć, w dodatku gadająca.
Auorka w tekscie zamieszczonym powyzej, opisuje nie tylko mlodziencze rozterki, rozczarowanie bolesna proza zycia, ale tworzy tez bezbledny portret naszych czasow. Napisany w formie lekkiej i dosc zartobliwej, porusza sprawy niezwyklej wagi. Itd.. Juz widze te recenzje!;)
OdpowiedzUsuńJarecka -ksiazki pisz, albo felietony, blagam.;)
Bloga piszę, Kasiu! ;D
UsuńI mam nadzieję, że portret naszych czasów w moim ujęciu jest jednak błędny :) i że świat wokół Zaogonia pełen jest odważnych młodych ludzi, gotowych wziąć na klatę ten najlepszy ze światów :)
... przemyślenia taty z wczoraj /przy śniadaniu/, po odśpiewaniu przez mamę fragmentu piosenki /też przy śniadaniu/: "Czternastego, czternastego, października, października - zdechła Łajka, zdechła Łajka, ze Sputnika...". Tata: "ci młodzi, to pewnie teraz nawet takich piosenek nie znają" /z odpowiednim grymasem na twarzy, jakby ze wstrętem lekko/.
OdpowiedzUsuńA propos Łajki, tej ze Sputnika. Mamy taką psinkę-dziewczynkę, rasy koktajlowej, mieszanka pinczera z jamnikiem, znalezioną, która właśnie Łajka się nazywa :) Niezwykle waleczna, bezwzględna w walce o kawałek suchego chleba. Kiedy pierwszy raz udaliśmy się z nią do weterynarza /zawsze muszą być dwie osoby, bo ujarzmić trudno/, lekarz, zakładając książeczkę zdrowia zapytał: "Imię?", ja: "Łajka", lekarz /po chwili zastanowienia/: "przez W?".
Ściskam Jarecką!!!!
Sylwia!! Uwielbiam Twoje historie na każdą okazję! :):):)
UsuńPadłam przy "Wajce"!:DDD
;))) i pewnie jeszcze przez "y" chciał dokończyć ;))))
UsuńKoniecznie przez y! :))))
UsuńJarecką wspominki wzięły :-) I dobrze. Miło się czyta. Jak zawsze.
OdpowiedzUsuń
UsuńWspominki, mówisz- no jak to starą kobietę ;P
"Dzieee" starą! :-) Wspominkować można zawsze i wszędzie, o każdej chwili. Nawet tej sprzed pół godziny, jeśli chwila "ona" była piękna i warta zapamiętania ;-)
UsuńO właśnie! Co prawda wspominkować nie będę o chwili sprzed pół godziny, bom przespała ;)
UsuńAle o starych dobrych czasach- zawsze! :):):)
Bardzo pomogłaś- dziękuję!
OdpowiedzUsuńAsiami, O CO CHODZI??? :)
UsuńO decyzję .....
UsuńAle marzenia nie całkiem stracone. Jarecka tworzy, działa. Nie tylko zręcznymi palcami, z kolorowych włóczek i materiałów. Przecież Jarecka pisze. I to jak pisze. Cudnie. Aż się czyta z wypiekami a potem wraca i czyta raz jeszcze.
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Ty pomyślałam o byciu dawcą - przecież dla mnie to nic a dla kogoś życie. Tym bardziej ciąży mi to, że dawcą być nie mogę :( Ani szpiku ani krwi mojej nie chcą.
No i wykształcenie mam takie praktyczne, na czasie i przydatne. I co z tego skoro w moim mieście pracy nie ma. ( a może ja po prostu znajomości nie mam ;) ) wiec też sobie rodzę dzieci i siedzę w domu. Tylko przychówek u mnie mniejszy ;)
No, ja nigdy bym sama z siebie nie pomyślała o byciu dawcą gdyby tak się nie złożyło, że koperta sama przyszła. Zresztą, do porodu jestem dawcą bezużytecznym a jak to jest przy karmieniu piersią- też jeszcze nie wiem :P
UsuńA na brak pracy w zawodzie nie narzekam- w sam raz się trafi od czasu do czasu. Umówmy się- jednak mam za dużo małych dzieci żeby podołać pracy na etacie... Sprawdzałam tę opcję przecież przez półtora roku i jestem pewna :)
Moje marzenia to chyba już szlag trafił i jakaś taka za stara się już czuję, żeby coś z tym robić - ale mam nadzieję, że moje dzieci wybiorą kiedyś lepiej :) Podziwiam Jarecką za wielkie serce - zastanawiam się czy sama oddałabym tą kopertę czy udawała, że jej nigdy nie dostałam ...
OdpowiedzUsuńBea, ależ ja jestem pewna, że wszystko przed nami!! Co prawda, ja się teraz czuję staro ale to przez chwilową, jak mniemam, niedołężność ;)
UsuńMarzenia się spełniają, ale trzeba zacząć od tych mniejszych...;)
Ha, ja swojemu synkowi często szeptam do uszka "Synolku-lekarzu". :-) Może mu się ta idea gdzieś zagnieździ w podświadomości. :-) Hehehhe.
OdpowiedzUsuńDobrze się ciebie czyta, pani Jarecka, naprawdę dobrze.
Dziękuję :)
UsuńMój syn chce być inżynierem konstruktorem i ta wizja mi się podoba! :) ale Trójce muszę coś rozsądnego szeptać, bo ona chce być... mamą ;)
Pięknie napisane....tak do pomyślenia sobie
OdpowiedzUsuńChyba jesień na Jarecką tak trochę nostalgicznie wpływa.....
Mój syn (13l.) waha się między dentystą (żeby matce zęby leczyć) a informatykiem, nawet dyskutował przy okazji przeglądu uzębienia kim bardziej się opłaca zostać. Dentysta obawiając się chyba konkurencji powiedział, że zdecydowanie jednak informatykiem;)
Asia
Ja bym obstawiała dentystę :) ostatnio za dosztukowanie ukruszonego zęba (zero znieczulenia, lekarstw, itd) zapłaciłam 120zł! Zabieg trwał niespełna kwadrans...
UsuńTo prawda, dentysta albo ortodonta....
OdpowiedzUsuńHmmmm.... Nostalgia mnie przygniotła. Takie dziwne pokolenie - idealistów. A teraz to już "po ptokach" - że tak powiem... Dla mnie - "po ptokach" - i cóż? powiesić się mam? Szkoda życia ;)
OdpowiedzUsuńPowiesić?- Boże uchowaj! :)
UsuńA prawdziwi idealiści to wymarli razem z tym frajerem Judymem!
;D
Rozsądnym trzeba być ale i...odważnym- to się Jareckiej marzy...
Do "plastyka" nie poszłam bo internat, dojazdy i uleglam szerzonej czarno- wizji co potem. Pupilką byłam w podstawówce .. w lo już nie. Choć czytałam tony- to raczej mniej ambitnie.. i cytatów nie pamiętam. Na zapisanie do bazy dawców namówiłam tylki męża- samą.. chyba mnie strach obleciał- choć tłumaczeń miałam tysiąc że dzieci, że karmię że moje choroby to wykluczają itp ... i co stwierdzam więc? Że DUPA ze mnie a nie Jarecka.. ...
OdpowiedzUsuńA cóż to za honor- być Jarecką?? ;)
UsuńAle jak widzę w Tominowie, w domu robisz z Tomkiem dokładnie to, co Jarecka z obcymi dziećmi w przedszkolu, więc na jedno wyszło ;)
Wieczór. Dzieciarnia śpi. Wyjątkowo żadnych konieczności i musiów domowych. Pierwsza myśl: super, zrobię sobie manicure. Druga myśl: sprawdźmy najpierw co tam w świecie ulubionych blogów. Sprawdzam: O, Jarecka pisze. Rozsiadam się wygodnie w oczekiwaniu na zwyczajowe salwy śmiechu i zwyczajową poprawę humoru. Czytam. I czytam. I myślę. I robię rachunek sumienia. I wspominam. I zastanawiam, się, czy my aby nie uczyłyśmy się u tej samej polonistki, bo ja też, nadal, po tylu już latach z przyjemnością sypię cytatami z klasyki i nie tylko. Jarecka, przez Ciebie mam głowę pełną przeszłości, mózg w postaci jednego wielkiego znaku zapytania, miskę zimnej i niewykorzystanej wody mydlanej, no i znów (!) nieopiłowane paznokcie. I chwała Ci za to. Za wszystko oprócz ostatnich dwóch punktów.
OdpowiedzUsuńZ zazdrości tak zrobiłam! (Diaboliczny śmiech)
UsuńMój manikiur ogranicza się już tylko do obcinania paznokci a pediukiuru to już w ogóle sobie sama nie dam rady zrobić! ;)
"Zamieszkała w internacie. Codziennie wydeptywała kilometry ulicami między secesyjnymi kamienicami do szkoły i z powrotem, i pomimo tęsknoty za domem rodzinnym z każdym dniem nauki upewniała się w słuszności swojego wyboru.
OdpowiedzUsuńByła dumna, że podążała za swoimi marzeniami".
Pominęłaś, że tymi uliczkami nigdy nie chodziłaś sama.. a te wszystkie nasze rozmowy całej grupki najlepszych przyjaciółek?? no pięknie nie wspomniałaś nawet:)
Pamiętam jak idziemy razem i mówisz mi, że będziesz miała dużo dzieci i nie będziesz pracować tylko zajmować się domem a ja nie dowierzam i mówię no i co i już- tak będzie wyglądać całe Twoje życie? I będziesz szczęśliwa? Jak ja mało jeszcze wtedy wiedziałam ..:)
Widzisz jakie to głupoty zielonym szczawiom w głowie? :)
UsuńA co najzabawniejsze, ja naprawdę- JESTEM SZCZĘŚLIWA!
Nie napisałam- ale nie masz pojęcia jak mnie korciło- żeby wspomnieć, że ja do szkoły w pierwszej parze z K, a Ty z A-B z tyłu wrzeszczysz "łydki łydki łydki!!!" (Znowu cytat!) :DDD
Ech.
No tak w to, że jesteś nie wątpiłam ani sekundy dziś wiem co daje prawdziwe szczęście:)
UsuńA jeszcze ubawiłam się z jednej rzeczy napisałaś, że byłaś druga na liście przyjętych i tu mój mózg podsyła mi myśl - Ty też byłaś druga! ale od końca:) ale tę wiadomość całkiem sobie zaszufladkowałam tak głęboko, żeby nigdy sobie nie przypomnieć a tu pech...a tak ładnie się dzień zapowiadał. :) Ja to jednak mam fuksa w życiu :) Buziaki:)
Wielkie rzeczy! A co ma mówić nasza black witch co to się ją pisze przez X? ;DDD
Usuń:) :) Ty to umiesz pocieszyć:)
OdpowiedzUsuńTrwam w naiwnym idealiźmie:)
OdpowiedzUsuńNo to jest nas dwie :)
Usuń