Jareccy umówili się z Gargamelami.
Z jednymi znajomymi zwija się sushi, z innymi gra w kości, jeszcze inni są niezawodni w piknikowaniu i grillowaniu. Spotkania z Gargamelami noszą sygnaturkę "wielkie żarcie". Tradycja ta sięga czasów, gdy Jareccy i Gargamelowie byli sąsiadami. W zimowe wieczory swoje malutkie wówczas dzieci kładli spać i uwiesiwszy na szyi odbiornik elektronicznej niani udawali się jedni do drugich, naprzemiennie, by jeść, pić i gadać, a czasem nawet odśnieżać wspólne dróżki, bo zima była wtedy luta.
Kto mógł przewidzieć te kilka tygodni wstecz, że umówione spotkanie przypadnie w tygodniu intensywnej celebracji Dni Babci i Dziadka, szycia kostiumów, szkolnych zebrań i blokady rolniczej?
Od rana było nerwowo.
Determinanty typu: dostarczenie przedszkolaków i uczniów do szkoły/do domu, drzemka Piątka - musiały wpasować się w rozpiskę: zakupy - pieczenie - studzenie - gotowanie - prażenie - mieszanie. A jeszcze obiad powszedni! Jakąś kieckę odprasować. Ochędożyć obejście, żeby sobie opiekun nie pomyślał tego, co i tak już na pewno myśli, ale niechże nie myśli.
W roli opiekuna - Mateusz Sosna.
Obawy, jakoby Piątek miał nie zaakceptować osoby swojego piastuna, okazały się płonne. Gdy Mateusz przychodził tylko do starszej czwórki dzieci, budził w Piątku grozę; ledwie w drzwiach ukazała się wysoka a giętka sylwetka i zabrzmiał tubalny głos, Piątek wpadał w histerię.
O nieprzeniknione meandry dziecięcego mózgu! Co się wydarzyło, że Piątek na widok Mateusza wyciąga ku niemu ręce, prowadzi na salony, podskakuje i całym sobą wyraża radość?
Ale ale. Zanim przyjdzie do tej radości, Jarecka musi zrobić zakupy.
- Jasny Panie, chcę położyć Piątka spać.
- Ale mamo, ja tu lutuję, kleję i spawam.
- Chcę jechać do sklepu bez niego.
- Ale mamo...
Bardzo łatwo jest wpędzić Jarecką w wątpliwości pod tytułem: czy dobrze to zaplanowałam...?
Bo Jarecka sobie a synowie sobie - Piątek nie chce spać: "ale mamo, za wcześnie na mnie", Jaśnie Panicz nie chce odspawać się od biurka i Jarecka doskonale to rozumie jako ta, której życie upływa na wyjmowaniu i chowaniu włóczek, maszyny do szycia i innych zabawek oraz frustracjach z tego wynikających.
Pozostało więc zapakować Piątka w odzież i udać się do Delikatesów we dwoje.
Pod sklepem okazało się, że Jarecka nie ma pieniążka do wózka i musi załatwić sprawunki z dzieckiem na ręku.
Piątek waży dwanaście kilogramów netto plus, oczywiście, tara. Postawiony na podłodze stoi, delikatnie ciągnięty za rękę ciągnie w przeciwnym kierunku. Nabywając tylko połowę ilości twarogu do sernika ("więcej nie ma") Jarecka po raz pierwszy tego dnia pomyślała, że sporo się trzeba namęczyć, żeby wieczorem beztrosko zasiąść z przyjaciółmi.
Kurs pod szkołę, kolejne zakupy - a wszystko to w gęstniejących korkach - pieczenie, gotowanie obiadu (Dwójko, idź do sklepu po zapałki, bo Piątek utopił zapalarkę do gazu w zlewie) - i to przedzieranie się przez mieszkanie zagruzowane jak po wybuchu koktajlu Mołotowa, deptanie po przedmiotach rozrzuconych siłą odśrodkową, ściąganie Piątka ze stołu, wyjmowanie mu z rąk pudełeczek farb, tubek pasty do zębów, których w Deszczowym Domu nie kalają zakrętki, noży i kubków niewidzialnymi rękami stawianych na samym brzegu blatów.
Może, kurna, nie warto.
Może zostać w domu i niech sobie ten diabeł tasmański robi co chce, niech ściąga pranie z suszarki, niech rozsypuje przyprawy po podłodze, niech rzuca jabłkiem w ruchome cele, niech jęczy i defekuje ile wlezie.
Po południu na Zaogonie zaczęli zjeżdżać oflagowani rolnicy radośnie witani przez zmarznięte ekipy tefałenów i polsatów. Nieszczęśni reporterzy zdążyli już przepytać na okoliczność strajku rolników ludność capniętą w łapance (na miniprompterach wyświetlając żądaną treść wypowiedzi), objeść okolicznego McDonalda i KFC a nawet stację BP, na widok traktorów rozwinęli więc entuzjastyczne transparenty.
Jaśnie Paniczowi udało się złapać okazję ze szkoły do domu, Jareckiej - wyprasować sukienkę.
Rozkręcające się w okolicy pandemonium nie przeszkodziło Jareckim dotrzeć na czas do Gargamelów, gdyż jak na miejscowych przystało, znają tajne ścieżki przez ostępy.
Gdy wrócili późnym wieczorem odprowadzeni niemal pod sam dom szpalerem ciągników, długie kończyny Mateusza bezwładnie zwisały z fotela.
- Co on dzisiaj wyprawiał! Nie dał sobie zmienić pieluchy, i to dwa razy!! Jak on szalał - on był wszędzie! Naprawdę, nie mogłem nawet zjeść kolacji!
He he.
Oto nagroda za znój całego dnia.
Zaprawdę, zaprawdę, było warto.
nie no, Kobieto, ja Cię absolutnie kocham!!! kwiczę ze śmiechu, a weź to łaskawie pod uwagę, że kurna w pracy jestem, w poważnej jednostce urzędowej :P
OdpowiedzUsuńAlez tu nie ma co się śmiać. Najwyżej zarechotać w duchu, i to na sam koniec ;)
UsuńA mnie się włos na głowie jeży! I próbuję rozkminić jak Ty to wszystko ogarniasz O_o?! ..i jeszcze bloga prowadzisz... Szacuneczek!
OdpowiedzUsuńJak dojdziesz do jakichś wniosków daj znać :)
Usuń:)))
OdpowiedzUsuń:)) Ty jak zwykle wszystko pięknie opisałaś :) nie mogę się czasem nadziwić skąd u Ciebie tyle różnych bardzo trafnych, a zarazem przezabawnych sformułowań :) ..więc również ten opis wywołał u mnie uśmiech :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę :)
A takie komplimenta wywołują uśmiech u mnie. Transakcja wiązana :)
UsuńIle w Jareckiej jest energii i chęci do działania wszelakiego! Toż ja chyba nawet połowy z tego nie jestem w stanie z siebie wykrzesać :/
OdpowiedzUsuńTo raczej rodzaj nerwicy. Ostatnio na przykład siedzimy sobie z Jareckim po wizycie duszpasterskiej, w domu posprzatane, do kolacji daleko, dziatki zajęte sobą.
UsuńJa: zrobłabym coś.
Jarecki (z niezmąconą pewnością i rezygnacją): bałagan.
piękne, ryczę :-) Miszcz płenty
UsuńJarecka, zmęczyłam się czytając :-) Dla mnie to Jarecka wie, Jarecka Człowiekiem roku jest , każdego !
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Sosny. Nie zbiegł był z pola walki. Równy chłop.
O właśnie, dobrze że zwrócilaś na to uwagę. Młodzieniec jest nieustraszony, daje radę.
UsuńIstnieje obawa koleżanko Jarecka, że jako dziw natury ( nadąża, splata, kreuje, moderuje- i to z dużym wdziękiem) trzeba Cię będzie zatopić w siilkonie i obwozić po jarmarkach.
OdpowiedzUsuńPrzyznaj się- JEST CIĘ DWIE- tak?
Oraz (bywa) z dużym dźwiękiem - nie uwierzysz, ile w tej lichej klatce piersiowej zmieści sie powietrza.
UsuńRozważamy roztrojenie się.
Jarecka, a Ty kiedyś sypiasz?
OdpowiedzUsuńOwszem, między północą a szóstą rano, codziennie.
UsuńJarecka! Rządzisz i wymiatasz!
OdpowiedzUsuńPrawdę rzekłaś, jedno i drugie ;D
UsuńJarecka, a tak po prawdzie to ile godzin ma Twoja doba...?
OdpowiedzUsuńDoba mi się sukcesywnie filcuje :/
UsuńJak to nieszczęście bliźnich cieszy i poprawia nastrój ;)
OdpowiedzUsuńJakie nieszczęście?? Toż to sama rozkosz z dziatkami obcować, zwłaszcza wieczorem! Zrobić kilogram kanapek, umyć kilka szczęk, nosić na rękach dwunastokilowe niemowlątko. Ja mu tak pozwoliłam zaznać tego szczęścia, którego ja mam w obfitości! Dopłaty mu odpuściliśmy, tak po sąsiedzku.
UsuńTo może chciałby przyjść do mnie? Mam akurat zasmarkana trzylatkę i marudne starsze ;) Oj żeby tak mąż docenił i przeżył tak upojny wieczór ;)
UsuńCo to dla Sosny!
UsuńSkoro ten Mateusz taki dzielny chłopak to może i z moją trójcą by sobie poradził? ;) można go jakoś "wypożyczyć"?
OdpowiedzUsuńBrakuje nam takiego relaksu....
A tekst Jareckiej jak zwykle czytało się lepiej niż niejedną książkę :)
Pewnie że by sobie poradził. Ja mu zawsze każę dzwonić, nawet z najgłupszym problemem - nigdy jeszcze nie zadzwonił.
Usuńuwielbiam :) :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńGdy brak monety do wózka: pasuje tam klucz do drzwi,wsadzony tą okrągłą stroną. Taki zwykły klucz jakich najwięcej :-) pozdrawiam. Ja tu tak czasem czytam, ale pierwszy raz piszę:-)
OdpowiedzUsuńHa! Dzięki za radę! zaraz będę szukać takiego wihajstra, zeby go zawsze mieć przy sobie - może otworzy jeszcze jakieś drzwi? Do sezamu?
UsuńKiedyś w Biedronce poszłam do kasy żeby mi rozmienili, żebym miała tę nieszczęsną monetę - i kasjer opuścił swoje stanowisko pracy, chwycił w locie ulotkę reklamową, poskładał ją, wcisnął w otwór na monetę i odczepił mi wózek.
Niestety, mnie się tak nigdy nie udało :/
Ja Cię, Jarecka błagam- napisz książkę!!!! O codziennym, szarym życiu matki. Ja obiecuję- kupię i postawię na wierzchu, żeby wszystkim matkom pożyczać ku pokrzepieniu serc! :) Jak Cię czytam, to mi od razu lepiej. Do piątki to mi jeszcze daleko (o dwa za daleko), ale życie wygląda u mnie podobnie. Tyle, że jeszcze z przerwami na kilka godzin w pracy....w nauczaniu początkowym, więc wypoczywam oczywiście :)
OdpowiedzUsuńI zmobilizowałaś mnie do jakiegoś spotkania towarzyskiego z kimś spoza rodziny- mam 3 siostry, więc jak skończę z nimi w danym tygodniu to jadę do szwagierki :) Ale dość- czas na odkurzenie przyjaciół. Telefon to mi za mało.
Dzięki, że jesteś!!!!!!
No błagam Cię - ja będę pisać a Ty będziesz wypożyczać? ;)))) A co z moimi procentami od sprzedaży? :))
UsuńProponuję od razu zapuścić wici między znajomych, bo spotkać się wcale nie łatwo. Od kilku miesięcy próbujemy się zmówić z trzema koleżankami i jeszcze nam sie nie udało, Jedna może popłudniami, inna tylko w weekendy, a tu jakiś wyjazd wypadnie, a tu dzieci zachorują...
Zaraz... ale na razie jesteś na urlopie...?
Ja bym kupiła :D
UsuńPisz i wydawaj, chętnych będzie więcej.
Na razie wydaje mi się ;D
UsuńŻyciowa opowieść:). Mnie ujęło to zrozumienie okazane Jaśnie Paniczowi (niech sobie tam lutuje i spawa).
OdpowiedzUsuńA Koziołka M. to Jarecka przewyższa sprytem i zaradnością. :)
Cóż, ponieważ sama jestem pasjonatką, cenię ten stan u innych. Pod warunkiem, ze Jarecki nie rozmiłuje się w łowieniu ryb :)
UsuńSłowa Sosny Mateusza musiały być balsamem na duszę Jareckiej...
OdpowiedzUsuńTrochę się mi przypomina skecz kabaretu Hrabi z "Pojutrze" o opiekunce-ochroniarzu ;-). Zaprawdę chyba tylko matki wiedzą, ile się trzeba nalatać i nagimnastykować, żeby móc wyjść i się spotkać. I jakoś to spotkanie się przetrwać ;-).
Pozdrowienia - silvarerum :-)
Ja lubię wychodzić sama, jak dzieci zostają z tatusiem. Nikogo wtedy nie żałuję, nic nie szykuję, nie wydaję dyspozycji. Tatuś zadba, dzieci sie nim nacieszą. To jest relaks, sto procent. Żeby jeszcze tylko na mieście było taniej, takie małe zastrzeżenie ;))
UsuńJa to Cię podziwiam za samo ogarnianie piątki!
OdpowiedzUsuńA to, co jeszcze robisz z włóczką, nitką i wszelaką materią w kolorze, to już jest absolutne mistrzostwo świata!
W kości bym bardzo chętnie! A karciana jest Jarecka także?
W karty jestem beznadziejna. W remika, owszem, ale na tysiąca jestem fabrycznie odporna.
UsuńAle w kości mogę do rana, w kości zamęczę.
Jarecka - zaaplikowałam sobie dziś Ciebie na poprawę humoru, rada jestem, że kuracja działa :D
OdpowiedzUsuńPost postem, ale druga wisieneczka to komentarze :D i wiernych czytelników i Twoje zacne odpowiedzi ;) Dziękować i niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi :*
"Dzieci ci u nas dostatek ale i nowe przyjmiemy"
Usuń(Tfu, na psa urok;)
O tak, bez komentarzy czytelników byłoby bez sensu.
Dziękuję Wam!!!
Jarecka w jakości niech wynagrodzi :D same perłki, które nie chorują ;) bo u nas po tygodniu przerwy drugie z 40stopniową gorączką jest w domu aaaaaaaa niech mnie ktoś dobije ;/ że też nie chorują jak PT jest w domu :(
UsuńOne chorują z tęsknoty za tatusiem :)
UsuńOd dziś inaczej będę na wszystkie Sosny patrzeć.Dzielne drzewo!
OdpowiedzUsuńTeraz już wiemy, skąd się wzięło powiedzenie: na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą. Rzeczywiście skaczą!
UsuńŁooo się działo... ;)))) Ważne, że relaks zaliczony! ;)
OdpowiedzUsuńNieśmiało zauważę, ze tak wyglada mój każdy dzień. Oczywiście może oprócz kolacji u znajomych i oprócz rolniczej blokady, ale resztę przerabiam every f...g. day.
Usuń"Aj biliw"... Łączę się z Tobą :) Choć do piątki mi daleko, bo na dzień dzisiejszy dwie sztuki posiadam ;) Z czego jedna - jak Twój Piątek :)
UsuńKoleżanko Jarecka! Ostatni wpis był 12.02, czyli od tygodnia elektroniczny inwentarz masz nienakarmiony!
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ten realny niemalże ;)
UsuńW ciągu tych kilku minut, które poświęciłam na wstawienie trzech komentarzy raz musiałam wstać i interweniować, bo Piątek przystawił sobie pudło do biurka JP i dobrał sie do całego słoja Pyssla (wiesz co to Pyssla? Takie koraliki, kilka milionów), drugi raz biegłam ratować mój kamionkowy garnek, do którego sie dobrał, nie mówiąc już o tym, że tańcuję z laptopem w powietrzu, żeby mi czego nieocenzurowanego w komentarzach nie zamieścił.
Swoją drogą - jak ten czas leci!
Fakt- dopiero co jakieś mmm, da, da, ać! a tu znienacka pięknie wystukane KOPYTKO.
UsuńSwoją drogą moja ukochana Ciocio- Babcia Jadzia głosiła wszem i wobec wybitną inteligencję wnuka. Maciuś miał coś 3-4 miesiące, leżał w wózeczku i kiedyśmy niefortunnie wyszli wszyscy do kuchni, na widok nachylonej nad nim Babuni powiedział wyraźnie: JADWIGA!
Ja tej Ciocio-babci wierzę, bo słyszałam kilka podobnych historii. Zawsze jest jakiś genialny wnuk, ukochana babunia i żadnych świadków, co ostatecznie dowodzi geniuszu niemowlęcia/noworodka - co sie będzie przed byle kim popisywał. Po co rzucać perły przed wieprze?
UsuńTy tu tematu nie zmieniaj tylko nowego posta nam zapodaj :P
UsuńJako część tego inwentarza podpisuję się pod wnioskiem o jaką karmę (duchową "of kors"). Czuję, jak mię od tygodnia z głodu już burczy :(
Usuńwidzę po zdjęciach, że jesteśmy bliskimi sąsiadkami :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAgnieszka