- Wygrałam dziś z Natalką z pierwszej A - oznajmiła z dumą Trójka po powrocie z treningu.
- A cóż to była za konkurencja?
- Trzeba było kopnąć drugę osobę w kolano i mnie się udało.
Trudno pożenić dezaprobatę z zachwytem, ale przecież się ma wprawę, nie?
A no ma się ☺
OdpowiedzUsuńCałe lata praktyki :)
UsuńMezalians ;)
OdpowiedzUsuńAle udany, cokolwiek by ludzie nie mówili.
UsuńLudzie zawsze oplotkują, nie ma co się przejmować ;)
Ale za uszkodzenie kolana Jarecka odpowiedzialności nie ponosi. Jakby co?
OdpowiedzUsuńTłumaczę sobie, że zasady tego pojedynku musiały być jednak inne. Tym bardziej sobie tłumaczę, bo wraz z moimi dziewczynkami trenują tam podpasione jakimiś odżywkami gimnazjalne byczki. Na kaszy i chlebie z serem tak się człowiek nie rozrasta :)
UsuńDziewczynki zwinne, byczki nie maja szans.
OdpowiedzUsuńTymczasem domowe bójki nabrały barw :)
UsuńOkropnie mnie zaczepiał chłopiec w podstawówce- Lucek mu było na imię. Ja bym mu dała doprawdy inaczej. Szczypał, ciągnął , popychał niemal wszystkie dzieci, ale mnie sobie kurdebele ulubił. Ten typ który zawsze musi zwrócić na siebie uwagę, choćby spod zmarszczonych brwi Naszejpani. I razu pewnego, gdy mię Okrutny Lucek nękał w szatni, wprowadziłam w ruch wirowy worek z juniorkami (które, żeby wyjaśnić młodszemu pokoleniu zrobione były najprawdopodobniej z tytanu i drewna orzecha europejskiego) i nabiłam mu takie limo, no taaaakie limo- że jego mama ( ciągle wzywana do szkoły) zmusiła Nasząpanią, żeby wezwała moją. Jaki szacun zyskałam u Lucka! A w bonusie nietykalność osobistą.
OdpowiedzUsuńI o to chodzi! ;-)
UsuńNa własne oczy widziałam, jak Dwójka, która trenowała kickboxing już w zeszłym roku wymierzyła kopniaka z półobrotu - wstrzymałąm oddech, bo kopniak był wymierzony w niesfornego sąsiada. Na szczęście chybiła, brakło ze dwa centymetry. Chłopaczek miał duuużo szczęścia.
UsuńMożliwy taki mariaż, tym bardziej, jeśli często praktykowany ;)
OdpowiedzUsuńPrzydałby mi się charakter Trójki, gdy byłam obiektem biczowania wierzbową witką przez niesfornego Piotra, jak na złość mego sąsiada, równolatka. Dręczył mnie za każdym razem w drodze do domu, gdy równocześnie kończyliśmy lekcje.
Księdzem został.
Ileż razy z wielebnym wspominaliśmy tę nieszczęsną wierzbę ;)
Teraz powinnaś mu oddać a on powinien nadstawić drugą łydkę!
UsuńBrawo Jarecka! Yyy... Dwójka! Zresztą obie ;) Skoro zawody - to chyba za zgoda obupólną, nieprawdaż? ;)
OdpowiedzUsuńJarecki już zgłosił poprawki: primo: trzeba było dotknąć kolana przeciwnika, nie kopnąć. Secundo: Dwójka z półobrotu trafiła jednak sąsiada. Wszystko wskazuje na to, ze okazał się twardzielem i nie doniósł o tym rodzicom. Albo - że się Dwójki jednak boi hłe hłe hłe
Usuńklepnąć ....
Usuńchętnie by doniósł, ale bał się że jemu też się dostanie, bo był prowodyrem
Oj tam, oj tam, kopnąć lepiej brzmi.. jest dreszczyk :)
UsuńWielodzietność przydaje się w przeżyciu dżungli edukacji zewnętrznej :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, ze mnie nic nie uchroni przed dżunglą domową!
UsuńTaki już nasz los ;) :P
Usuń