Złożyło się nader szczęśliwie.
Na tym samym piętrze, co fabryka Jareckiego otwarła swe podwoje przychodnia stomatologiczna Szalej & Co.
Tytułowy doktor Szalej okazał się niezwykle szlachetnym człowiekiem i godnym następcą Hipokratesa. Pośpieszył na pomoc Jareckiemu zaatakowanemu na służbie przez własny kręgosłup. Ofiarnie dźwignął Jareckiego na własnych plecach (co zważywszy na gabaryty obu panów mogło się wiązać z ryzykiem) i naszpikował pacjenta na tyle przeciwbólowo, żeby ten mógł dotrzeć do domu.
Co skwapliwie uczynił.
Jarecki długo opiewał zalety tego bezinteresownego Judyma a w dowód wdzięczności dał Szalejowi dużą zniżkę na wynajem sali w swojej fabryce na szkolenie dla dentystów.
Będą się uczyć zakładać szwy na dziąsłach.
Najsamprzód na dziąsłach świni.
(Teraz chwila na kontemplację tej wizji. Stół, na stole świński łeb, wokół niego pilni uczniowie z igłami w ręku. I już weganie z westchnieniem odstępują od usług Szaleja, ech)
Wieczorami Jarecki sławił piękno przychodni Szalej & Co.; że na sufitach są podświetlane obrazy (na przykład kosmos!), i że kolega z pracy był na wizycie u doktora Szaleja i było SUPER, i już nie było wątpliwości, że TO musi się zdarzyć, to znaczy, że Jarecka ze wszystkimi dziećmi będzie musiała przyjechać do Szalej & Co. z wizytą a raczej z wizytami. Czterema.
Mamy więc piękny letni dzień, pewien malutki biurowiec w dużej metropolii, pod sufitem w korytarzu dynda absurdalny pseudokryształowy żyrandol a Jareccy z dziećmi suną galerią ku przeznaczeniu.
Drzwi przychodni się otwierają.
I niech to dunder świśnie, jeśli naprawdę zdarzyło się co innego, bo w pamięci Jareckiej wygląda to tak:
Skoro tylko Jareccy wsypali się do wnętrza, huknęły szampany, zawirowało konfetti, orkiestra łupnęła w talerze! Drzwi gabinetów otwarły się, wybiegli lekarze i pacjenci - gdy wiwatowali z ust wyskakiwała im lignina - rozpostarły się transparenty na cześć a na czoło rozentuzjazmowanego tłumu wysunęła się młoda kobieta, zdarła z twarzy papierową maseczkę i oznajmiła uroczyście: - pani ma PIĘCIORO dzieci?! Pani jest moją bohaterką!
Tłum w tle zafalował a Jarecka oniemiała. Może dlatego nie czuła, że pacjenci niepostrzeżenie odcinają jej kosmyki włosów i kawałki spódnicy, i upychają je w medaliony na szyjach. Niektórzy mieli nawet kieszonkowe relikwiarze.
Doktor Szalejowa, gdyż ona to była, ta moderatorka euforii, w ciągu następnych dwóch godzin przedstawiała Jarecką każdej pacjentce (zdaje się, że na tę okoliczność zaprosiła tłum koleżanek, gdyż do każdej zwracała się per ty) słowami: ta pani ma pięcioro dzieci! Jest moją bohaterką! A Jareckiej do ucha: no doprawdy nie wiem, Szalej namawia mnie na córkę - mamy dwóch synów - ale ja jestem nimi wykończona... A Jarecka mówiła: dziewczynkę, koniecznie... albo: dwóch małych chłopców? No to nie ma co się śpieszyć z tą dziewczynką...
Doktor Szalej natomiast pocałował Jarecką w rękę i poświadczał żarliwie: - namawiam żonę na córeczkę!
I jak myślicie, co ja wtedy czułam?
Powiem Wam.
Czułam na głowie suche, niekoszone od trzech miesięcy i niefarbowane od miesiąca siano. A na nogach rozkłapciane avarcasy, co to je cholera, zapomniałam w ostatniej chwili zmienić na jakiś bardziej miejski obuw.
Wstyd, wstyd - jeśli Szalejowa nie zechce urodzić kolejnego dziecka to na pewno zrażona podejrzeniem, że przy dzieciach się zapuści!
- Ach - westchnęła Jarecka, gdy wieczorem podsumowywali z Jareckim wrażenia - jak tam mają ładnie, i jacy wszyscy mili. Dzieci zadowolone. Szkoda, że nie mogę tam leczyć moich zębów.
- Dlaczego? - zdziwił się Jarecki.
Dlaczego, ba.
Dosyć już widzieli.
P.S. Wszystkie matki wielodzietne, którym nie zrobiłam swoją osobą najlepszego PiaRu przepraszam. Poprawię się. U fryzjera już byłam.
Zapuszczona?!
OdpowiedzUsuńZachłysnęłam się bawarką.
Przy najbliższej okazji przyjedź i sama sprawdź. Na wszelki wypadek nie zamawiaj picia dopóki nie przyjdę.
UsuńJarecka, wizja ligniny wyskakujacej z paszczy , wycisnela mi lzy z oczu:))))
OdpowiedzUsuńI wiezs co, eeeeeeeeee taaaam.
Mówię Ci, byli jak te ślubne bazuki z konfetti.
UsuńNiech Cię uściskam! - mama zaledwie trójki.
OdpowiedzUsuńCzyli że wybaczasz mi ten czarny piar?
UsuńWybaczam?! ...Podziwiam! :)
UsuńUwielbiam Cie czytać Jarecko!:)jesteś boska !:)))
OdpowiedzUsuńWiesz, że po tej przygodzie gotowa jestem w to uwierzyć? ;)
UsuńUwierz,uwierz!:)
UsuńŁzami się zalałam ze śmiechu i bezradności. Ja także w takich momentach patrzę, czego to nie mam albo mam, jako matka Czworga... Pijar sama wyrabiam, czarny jak czarny - prawdziwy. Im więcej dzieci tym trudniej udawać... Im mniej udaję tym bardziej mnie lubią.... a tak się zawsze starałam ;-) Pozdrawiam oraz ściskam :-)
OdpowiedzUsuńTo tak odruch bezwarunkowy, wiesz ;)
UsuńDroga Jarecka... znam Cię tylko z tego bloga... ale dla mnie jesteś niedoścignionym ideałem :) aby każda matka była tak ogarnięta jak Ty :)
OdpowiedzUsuńp.s. serio tam kosmos mają na suficie??? To musi być super :)
I cieszę się, że wróciłaś :)
UsuńCo tam kosmos! Mają tam wielkie monitory w których możesz podglądać własne dzieci bawiące się w wypasionym małpim gaju na korytarzu! Rozumiesz - siedzisz w fotelu, dentysta boruje a Ty sobie patrzysz, co robią Twoje dzieci :)
Usuń:):):)Jarecka, chcesz nam powiedzieć, że oprócz komputera, masz też zepsute zęby....?!?!;)
OdpowiedzUsuńNie chcę.
UsuńJarecka nie ma zębów. Dlatego nie chce iść do dentysty, żeby się nie wydało. Podejrzewam.
UsuńCicho!
UsuńMilczę jak grób.
UsuńCzy gdyby grób miał usta, to by mówił?
Skończę, bo myślę już o grobich zębach.
Ihihiiii!!!
UsuńMyślisz, że jesteś zwyczajna, a ludziska cię kochają:)Byłaby z tego doskonała scena filmowa. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńJeszcze lepiej - scena musicalowa! Widzę to! Lekarze w maskach, pacjenci ze śliniakami i ligniną w ustach, układy choreograficzne z wykorzystaniem lamp dentystycznych! O tak!
UsuńNie wiem, nie wiem, czy to jest kojąca wizja małpiatki w gaju bez dozoru można połknąć wiertło z jakimś stomatologiem drobnej budowy.
OdpowiedzUsuńOjjj tęskno mi było bez Ciebie!
Wiesz, zasadniczo mnie ten patent się nie przyda, bo gdy jakimś cudem dam się tam zaciągnąć Piątka zaprowadzę tatusiowi naprzeciwko, mwahahaha!
UsuńOjjj, vice versa!
Usuńi co na to Narrator? Nie było go?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z żartem i usmiechem zostawiam...
Był zażenowany sceną i odmówił komentarza :)
UsuńDoprawdy notka bez ilustracji.. Dawaj zdjęcie po fryzjerze;-)
OdpowiedzUsuńAlbo to przepiękne afrykańskie zwierze z fb.ale nie wiem jak nawiązać po za wytłumaczeniem braku czasu na fryzjera.
przychodnia-kosmiczna i podpisuje sie pod Elowym wyznaniem
U fryzjera byłam tydzień temu, już nic nie widać ;)))
UsuńA do hipcia można by nawiązać z łatwością, bo to było właśnie na zamówienie tego kolegi z pracy, co to testował doktora Szaleja i jest wielkim piewcą jego profesjonalizmu, o. :)
A szybki tapir;-)?
UsuńSzybki tapir - tak wyglądam na co dzień po przebudzeniu :p
UsuńTakie chwile ZAWSZE wyskakuja znienacka, bez zapowiedzi. Nagle BUCH, reflektory sie zapalaja, publicznosc wznosi rece do oklasków... a ty w starej, zniszczonej, pozyczonej kurtce ortalionowej a la lata 90-te, bo akurat sie zrobilo zimno a ty nie zabralas nic cieplego, i z nie umytymi jeszcze wlosami, bo wyszlas przeciez tylko na sekunde do sklepiku...
OdpowiedzUsuń(true story, niestety ;)
Ale Jarecko nie martw sie, piecioro dzieci roztaczalo wystarczajaco duzo blasku, zeby nie bylo widac odrostów - a tym bardziej butów, bo kto by wzrok ku ziemi zwracal w takiej sytuacji!
Tego się będę trzymać, dzięki Ci diable, za tak rozsądny pogląd na sprawę!
UsuńKiedyś wyskoczyłam po dziecia do przedszkola. Taka świeżo z roboty domowej, z włosami świeżo niezrobionymi. No bo co. Przedszkole tylko. Myk myk przemknę i nikt nie zobaczy. Więc myk myk. A tam pan z kamerą z polsatu nagrywa wnętrze placówki i tych rodziców odbierających stęsknioną dziatwę. Umarłam. I udawałam że mnie tam wcale a wcale nie ma.
UsuńKiedyś wyskoczyłam po dziecia do przedszkola. Taka świeżo z roboty domowej, z włosami świeżo niezrobionymi. No bo co. Przedszkole tylko. Myk myk przemknę i nikt nie zobaczy. Więc myk myk. A tam pan z kamerą z polsatu nagrywa wnętrze placówki i tych rodziców odbierających stęsknioną dziatwę. Umarłam. I udawałam że mnie tam wcale a wcale nie ma.
UsuńBuhahahaaaa! Ja otóż zawsze ilekroć zamierzam wyjść "jak stoję" powtarzam sobie: "a jeśli akurat dziś spotkasz miłość swojego życia?"
UsuńI wiesz co?
I kurcze nic, bo wtedy mi się przypomina, że już spotkałam i że on jest w pracy i wróci jak już będę chrapać i ślinić się przez sen.
jesteś boska! :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ivonesca