Stół, na stole obrus, biała zastawa. Przy stole Jareccy i ich goście- wujek Henryk z żoną Andzią i ciocia Helenka.
Henryk jest bardzo schorowany i o swoich chorobach opowiada chętnie i ze swadą. Jarecka już nie może słuchać o wlewach i bajpasach z żyły wyciętej z nogi (opowieść połączona prezentacją blizn) i desperacko zarzuca wędkę, jak na Alcybiadesa. Doskonale wie, że Henryk złapie ten haczyk.
-Czy to prawda?- wtrąca szybko, gdy Henryk nabiera tchu- to, o czym czytałam, że po upadku Powstania Niemcy wypędzili z Warszawy WSZYSTKICH? Czy to możliwe, że w całej Warszawie nie został NIKT??
-Prawda!- wykrzykuje Henryk. Andzia i Hela kiwają energicznie głowami.
-Ci, co zostali, to jakieś jednostki- Henryk macha ręką- na pewną śmierć. Niemcy wypędzili wszystkich. Chodzili od domu do domu, plądrowali to, co jeszcze zostało a potem palili budynek po budynku.
Helenka demonstruje jak palili- trzyma w rękach wyimaginowany miotacz ognia i obraca nim na prawo i lewo.
-Warszawa nie była taka zniszczona przed Powstaniem. Dopiero po Powstaniu Niemcy wszystko spalili.
-To było coś strasznego- szepcze ze zgrozą Andzia- góry gruzu, chodziło się tylko takimi ścieżkami.
-Wiecie dlaczego Muranów leży na takim wzniesieniu?- pyta Henryk. Jarecka wie. Ruin getta już nie porządkowano. Wyrównano, zaplanowano nowe osiedle, wytyczono nową, inną siatkę ulic.
-Jak nas Niemcy wypędzili- opowiada Henryk, który miał wówczas dziesięć lat- pojechaliśmy na Wschód, do rodziny. Potem wróciliśmy ale pociąg dojeżdżał tylko do Wyszkowa. Do Warszawy szliśmy pieszo. Zamieszkaliśmy na rogu Puławskiej i Woronicza, ten dom jeszcze stoi. Wtedy nie miał ściany. W ten budynek, od wschodu, uderzył pocisk i tam leżały trzy trupy. Ojciec z bratem je wynieśli i pochowali na podwórku. Potem ojciec postawił tę brakującą ścianę, wprawił jakieś okno.
-Tam były w ścianach takie dziury po kulach- Henryk rozpromienia się jak mały chłopiec- i tam układałem swoje samoloty z papieru.
-Wodę nosiliśmy aż z Królikarni, tam na dole było źródełko. Miałem takie nosidło z dwoma wiadrami i pod tą górę z tą wodą się wspinałem. Latem jeszcze jako tako, ale zimą- wszyscy chodzili tam po wodę i było oblodzone. Czasem już się wdrapałem na samą górę i łubudu- wszystko się wylało!- opowiada Henryk ze śmiechem.
Starszy pan radośnie dryfuje na fali wspomnień i wraca do czasów okupacji.
-Miałem takiego kolegę, imienia już nie pamiętam, no i z tym kolegą robiliśmy taki kawał- Henryk chichocze na to wspomnienie.
-Wiecie, kiedyś do aparatów były takie klisze, z celuloidu...
(Jareccy wiedzą)
-...i z nich się robiło kopeć. Zawijało się w papier, podpalało i to się kopciło. A jak się tych klisz napchało w butelkę i podpaliło, to z tej butelki wystrzelała raca (Henryk wyrzuca ręce w górę). I my raz patrzymy, spod Mostu Poniatowskiego wyjeżdża dorożka. Polacy mogli tylko dorożkami albo rikszami. Tylko Niemcy mieli samochody. No i myślimy: zrobimy kawał- raca wystrzeli, koń się spłoszy, może dorożkarza zrzuci- Henryk znów chichocze na to wspomnienie. Rzekłbyś; dziesięciolatek siedzi przy stole i planuje figle.
-Ale nie spodziewaliśmy się, że z Ludnej wyjedzie samochód z Niemcami. I ta raca wystrzeliła im przed nosem. Wyskoczyli z auta i do nas mierzą z automatów. Dzień, ludzie chodzą, a my staliśmy pod tym domem i myśleliśmy, że już będzie po nas. A wtedy- widzę go dokładnie- wstał taki Niemiec, co siedział z przodu, taki gruuby!- Henryk jest chudy i nijak nie kojarzy się z jowialnym Niemcem, którego przedstawia. Łapie się za rzekomy brzuch i wybucha gromkim śmiechem- HA HA HA!!! Mieliśmy szczęście!
Tego kolegę potem Niemcy zastrzelili. Biegł do nas a Niemcy strzelali z Mostu Poniatowskiego i go trafili.
...
Jarecka nie zna tego miasta, w którego cieniu mieszka od dziesięciu lat.
Szuka go u Wańkowicza i Tyrmanda a przecież, oto, to miasto siedzi przy jej stole, pije herbatę z jej filiżanek.
-Złości mnie, jak się teraz dopominają o przedwojenne budynki- burczy Henryk. -Że to niby ich. Co jest ich? Ta ziemia pod budynkiem! Przecież dom został zniszczony w czasie wojny! To, co jest- zaperza się- to MY zbudowaliśmy!
Helena w zamyśleniu kiwa głową.
P.S. Opowieść została przytoczona bez wiedzy a co za tym idzie, także zgody opowiadającego.
Jarecka bierze to na siebie :)
Jarecka mogę czytać Cię godzinami ...Ty się przyznaj, Ty jesteś sławna pisarka tylko tu się tak "kamuflażujesz "
OdpowiedzUsuńTak, jestem inkarnacją Orzeszkowej.
Usuń;DDD
Koleżanka z roku stwierdziła, że przypominasz jej stylem Musierowicz ;)
UsuńWiedziałam (tylko, że ona w zaprzeszłym życiu nudziła straszliwie ...mnie nudziła znaczy)
OdpowiedzUsuńJa jestem takim okazem, co nie opuszczał nawet opisów przyrody w "Nad Niemnem" :)
UsuńMam nadzieję, że we wszechświecie jest gdzieś drugi taki ;)
No nic nie poradzę, nawet ekscytowałam się duetem Justyna i Janek ...
Ja też Orzeszkową czytałam z własnej woli :P chociaż od Nad Niemnem akurat lepiej mi zapadł w pamięć psychologizujący Cham :) W ogóle, literatura pozytywistyczna, która większość współczesnych męczy, miała u mnie wysokie notowania. A szczególnie Prus! Zwłaszcza Faron, jedna z moich najulubieńszych książek, choć Lalka też niczego sobie - jak ją czytałam to popieprzyła mi sie kropki na okładce oznaczające tomy i części i zdaje się po pierwszej przeszłam po trzeciej, a uczytawszy z 50 stron i orientując się że coś tu jest jakaś taka tajemnicza luka, odnalazłam pominiety tom, przeczytałam go i potem wróciłam do momentu w którym skończyłam w tym trzecim :) Chyba nawet dzieło zyskało na zakłóconej chronologii ;)
UsuńTo że Ty też tak masz to się nie liczy, to sprawa genów :)
UsuńAczkolwiek nie podzielam fascynacji Prusem. A może jeszcze Żeromskiego lubisz, tę moją zmorę?
Tego wuja to trzeba nie raz jeszcze tak podpuścić i nagrać i taśmy zachować. Mówię to z całą powagą.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, stąd ten wpis!
UsuńZnam jeszcze parę osob, które tak pięknie dadzą się podpuścić. Jeszcze kiedyś nie omieszkam bezecnie tego wykorzystać :)