W poniedziałki rano budzę tylko Jaśnie Panicza i Trójkę, bo dzieci zawozi do szkoły moja sąsiadka, Kasia. Odkąd urodził się Piątek wzięła na siebie codzienne odwożenie dzieci do szkoły, co było bardzo miłe z jej strony. Wstałam o wpół do siódmej i popijając zrobione przez męża cappuccino robiłam kanapki na drugie śniadanie dla dzieci. Dla syna z serem i wędliną, dla córki z dżemem. Dołożyłam im do śniadaniówek po jabłku i poszłam budzić Trójkę, Jaśnie Panicza nie trzeba było budzić. Następnie podgrzałam mleko, zalałam nim płatki kukurydziane i poszłam do pokoju dziewczynek przygotować córce ubranie. Syn zapytał, czy może zjeść jeszcze kanapkę, więc zrobiłam mu jedną i zaparzyłam herbatę.
Po wyjściu dzieci wróciłam do łóżka i chciałam poczytać, ale obudził się Piątek. Przebrałam go, nakarmiłam i przez następny kwadrans czytałam.
Jarecka miała szczerą intencję, by w ten sposób opisać cały dzień, jednak spasowała, jak widać, tuż po ósmej rano.
Książka, którą czytała tego ranka to Poskramianie demonów Shirley Jackson, cała napisana w ten deseń.
Lektura ani przykra ani porywająca, lecz niezmiernie zdumiewająca. Czytając Jarecka nieustannie mełła w swoich szarawych zwojach znak zapytania obrastający z lewej strony pytaniem: jak...? Jak można napisać całą książkę (a nawet dwie!) z pozycji matki czworga dzieci ani razu nie okazując emocji? Nie wartościując, nie zdradzając się z własnymi opiniami, pozostając bezimienną i nie ujawniając nawet imienia męża? Jak to jest, że Słowianie najbanalniejszą czynność czyszczenia butów podniosą do rangi misterium, oblepią poezją, metaforami i odniesieniami do historii, filozofii, literatury i wszelkiej sztuki w ogóle, zaś Amerykanie piszą "wstałem, zrobiłem, wyszedłem". Taka Jarecka nie wie gdzie ironia, gdzie drugie dno, czy autor chciał powiedzieć coś ponad to, że wstał i wyszedł? W Poskramianiu demonów wątki zaczynają się i kończą znienacka, nieraz nie wyodrębnione nawet akapitem, nie mówiąc o puentowaniu wątków. Upływu czasu czytelnik domyśla się, bo narratorka raz po raz komunikuje, że np. Laurie miał wtedy dziewięć lat lub Laurie miał wtedy trzynaście lat.
Powiedzmy sobie szczerze: tak Jarecką ta książka zirytowała, że myśli o niej do tej pory. Fachowcem od literatury się nie czuje, ale od rodzin wielodzietnych owszem i jak sobie taka matka wielodzietna nie huknie i nie szlochnie, na męża się nie pozżyma to Jarecka myśli, że chora jakaś albo co?...
...
Dziś Jarecka wstała, wyszykowała dzieci do szkoły i odprowadziła je pod bramę domu sąsiadki Kasi.
Drepcząc z powrotem żwirową uliczką w czapce naciągniętej na rozczochrane włosy, w kurtce zarzuconej na piżamę i z kamykami w rozczłapanych botkach zauważyła, że oto dziś jest jeden z tych dni, gdy czuje tylko żwir w butach i chłód na łydkach, w nosie ma różanopalcą jutrzenkę, a kałuże skute lodem i szron skrzący się na zeschłych liściach nic do niej nie mówią. Wejdzie do domu, zdejmie buty, kurtkę i czapkę a potem spróbuje cicho wsunąć się do łóżka i jeszcze poczytać.
Będzie dzień jak u Shirley Jackson, bez początków, zakończeń i puent.
PS. Ale, ale! Świetną książkę z rodziną w roli głównej napisała blogowa koleżanka Sylaba z bloga Koza i Kozak pod palmą. Jarecka śmiała się i wzruszała, choć trzeba zaznaczyć, że tej Sylaby wcale osobiście nie zna, jak również za niniejszą reklamę nie otrzymała gratyfikacji. Więcej TU (tu Jarecka oddala się chichocząc na wspomnienie ojca tejże rodziny, którego pierwowzór jakoby istnieje naprawdę, w co Jarecka pozwala sobie nie dowierzać...Acz! Acz! momentami jakby Tata CałkiemInny... :))))
A ja myślałam że tylko ja w piżamkach pod kurtką pomykam do szkoły z dziećmi.
OdpowiedzUsuńA skąd! Jest nas niezliczona armia! :)
UsuńTeż mi się wczoraj zdarzyło i też z zamiarem poleżenia jeszcze z książką (również irytującą, a czytam ją nadal).
OdpowiedzUsuńJarecka to chyba ta nasza ułańska fantazja, te zabobonne lęki, te wymyślne leśne duchy z pradawnych dziejów. Nie da się być rzeczowym. I całe szczęście.
Kurcze, jak to jest, że nie da się rzucić w połowie irytujących książek?
UsuńChyba ze dwa razy w życiu mi się udało ;) ale ogólnie też cierpię na tę przypadłość.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTak! Tez polecam książkę Sylaby!!! Jest w niej cos, czego nie umiem "dołapać". A Flawia tak łapie za serce...
Usuń"Chołota" weszła do mojego słownika :):):)
UsuńHołota! Hołota!! :):):)
UsuńCoś Ty? Hahahaha... To dopiero... Widzę, że nie tylko mi dziś miło, ale i "hołocie" ;-)
UsuńBo te za wielką wodą, to jakieś "autory widmo" są! Musowo!
OdpowiedzUsuńMaszyny może mają jak u Lema, co im piszą :P
Usuń:) Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOd razu pierwszy akapit mi do Jareckiej nie pasował.. taki "bezuczuciowy"
OdpowiedzUsuńHehe ;)
UsuńWłaśnie! A "nasza" Jarecka "przeca" nie wypruta z uczuć ;-) (włóczkowe nawiązanie celowo zastosowane ;-)
UsuńJarecka emocjonalny wulkanie czy list do was dotarł?
OdpowiedzUsuńLasche, wulkanie energii, tak, wysłałam maila
UsuńTeż mam takie poranki... zrobię tysiąc rzeczy a jak starszyzna wyjdzie z domy do szkoły, przedszkola i pracy siadam z (zimną już) herbatą zaparzoną przez męża i.... słucham jak najmłodszy domaga się zainteresowania swoją osobą i zastanawiam się czy iść już czy dać sobie jeszcze minutę z herbatą :) puenty nie będzie :) musiałam się wygadać ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMnie się zdarza zapomnieć, że jeszcze mi ktoś w domu został, dopieroż słodki głosik zawoła...
UsuńPuenty są przereklamowane :D
A mnie ten początek nawet zaczął wciągać;)
OdpowiedzUsuńA widzisz! A ja naprawdę zamierzałam pociągnąć do wieczora ;)
UsuńJak dobry dziennikarz, przedstawia fakty, resztę z tych faktów utkać musi czytelnik :-) Oj jak ja bym tak chciała, bez emocji, tych negatywnych :-) hehehe
OdpowiedzUsuńTrochę mi mało było miejscami tych faktów, jakieś dziurawe materie mi się tkały ;)
UsuńZnaczy może ten dziennikarz nie taki dobry - choć zdystansowany. Nie czytałam to nie wiem ;-) Jareckiej sąsiadkę Kasię pozdrowić chciałam, skarb taka sąsiadka. pozdr. A
UsuńSkarb! Ukłonię się w pas :)
UsuńA myślałam, że tylko ja czytam książkę do końca mimo, że jest delikatnie mówiąc "do pupy":)))) Już ostatnio chciałam się postawić, tupnąć nózią i rzucić w kąt owy gniot książkowy - ale wyszło jak zwykle. Pomyślałam - a może jeszcze będzie ciekawie? :) Nie było, ale przekonać się musiałam osobiście:)))
OdpowiedzUsuńOna, ta książka, wcale taka do pupy nie jest, choć naprawdę liczyłam na to, że wszystkie porzucone wątki gdzieś na końcu się wyjaśnią. Nic z tego :P
UsuńJa przysięgam na to co najświętsze (w tym wypadku oną hołotę), że prototyp ojca ze śmiesznej książki o licznej rodzinie istnieje i ma się całkiem dobrze ;-)
OdpowiedzUsuńJarecko, nie wiem, od czego zacząć. Od tego, że drżę na myśl o ewentualnym podobieństwie między Rafałem K. i Tatą Całkieminnym, czy od tego, żeś mi dziś wielką niespodziankę wspomnieniem "smarowidła" mego sprawiła ;-)
A w temacie najważniejszym - dlaczego czytamy do końca książki, które nas irytują? Ja np. dlatego, że jestem niepoprawną naiwniarą w tych sprawach i łudzę się, że końcówka będzie inna ;-) Mnie np. zirytował "Dom sióstr" w momencie, gdy na scenę wchodzi szpieg niemiecki. Nic do szpiegów nie mam, ale ten miał taką gadkę jak dzisiejszy "shrink", czyli psychoanalityk, i nie do końca wydało mi się to wiarygodne, kiedy analizował dom, w którym się znalazł, zamiast normalnie rozmawiać z otoczeniem.
Wracając do mojej książki, bo o powieści Shirley Jackson nie mogę się wypowiedzieć, nie znam, to jest mi niezmiernie przyjemnie, że tak pozytywnie piszesz o "Potrawce" właśnie Ty - mama gromadki, która pisze z polotem. Dziękuję Ci bardzo!
Cała przyjemność po mojej stronie.
UsuńW kwestii podobieństw tatusiów :DDD
Ja tę książkę czytałam "dziesiąt" lat temu i wspomnienie po niej mam miłe. Ot, relacja z pola bitwy... Jednocześnie, całkowicie zgadzam się z Jarecką, że w nas Słowianach drzemie wulkan emocji, znajdujący ujście w najdziwniejszych miejscach i momentach życia ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco!
No właśnie, chyba zazdrość mię ścisła, że tamta matka może sobie pisać z pozycji korespondenta wojennego, a ja zawsze w ogniu walki! :D
UsuńOn istnieje, zapewniam cię. I bywa bardziej malowniczy.
OdpowiedzUsuńPodpisano - osoba, która zna Sylabę od ósmego roku zycia (a jej tatusia niemal tak samo długo, acz nie tak dobrze, jak samą Sylabę :)).
A, bo zapomnialam - Shirley Jackson bardzo mi reklamowano (bo wspólnota doświadczeń, te rzeczy, rozumiesz), zaczęłam i jakos nic we mnie nie drgnęło. Ale mam ją w komputerze i na to zrzucilam odpowiedzialność za brak wrażeń, bo ja na komuputerze nie umiem czytać, chyba, ze musze, albo lubię autora.
UsuńCzyli, mowisz, to niekoniecznie dlatego?...
No niekoniecznie. Okazuje sie, ze wspólnota doświadczeń to nie wszystko ;) U mnie też nie drgnęło. Niby czyta sie dobrze, ale - o czym? Do czego to zmierza? Donikąd otóż!
UsuńChociaż to ciekawe, że po prawie 40 latach, mój rozkład dnia niewiele się różni od dnia bohaterki...
Anutku, czy mówiąc o malowiczości "protoTYPA", masz też na myśli np. peany na temat naszej urody? ;-)
UsuńAch niech Jarecka napiszę książkę choć opowiadanie bo tak ciekawie pisze, że z chęcią by się poczytało.
OdpowiedzUsuńA matka, która pisze bez emocji choćby ociupinki ... to acz całkiem nie normalna sytuacja.
Jarecka pisze bloga i nic wiecej nie ukleci, bo książka musi miec rece i nogi, a Jarecka nie ma głowy do konstruowania fabuly!
UsuńAle szykuje się w Deszczowym Domu historia z dreszczykiem, więc bądź czujna! :)
Ja też byłabym za! Wiem, że blog na razie musi wystarczyć. Historyjka z dreszczykiem będzie wyczekiwana!
UsuńAch dreszczyk ... cud miód malina, już się nie mogę doczekać :))
OdpowiedzUsuńCzytam ten tekscik kursywa i mysle sobie, ki diabel, co z ta Jarecka??
OdpowiedzUsuńUff..
Dolaczam do pizamowych odprowadzajacych, ja akurat -odwozacych;) Zadaje sobie czasem pytanie, a jesli bede miec stluczke i bede musiala wylezc, w tym stroju i wygladzie z samochodu,i gadac po francusku??Masakra;)
O masz! O tym nie pomyślałam, że jak się do rowu wkitram, to mnie wyjmą w piżamie!
UsuńHi, hi no wlasnie;) Taki wstyd;)
UsuńJarecka, ja mam nadzieję, że ten post to Twój mózg wyprodukował, który lepiej od Ciebie wie, że sama powinnaś książkę napisać. Będę Twoim impresario;)
OdpowiedzUsuńDeal ;)
Usuńno niestety ja muszę do szkoły przez śniegi i zaspy szybkim tempem 30 minut, z wózem i Synciem, i Córcia za ręka więc piżama plus kurtałka odpadaja, strój musi być ciepły i wygodny ale bez przesady bo jak Wiewiór się zgrzeje to siły na pchanie wózka i ganianie za młody nie ma!
OdpowiedzUsuńja tez nie lubię bez emocjonalnych książek, porzucam je bez skrupułów :)
W ten sposób brnęłam z JP do klubiku gdy Dwójka była mała, zima wtedy była że hej! ... Na nogach też bym miała 30 min. drogi :(
Usuń