Nie wiadomo, czego się spodziewał; na pewno nie wypowiedzianego tonem pretensji pytania: DO RUSKICH???
W podróżowanie Jarecka jest beznadziejna.
Może dlatego, że przez dziesięć lat swojego życia krążyła jak ta satelita na orbicie: dom - szkoła (z czasem dodając odległy przystanek: Jarecki) pociągami, autobusami i autostopem. Może dlatego, że zbyt jest przewidująca, a przewidywanie strasznie męczy i nie dziwić się Kasandrze, że wzięła i oszalała. Może wreszcie dlatego, że od lat dwunastu podróżuje głównie samochodem, który upośledza umiejętność rozsądnego pakowania się, bo doprawdy; co za różnica czy się wrzuci do bagażnika jedną parę butów czy pięć?
A na koniec będzie Jarecka piętrzyła stosy rzeczy "do zabrania" przez tydzień uzupełniając je o korkociągi, nebulizatory i przyrządy do manikiuru, które mają za zadanie li i jedynie (rzekomo) podwyższyć Jareckiej standard wypoczynku, bo jeszcze nigdy na urlopie nie zostały wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem.
W ogóle nie zostały wykorzystane.
(wszak korek można wydłubać kluczem)
Nie inaczej było i tym razem. W połowie drogi "do ruskich", czyli do Wilna, Jarecka przypomniała sobie, że nie wzięła bransoletki wygranej u <Mana-j> i ubolewaniu nad tym faktem poświęciła kilka dobrych kilometrów suwalskiej ziemi.
(I nie, nie chodziło o pochwalenie się wygranym cukierasem; takie są okołopodróżne troski Jareckiej, tysiące trosk tej mniej więcej rangi)
Wyprawa była zaskakująca; nie tylko dlatego, że od decyzji do realizacji minęły ledwie dwa tygodnie i że koszt podróży wyniósł sześć złotych polskich (lub półtora euro, jak kto woli) - za dwie osoby, w obie strony(!).
Okazało się na przykład, że Litwini nie mówią po polsku, co naiwna Jarecka uważała za pewne. W tym szalonym przekonaniu utwierdziła ją na starcie mówiąca po polsku recepcjonistka w hotelu i kelnerka w restauracji, w której Jareccy zjedli swój pierwszy litewski posiłek.
I to by było na tyle. W mieście Mickiewicza, Miłosza, Konwickiego i Tyrmanda Jarecka mogła najwyżej kaleczyć angielszczyznę lub pozwolić rozmówcom sylabizować sobie rosyjskie, swojsko brzmiące wyrazy. Litewskie słowa merdały do Jareckich niesfornymi ogonkami przy samogłoskach i klekotały jak nazwy produktów Ikea.
Zresztą; czy można znaleźć wspólny język z ludźmi, którzy o Polsce mówią: Lenkija? ;)
Pisać można by długo, można by wrzucić setkę zdjęć, można by o jedzeniu, i o tym, że dzięki tej wycieczce w Deszczowej Kuchni swoją premierę miała słonina. Wszyskie te ochy i achy spotęgowane do maksimum dzięki urokliwej porze roku i pysznej pogodzie Wszechwiedzący Narrator wmiata za kulisy i dalej popłynie strumieniem świadomości na temat: co najbardziej lubię w poznawaniu nowych stron.
Czyli, co Jarecka lubi.
Otóż tym, co Jarecką w podróżach jara - nie bójmy się tego słowa! - najbardziej, są zaskoczenia natury estetycznej. Wszechwiedzący Narrator świadkiem - post na ten temat był w planie od zawsze, lecz takie posty muszą być ilustrowane! I właśnie udało się te ilustracje zdobyć.
Dlatego do podróży nie należy przygotowywać się zbyt solennie. Trzeba stronić zwłaszcza od gugul-mapsów i stritwiułów po to, by dać się zaskoczyć.
Na przykład idziemy sobie cacaną uliczką - pierzeje wychuchane, jewropejski look.
Wchodzimy w cud-miód rokokową bramę, a tam...
Grekokatolicki kościół Świętej Trójcy |
Ciary, Kochani, ciary na plecach!
Historie wypisane na murach - bezcenne!
Nad Wilnem górują dziesiątki wież kościelnych w takim stanie - przepych i nędza, piękno i rozkład, niezłomność. Miasto przeniesione przez wieki, WCZORAJ wytatuowane dla JUTRA.
Ale idźmy dalej.
Jarecka zarządziła wyprawę na cmentarz na Rossie. Wydał się jej hecnym pomysł, że mając na co dzień Marszałka przez płot nigdy nie była u niego w domu a teraz sobie pójdzie odwiedzić jego serce. Cmentarz w przewodniku nie prezentował się nadzwyczajnie:
Na miejscu, przed południem, najpiękniejszą z wiosen, wyglądał tak:
Ale i to nie przygotowało Jareckich na takie doznania: zbocze usiane grobami ( na zdjęciach nie widać, jak bardzo jest strome).
Jak ogród angielski - niby na dziko a jednak czyjaś ciężka praca stoi za tą malowniczą scenerią.
I jeszcze taki bonus, też w kategorii "zaskoczenia" ;)
Próbkę śniegu pobrano do analizy :)
To zdjęcie podwórka - Wspa-Nia-Łe!!! Powłóczyłabym się...
OdpowiedzUsuńJak sądzę, po trzech dniach włóczęgi zdeptałam się przynajmniej o 10 cm :)
UsuńPerełki piękne!!! Też lubię takie "zaskoczenia" :)
OdpowiedzUsuńByle nie były niemiłe... Moja sąsiadka w pokoju hotelowym w Egipcie spotkała...mysz :)
UsuńWilno.....chyba mnie zachęciłaś ;-)
OdpowiedzUsuńzresztą mnie jakoś ciągnie w tę wschodnią stronę....kolej transsyberyjska mi się marzy ;-)
pozdrawiam
ivonesca
Myślisz że byłoby fajnie jechać dwa tygodnie z obcymi współpasażerami za zasłonką? :))
UsuńMyslisz, że maja zasłonki..? Jadąc do Murmańska, co prawda tylko 3 dni w jedna stronę, żadnej nie uświadczyłam. Za to życie towarzyskie kwitło ;)
UsuńTrzy dni życia towarzyskiego w Rosji.
UsuńTo brzmi ZABÓJCZO.
Wilno jest w naszych wakacyjnych planach :) oby udało się je zrealizować :)
OdpowiedzUsuńale że 6 złotych???? Jak??? Gdzie???
POlski Bus oczywiście :)
UsuńWszystko, wszystkim, ale jakbym trafiła na takiego "bonusa", to by mnie nikt stamtąd nie wyciągnął do nocy! Jakie stroje!!! Co oni tam kręcili - litewską wersję "Opowieści Wigilijnej"???
OdpowiedzUsuńNatknęliśmy się na tę scenerię w drodze na dworzec autobusowy (mieliśmy już wracać do wwy) - mieliśmy przejść tą uliczką. A tu - uliczka zatkana; smochody, wózki i kupa ludzi. Myślałam, ze po prostu jakaś telewizja kręci sobie zywkły materiał a potem zobaczyła jakoby Hugh Granta z "Rozważnej..."
UsuńA potem śnieg! Snieg ten jest chyba z papieru i wygląda bardzo sugestywnie, nawet z bliska.
Widać, że Wilno odremontowują tak jak naszą Łódź. Obok sztucznie wyglądających budynków- perełki :)
OdpowiedzUsuńDuuużo perełek :)
Usuńten wiosenny cmentarz - cudo!
OdpowiedzUsuńZdjęcia nie oddają ani połowy tego piękna.
UsuńJak zwykle świetne zdjęcia i świetny tekst, a wplątanie do wątku bransoletki po prostu mistrzowskie! :D
OdpowiedzUsuńAle z tą bransoletką to najprawdziwsza prawda. Starałam się spakować minimalistycznie ale chciałam zabrać jeden "elegancki" zestaw, który miał składać sie z szarej sukienki, miętowych butów i Twojej bransoletki. No i rozumiesz - jedna trzecia kreacji poszła się paść, jak nie rozpaczać? :))))
UsuńNo, pięknie. I tak sobie rekreacyjnie pojechaliście za 6 zeta? I pogoda i zakątki i w ogóle. Super.
OdpowiedzUsuńTak, rekreacyjnie! Na miejscu uświadomiliśmy soobie, że po raz pierwszy od 12 lat wyjechaliśmy bez dzieci czysto rekreacyjnie. Nie mieliśmy takiej świadomości, bo w końcu ze dwa razy w roku weekend spędzamy poza domem bez dzieci, ale to jednak co innego, prawda? Choć i tam rekreacji nie brakuje :)
UsuńTo mowicie,ze do Wilna -to do ruskich?? Rosjan jest jeszcze mniej niz polakow. A polakow jest bardzo duzo. Szkoda,ze popadla sie kelnerka i admistratorka hotelu,chyba ze z glebi Litwy,ktore nie bum bum ni po rosyjsku,nie po polsku.. a zdjęcia,to rozumiem,ze kosciol Bernadynski?za pomnikiem Mickiewicza? Musieliscie odwiedzic kosciol Piotra i Pawla,tam jest odrenowany idealnie. Szkoda,ze taka opinia po Wilnie..
OdpowiedzUsuńPozdrowienia zWilna;-)
Jaka opinia? Grażyno, Ty mnie żle zrozumiałaś, ja jestem zachwycona! To ja żałuję, że się nie przygotowałam językowo, mogłam choć jakieś mini-rozmówki wykuć. Bardzo nam sie podobało! Odwiedziliśmy milion kościołów, byliśmy na górze Giedymina, w muzeach i wszystko było piękne, zadbane.
UsuńO tych ruskich też sie nie bocz, bo za moich szkolnych czasów wszystko, co za wschodnią granicą to było ZSSR czyli - w potocznym języku - ruscy ;)
Tym też byłam zaskoczona, tą Waszą - Litwinów - odrębnością. Piękny macie język, wsłuchiwaliśmy sie na ulicy z przyjemnością :)
No naprawdę, ja tu się zachwycam, a Ty - "szkoda, że taka opinia..." ;)
No i jeszcze Ci powiem, że tym, co nas zaskoczyło zaraz za granicą - że wszyscy na rowerach i skuterach jeżdżą w kamizelkach odblaskowych i że kierowcy zawsze zatrzymują się pieszym. Jakaś inna kultura na drogach, wyższa :)
Pozdrów Wilno od nas! Zawsze zapamiętam je w wiosennym słońcu! :)
Uch,teraz zrozumialam:-) Bardzo cieszę się,ze zwiedziliscie i Wam spodobalo się! Napewno jeszcze raz wyruszycie za kilka lat:-) a my latem do Polski:-)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem weźmiemy dzieci :)
UsuńA nakonto kamizelek odblaskowych,to jest tak, ze Sejm przyjąl ustawę,ze rowerzysci powinni je ubierac. Inaczej będą karani pienięznie. Strajkowali,a teraz ucikli i jezdzą sobie,ze i tak musialo byc:-)
UsuńDo Ruskich? Naprawdę tak powiedziała Jarecka, czy to tylko taki literacki fejk?
OdpowiedzUsuńW Wilnie połowa ludzi, mniej więcej, mówi po polsku a na pewno polski rozumie. Ale nie lubią, i w ostatnich latach nie lubią coraz bardziej, niestety, polskiego używać. Mówię o Litwinach, nie o Polakach. Wiem, w Wilnie byłam jakieś c.a. trzydzieści razy na przestrzeni dziesięciu lat. Ostatni raz, niestety, dziewięć lat temu.
No i niestety, wnętrza i to co poza fasadami, jak widzę, nic się nie zmienia. Żal straszny, że za tą rokokową bramą (moje absolutnie ulubione miejsce w Wilnie jeśli chodzi o widok i nie tylko) wszystko osuwa się w totalną ruinę. Przecież to miejsce dla Polaków święte, jedno z najważniejszych w tym mieście - i pewnie to jest odpowiedź dlaczego aż tak bardzo o nie nie dbają.
Taniości podróży zazdrościć tylko :) - pytanko wielce praktyczne - ile godzin trwa podróż?
Widzę, że winna jestem oświadczenie.
UsuńW chwili, gdy dostałam do ręki rzeczony bilet wiedziałam doskonale, że Wilno jest stolicą LItwy. Wiedza ta jednak nie towarzyszyła mi od urodzenia, lecz mniej więcej od czwartej klasy szkoły podstawowej, kiedy to za wschodnią granicą wiele się zmieniło. Wcześniej był tam Związek Radziecki ze stolicą w Moskwie.
"Do ruskich" - tak proste ludzie, do których się zaliczam określali przybyszów zza wschodniej granicy, którzy w latach 90-tych licznie sypnęli się na polskie targowiska. POdobnie dziś mówi się, że coś się kupiło kupiło "u Chińczyka, chociaż jacy z tych wWietnamczyków Chińczycy?
Co do języka polskiego na LItwie nie mogę się wypowiadać na ten temat po trzech dniach tam spędzonych, w dodatku w jednym tylko mieście. Litwini, z którymi gawędziliśmy przy piwie (na oko w szóstej dekadzie życia) twierdzili, że mało osób na Litwie mówi po polsku, bo większość Polaków opuściła Litwę w latach 50 i później. Jeden z tych panów mówił po polsku sprawnie, ale raczej w takiej pidgin polszczyźnie i nie zawsze nas rozumiał, drugi mówił do nas po rosyjsku wielkimi literami a my rozumieliśmy ;) Od odpowiedzi na pytanie, czy Litwini nie lubią Polaków zwinnie się wykręcili.
Ja myślę, że może być dla nich irytujące, że Polacy ciągle uważają Wilno za swoje. Oczywiście mają do tego prawo ludzie, którzy sie tam urodzili a wojenne przetasowania sprawiły, że musieli je opuścić. Ale gdy przyjeżdżają całe wycieczki ludzi urodzonych po wojnie i oczekują chleba, soli i polskiej mowy - to musi irytować obywateli wolnego kraju. Mamy za sobą kawał wspólnej historii, ale czy my poczuwamy sie do mówienia po litewsku z tego tytułu?
Podróż trwa osiem godzin, lub, jak kto woli, tam - 9, z powrotem - 7 ;)
Dziwuję się "Ruskim", bo jakoś tak "od zawsze" (od dzieciństwa) Wilno i ten region był dla mnie emocjonalnie nasz. Białoruś, Ukraina - tak, to "Ruscy", ale tam jakoś nie. Ale rozumiem objaśnienie :)
UsuńPoruszyła Jarecka uśpioną w moim sercu tęsknotę za Wilnem. Ostatni raz byłam w 2005 roku. Pojechałoby się.
O tym, że wycieczki z Pl robią nam PR straszny w Wilnie i na Litwie przekonałam się boleśnie kilka razy. Zachowują się okropnie, zarówno starsi jak i młodsi pielgrzymi do "polskich świętych miejsc".
Czy na Rossie Jarecka trafiła na rzeźbę anioła odlatującego do nieba (takie skojarzenie, zdjęcia z Rossy mam bardzo podobne w zieloności, bywałam w długie majowe weekendy).
Co do mówienia przez Litwinów, zwłaszcza starszych, złotym sposobem jest konsekwentne trzymanie się angielskiego. Bardzo szybko przypominają sobie, że ten polski jednak nie taki trudny :) (przy czym nie nadużywałam tego fortelu, ale kilka razy się sprawdził, na przykład w kasie dworca kolejowego, jak pani chciała ze mną rozmawiać po rosyjsku).
W Wilnie ciągle mieszka bardzo dużo Polaków, w obwodzie wileńskim też (choć młodzi rzeczywiście w ostatnich latach wyjeżdżają na potęgę). Polski budzi niechęć, którą jestem w stanie zrozumieć, ale dlaczego rosyjski budzi mniejszą - nie pojmuję.
Pojechałoby się. Ale moje dziecko jeszcze za młode na uroki Wilna. No i 8 godzin to kurcze długo. Kiedyś jeździł pociąg nocny (przez Grodno) - to było rozwiązanie. Wieczorem się wsiadało, spało się i wysiadało świeżym jak skowronek w Wilnie. Tyle że nie za 1,5 pln na osobę w jedną stronę :)
Mieszkam w Wilnie. Jestem polką,ale muszę przyznac,ze czytając inne blogi tutaj,zamyslam się strasznie,gdyz duzo slow jest nieznajomych. Chociaz i do polskiej szkoly skonczylam. Jest tutaj u nas prosty polski język,zdodatkiem rosycyzmu.. Takze jest naprawde bardzo przykro,gdy litwini,osobiscie te mlode pacany,nalezace do nacjonalistow,wykrzykują "Lietuva lietuviams" Litwa-litwinom. Na pracę polakom jest trudniej urządzic się niz litwinom. Tak to jest naprawdę. Moja kuzynka,chociaz wyszla za polaka,ale nazwisko zrobila litewsjkie z dodatkiem -iene. Ale mimo tego wszystkiego,Wilno jest takie piękne! Latem spotykam tysiące turystow z Polski,az serce drzy slysząc ten czysty,piękny polski język!!!
OdpowiedzUsuńDzięki Grażyno za ten komentarz, to nam wiele wyjaśnia. Nacjonaliści są wszędzie, i w Polsce, i w Niemczech, i w UK. Wszędzie.
UsuńPowiedz mi jeszcze jak gotujecie ten pyszny groch, którym sie zajadaliśmy w Wilnie. Mnie sie albo rozpada, albo jest za twardy. Moczyć przed gotowanie czy nie? Prażyć pod pierzyną czy nie? JAK? :)
Masz na mysli groch ze skwarkami,z wędzonym boczkiem. Sama to ja nierobilam,tylko mąz. Przed gotowaniem moczy przez noc. Nastepnie gotuje. Podsmazyc cebulke,wędzony boczek. I polączyc. Mam nadzięje,ze o tym. Albo u nas groch lepszy:-D
OdpowiedzUsuńJezeli groch jest moczony przez calą noc,to dlugo niegotujemy. Tylko 15-30min.
OdpowiedzUsuńSmacznego:-*
Dzięki, o to mi chodziło :)
OdpowiedzUsuńGroch przywiozłam z Litwy :)
Ach, jak ja doskonale rozumiem ten zachwyt! Uwielbiam Wilno!!! Byłam dwukrotnie, za drugim razem też za taką kasę, że aż głupio się przyznawać (tyle, że ja sama, więc mnie PolskiBus kosztował cztery zyle;)! I wracać będę jeszcze nie raz! :) Cudne miejsca, cudni ludzie... cudne miasto! I jakże fotogeniczne, nieprawdaż? ;)
OdpowiedzUsuńPrawdaż! Nawet my wyglądaliśmy w nim dość dość ;p
UsuńPrzyjedź i zobacz!
Przyjadę i zobaczę! :)
UsuńMoja rodzina trwa w oslupieniu, gdy sie dowiedzieli za ile mozna pojechac do Wilna. Tu to za te cene mozna sobie espreso wypic, a nie ekspresem, czy innym szybkim pojechac:)
OdpowiedzUsuńWino piekne, moj maz byl wiele lat temu.
Z ta dziecielina, to ja zawsze mialam klopot.
Więcej kosztowało nas paliwo, na którym dojechaliśmy na dworzec autobusowy w W-wie ;)
Usuń