i nie bez kozery, bo aż dwadzieścia cztery!
(A jeśli jeszcze się nie pochwaliłam, że w świerszczykowym konkursie u BEBE zgarnęłam pierwszą nagrodę, to tylko dlatego, że wciąż odczuwam pewien rodzaj zażenowania, że stateczna matrona, żona jednego i matka pięciorga, a nawet wychowawca młodzieży, skleja sukienkę z gazety i strzela sobie w niej selfie przed lustrem. Sami powiedzcie. Niemniej - alleluja i do przodu, warto było - jupi!!!)
Tyle w temacie hot niusów, naści teraz odgrzewane kotleciki:
***
Zaczęło się niewinnie, tak jak zwykle; mały Adolfik też przecież nie wyskoczył z brzucha matki ryczącym hegemonem.
No więc zaczęło się tak, że Mario Nowak w swoim sklepie postawił na ladzie gigantyczny słój pełen kukułek.
Było to doskonałe marketingowe posunięcie.
Jarecka, która wpadła tylko po bułki, natychmiast tych kukułek zapragnęła. Zapragnęła, wyszła i zapomniała; przypomniało jej się dopiero pod koniec drugiego z rzędu Tygodnia Samotnej Matki. Mając do wyboru - ucieczkę w świat, napojenie dzieci makowiną lub zrobienie sobie jakiejś przyjemności - wybrała to ostatnie, aczkolwiek ucieczka w świat długo walczyła ze zwycięską opcją o prym.
Przypomniało się Jareckiej, że Szwagierka Dąbek ma cud-maszynę, która sieka, miesi i gotuje, nakrywa do stołu, kupuje świeże kwiatki i serwuje - ! - likier z kukułek.
Włożywszy ciemne okulary dla ukrycia szaleństwa, Jarecka zapakowała dzieci w samochód, zakupiła kukułki tudzież inne tajemne ingrediencje i pojechała wprost do Dąbków, ku cud-maszynie, która miała ją obdarzyć chwilą przyjemności.
Jaśnie Panicz, zapalony kucharz i zapalony majsterkowicz, na widok pichcącego ustrojstwa doznał ekstazy i zgłosił się na ochotnika do obsługi tegoż.
I tu Jarecka popadła w stupor.
Albowiem wydało jej się niestosownym, żeby syn miał matce sporządzać napój alkoholowy.
Wypowiedziała więc głośno swoją wątpliwość, lecz nie miała serca pozbawiać dzieci atrakcji, za jaką uważały przyglądanie się pracy cud-maszyny i wraz ze Szwagierką przystąpiła do dzieła. Po skończonej pracy cud-maszyna poinformowała, że likier można przechowywać w lodówce przez kilka dni, dziękuję, smacznego.
Jarecka popadła w kolejny stupor, bo sądziła, że ta litrowa karafeczka będzie jej dostarczać przyjemności przez kolejne kilka tygodni - jak to: kilka dni? Nie da rady, żadną miarą, nawet zakładając, że Jarecki kiedyś wróci z pracy i dołączy do libacji.
Wieczorem, w domu, okazało się, że trunek jest boski, choć wciąż nie aż tak, by w pojedynkę zutylizować go w kilka dni. Złożyło się jednak szczęśliwie, że jedna z koleżanek w najbliższą niedzielę świętowała okrągły jubileusz. Jarecka wzięła butelczynę na przyjęcie i uraczyła towarzystwo. Likier zrobił furorę a jedna z koleżanek, Mecenaska, przyznała się, że i ona ma cud-maszynę; uradzono tedy kolektywnie, że na najbliższą okazję to ona przyrządzi kukułkową miksturę.
Najbliższa okazja, garden party u znajomych, nadarzyła się już po dwóch tygodniach. Tym razem to Jareckiej przypadła rola kierowcy, którą to fuchą Jareccy dzielą się zazwyczaj w zależności od tego, jak daleko od domu odbywa się impreza.
I teraz uważaj Czytelniku, jak niewinnym krokiem nadchodzi upadek obyczajów, jak niepostrzeżenie mała skaza przechodzi w zgniliznę!
Między karkówką a tortem Mecenaska napomknęła mimochodem, że likieru nie przywiozła bo mąż ją zwiódł, że niby trunek za gęsty, dolała wody i to-już-nie-to, wzruszono ramionami i rozmowa potoczyła się w innym kierunku, jednakże...
Wieczorem, kiedy rodzina zapakowała się już do samochodu na drogę powrotną wraz z pustą tacą po cieście i przydziałem resztek z grilla, i gdy dzieci odnotowały, że to mama siedzi za kierownicą, kalejdoskop w kolorowej głowie Dwójki złożył elementy w zaskakującą całość.
- Mamo, jakie ty masz SZCZĘŚCIE. Ty prowadzisz, a ciocia akurat nie przywiozła likieru!
No co, może nie szczęście? :)
No to chlup!
Niech to, się pospieszyłam i pognałam jeszcze pod poprzedni post gratulować wygranej!
OdpowiedzUsuńTo teraz już mi chyba tylko zostało powiedzieć: zdrówko Jarecka, zdrówko ;))
Chluśniem bo uśniem!
UsuńBystra dziewczynka! :) Jej zdrowie! ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Gratuluję serdecznie pierwszego miejsca w konkursie! Zasłużyłaś :)
anulka
Dziękuję dziekuję :) Toast spełniam herbatką :)
UsuńGratuluję już oficjalnie!
OdpowiedzUsuńPost boski:)
Ps. Tfu, patologia jedna;)
;D
UsuńPo pierwsze GRATULACJE :) nie mogło być inaczej aby ta sukienka, a raczej Jarecka w sukience by nie wygrała :)
OdpowiedzUsuńTeż mam cud maszynę i kukułkówkę uwielbiam... zwłaszcza na ciepło zaraz po zrobieniu (ale wtedy szybciej zaczyna działać ;))
A! Kukułkówka nawet przechowywana w temperaturze pokojowej może stać kilka tygodni (aczkolwiek przy jej walorach smakowych jest to mało realne)... sprawdziłam :)
UsuńDzięki za rady! Zamierzam jeszcze kiedyś udać sie na pielgrzymkę do maszyny :) Myślę sobie, ze zamiast żółtek następnym razem dam więcej mleka skondensowanego i ze spokojnym sumieniem będę trzymać w lodówce dłużej niż kilka dni
UsuńEkhm ;)
Ręczę(sprawdzałam),że kukułkówka bez żółtek też pyszna! :) I dłużej postoi.
UsuńPatrząc po komentarzach to tu sama patologia :D Ciągnie swój do swego ;)
anulka
No i już wszystko wiem! Dzięki za radę! Następnym razem tak właśnie zrobię - pół półlitrówki wszak stoi w lodówce i czeka na... miejmy nadzieję na miłe spotkania, nie na Tydzień Samotnej Matki :)
UsuńJa z przyjemnością potwierdzę, że postoi spokojnie dłużej, szczególnie w lodówce. U nas w ten sposób żyła przeszło kwartał.
UsuńWarto też kombinować - zamiast kukulek użyłam swego czasu niechcianych alkoholowych czekoladek i tez było super. Innym razem resztę czekolady i rum w którym mo czytam rodzynki. I tak dalej... Pychotka.
o matulu... jak to brzmi ..pyyyysznie!
Usuńw życiu nie próbowałam, nie mam pojęcia o jakiej cud maszynie mówicie, ale wiem, że by mi smakowało!!
To która ma cudmaszynę i zaprasza resztę???
mogę przynieść kukułki :)
Mruwka zaprasza ;)
Usuń"Nie wierz nigdy kobiecie nie ustępuj na krok" grał i trąbił zespół KOMBI.
OdpowiedzUsuńTak też z cud- Maszyną. -miesi, miele i łże! Jak coś, co jest połączeniem cukrów prostych i czystego żywego spirytusu mogło by się zepsuć po kilku dniach?
Spirytus już nie taki czysty, bo w formie wódki, no i żółtka - moim zdaniem i tak żóltka w tej ilości alkoholu się zakonserwują na długo, ale wiesz - maszyny są ostrożne ;P
Usuńmoże bo.... ma jaja ;)
OdpowiedzUsuńCałe pińć
UsuńSłowem - ewenement w przyrodzie- kukułka na jajach!
Usuńale to reguła że to co z jajami to sie tylko kilka dni nadaje;-)?
UsuńWidzisz, Jarecki mówi, że tak
UsuńMusieć się zna.
UsuńTak Jarecka Ty to masz jednak szczęście..., że w domu nie posiadasz takiej magicznej maszyny! :)
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem? Moja rodzina ma to szczęście i okoliczni piesi :)))
UsuńOchhhh, ja też lubię tę płynną zakałę moralności!! I przypomina mi od razu upalne noce w Bardzo Dalekich Krajach, gdzie zapijało się nią moskity i ewentualne zatrucia surowym mięsem z możliwym bujnym życiem wewnętrznym... Mmmm...
OdpowiedzUsuńBujne życie wewnętrzne. Muszę to - nomen omen - przetrawić :))
Usuńsmaka mi na robiliście, mimo że nie wiem jaka to maszyna ani jaka to mikstura pyszna wychodzi ;-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ivonesca
Wybacz. Wiedziałam że tak będzie ;)
UsuńAni przez chwile nie watpilam, ze kiecka Jareckiej wygra, czy tez Jarecka w kiecce.
OdpowiedzUsuńGratulue!
W zyciu nie slyszalam o likierze z kukulek. Zapragnelam zadegustowac. I co teraz?
No to teraz jak przyjedziesz do Metropolii będę miała pretekst żeby namieszać i jak sie umówimy na kawę przekażę Ci flaszeczkę. Albo się wyłożymy nad Wisłą i zrobimy sobie puknik z kukułką.
UsuńO rany, jaki fajny pomysł wymyśliłam! :)
Przepraszam!!! :-) Wzięłam sobie do serca, jutro lecę po kukułki.... W niedzielę słyszałam mamy wolne, może wpadnę z likierkiem? :-)
OdpowiedzUsuń