"Dar i przekleństwo"-jak mawia detektyw Monk.
Przekleństwo dla Jareckiego, na którego z każdej szafy wysypują się kłębki, dar- dla Jareckiej. Rzadko są to regularne motki ze sklepu, najczęściej włóczkami obdarowują Jarecką znajome panie, które z różnych powodów już ich nie potrzebują- bo nie maja zdrowia/ochoty/chętnych na wyroby. Czasem dostaje się Jareckiej taka scheda po kimś zmarłym, nawet zupełnie obcym, i są to dla Jareckiej cenne dary. Czasem to całe paczki włóczek, czasem pojedyncze motki.
Ale Jarecka najbardziej kocha te najmniejsze, nieznanego gatunku, w niezwykłym kolorze. Przechowuje nawet odrobiny, które trudno nazwać choćby kłębuszkiem.
Albo całe kule sprutych swetrów.
Jakim cudem jeszcze się te pokłady w Deszczowym Domu nie skończyły- nie wiadomo, albowiem Maszyna Do Utylizacji Kłębuszków pracuje pełną parą przez okrągły rok.
Maszyna ta w osobie Jareckiej zasiadła sobie tedy całkiem niedawno i zainspirowana tym, na co się napatrzyła w internecie, a zwłaszcza tym, zrobiła dwie poszewki.
Cóż to była za frajda! Jarecka obiecała sobie, że już wkrótce zrobi ich więcej! Wykończywszy zaś owe cudeńka aż po guziki i napełniwszy je poduszkami, schowała gotowe poduchy głęboko do szafy i leżą tam sobie nie wadząc nikomu. Pozostawione bowiem w widocznym miejscu natychmiast stałyby się budulcem dla wszelkich domków, namiotów, ramp, i nie wiadomo czego jeszcze, ponadto Jarecka daje głowę, że Czwórka powodowana wewnętrznym przymusem natychmiast rozpięłaby guziczki, wyłuskała poduszeczki, i- tu kończy się wyobraźnia mamy, ale córki-nie!
Tematem na osobny post są etykiety z wyrobów pasmanteryjnych, które przeleżały w czyjejś szafie parę dekad. Te szare, stemplowane... Jarecka odkłada je nabożnie marząc, że kiedyś znajdzie dla nich odpowiednią oprawę i eksponowane miejsce w Deszczowym Domu- czym niechybnie zasłuży sobie na niemiłosierne drwiny Jareckiego :) Ale co tam!
Jakie fajne, cieplutkie poduszki do przytulania!
OdpowiedzUsuńno to fajnie nie jestem sama... ja tez zbieraczka klebuszkow, nawet te 5 cm zostawiam, zawsze mozna z dzieciakami wykorzystac... jak ja na nie pomyslu nie mam, to napewno moje chlopaki... nawet takie zajecie jak wpychanie kawalatek do slomek i proby ich wydmuchniecia to znak, ze to moje zbieractwo na cos sie przydaje...
OdpowiedzUsuńwlasnie dzis trafilam na bloga Twego i zamierzam pozostac...
i tak pytanie prywatne...jak ty dajesz rade z czworka?.. ja mam "tylko" dwoch i nie wiem czasami, skad ja mam czas i sily wziac...
wkropka
Kłębuszki to jest to! :)
OdpowiedzUsuńZostań, zostań, bardzo się cieszę :)
A jak sobie radzę? Jako tako. Nie lepiej i nie gorzej niż matki dwójki dzieci... W toku macierzyńskiej ewolucji nabyłam parę przydatnych mechanizmów ;) -pewnie będę jeszcze o tym dużo pisać :)
Ostatnio nieznajoma starsza pani na przystanku tramwajowym zaoferowała mi, że przyniesie mi siatkę włóczki...
OdpowiedzUsuńUprzedzam, mogą nie pachnieć zbyt ładnie! Pewnie przeleżały w szafie ze trzydzieści lat ;)
UsuńAle bierz, bierz, darowanemu koniowi...itd :)
A jeśli chodzi o etykiety, to można sfotografować i zamieścić kolaż na blogu!
OdpowiedzUsuńBromba