Zima roztacza przed Jarecką nie znane jej dotychczas uroki.
Na przykład zamarznięte drzwi do samochodu.
Pomińmy skrobanie oblodzonych szyb; nareszcie, po dwóch latach Jarecka mogła wypróbować prezent od teścia - skrobaczkę obstalowaną w cieplutkiej miękkiej rękawicy - i stwierdzić, że to fantastyczny sprzęt. Dom na Zadniej Górze zasobny jest co prawda w garaż, lecz nawet gdyby wynieść zeń nadstawę wiadomego kredensu (rowery już zostały wyniesione na strych), nie ma pewności, że samochód by się tam zmieścił.
(I tu wspomnijmy rzewnie obszerny garaż na Zaogoniu, którego jedynym felerem było to, iż w mroźny czas Czesiuniowie dostawiali tam swoje autko. Feler ów polegał na tym, iż czasem to autko blokowało Jareckiej wyjazd, zatem musiała ona wóz przestawić osobiście; nie mając zaś wielkiej wprawy w posługiwaniu się manualną skrzynią biegów rykiem silnika i kłębami spalin obwieszczała urbi et orbi garażowe rotacje)
Ukryte w przydrożnych zaroślach łasice, łosie i dziki mogły tego ranka podziwiać zad Jareckiej pakującej się do samochodu przez bagażnik. Po kilku(nastu) próbach udało się uruchomić silnik, ponieważ jednak drzwi uparcie odmawiały współpracy, Jarecka musiała znów powtórzyć manewr i wydobyć się na zewnątrz niczym przez jelito grube - by oskrobać szyby.
A potem to już z górki!
A raczej, dzięki Bogu, po płaskim.
Jarecka, która na drugie ma Polyanna, znajduje zimą wiele powodów do euforii.
Że nie musi o tej porze jeździć po rodzinnym J, a już ekstraordynaryjnie, że nie mieszka w górach jak jej przyjaciółki! Bo suwać się bez abeesów po płaskim jest przecież dużo bezpieczniej.
Że lwia część drogi do szkoły odbywa się po drogach krajowych odśnieżonych do cna.
I dalej, to co zwykle; że jakimś cudem urodziła te dzieci, że może patrzeć jak rosną; zwykłe, codzienne euforie.
***
Jarecko, ja to ciebie normalnie kocham i publicznie to wyznaję. Howgh!
OdpowiedzUsuńMistrz PiaRu, to ja! :)
UsuńJa popadłam dziś w euforię jak odkryłam, że w wioseczce w której to nieruchomość nasza stoi lepiej się jeździ niż w okolicznym powiatowym miasteczku, a już prawdziwym kwik radości wydobyła z gardła gorąca kawka podana przez męża po spacerze w -8..brrr
OdpowiedzUsuńA u nas...kręto i ślisko, że "mama jedzie tak wolno, jakby w ogóle nie jechała" :)
UsuńWiwat drugie imię Jareckiej!
OdpowiedzUsuńMów mi Poly :)
UsuńZad Jareckiej znikający w samochodowym bagażniku. To faktycznie musiał być widok ;)
OdpowiedzUsuńI ja popadam częściej w euforię, gdy świąt za oknem mrozem skuty. Cieszy wtedy zwłaszcza to, co na co dzień znienawidzone. Z tego to powodu doceniam ostatnio, że pracę mam przy domu i w ciepłych papciach z kubkiem parującej kawki przekraczam granicę dom-praca, że szarość Mniejszego Miasta pod warstewką białego puchu jakoś mniej szara, że za zimno na biegi w terenie i choć raz nie muszę użalać się nad brakiem czasu na tę aktywność ...
Jak to wiele od aury zależy.
Hu hu ha - piąteczka zimo!
Oczywiście miałam na myśli "ŚWIAT za oknem":)
UsuńNooo,jednakowoż jak potrwa to dłużej, ogłaszam strajk. Dopóki mam nadzieję, że w poniedziałek będzie lepiej, znoszę to z godnością, nawet pakując się do samochodu przez bagażnik.
UsuńWczoraj miałam w domu pod kocem siedzieć, jednak dorosłe dziecko zadzwoniło, że chore, że boli i żeby lekarstwa przywieźć. No to odśnieżyłam wóz i połowę podwórka, i pojechałam w tę zamieć. Na szczęście z ABSem. Przez bagażnik nie właziłam, bo w Gdańsku tylko minus 5 było.Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńO, też trafiłam w śnieżycę! Trwała jeden jedyny kwadrans, akurat jak wiozłam dziecię do dentysty. Czułam się jak w Enterprajsie!
UsuńJarecko! Piękny zimowy landszafcik! Działa na wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńMoi znajomi, jak to artyści mieli stare dwudrzwiowe autko i mieli też nieustającą dziurę budżetową. Pani domu otrzymała w Holandii nagrodę za swoje malarstwo, więc pojechali całą rodzinką odebrać i przy okazji zachwycić się Europą. Że drzwi od kierowcy się nie otwierają, przyzwyczaili się, gibki w biodrach pan domu wślizgiwał się przez siedzenie pasażera ponad drążkiem biegów, wślizgiwały się na tył dziateczki, wsiadała żona- jechali. Aż tu gdzieś w Niemczech popsuł się i zamek od strony pasażera, więc najpierw przez bagażnik wchodził Tatko, potem Mama, a za nimi dzieci. Robili to tak rutynowo, że doszli do baletowej wprost biegłości i odkąd dostali pierwsze spontaniczne brawa od przechodniów w Amsterdamie, to wsiadanie stało się częścią performensu, a to Tatko tyłeczkiem zakręcił, a to Mamusia zrobiła wdzięczną jaskółkę, a to dzieciny wpełzając przez bagażnik wydawały głos paszczą.
Minęły dni, tygodnie, miesiące, odkuli się trochę, kupili nowe auto.
Dzieci były niepocieszone.
Ale co, kupili auto bez bagażnika??
UsuńOkrutni.
Zachwyciłam się tym obrazkiem jeszcze bardziej niż tym wyżej...
UsuńBo tam wyżej to naprawdę nie było czym się zachwycać :)
UsuńBagażnik jest, to fantazji zabrakło.
UsuńPrzybij piątkę z Grudką! Irlandzka babcia wciąż nazywa ja Polyanną!
OdpowiedzUsuńPolyanny tego świata, przybijcie piątkę 😀
UsuńWznieśmy toast szklankami do połowy PEŁNYMI!
UsuńOptymizm przede wszystkim :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest optymizm. Raczej katastrofizm, coś w tym stylu każe mi cieszyć się tym, co jest :)
UsuńJarecko zamieszkaj we Wrocławiu, u nas ciepło - teraz (07.01.2017 godz. 22:23) jest -8!
OdpowiedzUsuńNormalnie upał;-)
Ja za każdym razem kiedy oglądam pogodę marzę aby tam mieszkać :)
UsuńWe Wrocławiu bardzo chętnie!
UsuńZa te ostatnie zdanie dziękuję Ci Droga Jarecka! Bo tak często czekamy na coś, czym można się zachwycać, a nie widzimy małych codzinnych cudów :)
OdpowiedzUsuńSzczerze Ci wyznam Mruwko, że ten wpis poleżał sobie ze dwa dni w poczekalni, bo zamierzałam go w wolnej chwili odckliwić, czyli zmienić ostatnie zdanie. Niestety Piątek (to chyba on) przypadkiem telefonem opublikował i zanim się zorientowałam, były już ze cztery komentarze i machnęłam ręką ;)
UsuńDobrze, że to ostatnie nie zostało zmienione. Takiej ckliwości nam trzeba :)
UsuńI właśnie takie codzienne radostki, pomimo przeciwności losu (swoją drogą polecam "pokrowce" na samochody - może nie wyglądają zbyt ciekawie, ale spełniają swoją rolę i codzienne skrobanie czy wchodzenie przez bagażnik w okresie zimowym można zostawić innym :), sprawiają, że doceniamy nasze życie :)
OdpowiedzUsuńPokrowce! Pamiętam z dzieciństwa!
UsuńW naszym zielonym samochodzie to był standard ,że drzwi zamarzały . Codzienną ruletką było,które się tym razem nie otworzą,a mimo tego,że samochód miał cztery drzwi to zdarzały się mężowi wejścia bagażnikiem.Zwłaszcza rano,gdy do pracy jechał.Natomiast w weekendy zdarzało nam się przed podróżą właściwą zajeżdżać na podziemny parking jednej galerii handlowej w celu rozmnożenia samochodu,bo tam ciepło było...
OdpowiedzUsuńEch,te uroki zimy...
alutka
Z niecierpliwością wyczekuję aż termometr pokaże coś powyżej zera.
UsuńUpss! Miało być : rozmrożenia samochodu....:-)))
Usuńalutka
ot, zima wróciła...
OdpowiedzUsuńi ja wróciłam ;-)
pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :-)
to byłam ja...ivonesca ;-)
UsuńTak myślałam, zż Ty albo Silvarerum :)
UsuńWspaniale, że rodzina daje ci tyle radości i satysfakcji :)
OdpowiedzUsuńSkrobaczka z rękawiczką? Nie widziałam, ale na pewno to rewelacyjny sprzęt!
Widuję takie na stacjach benzynowych - polecam!
UsuńHaha, też mi się udało dostać do samochodu dzięki temu, że bagażnik się otworzył! Dobrze, że nie jestem jedyna taka giętka :D
OdpowiedzUsuńKlub Giętkich wkracza do akcji!
Usuń"zwykłe, codzienne euforie"... kotwice, nie?
OdpowiedzUsuńA ja kiedyś tak byłam przejęta jednym z pierwszych moich samodzielnych tankowań, że .... zapłaciłam , wróciłam do samochodu i usiadłam na miejscu pasażera. Czekałam tak i czekałam, nim zorientowałam się, że to ja jestem kierowcą!
Omijam tę stację szerokim łukiem . Kropka.
A to byłam ja- czajnik Blogowy.
UsuńWidzę Cię w tym aucie i kwiczę! :))))
UsuńHe he tez to widzę.
UsuńA co do wchdzenia przez bagażnik, toż piszą przecież Auto pięciodrzwiowe. :-)